oto część <I rozdział> mojego opowiadania, które rozgrywa się jakieś 250 lat ABY. Byłbym wielce wdzięczny za jakieś porady i oceny, weźcie tylko pod uwagę, że pisałem to nie mając pojęcia o wydarzeniach z Dziedzictwa, więc może być kilka błędów rzeczowych, które jednak zamierzam w najbliższym czasie wyeliminować aha, i nie bicie za brak akapitów i tym podobne sprawy, bo po skopiowaniu w Worda trochę się coś popieprzyło.
STAR WARS
Niewidoczny Wróg
*
PROLOG
*
W I E Ś C I Z H O L O N E T U
Fala Zbrodni
Wczoraj wieczorem, około godziny 20 standardowego czasu została zgłoszona trzynasta już, w tym tygodniu kradzież masowych ilości kryształu Nithistu z jednej z kopalń w systemie Cevrist. Przypominamy, że System Cevrist wraz z kryształem Nithist został odkryty siedem standardowych miesięcy temu przez parę przemytników błąkających się po Nieznanych Regionach. Kryształ z niewiadomych przyczyn zdobył zainteresowanie w świecie przestępczym, o czym dowodzą ostatnie kradzieże.
Ofiar śmiertelnych na wskutek ostatniego zamachu na kopalnie NithMine wciąż przybywa. Ponadto, dzisiaj rano żona Tersa De’mura, jednego z bardziej znanych naukowców badających zastosowanie kryształu, zgłosiła fakt, iż jej mąż nie wrócił do domu na noc, co nigdy wcześniej nie miało miejsca.
W związku z powyższymi wydarzeniami, imperialny rząd wydał pozwolenie na przydzielenie dodatkowej ochrony każdej legalnej kopalni oraz wszystkim naukowcom badającym Nithist, by uniknąć powtórzenia wydarzeń z ostatnich tygodni. Imperium nie ukrywa, że znalezienie właściwego zastosowania owego surowca jest sprawą najwyższej wagi.
Rozdział 1
Cisza przed burzą
Lekki frachtowiec „Gadzi Szpon” wyskoczył z nadprzestrzeni, kierując się na Cevrist V. Panował tu błogi, niespotykany w większości systemów spokój. Jedynie gdzieniegdzie można było dostrzec małe konwoje statków wywożących Nithist do bardziej cywilizowanych części Galaktyki. Co ciekawe, każdemu towarowcowi towarzyszyła cała eskadra myśliwców przechwytujących typu Vulture, zapewne chroniąc jego cenny ładunek. Dawało to do myślenia, jak bardzo ważny był ten surowiec. Choć mogło się to wydać idiotyczne, zarówno rządowi jak i zwyczajni przestępcy inwestowali w Nithist miliardy kredytów pomimo, że oficjalnie nie ustalono nawet czy ten kryształ niesie za sobą jakąś większą wartość.
Rash Vhryne westchnął ciężko, słysząc pisk komunikatora. Wspaniale, pomyślał. Zapewne kolejna inwitacja na jeszcze jeden bal z najwybitniejszymi sługusami Imperium, w roli atrakcji wieczoru. Miał już tego zdecydowanie dosyć. Odkąd odkrył ten cholerny system, codziennie zapraszano go na dziesiątki konferencji i bankietów, a wywiadom i podróżom nie było końca.
Nawet Rasha, przemytnika z wieloletnim doświadczeniem, taki nawał dłuższych czy krótszych wycieczek zaczął przytłaczać. Ha, gdyby problemem były jedynie podróże... Przyjęcia i inne różnorakie imprezy jakoś można byłoby znieść, gdyby nie wszechobecni politycy. Pieprzona, imperialna zaraza, na dodatek skorumpowana do granic możliwości. Rash niejednokrotnie musiał się trudem powstrzymywać, by nie wymordować ich wszystkich gołymi pięściami. Nie znosił absolutnie wszystkiego, co sobą reprezentowali. Poczucia własnej wyższości nad rasami nieludzkimi, próżności, zakłamania oraz chorej rządzy władzy. Tak naprawdę jedynym powodem, dla którego robił dobrą minę do złej gry, była nagroda pieniężna za „zasługi dla Imperium”, dzięki której mógł sobie pozwolić na generalny przegląd oraz wymianę części w „Szponie”. Gdyby nie to, „Gadzi Szpon”, wiekowy już frachtowiec klasy YT-8800, pewnie rozleciałby się raptem po jednym skoku w nadprzestrzeń. Był jednak od lat bardziej przyjacielem, niż zwykłym środkiem transportu Rasha, a z racji tego, iż wyglądem przypominał słynnego YT-1300 „Sokoła Millennium”, nie bez powodu Vhryne został ochrzczony „Nowym Hanem Solo”, w przeciwieństwie do potomków Hana, którzy związali swoje życie z Mocą.
