Ufff. W końcu wylądowałem. Po dwóch latach wróciłem na Coruscant. Nic się nie zmieniło. Wieje chłodny wiatr, czuć w powietrzu że zaraz znowu zacznie padać. Czy ktoś kiedyś w końcu przewidzi pogodę na tej planecie? Tyle lat industrializacji nieźle namieszało w klimacie Imperialnego Centrum. Między innymi dlatego tutaj jestem. Jako ludzki przedstawiciel Ithorian mam nadzieję uratować co się da. Patrzę na światła dzielnicy Manari i zastanawiam się jaki sens jest tutaj mieszkać. Tony betonu, nic roślinności. Spoglądam w górę. Przez wielki otwór przez który wlecieliśmy przebijają się gwiazdy i pierwsze krople deszczu. Powoli wrota się domykają, a hałas za nimi się zmniejsza. W końcu zamykają się na dobre. Po kilku sekundach na fuficie włączają się pojedyncze lampy, rozświetlające zimny dok. Drzwi dziesięć metrów przede mną się otwierają.
W końcu!
Podchodzę do drzwi. Stoją tu czterej szturmowcy, a także droid TC-765, brązowy robot jak ostatnio wyjaśnia wszelkie wątpliwości, oraz informuje co jest zabronione na planecie. Standard.
Przechodzę przez wykrywacz metali. Zaczyna pikać tak hałaśliwie że zaczyna mnie boleć głowa. Harmider tej planety daje o sobie znać już przy wejściu. Szturmowcy odbezpieczają broń i każą wyjąć wszystko z kieszeni. Spoglądam na nich i powoli wyjmuję wszystkie rzeczy. Monety, dowód osobisty, list do samego Imperatora. Wszystko kładę na tacce. Spoglądam na lewo. Moje bagaże przechodzą przez inny wykrywacz metali. W razie wątpliwości dwóch celników w towarzystwie funkcjonariusza CSF otwierają bagaże i wszystko sprawdzają własnoręcznie.
Bezpieczeństwo przede wszystkim
W końcu mnie puszczają. Wchodzę do większej sali i stają w kolejce do biurka. Wszędzie kręcą się żołnierze i policjanci. Nikt nie ma szans nic przemycić. Jakieś trzydzieści metrów na lewo od kolejki znajdują się drzwi. Na nich napis. Nieupoważnionym wstęp wzbroniony. wiem co tam jest. Komputery monitorujące trajektorię wszystkich statków w systemie Coruscant. Tam też obsługują wszystkie promienie ściągające. Pomieszczenia chronią dwaj szturmowcy.
O, moja kolej. Podchodzę do miłej urzędniczki. O ile pamiętam nazywa się Mala Yarn. Standardowa stawka. 100 kredytów za dokowanie na tydzień i informacja że w razie nie przedłużenia miejsca na lądowisku, statek zostaje skonfiskowany.
No, to już wszystko. Oszklone drzwi prowadzą mnie na ulice przed gigantycznym budynkiem portu.
Od tych wszystkich statków ziemia cały czas drży. Okropny hałas jaki wywołują silniki jonowe ogłusza wszystkich znajdujących się pod Portem. Wszyscy szybko biegną do oddalonego o 10 metrów szerokiego tunelu dźwiękoszczelnego prowadzącego do postoju aerobusów i taksówek.
Zmierzam razem z nimi. W końcu cisza. Wzdłuż tunelu stoją po obydwu stronach okienka w których siedzą drobni sprzedawcy. Kupuję mapę dzielnicy Manari, Senackiej i Pałacowej. Jakoś tam muszę dojść, a łatwo się tutaj zgubić. No, po kilometrze marszu dochodzę do ujścia tunelu. Deszcz przestał padać. Hałas statków jest o wiele mniejszy i znośny.
No, widzę taksówkarza siedzącego w zielonym pojeździe. Tylko 50 kredytów z lot do Dzielnicy Pałacowej? to nie tak dużo, w końcu to prawie sto kilometrów stąd.
Mam nadzieję że moja sprawa pomoże uratować tą planetę.