Witam. Przedstawiam moje najnowsze opowiadanie pt. "Preludium". Otwiera ono cykl kilku opowiadań "Ostatni Myśliwy". Jest to połączenia gatunków horroru, fantasy oraz sience fiction. Mam nadzieję że przypadnie ono wam do gustu. Zapraszam do lektury mojego pierwszego nie-gwiezdnowojennego opowiadania. Miłej lektury!
Preludium
Słońce mozolnie chyliło się ku horyzontowi rozlewając po niebie gamę barw oranżu i fioletu. W oddali majaczyły oba księżyce, wyczekujące swego wkroczenia na piedestał niebios. Piękny spektakl po chwili skończył się – pierwsze, nieśmiałe gwiazdy zasłoniła mętna warstwa skłębionych, ciemnych chmur. Po krótkim czasie, z chmur wydobyły się rozszeptane struny deszczu na których zwinne błyskawice odgrywały swe diaboliczne sonaty grozy przy akompaniamencie zgrzytu grzmotów.
Owy wieczór, z rześkiego spektaklu niknącego na horyzoncie słońca stał się ponurą, zatrważającą zabawą bogów.
Smukła i zwinna sylwetka brnęła przez ścianę wilgoci, przez ciemną puszczę pełną tajemniczych głosów i stworzeń. Kierowała się ku nikłemu blaskowi światła na krańcu widnokręgu który hipnotyzował ciepłem i spokojem.
Jego cel był jednak nie mniej niepozorny niż wygląd i niesprzyjające okoliczności jej wędrówki.
Nelora podejrzliwie przypatrywała się tajemniczemu przybyszowi. Owy bezszelestnie uchylił wrota i wkradł się weń wpuszczając do środka komnaty basowe echo uderzenia błyskawicy. Jego ubiór był wyjątkowo niechlujny – wytłamszony długi skórzany płaszcz, brudne nieuporządkowane włosy sięgające za ramiona, ubłocone buty i poszarpany skórzany kapelusz świadczyły o człowieku zbyt rażąco. Był zdyszany i przemęczony. Uciążliwa dbałość o szczegóły przykuła wzrok Nelory na nieogolonym podbródku. Ewidentnie był w podróży od co najmniej kilku dni. Nie pojmowała co taka osoba mogła robić w takim miejscu jak to. Spodziewała się tu prawdopodobniej jakiegoś biedaka bądź nędzarza który łaknął by pomocy w świątyni opieki troskliwych mnichów w taką rozszalałą burzę.
Przybyły podejrzliwie przetoczył wzrok po komnacie. Wydawał się być czujny, a jego zmysły zdawały się być maksymalnie wyostrzonymi na najlżejsze tchnienie wiatru.
To miejsce – w którym się wychowała i pracowała za grosze było niezmąconą oazą spokoju, świątynią gdzie każdy mógł odnaleźć swe miejsce, schronienie, dom. Przybysz wyglądał podejrzanie i choć misją Nelory – uzdrowicielki – było szerzyć dobroć i wsparcie dla umierających, żebraków i trędowatych instynkt podpowiadał jej że przybyły nie ma dobrych intencji.
Nelora na bezczelnie spojrzenie nowoprzybyłego odpowiedziała wyjątkowo złośliwym uśmiechem. Nie była zadowolona z towarzystwa takich… ludzi.
Na swych plechach poczuła gorący oddech jej burkliwego przyjaciela – Yarin spojrzał na wędrowca i oplótł palcami sztylet u swego pasa. Nelora natychmiast powstrzymała go od wrogich zamiarów widząc iż nowoprzybyły drży na myśl o idei Yarina. Lekko zdezorientowany uśmiechnął się aby złagodzić zamiary mężnego wojownika.
Wędrowiec przeszedł tuż obok wschodniej ściany i posunął dłonią o chropowatej warstwie chłodnego alabastru. Przymknął oczy i wzdrygnął się czując dziwną, acz dla innych niewyczuwalną, woń unoszącą się w powietrzu. Oprzytomniał i zamyślił się.
Nelora oczekiwała na następne posunięcie. Powoli skierowała się ku przybyszowi a ten nieco zmieszany rzekł potulnym tonem:
- Nie, nie… nie mam złych zamiarów! – wyjąkał rozglądając się. – Poszukuje pewnego… osobnika… Nie jestem w stanie wyjawić jego imienia. To niereformowalnie poufne.
Zaplotła ręce na piersi.
- Mmm… Jak ci na imię?
- Zwą mnie Soorinem. Jestem tropicielem, łowcą i obieżyświatem. – odparł dumnie. Ponownie zagłębił się w woń otoczenia. Żwawym krokiem skierował się w stronę wyjściowego portalu lecz zatrzymał się kilka metrów przed samym wyjściem.
