Moje pierwsze opowiadanie. Narazie pierwsza część. Nie bądźcie zbyt surowi Jak by co - szersze wyjaśnienie konfliktu będzie w następnych częściach (retrospekcje).
Bekend, 724 BBY, dzień 3 walk
Już od kilku minut słychać było odgłosy walk z sąsiednich ulic. „Wkrótce i tu przyjdą, huttańskie ścierwa” – pomyślał Du-Cha, młody twi’lekański padawan Jedi, czyszcząć swój blasterowy karabinek. „Mieczy świetlnych używać tylko w sytuacjach ostatecznych, tak by najemnicy nie dowiedzieli się, ilu Jedi bierze udział w bitwie i gdzie są rozmieszczeni” – taki rozkaz napłynął od pułkownika Woostera Cillarsa niespełna godzinę przed rozpoczęciem boju o miasto. Rozmyślania Du-Chy przerwały niespodziewanie strzały. Zza rogu najbliższej alei wychylił się najemny zwiadowca.
- Na pozycje, szybko! Oni zaraz tu będą! Szybko! – Du-Cha od razu otrząsnął się z zaskoczenia i zajął miejsce za prowizoryczną barykadą ustawioną poprzek ulicy. Chwilę później zza budynku wypadł oddział wynajętych przez huttów najemników. Twi’lek dostrzegł wśród nich głównie ludzi, choć nie brakowało również przedstawicieli innych ras. Bandyci ustawili się po bokach ulicy i rozpoczęli frontalny atak. Przewaga liczebna była jednak po stronie żołnierzy Republiki i jej miejscowych sojuszników. Atakujący padali jeden po drugim od blasterowych błyskawic posyłanych co chwila zza umocnień. Szczególne spustoszenia siał potężny stacjonarny karabin laserowy, ustawiony w centrum barykady. Zarówno zawodowi żołnierze Republiki, jak i jednostki wsparcia z Bekendu walczyli zgranie, z łatwością odpierając kolejne szturmy najmitów. Du-Cha raz po raz wychylał się zza murka i z zabójczą, bo wspomaganą Mocą precyzją eliminował kolejnych nieprzyjaciół.
Wydawało się, że walka zakończy się, zanim na dobre się rozpoczęła. Jednak Gwardia Niezależnych, jak nazwali sami siebie najemnicy miała w zanadrzu sporą niespodziankę. Zza rogu wyjechał potężny, nieoznakowany czołg repulsorowy i włączył się do walki. Pierwszym strzałem zmiótł z powierzchni planety czwartą część barykady, drugim unieruchomił ciężki karabin laserowy. „To jest sytuacja ostateczna” – mruknął Du-Cha. Odrzucił blaster i wspomagając się Mocą wykonał długi skok w kierunku nieprzyjaciela, w locie wysuwając swą jasnozieloną klingę miecza świetlnego. Lądując metr od czołgu, błyskawicznie poruszył bronią, by odbić zmierzające ku niemu blasterowe błyskawice. Wykonał efektowny piruet, zakończony potężnym cięciem, które rozpłatało lufę nieprzyjacielskiej machiny. Jednym susem znalazł się na dachu pojazdu i nie tracąc czasu wyciął w jego pancerzu otwór wielkości ludzkiej pięści. Szybkim ruchem wyjął zza pasam niewielki przedmiot i wepchnął go do wnętrza czołgu. Ułamek sekundy później, twi’lek szybował już w stronę sojuszników. Przyklękając podczas lądowania, czuł już na swoich lekku podmuch eksplozji, jaką wywołał wrzucony do wnętrza machiny niewielki detonator termiczny. Wybuch zmiótł również kilku stojących najbliżej epicentrum eksplozji Gwardzistów. Pozostali, widząc nieuchronną klęskę salwowali się ucieczką. Chwilę później na polu niedawnego boju zapadła głucha cisza, przerywana jedynie trzaskiem płomieni, tlących się jeszcze przy resztkach repulsorowego czołgu. Na sąsiednich ulicach walka również zakończyła się, zazwyczaj zresztą pomyślnie dla obrońców Bekendu. Tym razem straty nie były duże, ale nigdy nie wiadomo co przyniesie kolejna walka.
– Sierżancie Pashekk, musimy szybko porozumieć się z oddziałem mistrza Estera. – Du-Cha zwrócił się do swego przyjaciela i podwadnego, sierżanta Pavla Pashekka – Najemnicy już wiedzą, gdzie jestem. Niedługo przyjdą tu z większą siłą.
– Się robi, padawanku – odpowiedział devorianin uśmiechając się szeroko – wreszcie będzie tu trochę zabawy.
– Pewnie aż za dużo... – odrzekł bez cienia wesołości twi’lek.
Du-Cha oddalił się od swoich żołnierzy, pozostawiając im przygotowanie do kolejnej walki. Wiedział, że zrobią to dobrze. Sam uklęknął i rozpoczął medytacje. Rozmyślał o wydarzeniach, które doprowadziły do tego konfliktu.
Mam już "na brudno" zrobione 3 następne części. Jak się spodoba to poprawię i opublikuję