Pisk stawał się coraz bardziej natrętny. Cóż, może uda mi się jakoś wymigać.
- Rash Vhryne – rzekł znudzonym tonem.
- Witaj, Rash – Z komunikatora rozległ się paskudny syk. Trandoshanin. Zatem to nie kolejny imperialny drań, tylko...
- Czarne Słońce zaczyna się niecierpliwić, Vhryne. Chcemy się upewnić czy zamierzasz wykonać zlecenie w terminie... Bądź narazić się na konsekwencje – Syk przybrał groźniejszy ton. - Wiesz chyba, jak bardzo nie tolerujemy oszustów – jad sączący się z głosu jego rozmówcy był wyraźnie słyszalny, nawet przez komunikator.
Rash uniósł brew. Ta kanalia liczy na to, że mnie zastraszy? Niedoczekanie.
- Zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji, dzieciaku. Możesz usłużnie przekazać swojemu panu, że mój wylot opóźniło pewne spotkanie, ale nie ma powodu do obaw, gdyż właśnie zbliżam się do celu – zapewnił z krzywym uśmiechem na twarzy. Nie trudno było odgadnąć reakcję Trandoshanina na docinek z jego strony.
- Pohamuj swoją bezczelność, bo kiedyś za to zapłacisz. Lepiej też, żebyś mówił prawdę w kwestii zlecenia. Lepiej dla ciebie - syknął oschle, po czym przerwał połączenie.
Mimo niemałego kryzysu, jaki obecnie przechodziło, Czarne Słońce było od lat największym syndykatem przestępczym w całej galaktyce. Rash parę razy miał już z nimi styczność. Z doświadczenia wiedział, że są bardzo hojnymi pracodawcami... Lecz równie wymagającymi i bezwzględnymi.
- Nie przyszłoby mi do głowy się, że Czarne Słońce zatrudnia takich przygłupów do pełnienia obowiązków ważniejszych niż polerowanie posadzki na pokładzie jakiegoś frachtowca. Do czego ta galaktyka zmierza… – mruknął Rash, spoglądając tępo na pulpit komputera nawigacyjnego.
- Niech to Sith pochłonie, nigdy w tym się nie połapię. Shraw, znajdź mi współrzędne kopalni CevristMining, bo ta kupa złomu doprowadzi mnie do szału! – trzasnął ze złością w jaskrawy ekran i dodał - Nie mam pojęcia po jakiego, oślizgłego Hutta dałem ci się namówić na kupno nowego komputera pokładowego i wywalenie fabrycznego, który działał bez zarzutu - jęknął z przesadnym dramatyzmem.
- On szuka... A nawiasem mówiąc, tamten staroć miał z czterdzieści lat, więc śmiało można byłoby go wystawić w Imperialnym Muzeum Techniki – zasyczał kpiąco Barabel, gadopodobny humanoid będący od zarania dziejów drugim pilotem Rasha. Shraw, podobnie jak inni przedstawiciele jego rasy posiadał rozwidlony, nieustannie badający powietrze język oraz masywny ogon, który dla przeciętnej osoby był jedyną cechą wyraźnie różniącą go od Trandoshan. Nie każdy bowiem wiedział, że nawet Wookie mógłby mieć niemały kłopot z pokonaniem Barabela w bezpośredniej walce. Trudno jednak było nie zwrócić uwagi na osobliwy zwyczaj mówienia o sobie nie w pierwszej, a w trzeciej osobie.
- Po powrocie koniecznie będziesz musiał wytłumaczyć mi, jak tym nowym cholerstwem się posługiwać – westchnął przemytnik.
