Na Moc, ten budynek to dopiero robi piorunujące wrażenie! Te mroczne ciemnozielone szyby, co zdają się więzić w sobie nawet światło, ta porażając prostota ogromnego i wysokiego chyba na trzydzieści pięter prostopadłościanu, ten obszerny plac przed niepozornymi wrotami... Dreszcze przechodzą po plecach, jak się myśli o wejściu do środka. Czuje się tutaj potęgę państwa, oj tak. Jako straszak, One CorSec Plaza, bo tak tu wołają na siedzibę Koreliańskich Sił Bezpieczeństwa, spisuje się świetnie.
No ale nic, wejść trzeba. Za drzwiami od razu wita mnie ogromna sala, a w niej ruch niczym w ulu. To bankowo główny posterunek, bo oprócz korsekowców chodzących w eleganckich szaro-żółtych mundurach i brązowych rękawicach, kręci się tu mnóstwo zwykłej gawiedzi. Przestępcy, petenci, ofiary – jest tu wszystko, a i pewnie jeszcze więcej. Ale dla pewności zagaduję srebrnego droida protokolarnego z wielkim napisem „Informacje” na korpusie. Dobra, pod podłogą jest wielki hangar dla maszyn, na czubku zresztą też, ale tych, co mogą latać w próżni. Aha, na drugim i trzecim piętrze jest areszt. Reszta to biura korsekowych szych. No, trzeba przyznać, musi ich tu sporo pracować. Droid się rozgadał. Dyrektorem CorSecu jest Iv’vo Sanader, łącznikiem z Imperium z kolei Kirtan Loor. No fajnie, że mi to mówisz, ale jak ja dojdę na...? Eee? Mam podejść do tych dwóch miłych pań tam? Amanda i Viola? Przekierowują ludzi do właściwych departamentów? To mi się podoba.
No to podchodzę. Dziewczyny są piękne jak obrazek, jedna krótkowłosa blondynka, druga długowłosa brunetka. Aż trudno się zdecydować, do której zagadać. Już robię krok do przodu, a tu nagle wchodzi przede mnie jakiś młodzik, błyska zębami i muszę czekać. Podsłuchuję mimochodem, o czym rozmawiają. Corran Horn do ojczulka, Hala Horna, przyszedł po szkole. Coś go ta szkoła nie nauczyła, że trzeba mieć maniery. Ale nic, rozmowa coraz ciekawsza się robi. Plotkują o innych glinach. Kadet Orn Tui znowu coś sknocił, myśląc że pokaże reszcie jak dużo jest wart; ponoć to nieudacznik. Adraal Morf z hangaru, mechanik rzucający co chwila sarkazmem, kolejny raz z nerwów mało nie wykorkował. Juiel Krac, porucznik-zapaleniec, ponownie nadął się jak balon, mówiąc o swojej ukochanej ojczyźnie, Korelii. Taa, wszyscy ją kochamy, gdybym tylko na starość wyższą emeryturkę dostawał. Ech, marzenia ściętej głowy. No, Horn się przesunął, koniec plotkowania.
Czas wreszcie zagadać z dziewczętami. Nie po to się tu tłukłem pół planety, żeby zajmować się bzdurami. Kradzież mojego portfela to w końcu poważna sprawa!