- Miło mi… - skłamała. – Zwą mnie Nelorą. Kogo poszukujesz? – spytała uzdrowicielka przypatrując się Soorinowi. – Czy któreś z nas będzie w stanie ci pomóc?
Soorin westchnął i odwrócił się. Przetoczył wzrok po komnacie.
- Nie. – uciął jej krótko, przypatrując się podejrzliwie pokornemu kapłanowi który przeszukiwał właśnie bujne zbiory odległych o kilkanaście metrów archiwów spoczywających w następnej komnacie.
Nelora zmrużyła oczy wymuszając na Soorinie odpowiedź na jej pozornie proste pytanie. Obieżyświat na kilka chwil zgiął grzbiet i przetoczył wzrok po południowej ścianie. Po chwili powróciła jego normalna pozycja. Westchnął wyjątkowo głęboko, przeczesał przemoczone blond włosy i oznajmił tonem stanowczym, mrożącym krew w żyłach. Tempo jego słów nabierało szybkości z każdym momentem.
- Ta istota to nie jest ludzki wytwór. Nie stworzyli jej ludzcy magowie, szamani ani alchemicy. Pochodzi z czeluści wszechświata i sprowadza na otoczenie nieszczęście, głód, rozpacz, plagi. Nikt nie jest w stanie tego okiełznać. Ono potrafi czaić się wszędzie, przenikać nasze umysły, dusze, ciało, myśli… Ta istota potrafi nasze zamiary, plany, marzenia i byt obrócić przeciwko nam, aby następnie wykorzystać je do unicestwienia nas i wchłonięcia w postaci wzmocnienia swych sił...
Przerażona i zaintrygowana Nelora zamyśliła się i rozejrzała. Poczuła jak jej włoski na karku powoli jeżą się coraz bardziej z każdym uderzeniem echa głosu obieżyświata. Nie ukrywała dogłębnego zszokowania tą opowieścią. Czy była realna…? Podświadomie próbowała wyszukać najlżejszy cień kłamstwa w jego pełnych tajemnicy słowach Soorina. Pojawił się on znikąd i wije niewyobrażalne bujdy! Nie był osobą wystarczająco wiarygodną aby zdobyć jej zaufanie co było misją wyjątkowo trudną.
- Jej wzrok pali, wyziew tłamsi a dotyk zabija. – ton jego głosu przybrał tak przytłaczającą barwę że nie była w stanie oprzeć się jego słowom. Powaga rozbrzmiewała w każdym z nich. Nie mógł kłamać.
- Czego oczekujesz od tej istoty… osoby… tego czegoś? – nie potrafiła zebrać słów w sensowne brzmienie.
- Oczekuje? Oczekuje?! – rzucił pretensjonalnym tonem. – Mam tylko jeden cel. Dopaść go – urwał. – i własnoręcznie ukatrupić. Nie wiele więcej jestem w stanie ci powiedzieć ale przybyłem tu z powodu…
Zastygł i pobladł.
- On jest tu. Czai się wśród was. Wiem to. Jest w każdym powiewie powietrza, w każdym umyśle, w każdej cząstce czasoprzestrzeni.
- Absurd! – wykrzyknęła Nelora. – Każdy z nas jest działającym dobrowolnie osobnikiem wspomagającym przybyłych tu. Nikt nie jest tu opętany przez wytwór wyobraźni obłąkanego pustelnika. To spokojny przytułek na obrzeżach wielkiego miasta, czy w takim miejscy może się czaić… wymysł jakiegoś popaprańca?
- Próbuje wam pomóc a wy odpłacacie się mi nieuprzejmością, surowością i wrogością. Przybyłem w ostatniej chwili. Powoli jego chłodne szpony zacisną się na waszych duszach doprowadzając do szaleństwa. Zaczniecie mordować się nawzajem. Ja oferuje wam bezinteresowną pomoc lecz widzę że nie jesteście zainteresowani.
- Odejdź, szaleńcze. Nie chcemy cię tu. – odparła chłodnie Nelora. Nigdy nie pozwoliłaby na zniewagę jej braci. – Straże! Wyprowadzić stąd tego obłąkanego bajarza. Natychmiast!
Rozpromieniony Yarin kilkoma susami przeciął powierzchnię dzielącą jego od Soorina i zacisnął hardą dłoń na jego ramieniu. Począł ciągnąć go z niewyobrażalną siłą ku wyjściowemu portalowi. Po chwili wrota uchyliły się.
- Pożałujecie tego nędznicy! Bestia czai się tu! Jest coraz bliżej! Będziecie jeszcze błagać mnie o…
Urwał kiedy to blask licznych pochodni i świec stłumił wyjątkowo mroźny powiew. Yarin zaintrygowany puścił Soorina i odszedł w nieokreślonym poprzez niezmąconą ciemność kierunku. Nelora zapaliła jeden ze świeczników trzymając go we wrażliwych dłoniach. Soorin uśmiechnął się pogardliwie w świetle płomieni i rzekł:
- Wiedziałem. On jest tu. Teraz czyha na nasze życie. Gdybyś zezwoliła mi działać w porę mnie nie było by już tu teraz a wszystko byłoby w normie. Jesteście nierozważnymi głupcami błądzącymi w świetle. Teraz osuń mi się z drogi, panienko.
