powiem tak, że to był też taki mały test a propos kwestii, którą poruszył Shedao Shai - o młodszych pokoleniach i początkowo trochę się zmartwiłem patrząc na odpowiedzi - krótkie i w większości łatwiej Wam się offtopowało niż odpowiadało
. Ale potem doszło kilka osób i powiem, że nawet fajne rzeczy wyszły. Choć liczyłem, że ciut dłużej pociągniecie temat. Więc koniec offtopu.
Zaltin to był taki pewien wybieg i małe oszustwo z mojej strony. Ja tak naprawdę pamiętam tę nazwę zupełnie przy okazji - bynajmniej nie z X-wingów
. W roku 2000 gdy odbywał się w Łodzi pierwszy polski konwent Gwiezdnych Wojen - Star Wars Celebration, miałem okazję uczestniczyć w konkursie wiedzowym i pamiętam jak wielu starszych fanów (wiekiem i stażem) się tym konkursem ekscytowało i przed nim odpowiadało na sobie na pytania. Jedno właśnie dotyczyło producentów Bacty. Ja podsłuchując to tylko się załamałem, bo stwierdziłem, że przy takim poziomie nic nie będę wiedział. Bo i skąd, X-wingi zostały wydane później, a netu nie miałem, nie mówiąc o możliwości sprowadzania rzeczy z zagranicy. Śmieszne jest to, że duża część tych ludków, którzy zadawali sobie takie kosmiczne pytania odpadła w przedbiegach, to jest w części pisemnej, w której piszący tego posta - chwaląc się - uzyskał 42 punkty na 40
. W odmentach forum pewnie jest napisane jakim sposobem, zresztą nieważne. Właśnie chodzi o to, że jeszcze dziesięć lat temu, bez szerokiego dostępu do netu, istniała cała grupa fanów, która próbowała ogarnąć całość uniwersum wiedzowo. Swoją drogą też tak miałem. I nie tylko ja. Jak ktoś śledzi forum od lat, pewnie pamięta konkurs wiedzowy - zadawanie pytań, który był niesamowity, w czasach gdy pisali w nim Dash Onderon i Kirtan Loor. Sprawa banalna, kto zgadł odpowiedź na pytanie, zadawał swoje. I na początku nikt nie korzystał z Vitasa czy Wookieepedii i to było coś, to było prawdziwe zmaganie, z czasem po latach konkurs stał się właśnie konkursem, kto szybszy w google`ach i umarł. Kto wie, czy nie za późno. Widzicie proces? W ciągu prawie dziesięciu lat kompletna wiedza o Gwiezdnych Wojnach nie interesuje już fanów - a przynajmniej dużej jej części (chyba, że się mylę po to także ten temat). Z jednej strony jest tego zbyt dużo, z drugiej nie chce się nam angażować na tyle mocno, by pamiętać każdy szczegół. Ja pozostałem na filmach, swoją drogą ciekawe jak na jakiś konwentach by odpowiadali fani na moje pytania filmowe za parę lat. Pytania o szczegóły
. Ale to już inna kwestia. W każdym razie nasuwa się kilka pytań.
Czy nie uważacie, że takie rzeczy jak Ossus czy Wookiee rozleniwiają fanów i ich hobby? Są wspaniałe gdy się czegoś szuka, ale z drugiej strony zawsze może wystąpić opisywany w nieżyjącym już PC Magazine symbol Encarty. Tam podano historię z amerykańskiej szkoły, gdzie dzieciaki robiły prezentację o starożytnej Grecji. Najlepszą ocenę dostał ten, który bazował na encyklopedii Microsoftu, mimo, że ta encyklopedia zawierała błędy (przez to i prezentacja, ale nauczyciel tego nie zauważył). No i nie docenił tych, którzy się samemu napracowali, dużo więcej i staranniej. Zatem, czy encyklopedie te nie powodują nam zacierania się kanonu i fanonu? Choćby z powodu błędów? Być może holokron - gdyby go udostępniono zmieniłby to, acz to inna kwestia.
Czy ogrom zawsze musi oznaczać realność? Moim zdaniem nie. Mało tego ogrom wymagałby większej interakcji innych postaci w wydarzeniach galaktycznych, a o tym się zapomina. Zwłaszcza gdy idzie się w eksplatowanie wątków, wydarzeń postaci a nie rozrost.
Kwestia rozrostu i błędów, te będą się pojawiać. Wiemy, że od lat redaktorzy mieli z tym problem. Sam parę razy na forum oficjalnej coś pisałem Sue, że puściła kolejnego babola. Zazwyczaj się przyznawała i nic sobie z tego nie robiła
. Ale im większe jest EU tym większe będą niespójności. Autorzy i redaktorzy są ludźmi, którym się płaci, więc robią co mogą, ale błędów się nie ustrzegą. I tu kolejne pytanie, czy Waszym zdaniem należałoby poprawiać książki i komiksy? zarówno w kwestii jak ktoś walnął babola jak Karpyshyn, czy np. wartość książki się zdewaluowała - bo np. nie ma w niej Ahsoki!! Lub bardziej ordrynarny przykład - Wojny Klonów w trylogii Thrawna. Czy powinni wydawać edycje poprawione?
Następne pytanie podobne, są błędny, których ktoś nie zauważył, ale są też twórcy, którzy popełniają pewne wykroczenia, by stworzyć coś w pasującej im konwencji. By nie szukać dalej - "Posłuszeństwo" Zahna i "No prisoners" Traviss - obu autorom nie podobał się C-3PO i R2-D2, więc nie tylko o nich nie pisali, ale nawet nie bawili się w wytłumaczenie sensowne czemu droidów nie ma w powieści. Mimo, że powinny być. Podobnych przypadków jest więcej - Thame Cerulian, który stał się mistrzem Dooku, ponieważ Sue uznała, że uczeń Yody nie mógłby przejść na Ciemną Stronę, nieważne, że intencje Lucasa były inne. No i same "Wojny Klonów" Gilroya i Filoniego, które bazują na EU na tyle na ile im się podoba. Jak wam się podoba takie olewactwo. Czy jest one uzasadnione, gdy np. robi to Stover?
Jak to wszystko ma ogarnąć nowicjusz. Ja wchodząc w SW wiedziałem o 3 filmach [na poważnie wchodząc
] i trzech wydanych w Polsce książkach (nie nowelizacjach). Łatwo to było garnąć. A teraz? Konia z rzędem takiej księgarni, gdzie możnaby kupić w Polsce wszystkie tomy NEJ. Czy wchodzenie w całościowe uniwersum w pewnym momomencie stanie się de facto nie realne. bo zawsze znajdzie się starzy kolega, który powie, jak to nie czytałeś, nie znałeś tego? Nie skumałeś tego powiazania?
Ale jest jeszcze jedna ciekawa sprawa. Kończąca to smęcenie. Po które książki sięgacie chętniej. Po stare, czy po nowe. To bardziej do tych, którzy nie czytali wszystkiego. I jak je odbieracie, właśnie z perspektywy czasu, na ile one się jeszcze bronią. to raz. A dwa, skoro wiemy, że często fabularnie bywa różnie, czy nie lepiej byłoby przeczytać jeszcze raz starą, dobrą pozycję, zamiast nowej? Np. zamiast komandosów Imperium przeczytać pierwszy tom komandosów Republiki? Ta sama autorka. Temat prawie ten sam, a różnica w wykonaniu pewnie będzie
.
Jak ktoś ma inne pomysły na rozwój tematu śmiało można dodawać [i żeby nikt tego nie wycinał, że niby offtop <żart>].