X-Yuri napisał(a):
Resvain napisał(a):
ale uczyć się na błędach powinni potrafić. A z czystkami może źle się wyraziłem - miałem na myśli ogólne nastawienie innych istot do nich oraz "wdzięczność" z jaką się spotykali za swój altruizm
Jedi nieoczekiwali wdziecznosci, Jedi.. ech, posluze sie cytatem:
Po raz pierwszy od momentu, kiedy wylądował na Gali, dotarła do niego odpowiedź - jasno i wyraźnie: jako Jedi pozostawi za sobą sprawiedliwość i honor. Nieważne, czy ślady jego kroków zatrą się, czy lata później ktokolwiek będzie pamiętał o dwóch Jedi, którzy zapewnili pokojową przemianę na ich planecie. Będą pamiętali pokój i to wystarczało.
Jeszcze inna sprawa, że Ty skupiasz się głównie na Zakonie za czasów WK, <może słusznie, bo w końcu o o66 rozmowa się toczy> a ja miałem na myśli CAŁĄ historię, czyli też NEJ, LotF, FotJ i późniejsze czasy. Bo o ile Jedi za czasów Republiki trudno winić za niektóre niedopatrzenia, tak później wnioski wyciągnąć już można było.
Dlaczego Jedi z czasow republiki trudno winic ? Mieli pare tysiecy lat w miare ciaglosci zakonu, i mieli z czego `uczyc sie na bledach`, podczas gdy zakon stworzony przez Luke`a byl swiezym tworem, z minimalna znajomoscia tradycji^
Na przykład postępowanie wobec Jacena oraz ogólny udział w Wojnie Koreliańskiej <tak się ten konflikt oficjalnie nazywa?> znów ściągnęły na nich może nie zagładę,ale wiele.. hm, nieprzyjemności. A to była już inna sprawa niż z separatystami i moim zdaniem nie wymagała tak bezpośredniego udziału Jedi, o ile w ogóle.
Sugerujesz ze Jedi powinni poleciec sobie do akademii, tam sie zaszyc i olac cala galaktyke ?
Co do "przejęcia rządu" to też nie WK mi chodziło. Raczej o początki Republiki. Kiedy była ustanawiana wg. mnie najsensowniejszym wyjściem byłoby właśnie stanięcie na czele zarówno rządu jak i strażników pokoju. Wtedy chyba mieliby największą kontrolę nad pokojem w Galaktyce, nie uważasz?
Wladza deprawuje, Jedi o tym wiedzieli, i sie do wladania galaktyka nie pchali.. zazwyczaj^
No, post moze niedomnie byl skierowany, ale mialem ochote odpisac. : P
________
Chyba muszę się wyrażać precyzyjniej.
Wdzięczność - nie mówię tu o podziękowaniach i pochwałach; dałem w cudzysłów, bo chciałem w ten sposób określić wszystkie cierpienia, jakich doznali ze strony ratowanych. Nawet jeżeli potrafili to znieść, to i tak nie było im to na rękę, gdyż chyba znacząco utrudniało utrzymywanie pokoju, skoro większość była przeciwko nim.
Ale co się działo przez te lata? Na podstawie czego konkretnie mieli się uczyć? Nie wiem, może gdybym miał lepszą wiedzę na temat KotORa to bym na to odpowiedział. A Luke <nie z początku, raczej właśnie czasy LotF> znał sporą część historii dawnego Zakonu, więc miał z czego wyciągać wnioski.
I tak i nie. Powinni zająć się sprawami typu "na planecie A jest wojna, trzeba uspokoić strony konfliktu", a jeśli chodzi o konflikt Sojusz - Korelia, to udać się do jednych i drugich i jako neutralna strona namawiać do pokoju. Jeśli to by się nie udało - to skupić się na pomaganiu poszkodowanym w bitwach, a nie uczestniczeniu w nich.
A że władza deprawuje... Jestem pewien, że jeśli ostrożnie dobierano by członków Zakonu i wpajano, by na każdym kroku przypominać sobie nauki Jedi i medytować, to pozostaliby tacy jacy są. <pod względem moralności.>