Nelora zszokowana i poruszona zdaniem Soorina poczęła splatać ciętą ripostę w zawiłym umyśle lecz żwawy, hardy krok obieżyświata zmusił ją do zejścia mu z drogi.
Minął moment i po chwili Soorina wchłonął bezdenny mrok odległych sal.
Ra! Niepokorny!
Nelora odwróciła się mącąc ciemność światłem płomieni.
- Yarin?
Skąd mógł dobiec szept który wywołał chłodne ciarki na całym ciele Nelory.
Ra! Ra! Ra!
Nelora przerażona dogłębnie postanowiła odnaleźć Soorina i powiadomić go o tajemniczych szeptach. A nuż miał rację? A nuż głosił prawdę w kwestii Bestii?
- Soorinie! Soorinie! – poczęła wołać. Po chwili biegu wpadła na niego. Stał on wryty, niczym słup. Po uderzeniu jedynie lekko zachwiał się zaś Nelora potknęła się i upadła na marmurowe podłoże. Świecznik poszybował metr dalej i oświetlił…
To czemu wpatrywał się Soorin.
Był to zakrwawiony ludzką krwią kieł spoczywający w płytkiej kałuży połyskliwego, seledynowego i mętnego płynu. Nieopodal leżał powyginany, stalowy sztylet.
Soorin nie drgnął. Mimowolnie z jego ust wydobył się pełen grozy szept.
- On… tu… przybył…
Nelora przypatrywała się miejscu prawdopodobnego ataku istoty. Chciała zbliżyć się do seledynowej krwi, lecz Soorin stanowczym okrzykiem zabronił jej.
- Nie tknij tego! To jego jad. Płynie w jego żyłach, tętni w jego mózgu i jest pobierany z… umysłów ofiar. – Nelora oddaliła się w popłochu od jadu. – Kropla potrafi spowodować paraliż, oszołomienie, krwotoki i długotrwałe stępienie zmysłów. Większa ilość jest w stanie, w najlepszym wypadku, pozbawić cię wszelkich zmysłów i zatrzymać wiele funkcji życiowych. W najgorszym… może ulotnić twą świadomość wzmacniając swą konsystencję – nie, nie umrzesz od tego. Będziesz tak długo cierpiała że będziesz błagała o pozbawienie cię życia. Staniesz się pustą, wysuszoną powłoką bez czucia i duszy.
- Ale… jak to możliwie? – wykrztusiła przerażona do szpiku kości uzdrowicielka.
- Tego nie wiem nawet ja. To płód chorych umysłów nie z tego wymiaru… Tylko oni wiedzą jak wszystko w nim funkcjonuje. Pomogę ci wstać.
Soorin momentalnie otrzeźwiony z odrętwienia podał Nelorze rękę. Ta powoli wstała, przy pomocy pozornie dżentelmeńskiego Soorina.
- Soorine… - zaczęła powoli gładząc wygniecioną, błękitną tunikę z której spływały liczne sploty różnobarwnych koralików. – Chciałam ci coś powiedzieć. Słyszałam dziwne…
Przerwał jej ogłuszający pisk. Runęła na kolana z bólu nerwów jakie wywołał dźwięk. Zasłoniła uszy, lecz po kilku sekundach pisk minął. Głuche echo jeszcze wiele chwil dudniło w jej uszach i korytarzach świątyni.
Soorin niczym czujny drapieżnik, popędził w mrok. Jego cień chwilę majaczył na ścianie komnaty oświetlonej świecznikiem lecz po chwili wchłonięty został przez niezmącony mrok.
Nelora bezustannie zszokowana ciągiem paradoksalnych wydarzeń, uniosła świecznik i samotnie wyruszyła w mrok. Słyszała niedalekie kroki Soorina, kilka metrów przed nią. Z pisku jego skórzanych butów wynikało że porusza się szybko, gwałtownie i chaotycznie.
W końcu odnalazła zarys jego sylwetki w mroku. Klęczał obok niezidentyfikowanego obiektu, bardzo wymiętego i poszarpanego. Wpatrywał się w tajemniczy obiekt wysilając niezawodny jak dotąd węch i wzrok aby odszukać ślady bestii.
Po chwili Nelorze udało się zobaczyć całą okazałość obiektu.
Było to ludzkie ciało.
