Wydziergałem coś, mimo mojego beztalencia. Zamieściłem to już na jednym forum, nawet niektórym się podobało, więc postanowiłem zamieścić i na Bastionie, pierwszą część
Akcja opowiadania dzieje się lat -eści po pokonaniu Krayta. Galaktyka została podzielona na 4 Mocarstwa - Republikę Galaktyczną, Kalamariańskie Imperium, Mandalorian i Imperium Kiffu i Kiffex.
_________________________________________________________________
Kiffu
Wszyscy stali w milczeniu dookoła tronu Imperatora Korto Vosa. W ogromnej sali tronowej dominowały ciemne barwy, gdyż spodziewano się śmierci Wielkiego Imperatora Kiffu i Kiffex.
Tu właśnie, władca miał wyzionąć ducha. Wyglądał już naprawdę źle. Wychudła twarz, długa, ciągnąca się siwa broda i nieobecny wzrok powodowały, że sprawiał wrażenie całkowicie oniemiałego. Szef komitetu doradców, Minister Abe zbliżył się do Vosa, by wysłuchać jego słów.
-Abe… - zaczął Imperator – Moim ostatnim życzeniem jest, by na tronie zasiadł mój wnuk Ruser Vos. On… jest ostatnią nadzieją dla naszego narodu. Przysięgnij mi, Abe!
-Przyrzekam, choćbym miał za to oddać życie! – odrzekł poważnym tonem.
-Odchodzę spokojny, mój przyjacielu…. – wyszeptał władca.
Abe odwrócił się do zgromadzonych.
-Nasz władca nie żyje – obwieścił smutnym tonem. Jedna z arystokratek zasłabła z przejęcia.
-Ostatnią wolą władcy, było zapewnienia tronu dla jego wnuka, Rusera.
-Przepraszam, że panu przerwę panie ministrze – zaczął generał Kisiel. – Oczywiście dostrzegam powagę sytuacji, ale… czy sądzi pan, że siedemnastolatek, wygra wojnę z togrutanami? To dzięki Imperatorowi Korto odnosiliśmy chwilowe zwycięstwa, ale co będzie dalej? Jeżeli szybko nie wytoczymy kompetentnej osoby na władcę, czeka nas wszystkich zagłada. Proponuję wytoczenie regenta, który będzie sprawował władzę, aż do osiągnięcia przez królewicza pełnoletniości. Co pan na to?
-Hm… - zastanowił się minister – zgadzam się. Proszę podać do opinii publicznej, że wybory odbędą po pogrzebie naszego władcy.
Nad Mon Calamari
Strateg Generalny Kiffu, a zarazem konsulem na Mon Calamari siedział wygodnie w fotelu swojego obszernego gabinetu. Przysługiwała mu flota złożona z sześciu owalnych superniszczycieli typu Glory. Nie jednego mógł zdziwić fakt, iż nie był on Kiffarianinem, ani nawet człowiekiem. Był Chissem. Odziany w białe szaty arystokraty oglądał przebieg rozmów swojego zastępcy, Luxpisa z ministrem spraw zagranicznych Mon Calamari, Jhemitiego. Nagle, ekran wypełniła blada twarz oficera Smitha.
-Ekscelencjo, Konsulu Foleb – zaczął, klękając. Czasami niezmiernie irytował go, ten podwójny tytuł. Trudno się dziwić, Strateg Generalny to najwyższy tytuł wojskowy w Imperium.
-O co chodzi Smith – rzucił Konsul.
-Przynoszę złe wieści z Kiffu. Nasz miłościwie panujący władca, Imperator Kiffu i Kiffex, Jedyny Obrońca Kiffu, Pan Przestworzy…
-Streszczaj się, Smith!
-Otóż… Imperator Korto Vos nie żyje…
-Co?! – zdziwił się Foleb. Na jego twarzy malowało się raczej zainteresowanie, niż smutek.
-Niestety, dziś rano, pan wyzionął ducha. Szef Komitetu Doradców Imperatora, Abe, wydał rozkaz, by wrócił pan jak najszybciej na Kiffu, by uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych.
-Dobrze, będę jak najszybciej – skwitował – Żegnam.
Twarz oficera rozmyła się na ekranie i znów wrócili Luxpisa i Jhemiti.
-Połącz mnie z mostkiem – powiedział do mikrofonu umieszczonego w poręczy fotela.
Na monitorze pojawił się Kapitan Trace.
-Kapitanie… wracamy na Kiffu – obwieścił uroczyście.
