...że odpowiedzi w tym temacie rozmijają się z zadanym pytaniem. Perspektywa Sheda jest prosta: sugeruje on - poniekąd niebezpodstawnie - swoistą różnicę jakościową między fanami, która to różnica wynika z bodźca wkręcającego delikwenta w SW. Cóż, to jest już poniekąd truizm, bo nie ulega wątpliwości, że fani zaczynający od OT inaczej podchodzili do SW niż fani na fali NT czy EU, a teraz TCW. To jest jasne.
Pytanie, czy to dobrze czy źle?
Abstrahuję w tej chwili od jakości TCW jako takiego, bo żeby bronić czegokolwiek - podobnie jak żeby to coś atakować - trzeba spełnic jeden rudymentarny warunek: wiedzieć, o czym się mówi. Ja tego warunku nie spełniam z prostego powodu - TCW nie oglądałem i nie oglądam, tych parę pierwszych odcinków nie zatrzymało mnie przy telewizorze i tyle. Faktem jest jednak, że do kogoś to trafia, bo mamy masę nowych fanów przyciągniętych właśnie przez ten serial. Myślę jednak, że stawianie znaku równości między jakością fanów a jakością serialu jest zbyt dużym pójściem na skróty. Ludzie są na szczęście nieco bardziej skomplikowani, żeby gusta dotyczące jednego jedynego medium miały warunkować całą osobowość. Tym bardziej, że jest to osobowość nie do końca ukształtowana, bo w końcu spory odsetek tych fanów to dzieci.
Żeby już zakończyć wątek TCW jako takiego, powtórzę raz jeszcze: nie oglądałem, nie znam się, nie oceniam. Ktoś jednak dostrzegł w tym jakąś wartość i go do SW przygnało, ergo coś ten serial sobą jednak reprezentuje. Burzol twierdzi, że jest dobrze zrobiony; może to to. Żeruje na łatwym i nieskomplikowanym odbiorze, powie Bart. Niewykluczone, że to to. Nieistotne. Serial sobie jest i ściąga fanów SW. To póki co tyle na jego temat.
Teraz o tych fanach, a właściwie o fanach w ogóle. Widzę skądinąd, że nie jestem sam; wielu fanów zbliżonych do mnie wiekiem i nie tylko zdaje sobie sprawę, że nie mieści się w targecie TCW, że w SW nastąpiło wyprofilowanie mediów pod określone oczekiwania i określone gusta. Ponieważ TCW to bajka dla dzieci, gusta jej targetu nie mogą być szczególnie wysublimowane; to oczywiste. Czy jednak projektowane gusta odbiorców przekładają się na gusta realne? Pójdźmy o krok dalej i zadajmy pytanie: czy ktoś, komu podoba się TCW, automatycznie jest przedstawicielem "gorszego" gatunku człowieka? Takie myślenie jest dość krzywdzące, a w dodatku niesie ze sobą ryzyko pochopnego osądzania, co nie jest niczym dobrym.
Co jest więc z tymi fanami nie tak? Albo - przewrotnie pytając - co jest nie tak z nami? Wielu z moich przedmówców zwróciło uwagę na to, że dzisiejsza młodzież, wychowana w sposób radykalnie odmienny od nas, i pewnie coś w tym jest. Od początku świata jednak starzy załamują ręce, wołając o tempora, o mores!; tak po prostu jest i nie można było tego uniknąć. Więc może problem leży jednak po naszej stronie? Kiedy wchodziliśmy w SW - a przynajmniej większość z nas wchodziła - były przede wszystkim trzy filmy, które musiały wystarczyć; z czasem obserwowaliśmy rozwijający się wszechświat SW, chłonęliśmy go i dorastaliśmy równolegle z nim, słowem - wypracowaliśmy pewien sposób myślenia i wartościowania tego wszechświata, często w oparciu o medium podstawowe (OT, NT, książki, gry, ganz egal). W naszych oczach zgodność z pewnym klimatem czy kanonem była wyznacznikiem jakościowym; atmosfera winna zostać zachowana, świat winien być spójny. Tymczasem okazuje się, że koherencyjność tego wszechświata jest względna, a profilowanie źródeł pod różne targety dokonuje pewnych zmian w klimacie. Trudno nam się z tym pogodzić; do tej pory jednak zwykliśmy miśkować niepasujące kawałki tego świata i nie myśleć na codzień, dlaczego u licha Lando zmniejsza się w Myśloharfie Sharów i czy istnieje coś takiego, jak szara strona Mocy. To były imponderabilia. Kiedy jednak okazuje się, że dla samych ludzi Lucasa klimat jest pojęciem względnym, a kanon nie musi być spójny - wywalają nam się korki. Widzimy w tym gwałt na naszym postrzeganiu wszechświata SW; oto w szerszym mainstreamie pojawia się ważne i długo oczekiwane źródło wiedzy i zabawy, które nijak się ma do naszej wizji SW. Zmiśkować nie sposób, zaakceptować też nie. A co gorsza, pojawiają się młodzi i często zieloni w kwestiach SW fani, którym to wszystko nie przeszkadza, bo podpasował im klimat TCW. Ojej.
Więc może to o to chodzi? SW przestaje powoli być tym samym, w czym się zanurzyliśmy, nabiera innych kształtów, które nam nijak nie pasują, więc jeśli komuś pasują - od razu kwalifikujemy to jako "upośledzenie umysłowe"? Może to o to chodzi? Bo ta cała gadka, że Luca$, że pieniądze, że wizjoner od siedmiu boleści... ok. Pewnie i w tym trochę racji jest. Ale znowu: są to truizmy, które nie wyczerpują problemu; ten leży chyba jednak gdzieś indziej. Najpewniej w nas.
A przynajmniej tak mi się wydaje.