Drugi sezon to dla mnie nieprzerwane pasmo radości z Gwiezdnych Wojen :]
To był naprawdę świetny odcinek, było tam tak wiele smaczków i niesamowity klimacik.
Poniżej walę spoilerami bez ostrzeżenia.
Jednym z powodów, dla których tak bardzo lubię ten serial, jest to, że pokazuje wiele aspektów życia naszych bohaterów, na które nie było miejsca w filmach. Jest więcej czasu, więcej wydarzeń i możemy ich obserwować przy wielu różnych czynnościach, w różnych sytuacjach.
Tym razem mogliśmy obejrzeć zasypiające na statku padawanki. Dotychczas w filmach śpiącego na pokładzie statku widzieliśmy tylko Jar Jara Może to nic, ale mnie takie rzeczy po prostu cieszą. Fajnie było zobaczyć jak Ahsoka wierci się na poduszce z emblematem Republiki (!). W ogóle podobało mi się, że po raz kolejny oglądaliśmy dziewczęcy duet w akcji, a co więcej, różne drobiazgi wskazują na to, że Ahsoka i Barissa zaprzyjaźniły się. To na dobrą sprawę pierwsza gwiezdnowojenna przyjaźń damsko-damska, którą możemy oglądać na ekranie. Kolejna rzadkość – posiłek. W ogóle cała ta scena kiedy dziewczyny jedzą i gadają jest świetna. Widać w niej jak bardzo poprawiła się chociażby mimika postaci. No i mamy tu piękną wstawkę o przekonaniach Anakina na temat co będzie po wojnie, która pokrywa się z innymi źródłami z EU.
Atmosfera odcinka jest taka mroczna, a sceny w których z zainfekowanych pasażerów robaczki wyłażą ustami, robią wrażenie i mogą przestraszyć dzieciaki. I to jak Barissa przebija klona, mocne. Fajnym pomysłem było też, żeby „opętane” klony mówiły po geonosiańsku, w końcu stały się częścią roju. A wisienką na torcie klimatu jest wkurzony Anakin, który robi co musi być zrobione, by uratować swoją padawankę.
Podobało mi się również to, że po raz kolejny w tym sezonie, w jednym odcinku oglądamy wielu Jedi na raz. Ciekawie obserwuje się ich interakcje, nie tylko tych, którzy na co dzień ze sobą współpracują (jak Anakin i Obi), ale też innych. To fajnie uwypukla różnice w ich charakterach i podkreśla jak bardzo różnił się od nich Wybraniec.
No i znowu mamy ładnie zarysowaną rozwijającą się relację pomiędzy Anakinem a Ahsoką i temat przywiązania. To, że Skywalker używa ciemnej strony by ratować kogoś bliskiego jest pięknym nawiązaniem do Zemsty Sithów i Padme. Cieszę się, że pokazano też znowu spokojniejszą scenę z ich udziałem, rozmowy na końcu. W końcu nie samymi walkami człowiek żyje. Dodatkową frajdę sprawiło mi to, że Ahsoka wspomina o wydarzeniach z Hidden Enemy, czyli takich, które wydarzyły się nim dołączyła do Anakina, czyli wie o nich od niego. A ja ostatnio myślałam właśnie, że Skywalker na pewno opowiadał jej w wolnych chwilach dziesiątki przygód swoich i Obi-Wana
Co więcej ten odcinek sprawił, że inaczej spojrzałam na Vadera dowiadującego się, że ma syna. I muszę przyznać, że ciekawa jestem swojego pierwszego seansu nowej trylogii po TCW.
Na „fajowość” tego odcinka wpłynęły też inne liczne drobiazgi: uśmiech Fista, wzmianka o akcji Windu na Dantooine z Clone Warsów, pola siłowe na statku jak te z Mrocznego Widma, to, że klony z jednej drużyny?, oddziału? (nie znam się na tym) mają taki sam symbol na zbrojach.
Naprawdę nie wiem, jak można nie cieszyć się tym serialem, dla mnie każdy kolejny odcinek to jak prezent od Mikołaja
Na koniec muszę wyrazić swoje ubolewanie nad malejącą ostatnio ilością recenzji kolejnych odcinków. Bardzo lubię po obejrzeniu poczytać sobie opinie innych, czuję się rozczarowana, jak jest ich tak mało i są często takie zdawkowe :/