Przed wami pierwszy rozdział mego opowiadania (które na pewno wam się nie spodoba, bo nie mam talentu do pisania starwarsowych FF.
1
Theed, stolicę Naboo, niewielkiej planety leżącej w środkowych rubieżach. W około chaos i zniszczenie. Setki postaci w białych pancerzach ogarnęło miasto, strzelając do wszystkiego co się rusza. Właśnie tak Imperium wymierza sprawiedliwość.
W ogniu walki, można by nie zauważyć czterech postaci skradających się wąskimi uliczkami miasta.
Byli to piloci królewscy z osławionej eskadry Bravo, którzy podczas przybycia imperium przebywali poza granicami miasta: Ric Olié, Gavyn Sykes, Porro Dolphe i Arven Wendik.
-Jak sądzicie jak długo wytrzyma nasze wojsko? –spytał Gavyn Sykes.
-Oni już się poddali Gavyn! Tylko że atakuje nas 501 legion, znany ze szczególnego okrucieństwa, nawet jak na Imperium. Bendą mordować wszystkich do znudzenia! – Ric Olie, ich dowódca, mówił z wyraźną trudnością, pacząc jak płonie jego rodzinna dzielnica – Dlatego musimy jak najszybciej skontaktować się z kimś kto mógłby nam pomóc.
Przeszli jeszcze kilka przecznic. Wystrzały przycichły, a potem całkowicie umilkły. Szturmowcy zajęli już całe miasto. Imperium przybyło tu z rozkazu Lorda Vadera, który dowiedział się o kilku Jedi ukrywanych przez królową.
Olie odpiął od pasa elektrolornetkę i spojrzał w stronę pałacu.
-Pałac jest dobrze strzeżony. Szturmowcy strzegą wszystkich wejść – stwierdził – Będziemy musieli dostać się do środka podstępem.
-Na imperium podstępy nie działają!- Porro ledwo powstrzymał się od krzyku – co wam da dostanie się do pałacu? Nie wiecie, to ja wam powiem: śmierć!
- Uspokój się! -Arven Wendik , ciemnoskóry mężczyzna który zachowywał spokój w każdej sytuacji, teraz choć nie dawał tego po sobie poznać, walczył ze swoim strachem – musimy pomóc królowej!
-Jeśli ona w ogóle żyje! – odezwał Gavyn. – Ale myślę że warto spróbować się tam dostać i chyba mam już jakiś pomysł…
Na Naboo, nawet kanały były ładne. Schludnie zrobione korytarze wiły się we wszystkich kierunkach, ale Torn Gelvan wiedział dokładnie w który skręcić. Na Naboo nie praktykowano bezgranicznego zaufania droidom i nawet w kanałach ludzie nadzorowali ich pracę. Jednym z nich był właśnie Gelvan, najlepszy przyjaciel Sykesa. Po połowie standardowej godzinie piloci skradali się już pałacowymi korytarzami w stronę apartamentów Królowej.
-Jesteśmy niedaleko sali tronowej, tam sprawdzimy najpierw – Ric odbezpieczył miotacz i zdecydowanym krokiem ruszył w stronę Sali tronowej.
-Stać! – W obszernym korytarzu głos zza hełmu szturmowca zabrzmiał bardziej złowrogo niż zazwyczaj – rzućcie broń i ręce na głowę!
-Nie sądziłem że nasza akcja potrwa tak krótko – Wendik ze spokojnie odrzucił broń i podniósł ręce nad głowę, tak samo uczynili Ric i Gavyn, tylko Porro Dolphe stał z uniesionym miotaczem.
-Rzucić Broń!- szturmowiec powtórzył celując Dolphe’owi między oczy.
Wtedy Porro zrobił coś, co nawet jego samego zdziwiło. Rzucił miotacz z całym impetem prosto w twarz szturmowca. Mimo hełmu żołnierz został ogłuszony i przewrócił się, w tedy Porro zastrzelił go jego własnym miotaczem.
- W nogi!- wrzasnął i zaczął ile sił w nogach biec w stronę hangaru.
Pozostali instynktownie pobiegli za nim.
Rozległy się wystrzały. Kilkunastu szturmowców rozpoczęło pościg za pilotami, którzy posyłali wiązki laserowe w kierunku szturmowców, ciągle biegnąc przed siebie. Wiązki szczęśliwie dla pilotów dosięgły większość szturmowców, ale sytuacja pogorszyła się gdy byli tuż pod hangarem, z którego wybiegli szturmowcy, liczniejsi niż poprzedni. Pilotom na pomoc przyszło kilku przetrzymywanych w hangarze Królewskich strażników, którzy skorzystali z zamieszania.
Walka była bezsensu, ponieważ szturmowcy nie dość że silniejsi to jeszcze lepiej uzbrojeni.
Zginęła większość strażników królowej, wtedy Gavyn wyjął z kieszeni termo detonator, który wziął od martwego szturmowca na jednej z ulic okupowanego miasta. Krzyknął „padnij” i rzucił detonator w gromadę szturmowców. Nabooańczycy w ostatniej chwili rzucili się na ziemię i uniknęli śmierci. Tylko jeden ze strażników stał w zasięgu bomby i został odrzucony pod nogi jednego z nielicznych żywych szturmowców i natychmiast zginał od strzału w tył głowy. Pozostali zajęli miejsca w myśliwcach. Wszyscy oprócz Rica, który pobiegł otworzyć właz wylotowy. Olie sprawnie uniknął skierowanych w niego wiązek lasera i otworzył właz, po czym wskoczył do myśliwca, i razem z innymi opuścił hangar. Nie był to jednak koniec. Po chwili zjawiło się kilka myśliwców Alpha-3 typu V. Imperialni piloci utworzyli charakterystyczny dla imperium szyk i otworzyli ogień.
-Eskadra Bravo! Manewr wymijający! – Ric Olie krzykną w mikrofon komunikatora.
Zawodowi piloci bez trudu wykonali ten manewr, co nie przyszło tak łatwo strażnikowi, który ledwo potrafił utrzymać maszynę w powietrzu. Po ekranach komputerów pokładowych pozostałych N-1, mignął ostatni zapis danych droida nawigacyjnego z zestrzelonego myśliwca.
-Tu Bravo lider! Pokażcie imperialnym na co was stać!
-Bravo 2, zrozumiałem!
-Bravo 3, zrozumiałem!
-Bravo 4, zrozumiałem!
Myśliwce Naboo przekoziołkowały nad V skrzydłowcami i otworzyli ogień. Imperialni zaczęli robić zwrot, ale ogień eskadry Bravo był tak na nich skoncentrowany że stracili większość myśliwców. Wtedy Bravo lider rozkazał przyśpieszyć.
Po chwili N-1 sunęły w przestrzeni kosmicznej.
-Dokąd lecimy szefie? – spytał Gavyn przez kom link.
-Skoordynujcie swoje R2 z moim. Wprowadzam współrzędne…