Konkretniej bardzo poturbowane. Czarna krew powoli spływała po okaleczonych piersiach. Bez wątpienia pół-elf. Łatwo było ich poznać po amalgamacie ludzkiej i elfiej krwi która przybierała barwę ciemnej, mętnej cieczy. Była tego świadkiem podczas leczenia grupy pół-elfów pokaleczonych zatrutymi strzałami zbójców. Najprawdopodobniej zostali wygnani z własnych domów i porzuceni w głębokiej puszczy po odkryciu ich spokrewnienia z ludźmi. Elfy brzydziły się tego.
Widać było wyraźne ślady po siekaczach – na tyle okazałych aby skruszyć kości. Nelora poczuła nagły atak fali mdłości na samą myśl jakie bestia miała zamiary przedostając się do…
Wzdrygnęła się i spojrzała na zadumanego Soorina.
- Bestia tu była. – rzekł chłodno i srogo. – Powoli oddaliła się… Lecz nie wiem w jakim kierunku. - Jego głos rozbrzmiewał wrogimi zamiarami. – Jeśli nic nie zrobię w ciągu najbliższych kilku chwil ofiar może być jeszcze więcej aż w końcu… wszyscy zginiemy. – urwał i powstał. – To już druga. A dla istoty pokroju bestii to nie jest nawet namiastka przystawki. Jej żniwa w ciągu kilku godzin mogą sięgać niekiedy całych miast.
- Dlaczego potwór przybył właśnie tutaj…? – spytała oszalała z trwogi Nelora.
- To skupisko wielu odmiennych klas, ras i osobistości. – odparł Soorin powoli powstając. - Zderzenie granic światów biedy, nędzy i głodu oraz przepychu, dobrobytu i bogactwa. Takie miejsca to idealne żerowisko dla bestii. Urozmaicenie pożywienia dobitnie zaspokaja jej głód na dłużej i pozwala na znaczne wzmocnienie. Lecz głód owy nie ustaje – po powrocie wręcz wzmacnia się ze zdwojoną siłą. Działanie tej istoty jest owocem żniw setek inteligentnych istnień…
Nelora nie była w stanie odpowiedzieć. Przypatrywała się trupowi którego wyraz twarzy zmarł w agonalnym okrzyku.
- Soorinie, muszę cię o czymś powiadomić. – oświadczyła dumnie skłaniając Soorina do zwrócenia na nią uwagi. Jego rozbiegany wzrok po chwili wylądował na twarzy Nelory. – Słyszałam dziwne szepty. Czy to ma związek z bestią?
- Co konkretniej słyszałaś…? – spytał podejrzliwie Soorin.
- Nie wiem. Szepty były niezrozumiałe. Tajemniczy głos mówił coś o niepokorności… o jakimś Ra…
Soorin wyraźnie pobladł.
- Ra… - bezgłośnie wyszeptał. – Ra… – dodał nieco głośniej.
Nelora przypatrywała mu się z niemym zadziwieniem.
- Neloro, muszę ci powiedzieć więcej niż bym chciał. – oświadczył oddalając się od ciała. – Wiem czym jest Ra, o którym mówiłaś.
- A więc… czym?
Soorin westchnął i zaprosił gestem Nelorę. Uzdrowicielka zbliżyła się do niego powoli i postanowiła wsłuchać w słowa.
- Ra jest, a raczej był jednym z Dwunastu. Dwunastka była grupą szalonych alchemików, magów oraz uczonych którzy po setkach badań i eksperymentów stworzyli sposób przejścia w nowy stan skupienia ducha i istoty. Nie wiem jak do tego doszło. Przedostali się na próg wymiarów, bramę wszechświatów. Wznieśli tam siedzibę, pałac pełen laboratoriów i lochów. Następnie, wykorzystując możliwość podróży po wymiarach i wszechświatach odnaleźli wyróżniające się niemowlęta różnorakich plemion i nacji. Nazywali ich Wyrzutkami. Wyrzutkowie od najmłodszych lat byli trenowani na posłusznych zabójców, sługusów i przedłużenia woli ich panów. Poprzysięgli na własną krew bezwzględne posłuszeństwo swym panom. Przez lata ich przybywało. Stali się elitarną armią dowodzoną przez Dwunastu. Wszyscy byli poddawani mutacjom dzięki którym ich zmysły maksymalnie wyostrzały się, umysły stawały się czyste a krew przybierała błękitną barwę – na oznakę wyróżnienia z tłumów innych. Wyrzutkowie na rozkazy swych panów usuwali niewygodne jednostki, poszukiwali nowych rekrutów i wysyłani byli po wielu wymiarach i wszechświatach w celu poszukiwań dla swych szalonych panów coraz to nowych wzorów genetycznych do tworzenia szeregów bestii i istot. Były to twory niebezpieczne i nieprzewidywalne. Przetrzymywano je w lochach i klatkach pilnie strzeżonych przez Wyrzutków. Jeden z Dwunastu jednakowoż postanowił sprzeciwić się kompanom. Ich idee stawały się coraz to potworniejsze i niebezpieczne dla całych cywilizacji. Postanowił wszcząć bunt wśród Wyrzutków. Razem z odłamem na którego stanął czele zostali nazwani Watahą. Rozpoczęła się wojna. Okupacja pałacu trwała wiele miesięcy. W końcu udało się zniszczyć siedzibę i wymordować Dwunastu. Jednym z Dwunastu był właśnie Ra. To on stworzył Watahę.
