to nie wiem, czy akurat Jedi nadają się do tego tematu najlepiej. Wynika to raczej z tego, że twórcy (w tym George Lucas) niezbyt wiedzą o tym, czym był epos rycerski itp. U nas średniowiecze kojarzy się przede wszystkim z Kroniką Galla Anonima, Wielkim Testamentem, Pieśnią o Rolandzie czy Dziejami Tristana i Izoldy, a w USA mimo wszystko właśnie z Beowulfem czy królem Arturem. Tylko, że cały mit arturiański - z Avalonem, z panią Jeziora i tak dalej jest mimo wszystko odległy od tego, co głosi sobą choćby Pieśń o Rolandzie. Jasne, pewne elementy wspólne są, ale gdyby patrzyć odpowiednio szeroko, te elemtenty znajdziesz takze i np. w Rambo. Co oczywiście jest bezsensowne z punktu widzenia zadanego tematu. Obejrzyj sobie film "Przyczajony tygrys, ukryty smok" i powiedz mi, czy widziałeś tam Jedi. Jedi, niestety z punktu widzenia zadanej przez Ciebie tezy, mają de facto więcej wspólnego ze wschodem, z Indiami, Chinami czy Japonia, niż z rycerstwem jako takim. To doskonale widać w filmach, zwłaszcza w trzecim Epizodzie, gdzie Jedi pełnią rolę generałów, doradców, wiernych nie władcy, ale pewnym swoim ideałom. Dla rycerzy, w klasycznym rozumieniu, takie podejście do władcy jest nie do przyjęcia. W książkach nie znajdziesz właściwie nic z rycerstwa. Wiesz, jak chcesz robić na siłę, to czemu nie - Vader upadły rycerz bo ma miecz, ma zbroję, ma serce jak Lancelot, nieszczęśliwa miłość między nim a Padme, zakazana w dodatku, Vader miał jeszcze uznanie, dzielny, waleczny, zawieszony gdzieś między starą wiarą (Jasna Strona Mocy) a nową wiarą (Ciemna Strona Mocy) - ale im głębiej idziesz, tym na śliższy grunt wchodzisz, bo wszystko jest bardziej naciągane. Niedaj Mocy ktoś będzie znał SW, to możesz na tym polec.
Już prawdę mówiąc, lepszym ujęciem tematu byłoby nie wskazanie zasad rycerstwa, a raczej interpretacji monomitu (J. Campbell się kłania), porównując choćby Pieśń o Nibelungach z Gwiezdnymi Wojnami (filmami). I porównywać dzieje Zygfryda z Anakinem itp. Zresztą przy Nibelungach masz też wspaniały punkt zaczepienia - Wagner i Williams - niby ciekawostkę, ale wartą odnotowania. Tyle, że w Nibelungach znów nie masz "klasycznej" wizji rycerstwa jak w "Pieśni o Rolandzie".