Najsmutniejsza chwila? Jak dla mnie cała Nowa Trylogia jest niezwykle smutna i pochlipuję oglądając wszystkie `nowe` epizody.
Już w Mrocznym Widmie łzy lecą mi podczas scen na Tatooine, gdzie poznajemy małego Aniego i jego mądrą, ale smutną matkę, która wie, że syna czeka większy, lepszy los niż niewolnika. Ich pożegnanie przyprawia mnie o niekontrolowany płacz. Smutno mi nawet podczas epickiego wyścigu Boonta, gdzie widzimy ogromny potencjał Skywalkera i jego połączenie z Mocą. Następnie knowania Palpatine`a, jego mydlenie oczu Amidali, żądza władzy, początki intrygi. Smuci mnie też pierwsze spotkanie Anakina i Padme - choć zaczyna się pięknie (`Czy jesteś aniołem?`), wiemy dobrze jak wszystko to się kończy i zawsze mnie to przygnębia. No i na zakończenie śmierć Qui-Gona poprzedzona prośbą o opiekę nad Anakinem. I jak tu się nie smucić?
Atak Klonów o łzy przyprawia mnie głównie z powodu wątku miłosnego Anakin & Padme. Już nawet samo `Across the Stars` Williamsa łączy ze sobą piękną, pełną uczucia melodię z ciężkimi dudnięciami, które przepowiadają zagrażające ich miłości niebezpieczeństwo. Inna sprawa to widoczne rozterki Anakina, jego ból pogłębiony śmiercią matki. Wzrasta też potęga Palpatine`a, tworzy się armia klonów, których dalsze poczynania znamy dobrze ze Starej Trylogii.
Dalej - najsmutniejszy film, jaki kiedykolwiek miałam okazję oglądać, a więc Zemsta Sithów. Nie umiem wymienić tu pojedynczych scen, które są dla mnie najsmutniejsze, bo cały film, już od przelotu myśliwców Anakina i Obi-Wana nad Coruscant i Anakinowego `This is where the fun begins!` jestem przybita, a im dalej, tym więcej łez z siebie wylewam... Ostatnio złapałam się na tym, że już na samą myśl o Zemście Sithów staję się przygnębiona.
Jeśli chodzi o Starą Trylogię... Cóż, tu ciężko znaleźć mi smutne momenty, raczej wzruszające - i do nich na pewno zaliczyć mogę śmierć Ewoka, o której ktoś już tu wspomniał. Porusza mnie też walka Vadera z Luke`m w TESB. Jedynymi momentami w ST, gdzie kręcą mi się łzy w oczach, są rozmowy syna z ojcem na temat jego prawdziwego ja, a także ostateczne odkupienie Anakina i jego bohaterska śmierć poprzedzająca scenę spalenia.
Ogólnie więc można powiedzieć, że ryczę jak bóbr przy każdej scenie z udziałem Anakina, gdy zmierza on ku swojemu tragicznemu przeznaczeniu.