- Ale jaki to ma związek ze mną i z bestią? – spytała Nelora wsłuchana w opowieść Soorinia niczym balladę trubadura który swymi sprawnymi palcami odgrywa na strunach wyobraźni młodej uzdrowicielki pełne ekstazy sonaty.
Soorin nie zważając na pytanie Nelory kontynuował.
- Powstał jednak znaczny problem. Po zniszczeniu pałacu wszystkie twory Dwunastu uciekły. Również z kilkoma Dwunastoma którzy rozpierzchli się po różnorakich wymiarach. Bestie, oszalałe z trwogi i gniewu wymordowały połowę Watahy i Wyrzutków uciekając do różnorakich wszechświatów i wymiarów. Było to bardzo problematyczne. Wyrzutkowie jako tchórze uciekli w czasoprzestrzeń aby odnaleźć nowe domy. Wielu zostało łowcami nagród, najemnikami bądź zwykłymi żołdakami. Wataha zaś zebrała się w ruinach pałacu wraz z Ra i poprzysięgła wyplenić wszystkie bestie. Zostaliśmy Myśliwymi.
- Zostaliśmy? Czy to znaczy…?
- Tak. Jestem jednym z Watahy.
Nelora zadrżała. Przed nią spoczywał człowiek wychowany na bezlitosnego mordercę i łowcę – byt ukształtowany pomiędzy wymiarami; zmutowany. To było nie do pomyślenia.
- Ale… ale… - jąkała się ponosząc próby wydobycia z siebie słów. – Jak mogłam słyszeć imię twego mentora w mej własnej głowie?!
- Dwunastka każdemu swemu tworowi nadawała cząstkę umysłu każdego z nich. To dawało jej szeroko perspektywiczne myślenie oraz inteligencję i umiejętności jakich nie ma żadna istota w żadnym ze światów. W taki sposób łatwo postradali zmysły. – urwał i westchnął. – Bestie nieumyślnie porozumiewają się telepatycznie z co silniejszymi i nadzwyczajnymi umysłami. Umysłami obdarzonymi nadzwyczajnymi zdolnościami. Cząstka umysłu bestii której obecnie szukam jak widać kształtowała się równocześnie z myśleniem Dwunastu. Ra został przez nich znienawidzony.
Nelora oddaliła się powoli od Soorina uporządkowując roztrzepane myśli. Kiedy to otworzyła usta chcąc zadać Soorinowi kolejne pytanie on rzekł:
- To oznacza iż masz nadzwyczajne zdolności.
Nelora chwilowo zamyśliła się.
- Jesteś wyposażona w Element. – dodał łowca.
- Cóż to?
- Element jest znany również jako szósty zmysł. Pozwala na wiele możliwości. Dokładnie oszlifowany umożliwia odczuwanie telekinezy, telepatii i zdolności przejścia międzywymiarowego. Ja, jako jeden z Wyrzutków zostałem po szeregu mutacji wyposażony w Element. Nie jest on jednak tak silny jak Element ukształtowany naturalnie.
- Czemu mi to mówisz? – spytała Nelora wciąż nie potrafiąca pogodzić się z natłokiem informacji niemożliwych do przyjęcia dla umysłu racjonalisty takiego jak ona.
- Ponieważ twój talent, twój Element nie szkolony do połowy życia jest w stanie uczynić cię Dzikim Źródłem. Będziesz tryskała strumieniami czystej energii, wywoływała zmiany zjawisk fizycznych czy nawet biegu czasu. To bardzo niebezpieczne dla całego twego otoczenia, a niekiedy… świata.
- Skąd to wszystko wiesz?
- Wiedza którą chłonąłem w murach siedziby Dwunastu dała mi nowe spojrzenie na całe życie. Wiem o wiele więcej niż ci się wydaje.
Nelora po chwili chciała rozpocząć kolejny cykl przytłaczających pytań ale została powstrzymana łagodnym ruchem w cieniu. Soorin momentalnie zza pasa wyciągnął smukłe ostrze.
Wysadzane ono było rubinami które obudziły swe światło po dotyku miecza przez Soorina. Łowca powoli mącił ostrzem w mroku a blask rubinów z momentu na moment przybierał siły. Soorin w mgnieniu oka dźgnął klingą ciemność tuż po jego prawej ręce. Rozległ się cichy syk tuż za plecami Nelory która osłupiała przerażenia nie była w stanie drgnąć.
