widzę Wrocek piękne miasto, ale problemy jak wszędzie w Polsce.
Mandat czy co tam jest w prawie strażnik miejski/policjant może ci spokojnie wlepić. Możesz odmówić przyjęcia mandatu (nie wiem czy tak jest w przypadku pieszych, mówię z wiedzy kierowcy) ale wtedy spotykamy się na kolegium. No i twoja elokwencja i argumenty ścierają się ze ślepotą prawa w postaci sędziego
Jeśli przyjmiesz mandat to automatycznie przyznajesz się do wykroczenia i płacisz. Tak to chyba wygląda.
Ale poruszyłeś bardzo ciekawą kwestię: toalety publiczne. Powiem jak to jest w Warszawie (uwaga: stolica 40mln kraju gdyby ktoś nie wiedział albo nie chciał zaakceptować ).
Wiesz kiedy były i kiedy funkcjonowały najlepiej publicWuCety? Za komuny. Tak tak, w dziwnych czasach zwanych PRLem w Wawie były czynne (mówię o których wiem) 4 toalety publiczne w ważnych, uczęszczanych miejscach (pomijam nadal dworce kolejowe czy cuś takiego). Swoją drogą płacili wtedy uczciwie za skup butelek i makulatury itp.
Wracając do siuśków i kupek w stolicy
Problem publicznych i niepłatnych toalet jest dość skomplikowany. Różne są na to tłumaczenia, ale po co się tłumaczyć skoro widziało się jak to jest załatwione w Berlinie, Turynie czy Barcelonie.
Otóż tam po prostu za potrzebą wchodzimy do knajpy. Czasami jest płatnie, czasami nie ale nikt nas nie wyp* ani nie każe zamówić dla ściemy wody z cytryną (wiadomo klient może skorzystać).
W to chyba wchodzi mentalność, a kiedyś bodajże w Barcelonie przewodniczka mówiła, że miasto dogadało się z restauratorami i obniża im czynsz za wpuszczanie turystów. Taka opłata "potrzebowska" ze strony miasta
Ale jak mówiłem to inna kultura, inne podejście do człowieka, praktycznie turysty cały rok. U nas... trzeba mieć mocny pęcherz i sprawne zwieracze
Zawsze jak jestem przy tym temacie przypomina mi się historia z warszawskiej Starówki. Był tam swego czasu głębiej pub (L)egii. Spotkaliśmy się ze znajomymi, browarek, browarek, odejszczanie w knajpie i trochę postanowiliśmy się posmędzić po okolicy.
Mnie jakoś wybitnie wtedy filtrowały nereczki (młody byłem ) więc zmierzając w kierunku Zamku uderzyłem do publicznej toalety, która jest na Starówce. Jedynej, płatnej, otwartej prawie całą dobę.
Problem w tym, że schowanej w uliczkach Starego tak że żaden turysta bez GPSu nie znajdzie. I pod warunkiem, że GPS ja namierzy
Wskoczyłem, wyskoczyłem, idziemy na przystanki SM. Doszliśmy trochę wolniej, a mnie się znowu chce Następny autobus mam za 6-7 minut, jak dojadę nie wytrzymam. Rozerwie mnie
No i właśnie - przystanek umiejscowiony jest na wysokości tak, że na północ ma restaurację Giovanni a na południe kolejny szalet miejski. Kulturalnie schowany wśród drzew, schodkami do podziemi, tip-top.
Przestał działać koło roku 1991/92 z moich orientacji. Wiadomo - demokracja, wolny rynek.
Co robić? W Giovannim albo mnie wpuszczą (jadałem tam ale wątpiłem czy tak często by mnie pamiętać ) albo nie. I co wtedy? Wtedy to umysł pracujący na szalonych obrotach wskazał mi ulicę Bednarską, taką fajną brukowaną jeszcze, spadającą w kierunku Wisły. Poleciałem w długą, wpadłem w pierwszą lepszą otwartą bramę kamieniczną, w podwórku, po drzewo i aaaaa.... rozkosz bogów
Nie powiem: im bardziej uchodził ze mnie ból tym wracało racjonalne myślenie. Wracając głupio się czułem, ze zapaskudziłem czyjś skwerek podwórkowy, że ktoś mnie widział i zezwał mnie w myślach od menela itp.
Ale co miałem zrobić?
No i właśnie kończąc tą przydługą historyjkę trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie co robić? Zmieniać mentalność restauratorów poprzez konsultacje społeczne czy rozmowy z władzami miasta? Cóż...
No zbliża się Euro, które jednak chyba będzie. Niemcy na MŚ postawili luksusowe kontenery toaletowe. Na czas imprezy. Pewnie i tak wyszli na swoje, ale jak to wyglądało... oddzielne wejścia dla facetów, kobiet i niepełnosprawnych. Regularnie czyszczone i uzupełnianie o przybory. Piękna rzecz.
Czy i u nas coś takiego będzie?