Kiffu
Minister Abe stał oparty o framugę drzwi pomieszczenia medycznego. Naprzeciw niego stał zbiornik Bacta, w którym dryfował nieprzytomny Ruser Vos. Został ranny w trakcie „negocjacji” na Shili, prowadzonych z Królową Togrutan, Tiraną Gi. Reprezentował w zastępstwie za dziadka, interesy Imperium Kiffu i Kiffex, nawet myśląc o zakończeniu wojny. Jednak Rusera i jego sztab konsultacyjny, nie powitała władczyni, a tylko grad strzał z blasterów Togrutańskich żołnierzy. Konflikt rozpoczął się, gdy System Shili zapragnął odłączyć się od Galaktycznej Republiki i stworzyć własne, autonomiczne państwo, na wzór Mandalorian. Gubernator systemu, Tirana Gi obwieściła się Królową. Na pokaz własnej siły, wysłała wojska, w celu zajęcia Kiffu i obszarów Imperium Kiffu i Kiffex. Jednak przeliczyła się, odnosząc sromotną klęskę w Bitwie o Derrę IV. Kanclerz Republiki, wiekowa Marasia Fel, wiedząc, że jej państwo nie da rady uderzyć na Shili, nie wsparła Kiffarian, zasłaniając się ubóstwem i klęską głodu. „Klęska głodu…” pomyślał Abe, przypominając sobie brzuchate dzieci Coruscant, zawsze szczęśliwe i uśmiechnięte. Można powiedzieć więc spokojnie, że Felowa dała Gi wolną rękę. Ciekawe, czym pani Kanclerz będzie się tłumaczyła, kiedy Togrutanie zaatakują Coruscant. Jednak nie musiał sobie teraz tym zawracać głowy, od problemów międzynarodowych jest minister spraw zagranicznych. Droidy medyczne wyławiały właśnie przebudzonego chwile temu Rusera Vosa. Usadowiły go na fotelu, wycierając go ręcznikiem. Abe podszedł i podał mu kombinezon, w który pospiesznie się ubrał.
-Witaj, Abe – powiedział nieprzytomnie.
-Witaj, cieszę się, że wróciłeś do zdrowia – odrzekł – A może i nie…
-Nie rozumiem… - Ruser spojrzał z niepokojem się na ministra
-Twój dziadek, Korto Vos nie żyje. Zmarł dzisiaj nad ranem. - wyszeptał smutnym głosem.
Ruser spuścił głowę. Wiedział, że czas leczy rany, jednak do dziś pamiętał rodziców, ojca Quinlana Vosa II i matkę Mazalję, którzy zginęli w wypadku, gdy miał jedenaście lat. Jego ojciec całe życie był księciem, nie doczekał się władzy. Teraz wszystko spada na Rusera... On nie chciał władzy. Nigdy o tym nie myślał, a zawsze nudziła go wewnętrzna polityka Imperium, ten głupi dwór rozdanych ról. Siebie widział raczej w roli dyplomaty, ambasadora, czy konsula. Jednak coś tu nie pasowało…
-To oznacza, że jeszcze na rok zostanie wybrany regent, który będzie sprawował władzę za mnie? – spytał Vos
-Tak, wybory odbędą się po pogrzebie twojego dziadka. Padł pomysł, by zrobić powszechne wybory, jednak ostatecznie ustalono, iż regenta wybierze dwór.
-Ale w konstytucji jest wyraźnie powiedziane, że…
-Konstytucja nie mówi o nagłej śmierci władcy, co właśnie nastąpiło. To tylko rok Ruser…
-Wiem, ja wcale nie chce tronu! Tylko to obywatele wybierają, kto ma rządzić, jeżeli już coś takiego się stanie.
-Przykro mi, ale w tej sytuacji mam związane ręce. Pogrzeb odbędzie się dziś wieczór. Bądź gotowy.
Abe opuścił go. „Nie było mnie zaledwie dwa tygodnie, a tyle się stało…” pomyślał Vos.
Na pogrzeb władcy zjechali się przedstawiciele najdalszych zakątków galaktyki, prócz Togrutan rzecz jasna. Uroczystość odbywała się w Katedrze im. Khaleen Hentz. W pierwszym rzędzie usiadł Ruser Vos, wraz z Abe i ministrem w Kancelarii Imperatora, Taunem Aurą. Za nimi byli wojskowi między innymi strateg generalny Foleb, czy generał Kisiel. Dalej przedstawiciele innych państw. Marasia Fel, siedziała ubrana w czarną, prostą suknię, a obok niej wybrani senatorowie. Prezydent Kalamariańskiego Imperium, Onoma, a obok niego nieodłączny minister spraw zagranicznych Jhemiti. W tłumie można było rozpoznać przedstawicieli Mandalorian, odzianych w charakterystyczne zbroje, między innymi Konsul Mandalory na Kiffu, Minius Ordo. Wszyscy wstali, kiedy duchowny Solar rozpoczął swoje kazanie w języku Staro Kiffarańskim, którego nikt z wyjątkiem jego (chodź i to jest wątpliwe) nikt nie rozumiał. Nagle kapłan rzekł:
-Żegnamy dziś Imperatora Kiffu i Kiffex, Jedynego Obrońcy Kiffu, Pana Wszechpotężnego Mocarstwa, którego granice sięgają od Phu, poprzez Kiffu, Kiffex, Yag’Dhul, Koorivię, aż do Derry IV, Naczelnego Wodza Wojska Narodowego, Miłującego Ojczyznę Patriotę, Autora Pogromu Anzatów, Wielkiego Odnowiciela, który uprzemysłowił Kiffex. Pożegnajmy go hymnem naszego Imperium.
I wszyscy zaczęli śpiewać narodową pieśń Bądźcie pod opieką Imperium. Wtedy Solar umoczył dwa palce w żółtej farbie i naznaczył na trumnie godło, Gwiazdę Klanu Vos. Po hymnie ustawiła się kolejka, by złożyć kwiaty na trumnie. Najpierw Ruser, składając oczywiście największy bukiet, za nim dwór, przedstawiciele innych państw i drobniejsi urzędnicy. Na koniec końców sarkofag został wyniesiony przed Katedrę i złożony w pochówku.
„Tak odchodzą Wielcy…” pomyślał Ruser, patrząc samotnie na grób.