EU wciąż się rozszerza we wszystkich stronach, w przód, w tył, w boki, poprzez książki, komiksy, gry i seriale. Okresy 22-19 BBY i 0-4 ABY mamy tak zapchane, że ledwo cokolwiek się w nich mieści, z kolei nie mamy nic w przedziałach 44-127 ABY czy też 3500-1000 BBY. Pojawiają się cały czas nowe wydarzenia, nowe technologie, nowi bohaterowie czy nowe rasy, ale czy jest jakaś granica tego wszystkiego?
Czy jest coś, po czym powiecie Stop! i przestaniecie zajmować się dalszym badaniem wciąż rozszerzającego się wszechświata? Ja mam dwie takie rzeczy.
Pierwsze to oczywiście Ziemia, która mogłaby pojawić się gdzieś w odległej galaktyce. Gwiezdne wojny to nie Battlestar czy Star Trek, więc nie pchajmy na siłę niczego, czego nie było w pierwotnych planach. A jak wyglądał ów plan? Ano, dawno, dawno temu, w odległej galaktyce.
Drugie? Chodzi o alternatywne uniwersa, czyli to, czego doświadczają fani chociażby Star Treka, gdzie nowy film Abramsa dokonał prawdziwej rewolucji w kanonie. Okej, niech tworzą infinites i pojedyncze Talesy, ale niech nie tworzą całej niekanonicznej linii czasu.
Wbrew pozorom, jakoś nie przeszkadzają mi podróże w czasie, które z pewnością zaraz wypłyną. Skoro mamy midichloriany i Moc, mamy nadprzestrzeń, cholera, mamy nawet świadome i inteligentne planety - więc czemu ktoś-tam nie miałby się przenieść w czasie?