I kolejny raz widzę ten sam obraz. W tym tygodniu to już trzeci. Kolejny raz stoję w kolejce do dokowania.
Kolejny raz mnie skanują.
Kolejny raz ostrzegają o konsekwencjach podejrzanego zachowania
Kolejny raz... o tym myślę... Firefek. Muszę sobie znaleźć jakąś kobietę. Bo co może być ciekawego w tym że po raz setny oglądam flotę broniącą Cor... Imperialne Centrum. Fierfek, nigdy się nie nauczę że Palpatine zmienił nazwę na Centrum. Cały czas to samo. Monotonia handlowca mnie dobija. Żeby chociaż jakaś akcja...
O!
CSF znowu ściga jakiegoś uciekiniera. Czy aż tak źle im jest na planecie "ogromnych możliwości"? Planecie "wiecznego szczęścia", "bezpieczeństwa". Normalnie, fierfek, mlekiem i miodem płynącej. Chociaż z orbity wygląda na planetę płynącą światłem i metalem. Statek skoczył w nadprzestrzeń. Daleko nie ucieknie. CSF już za nim leci w starych myśliwcach Y-Wing. Naprawdę. Powinni ich lepiej wyposażyć.
Oho!
Moja kolej. Powoli mijam niszczyciel gwiezdny. Jego nazwa? Exactor. Co to w ogóle za nazwa? I po co on tu stoi? Razem z tymi stacjami Golan II i prawie pięćdziesięcioma innymi Niszczycielami? Co oni? Chcą nas wszystkich pozabijać? Separatyści już od dawna się nie pokazują. Ostatnie resztki ich armii zostały zniszczone kilka lat temu. Może Palpatine boi się tych plotek o Sojuszu Rebeliantów? Ehh przecież Imperium nie ma się czego obawiać. Jeden taki niszczyciel potrafi spopielić powierzchnię planety pozbawionej tarczy. Imperator poradzi sobie z jakimiś tam buntownikami.
W końcu parkuję w doku. Przytulnie tutaj. Niszczyciel cały czas orbituje wokół stacji kosmicznej na której się znajduje. Drzwi się otwierają. Do środka wchodzi czterech szturmowców z karabinami E-11. Krótka wymiana zdań i już zaczynają procedurę. Otwierają schowki i szukają przyprawy, niewolników, czy nielegalnych imigrantów. Na Coruscant nie ma miejsca dla nieludzi. Żołnierze mają rozkaz aresztować taką osobę. Ja nie ryzykuję. Po dziesięciu minutach już po wszystkim. Zbili lampę dla mojej przyjaciółki. Nie winię ich za to. Za bezpieczeństwo trzeba zapłacić sporą cenę. Przynajmniej na planecie jest spokój. Wylatuję drugą stroną. Chciałem się zatrzymać na szklankę czegoś mocniejszego, ale darowałem sobie. I tak jestem spóźniony na kontakt z klientem. Włączam nadajnik i wysyłam sygnał by promień ściągający bezpiecznie mnie sprowadził. W górnych partiach atmosfery nie trudno o kraksę. W końcu mijam pojedyncze platformy lądownicze. Widzę cel. Szef już stoi na jednym z lądowisk firmy Sienar. Mam przechlapane za spóźnienie...