- Na ziemię! – wykrzyknął Soorin napinając mięśnie i przygotowując się do skoku w kierunku Nelory. Uzdrowicielka za jasnym poleceniem łowcy padła na marmurową podłogę. Dosłyszała wyraźny świst ostrza myśliwego przecinającego powietrze.
Następnie wszystko zamarło. Otoczenie zastygło i zwolniło. Był tylko piskliwy i donośny szczęk ostrza uderzającego o niezidentyfikowaną powierzchnię. Niespodziewanie rozległ się nosowy, basowy ryk który wdał otoczenie w drgania. Echo potężnych kroków masywnego cielska powoli oddalało się.
Po ryku wszystko w zatrważającym tempie powróciło do normy. Nelora była oszołomiona i zaniepokojona.
Uzdrowicielka powoli powstała. W roztańczonym blasku rubinów miecza Soorina ujrzała zarysy olbrzymiej bestii. Po chwili światło rozrzuciło swój wielopalczasty blask na całą komnatę. Bladoszkarłatna poświata roztoczyła się po całej komnacie nasuwając blask słońca budzącego się do życia.
Nelora przyjrzała się istocie która majaczyła kilkanaście metrów przed nią.
Bestia posiadała kilkanaście rzędów ostrych kłów, cztery połyskliwe i karmazynowe ślepia zaś skóra jej przybrała barwę zgniłej, ciemnej zieleni. Wyposażona była w masywne łapy i lśniące pazury które wirowały nakreślając w powietrzu blade linie. Choć wydawała się bardzo masywna i ociężała, wbrew pozorom poruszała się wyjątkowo zwinnie.
Istota była szybsza niż mogłoby się wydawać. Jej zgrabne ruchy zataczały mordercze spirale i awangardowe cykle ciosów.
Ostrze uderzało o chropowatą powierzchnie na co potwór odpowiadał cichymi jękami czy złowieszczymi sykami. Niekiedy donośnie zawył w oznace wściekłości lecz zachowywał chłodną precyzję i opanowanie. Był inteligentniejszy niż się wydawało. Wykorzystywała swą unikalną inteligencję i instynkt do przewidywania ataków Soorina i przygotowywania banalnych acz skutecznych strategii obrony i ofensywy.
Nelora przypatrywała się z zapartym tchem diabolicznemu spektaklowi bitwy niezmąconej ciemności i bladego światła.
Po chwili Soorin wykrzyknął niezrozumiały splot sylab. Rozbrzmiewały one siłą i dumą. Niespodziewanie z jego lewej dłoni wystrzelił jęzor płomieni. Rozległ się przeraźliwy pisk przepełniony rażącym bólem; następnie Nelora zachwiała się uderzona niezmąconą wonią przypalonej tkanki.
Spostrzegła iż ogniem zajęła się również replika pewnego kosztownego obrazu wykonana z wyjątkową precyzją. Dosłyszała paniczne okrzyki widzów starcia. Dojrzała ich chaotycznie biegających w mrokach przeplatanych światłem ognia i rubinów miecza łowcy.
Soorin wydał z siebie kolejne niezrozumiałe słowo. Brzmiało niczym określenie wyczytywane ze starożytnego, zapleśniałego i pożółkłego pergaminu odnalezionego w głębinach archiwów odległej zamorskiej krainy.
Z jego dłoni wydobył się wir wielobarwnych błyskawic który poraził potwora. Oczy Soorina na kilka chwil rozbłysły bursztynową poświatą, co wielce zdziwiło Nelorę.
Z pysku rozwścieczonego potwora powoli zaczęła ściekać seledynowa piana. Istota w szalonym tańcu rzuciła się na łowcę. Jej ciosy wydawały się szybsze niż uprzednio. Po chwili jeden z pazurów pokrytych zaschniętą krwią wielu z ofiar potwora, omsknął się o ramię Soorina. Nelora dojrzała głęboką ranę, Soorin jednak wyraźnie zdławił ból nie wytrącając się z rytmu walki. Po jego rozdartym płaszczu poczęła spływać błękitna krew.
Nelora jednak była w stanie dojrzeć iż łowca słabnie. Jad bestii powoli dostawał się do jego krwioobiegu w coraz większych ilościach powodując utratę sił, zapału i woli walki. Po zaledwie kilku chwilach Soorin podjął próbę otrzeźwienia się z fali słabości i w ostatecznym akcie desperacji uniósł miecz aby następnie wykrzykując niezrozumiałe słowa rzucić się na grzbiet bestii. Owa, zaskoczona posunięciem napastnika, zaczęła miotać się chaotycznie. Nelora zdołała przyjrzeć się Soorinowi w nasilającym się świetle roztaczanym przez ogień.
Przeszyła ją trwoga.