- Jeśli będziesz potrzebował... Oczywiście, on wytłumaczy – syknął z rozbawieniem Shraw wygodnie rozpierając się w fotelu drugiego pilota.
Rash podniósł zmęczony wzrok z pulpitu na iluminator. Księżyc zbliżał się z każdą chwilą, więc najwyższa pora na współrzędne, by móc w końcu ustalić kurs...
- Są współrzędne, powinny się wyświetlić na twoim pulpicie.
- No, nareszcie – stwierdził i zaraz dodał. – Trzymaj się – po tych słowach wykonał ostry skręt na bakburtę.
Ostrzeżenie przyszło za późno. Siła odśrodkowa cisnęła Shrawem prosto na dziobowy iluminator. Sądząc po donośnym łupnięciu Barabel musiał nieźle rozbić głowę.
- Aaaaah! – syknął, masując dłonią obolałe czoło. – Nie mogłeś wcześniej go ostrzec?
- Mogłeś bardziej się pospieszyć. Nie mam zamiaru okrążać tego księżyca pięć razy z powodu twoich fochów – odciął się Rash.
Barabel soczyście zaklął po huttańsku, po czym zaczął wykonywać procedury lądowania.
Po chwili błogiego lotu ich zdumionym oczom ukazał się wielki kompleks, pełniący zapewne rolę nie tylko kopalni, ale i małej zbrojowni. Dokładnie naprzeciwko placówki wydobywczej usytuowany był całkiem spory hangar, w którym, według komputera nawigacyjnego, mieściła się eskadra myśliwców typu n-TIE oraz dziesiątki statków załadunkowych. Ponadto, tuż przy hangarze znajdował się mały bunkier połączony korytarzem z magazynem, w którym nie mogło się mieścić nic innego jak broń. Jakby tego było mało, przy każdym wejściu stała para imperialnych szturmowców uzbrojonych w wysłużone blastery E-11n .
Imperium ponownie władające galaktyką od dziesięciu lat, nadal używało szturmowców oraz myśliwców typu TIE, prawdopodobnie z sentymentu oraz ich skuteczności, choć niektórzy twierdzili, iż prawdziwym powodem był strach, jaki nadal budziły wśród ludności. Każdy znał bowiem opowieści o okrutnym Imperatorze i niosących trwogę szturmowcach w białych i lśniących zbrojach. Historie te przekazywano sobie z pokolenia na pokolenie, by uczcić pamięć tych, którzy postanowili stawić czoła pozornie niezwyciężonemu Imperium.
Dziś oczywiście tworzywa, z których produkowane są zbroje i ekwipunek szturmowców, podobnie jak systemy i mechanizmy myśliwców typu TIE zostały zastąpione zupełnie nowym, dzięki czemu owe jednostki są nieporównywalnie sprawniejsze niż ponad dwa i pół wieku temu, za czasów Starego Imperium. Z tej przyczyny do nazwy każdego imperialnego myśliwca, czołgu czy blastera dodano literkę n oznaczającą nowy.
- Cóż, zniszczenie tej kopalni do łatwych zadań należeć nie będzie – wykrztusił Rash po odzyskaniu mowy – Czy to Czarne Słońce do reszty zgłupiało? Wysyłają naszą dwójkę przeciwko tej armii? To jak kazać Gunganowi walczyć z Rankorem…
Shraw zjeżył łuski i zaczął wyliczać:
- Do zniszczenia tego ośrodka potrzebne byłoby przynajmniej pięć oddziałów dobrze wyszkolonych i uzbrojonych najemników, dziesiątki kilogramów ładunków wybuchowych, detonatory termiczne... – urwał, gdy bębenków ich uszu omal nie rozerwał huk gigantycznej eksplozji, obracającej w pył niemal cały kompleks. Przed zagładą uchronił się jedynie bunkier, magazyn oraz dwie płyty lądownicze, w tym jedna zajęta przez nieznany Rashowi dwuosobowy myśliwiec koloru nieprzeniknionej jak próżnia czerni. Sądząc jednak po wykonaniu, nie należał do tanich ani wiekowych.
- ...I parę robotów bojowych – dokończył zszokowany Shraw.
