Karen Traviss powraca. Cykl Republic Commando został zakończony, rozpoczyna się Imperial Commando. UWAGA PONIŻEJ OPIS FABUŁY
Wojny Klonów się skończyły, lecz dla tych, którzy mają powód by uciekać przed nowo powstałym Imperium walka o przetrwanie właśnie się zaczyna....
Jedi zostali wytępieni w Czystce, a Republika upadła. Byli komandosi Republiki - najlepsze siły specjalne w galaktyce, klony Jango Fetta - stają po przeciwnych stronach. Niektórzy uciekli i dołączyli na Mandalore do najemników, klonów-renegatów i byłych Jedi, którzy stanowią armię Kala Skiraty, opierającą się imperialnej okupacji. Inni - jak członkowie oddziałów Delta i Omega - służą jako Imperialni Komandosi, oddział do zadań specjalnych w Legionie 501. Ich misją jest wytropienie pozostałych Jedi i dezerterów.
Dla Darmana, wciąż rozpaczającego po stracie żony i oddzielonego od syna, to smutny test lojalności. Ale nie tylko on zmuszony jest wystawić na próbę swoją lojalność wobec braci. Na Mandalore dezerterzy i mieszkańcy planety, którzy nie sympatyzują z Jedi, muszą zmienić swoje nastawienie do tego, w co wierzyli. W nowym porządku stare waśnie muszą ustąpić nowej, wspólnej sprawie. Nikt nie może być pewien po której stronie leżą dawne sympatie...
Opis fabuły podany, teraz mogę przejść do tego, co mi naprawdę leży na sercu. Otóż Traviss robi gigantyczną na telenowelę w świecie Star Wars. I to mnie niesamowicie drażni.
Z cyklu RC przeczytałem jak na razie tylko Hard Contact. Początkowo byłem zachwycony nowością, ale później przeczytałem drugi raz, bardziej na spokojnie. I ocena o połowę niższa. A ostatnio LOTF - Bloodlines to jeden wielki żart, Sacrifice wiele lepsze nie jest, zacząłem czytać też Revelation ( acz z przyczyn nadmiaru obowiązków i innych lektur do czytania z tym związanych ) zapowiada się w najlepszym wypadku tak sobie. Ale abstrahując od jakości tych dzieł - ich największą wadą są... Mandalorianie.
Pani Karen, GALAKTYKA ( wiem, że trudno w to uwierzyć ) nie kręci się wokół Mando. Mandalora nie jest centrum wszechświata, do jasnej cholery! A tu mamy RC i Mando, Mando, Mando... mamy LOTF i cała wszechświat zamiera z powodu tego, że biedna, zniszczona planeta zamieszkała przez 3 mln istot zaczęła myśleć nad produkcją nowego typu myśliwca... Litości.
A teraz Imperial COmmando - i,jak widać po opisie fabuły, zapewne znowu Mando. I Darman, zapewne co drugie słowo w Mando wypowiadający, i ponownie cała Galaktyka wszystko będzie wiedziała o Mandalorianach.
Mówię temu dość. Ja chcę przeczytać o IC, o 501 legionie... a nie po setny o Mando, ich kulturze i tradycji. Nikt w całej Galaktyce nie ma nic lepszego do roboty, niż użeranie się z Mando. A Imperator zapewne spać po nocach nie może z obawy przed tym, co na zabitej dechami dziurze zrobi paru gości w zardzewiałych zbrojach.
Większość fanów psioczy na Zahna ( mniej lub bardziej zasadnie ) za to, że do każdej powieści wrzuca Marę, Thrawna itd... WYbaczcie, ale Traviss robi to samo... tyle do sześcianu! I o ile sprawy, którymi zajmowali się Mara i Thrawn można określić jako ważne dla Galaktyki, o tyle całe to Mando-pieprzenie... Niedobrze się robi.
Traviss chciała zrobić coś wspaniałego - opisać i rozwinąć kulturę Mandalorian. Ale przedobrzyła. W całym wszechświecie nic tylko Mando, wszyscy tylko myślą o tym, żeby Mandalore przypadkiem nie splunął, bo to mogłoby zburzyć ład i porządek w Galaktyce.
Chyba wszyscy liczyli na to, że 501st opowie historię z perspektywy Imperium. Teraz już wiadomo, że będzie z perspektywy Mando-klonów, którzy będą tymi jedynymi dobrymi, tyle że są w złej ekipie ( to jest ta grupka z 501st ). Znowu zero odcieni szarości...
I znowu Mando...