Jego oblicze było wyrazem nieokiełznanej dzikości, strudzenia i wysiłku. Był doszczętnie pochłonięty przez swój cel. Jego wzrok był zupełnie otępiały od gniewu i amoku; pot lał się z niego tłustymi strumieniami. Nie przypominał człowieka którego Nelora poznała kilka godzin temu – te kilka godzin które odmieniły jej życie.
Z zamyślenia rozbudził ją huk. Istota zgrabnym ruchem zrzuciła Soorina ze swego grzbietu ciskając nim o ścianę. Łowca poszybował w stronę odległej podpory bryłowatego budynku niczym bezwładna marionetka. Nelora skrzywiła się na sam widok z jaką siłą Soorin uderzył w ścianę. Ta rozkruszyła się niczym wątły domek z kart. Pył wirował w powietrzu dławiąc i krztusząc łowcę.
Nelora czuła się bezradnie. Wiedziała że chcę mu pomóc… ale jak? Była zwykłą znawczynią lekarstw i ziół, nie zmutowanym wojownikiem od lat toczącym boje z siłami Ciemności.
Jednak, stępiony przez miliony lat ewolucji gatunku ludzkiego, instynkt kazał jej działać. Nie potrafiła jednak drgnąć z przerażenia, podziwu i trwogi – uczuć jakie bez ustanku nią targały.
Po chwili na pysku bestii zagościł wyraz pełen ironii i psychozy – swoisty uśmiech obnażający kły i trzy zwinne, długie jęzory które dryfowały w swobodnie przestrzeni. Monstrum zbliżyło się do oniemiałego z bólu Soorina i pochwyciło go w zwinne łapy. Mięśnie pulsowały potworowi pod warstwą cienkiej, szarawo-zielonej skóry. Był gotów do zadania ostatecznego ciosu i soczystej uczty.
Po chwili nastąpiło uderzenie.
Uderzenie nasuwające upadek rozgrzanego, kowalskiego młoda na rozedrganą taflę świadomości Nelory.
Telepatia Soorina. Nelora po prostu to wiedziała.
Słowa wydawały się być echem odległym, słabym i niewyraźnym. Jednoznacznie nakreślany jednak dziwną starożytną formułę.
Gha mi’ o khorila hsith iri!
- Gha mi’ o khorila hsith iri! – Nelora w gwarze paniki nie usłyszała własnych słów. Na wzór Soorina uniosła rękę z której wystrzelił snop bladego światła. Snop czystej, nieokiełznanej energii. Owa wirowała i zdawała się być świadomym bytem próbującym zerwać się z więzów swego pana.
Snop z głuchym echem uderzył w ciało bestii. Wyraz twarzy owej na chwilę przed śmiercią zastygł w wyrazie pełnym goryczy, przestrachu i gniewu. Po chwili snop rozszarpał istotę na tryliardy cząstek które rozpierzchły się niczym stado przerażonych saren. Energia po chwili wyblakła i rozpłynęła się w powietrzu.
Soorin bezwładnie opadł na rozkruszony marmur. Jego rany lśniły w blasku rozrzucanym przez wirujące wokół płomienie.
Nelora wciąż nie była w pełni świadoma co się dzieje. Właśnie wykorzystała jedną z mocy magów do pokonania potężnej bestii. Podbiegła do pokaleczonego łowcy. Ze swojego przybornika wydobyła kilka ziołowych okładów które położone na najokropniejszych ranach Soorina z łatwością łagodziły ból i wyżerały wszelkie zarazy i bakterie które z łatwością dostawały się do otwartych obrażeń.
- Neloro. – wyszeptał poturbowany łowca powoli wracając do siebie. – Dziękuje. Jestem ci dłużny… życie.
- Gdyby nie twa telepatyczna interwencja dawno byś nie żył. – uzdrowicielka łagodnie uśmiechnęła się.
- Interwencja? – Soorin wydawał się wyraźnie zdziwiony owym wyznaniem. – Nie byłem w stanie Szału Bitewnego wysyłać sygnałów telepatycznych. Do tego zdolni są jedynie najpotężniejsi magowie.
Nelora pobladła.
- A więc… któż, oprócz ciebie, byłby w stanie wysłać mi telepatycznie słowa klątwy?
- Tego nie wiem. Pierwiastek umysłów Dwunastu był zbyt zajęty starciem ze mną.
Po chwili Soorin wydawał się być w lepszym stanie niż uprzednio. Rześki, otrzeźwiony i pełen sił powstał w ciągu kilku chwil.
- Byłem zszokowany kiedy użyłaś klątwy. Ja nie mam z tym nic wspólnego. – zarzekał się łowca. Po chwili złapał w dłonie wytłamszony skórzany kapelusz leżący nieopodal. Założył i poprawił go na głowie. Następnie z rozkruszonych odłamków marmuru wygrzebał swój miecz. Rubiny znacznie pobladły. Po chwili skierował się do wyjściowego portalu – był on zdobiony fantazyjnymi ornamentami.
