Dzisiejszym tematem będzie tak zwany "koniec świata"... Nie, nie chodzi mi o to miejsce uważane przez średniowiecznych jako miejsce gdzie nic dalej nie ma, takie zero absolutne, tylko o dzień w którym zginiemy prawie wszyscy a tych którzy przeżyli dopadnie potworny chaos w którym w ciągu najbliższych godzin najprawdopodobniej również zginą. Na podstawie moich doświadczeń powiem że ludzie nie lubią zaczynać tego tematu, choć często mają dużo do powiedzenia. Ja jako wierny fan klimatów post-apo i jak mówią "bajkopisarzem" [nie, nie chodzi o to że jestem ukrytym praprapra[wiele-razy-pra]wnukiem Hansa C. Andersena, mówią to raczej z tego względu że na każde niedopowiedziane wydarzenie mogę wymienić w ciągu chwili dużą ilość możliwości, z czego kiedyś potwornie często korzystałem] napiszę teraz parę moich teorii o końcu świata. Pierwsza będzie typowo "Falloutowa". Każdy kto śledzi wydarzenia na arenie międzynarodowej wie, że Korea Północna i Iran zbroją się w niezbyt pokojowy atom. I niestety nie są naszymi sojusznikami, wręcz przeciwnie, wielu Koreańczyków i Irańczyków odnosi się do naszego sojuszu pogardliwie, wręcz wrogo. Pomyślicie pewnie "Stany nie takie rzeczy załatwiały". I niestety jesteście w błędzie. Ile leci taka rakieta? Nie znam się na tym za bardzo ale góra jeden dzień. Dam głowę że oni nie są tacy głupi aby wywoływać wojnę jak dżentelmeni i potem pokutować zniszczonym krajem. Stany najprawdopodobniej dowiedzą się o tym że Korea wysłała rakiety co najmniej godzinę po ich uderzeniu. A wtedy bedzie już za późno. Proszę, poprawcie mnie jeśli coś jest nie tak, powiem wam że nie do końca się znam na rakietach i wojsku USA dlatego byłbym wdzięczny gdybyście mnie poprawili. Drugą część napiszę za jakąś godzinę, dlatego postarajcie się skomentować to i pomóc mi poprawić teraz, żeby to jakoś się trzymało kupy. Dziękuję.