- Co to, na wszystkich Sithów, było? - wykrzyknął zdumiony Rash, pospiesznie wlatując nad pokrytą płonącymi szczątkami płytę lądowniczą. Kiedy statek osiadł na płycie, Rash odpiął pasy, wziął blaster i skierował się do wyjścia.
- Shraw, opuść rampę! – rzekł, i gdy Barabel wykonał polecenie, dodał – Zostań tu i grzej silniki. Ja pójdę się rozejrzeć, a kiedy przyjdzie czas na nieoczekiwany odwrót, lepiej żebyśmy byli gotowi do błyskawicznego odlotu.
- On uważa to za mądry pomysł. Ani myśli ruszać się ze statku – odparł.
Rash ostrożnie skierował się ku sąsiedniej płycie lądowniczej, bacznie rozglądając się na boki. Dobrze, że przynajmniej sztuczna grawitacja i pole siłowe, otaczające cały kompleks działa, jak należy. Gdyby nie to, byłby zmuszony poruszać się w niewygodnym kombinezonie ciśnieniowym.
W końcu zatrzymał się w bezpiecznej odległości od podejrzanego pojazdu. Po krótkiej obserwacji, upewniając się, czy nic mu nie grozi, ruszył dalej. Jednak gdy tylko zbliżył się do obcego statku, poczuł nagłą falę chłodu zalewającą jego ciało. Jakaś nienazwana siła kierowała go w stronę bunkra . Zupełnie jakby ktoś z zewnątrz wdarł się do jego umysłu. Ciarki przeszły mu po plecach na samą myśl, że tak rzeczywiście mogło się stać. Galaktyka była pełna stworzeń, którym kontrola nad umysłami nie sprawiała najmniejszego problemu. Zdolność taką posiadały też istoty obdarzone Mocą. Rash miał nadzieję nigdy takiej osoby nie spotkać, szczególnie po obejrzeniu kilku holodramatów, w których bardzo dosadnie pokazane były wyczyny Jedi oraz Sithów. Chcąc czy nie, ruszył w kierunku bunkra ostrożnie mijając osmalone szczątki permabetonu, droidów czy szturmowców. Po chwili stał przed wejściem. Zanim jednak wszedł do środka, rzucił okiem na hangar, a raczej na coś, co przed jeszcze pięcioma minutami nim było. Teraz jednak tylko na podstawie płonących wraków myśliwców nTIE oraz kilku bezkształtnych, nadpalonych mas, prawdopodobnie będących zwłokami pilotów, można było stwierdzić, iż przed momentem znajdował się tu hangar. Nagle zza pleców Rasha rozległ się głos. Vhryne nawet nie zwrócił uwagi na słowa intruza, tylko bez zastanowienia odpiął blaster i trzymając go na wysokości piersi błyskawicznie się odwrócił.
- Proszę nie strzelać! Nie jestem wrogiem! - wykrzyknął droid protokolarny unosząc ręce do góry.
- Wystraszyłeś mnie. Niewiele brakowało, a odstrzeliłbym ci głowę. Nikt cię nie nauczył, że istoty rozumnej nigdy nie zachodzi się od tyłu? – zganił droida.
- Proszę mnie nie winić, zostałem zaprogramowany jedynie do usługiwa...
Rash machnął lekceważąco dłonią i przerwał droidowi w pół słowa.
- Wystarczy, nie mam ochoty na wysłuchiwanie tego protokolarnego bełkotu Jak się nazywasz?
Robot spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym zamiast udzielić odpowiedzi, dziwacznie machnął rękoma, a jego głowa eksplodowała, zasypując Rasha rozgrzanymi do białości kawałkami metalu. Instynktownie zasłonił oczy ręką, co prawdopodobnie uratowało mu wzrok. Metal też nie wyrządził jego ręce żadnej szkody, dzięki zakupionemu niedawno kompletnemu strojowi z ognioodpornego materiału firmy SyntMaterials. Miało to miejsce niespełna dwa miesiące temu, a życie uratowało mu już wielokrotnie.
- Niech to szlag! – wykrzyknął na wpół ogłuszony. Kopnął z całej siły szczątki robota i od razu tego pożałował, kiedy niemal stłukł sobie przez to stopę.
- Nic ci nie jest? Co to był za huk? – zapytał przez komunikator Shraw.