Nelora przypatrywała się jak Soorin powoli wychodzi ze świątyni. Była zmieszana, poruszona i przede wszystkim zdziwiona.
- Co? – wykrzyknęła. Soorin nie zwrócił na nią uwagi. – Zniszczyłeś przytułek, wywołałeś pożar… i teraz po prostu odchodzisz!?
Soorin na krótką chwilę zatrzymał się. Odwrócił głowę w stronę Nelory. Przypatrywał się jej przez chwilę aby w końcu powiedzieć:
- Chodź za mną.
Nelora nie była pewna jakie miało być jej następne posunięcie. Postanowiła, na przekór narastającemu niepokojowi udać się za Soorinem.
Łowca kierował się przez gęste chaszcze. Rozszalała burza ustąpiła – oba księżyce roztaczały swą łagodną aurę po całym sklepieniu. Rozbłysły również gwiazdy. Setki gwiazd o różnorakich kształtach, fantazyjnej gamie barw i intensywności blasku.
Soorin doprowadził uzdrowicielkę na niewysokie wzgórze. Było porośnięte wilgotną od świeżej, wieczornej rosy trawą. Oboje wspięli się na sam szczyt. Gdzieniegdzie wiatr lekko kołysał tęczowymi kwiatami.
Nelora oczekiwała następnego posunięcia Soorina. Po chwili wyprostował się on. Jego oczy przybrały otępiały wyraz. Uniósł on rękę i nakreślił niezidentyfikowany, kolisty symbol który to po chwili rozbłysnął cienką wicią ognia. Kiedy to siła płomienia natężała się rozległ się zgrzyt którego echo wiatr rozniósł po całej puszczy. Świat na moment pobladł; Nelora przymrużyła oczy. Kiedy to otwarła je, symbol zniknął. Przed nimi rozciągał się biały, wirujący portal. Jego tafla nasuwała wrażliwą tunikę łagodnie targaną porannym podmuchem wiatru. Soorin po chwili odwrócił się. Chłodny prąd powietrzny bijący z portalu ożywił jego płaszcz.
- Nie mogę dać ci wyboru. – orzekł łowca. – Posiadasz Element. Nikt w tym wymiarze nie pozwoli opanować ci wszystkich możliwych umiejętności w jakie Element cię wyposaża. Jeśli nie udasz się ze mną, sprowadzisz na najbliższe ci otoczenie zagładę. I to niebawem. Ja jednak pozostawiam ci wolną wole i możliwość wyboru. Ocal swój lud i udaj się ze mną bądź przesądź los tego świata pozostając tu.
Nelora obejrzała się. W oddali majaczyły niewyraźne zarysy świątyni. Następnie, obejrzała się na hipnotyzujący blask obu księżyców. Wiedziała że widzi swą ojczyznę, swój świat… po raz ostatni.
- Czy pozostał mi jakiś wybór? – spytała. – Nic mnie tu nie trzyma, a jeśli mam uratować mych przyjaciół przed mną samą, zdobyć niewyobrażalne zdolności i eksploatować oraz badać setki skrajnie innych wymiarów… udam się z tobą.
Nostalgia bezlitośnie pochwyciła serce Nelory. Oto pewien rozdział jej życie odchodzi, zamyka się; rozpoczyna się nowy okres jej bytu. Nie mogła być pewna czy kiedykolwiek powróci do świątyni, swego domu. Może niebawem zginie w paszczy kolejnego monstrum poszukiwanego przez Soorina? Niczego nie mogła być pewna w takiej chwili.
Poczuła, iż po jej śniadym policzku spływa kryształowa łza.
Soorin bezsłownie poprawił kapelusz i zniknął w portalu. Wrota rozbłysły, rozległ się odległy grzmot. Uzdrowicielka westchnęła. Powoli zbliżyła się do portalu. Ostrożnie zanurzyła w rozedrganej tafli dłoń. Następnie otoczenie powoli zaczęło wirować. Nabierało prędkości, barwy mieszały się tworząc tęczowy mętlik. Wkrótce wszystko zlało się w jedno – światło, wielobarwny wir – tworząc cyklon dwóch wrogich odcieni – czerni i bieli.
Nelora samotnie zanurzała się w studnię cyklonu, powoli zwężającą się. Mimo iż czas nie był stosowny na zadumę i głębokie przemyślenia Nelora zadała sobie jedynie jedno, pozornie proste pytanie.
Czy postąpiła właściwie…?
Proszę o oceny w skali od 1 do 10.
PS. Proszę nie zwracać uwagi na akapity - wystąpiły one w oryginalnej wersji, lecz tutaj nie zostały wczytane. To nie moja wina!