- Jakiś zidiociały droid wysadził się w powietrze tuż przede mną. Nieważne, wchodzę do środka – mruknął, naciskając odpowiedni przycisk na panelu tuż przy drzwiach bunkra.
Drzwi otworzyły się z charakterystycznym sykiem. Rash z lekkim wahaniem postawił nogę na ferrobetonowej podłodze. Ciekawe co tu mnie czeka, pomyślał. Ewoki samobójcy? Nagle jednak poczuł, że ciężar w jego piersi zelżał, a chłód i strach, zastąpiła odwaga i pewność siebie. Choć ten nagły przypływ męstwa wydał mu się nieco podejrzany, bez większego zastanowienia ruszył naprzód.
W pomieszczeniu panował półmrok, a zatęchłe powietrze ożywiło w nim pamięć o mrocznych kopalniach przyprawy na Kessel, gdzie spędził niemal rok swojego życia. Wzdrygnął się na samo wspomnienie tej męczarni. Z zamyślenia wyrwał go cichy szelest. Serce podskoczyło mu do gardła, uniósł więc blaster i zaczął się rozglądać. Nic. Policzył do trzech i odwrócił się za siebie. Jedyne co zobaczył, to odbicie swojej przeszytej blizną twarzy w całkiem sporym lustrze powieszonym na ścianie. Postarzał się. Wiek znacznie przyćmił błysk w jego błękitnych oczach, a na długich, sięgających do ramion włosach można było dostrzec pasy siwizny. Cóż, w końcu mam czterdzieści pięć lat, pomyślał. Swoją drogą kto przy zdrowych zmysłach zamontował tu lustro?
- W bunkrze czysto – zameldował Barabelowi przez komunikator.
- Jest tam coś nadzwyczajnego?
- Stojak na karabiny, pulpit z kilkoma przełącznikami na krzyż i duże lustro.
Na chwilę zapadło milczenie.
- Lustro? Co za idiota stawia w bunkrze lustro? – prychnął nagle Shraw.
- Skąd mam wiedzieć, może po prostu oficerem była kobieta. W każdym razie sprawdzę jeszcze magazyn i zmywamy się stąd – odparł Rash, ziewając przeciągle. Sen jawił mu się niczym marzenie.
- Kobieta oficerem… Dla dobra galaktyki, lepiej nie – dźwięk, który wydobył się z komunikatora do złudzenia przypominał rzężenie dogorywającego Hutta, lecz Rash od razu rozpoznał w nim śmiech Barabela. Wzmianka o kobiecie była więc kolejnym przejawem wyjątkowo dziwnego poczucia humoru jego towarzysza.
- Zamiast robić z siebie durnia lepiej nagraj to całe przedstawienie, żeby nasz pracodawca nie miał do czego się przyczepić. Bez odbioru – nakazał rozbawionym tonem.
Wyłączył komunikator i pokonał długi korytarz łączący dwa budynki. Przeszedł przez prawdopodobnie wyciętą laserem dziurę w drzwiach i omal nie potknął się o ciało leżące na posadzce. Należało do imperialnego oficera, rzeczywiście kobiety i to niezbyt młodej ani urodziwej. Rash miał w swoim życiu wielokrotnie do czynienia ze zwłokami, więc na ogół nie robiły na nim większego wrażenia. Te przykuły jednak jego uwagę, gdyż rana, od której zginęła nieszczęśnica, raczej nie była spowodowana wibroostrzem, a już na pewno nie blasterem. Tak właśnie na holofilmach wyglądały rany zadane mieczem świetlnym. W dodatku powietrze cuchnęło ozonem. Rash nagle zdał sobie sprawę z tego, że nie jest tu sam.
- Dobra. Wiem już, że tu jesteś. Pokaż się!– krzyknął usiłując nie okazywać strachu.
- Jak sobie życzysz – rozległ się lodowaty, przeszywający głos.
Nagle zza jednej ze skrzyń wypełnionych detonatorami termicznymi wyszła zakapturzona postać emanująca przenikliwym chłodem, który sprawił, że Rashowi po raz kolejny tego dnia serce podeszło do gardła.
- Witaj, Rash – rzekła postać.
CDN choćby jeszcze dziś - o ile choć trochę się spodoba.