TWÓJ KOKPIT
0
FORUM Opowiadania

moje opowiadanie

darthmax 2008-10-21 20:31:00

darthmax

avek

Rejestracja: 2007-10-25

Ostatnia wizyta: 2023-09-26

Skąd: łódź

witam,
niedawno napisałem opowiadanie, to jeszcze nie jest całośc.
tytułu na razie brak

Niebo nad planetą kr’ahuuut było jak zawsze przejrzysto niebieskie. Okoliczne tereny były bardzo zielone, fauna i flora były tutaj bardzo bogate. Generał Tessek, Quarren, spojrzał w gorę. Nic nie zapowiadało nadchodzącej bitwy. Okoliczni mieszkańcy skryli się daleko od przyszłego pola bitwy, wiadomo, nie chcieli oglądać tej bitwy. Ludność i władze miały negatywny stosunek do Wojen Klonów, ale nie mogły się sprzeciwić Separatystom, więc ci wzięli ich planetę w posiadanie siłą.
- Komandorze Veler, raport-rozkazał generał. Veler był jego najbliższym współpracownikiem. Formalnie Tessek nie miał zastępcy, ale komandor pełnił taką właśnie funkcję.
- wszystkie jednostki bojowe gotowe do akcji. Droidy oczekują na pańskie rozkazy.
-Doskonale- odparł Tessek- Proszę informować mnie o każdej oznace zbliżania się armii Republiki.
-Tak jest, sir.
Nadchodzi kolejna jatka, pomyślał Quarren. Jak zwykle niepotrzebna bitwa o niszową planetę. Federacja jest bezmyślna, próbując zdobyć planetę, której jedyną zaletą jest złoże diamentów. Może przydadzą się one na sprzedaż i zysk dla Separatystów, ale straty poniesione w bitwie niewątpliwie będą większe… Po raz kolejny Tessek będzie przewodniczył tym sztucznym żołnierzom, a i tak to nic nie da.
Ani jemu, Ani Federacji.
-Sir, nadlatują kanonierki Republiki!
-przygotować się do odparcia ataku.
Generał spojrzał ponownie w niebo. Usłyszał charakterystyczny dźwięk lecących LAAT. W obecnej chwili mógł zauważyć dziesięć takich, ale na pewno przyleci ich więcej. Kolejna walka w karierze generała właśnie się zaczynała. Znów śmierć poniesie wielu, dla dobra gburowatych polityków. Wszyscy ci, którzy pragnęli podbijać kolejne planety dla wyimaginowanych ideałów wolności i równości byli głupcami. Zawsze znajdzie się ktoś, komu się nie spodoba sposób sprawowania władzy i bunt gotowy. Najlepiej było zostawić tych, którzy nie chcieli przyłączyć się do związków planetarnych w spokoju. To była ich strata, ale przynajmniej nie doprowadzało to do kolejnej idiotycznej wojny.
Tessek nie reprezentował typowych poglądów jak na Separatystę. Ale on nie chciał mścić się na Republice.
Chciał śmierci i zniszczenia Jedi. Wszystkich.
Nienawidził ich. Jedi wspomagali Republikę. Republika Jedi. A kto był z Jedi-był przeciwko niemu.
Przez nich cierpiał przez całe życie. Widział jak jeden z nich, w tatuażach i z podwójnym czerwonym mieczem świetlnym zabił z zimną krwią jego rodzinę.
Teraz on zabije ich. Z tak samo zimną krwią.

-czerwone światło, przygotować się- odezwał się rutynowo pilot kanonierki.
Mimo iż była to pierwsza misja Gusa, nie bał się śmierci. Był klonem, jak każdy jego towarzysz broni. Nie czuł się zbytnio jak ktoś o normalnym systemie wartości. Wiedział, że jest mięsem armatnim, istotą żywą stworzoną przez Kaminoan, którym zapłacono za jego stworzenie. Mimo to, chciał przetrwać za wszelką cenę- wiadomo, instynkt zwierzęcy. Był wyjątkowo posępnym osobnikiem, mało skorym do rozmów, ale wyjątkowo dobrze radzącym sobie w boju.
Tak przynajmniej wnioskował po wynikach na treningach. Ale trening a prawdziwa walka to dwie różne rzeczy.
-Hej, nowy!- krzyknął komandor Jer- przygotuj się, niedługo będziesz miał to za sobą. Nie martw się- statystycznie swoją pierwszą bitwę przeżywa dwie trzecie wszystkich z nas.
Wszyscy, oprócz Gusa, się zaśmiali. Drużyna Jawa nie składała się z wyjątkowo przyjaznych osobników, ale kiedy już udowodniłeś co potrafisz, uważali cię za swojego. „Jawasi” byli dokładnie jak mali mieszkańcy Tatooine- z pozoru delikatni, ale przy kontakcie ze słabszymi-bezlitośni. Ale każdy w ich mniemaniu był „słabszy”…
Szkolenie na Kamino obejmowało wiele aspektów walki, jednak każdy wiedział że było niczym w porównaniu z realiami prawdziwych bitew. Jer miał rację-jedna trzecia nie przeżywała swojego „pierwszego razu”, ale to nie z powodu błędów, czy niedoświadczenia.
Po prostu nie byli przygotowani na taki stres.
Ale po „pierwszym razie” ich spojrzenie na świat diametralnie się zmieniało. Wiedzieli, że wielu i tak zginie, więc oddawali się walce z wielkim poświęceniem i samozaparciem. Stosowali regułę, że najlepszą obroną jest atak.
-Zielona światło- naprzód!
Wszyscy, jak jeden mąż wyskoczyli z transportowca. Dziesięciu żołnierzy szybko znalazło sobie osłonę- jedni skryli się za drzewami, inni znów za jakimś kamieniem. Z pozostałych dwudziestu jeden kanonierek posypali się kolejni żołnierze. Posypały się pierwsze strzały-padły pierwsze ciała. Śmierć ogarnęła swoim objęciem kolejne pole bitwy.
Gus oddał swoją pierwszą salwę. O dziwo trafił i rozwalił swojego pierwszego droida w historii. Nie odczuł w tym momencie nic szczególnego. Po prostu swoim strzałem przepalił parę obwodów i w efekcie robot przestał działać.
A gdy droid trafiał w klona, nie przepalał obwodów, tylko zabijał człowieka.

-Generale, pierwszy kontakt bojowy mamy za sobą- zameldował Veler-frontowa linia droidów została przełamana przez klony. Druga i trzecia prą do przodu i skutecznie spychają wroga do tyłu.
-Doskonale- Tessek zawsze tak odpowiadał swojemu podwładnemu, gdy jego plan był zgodny z otrzymywanym raportem.- proszę wypuścić pozostałe dwieście jednostek, niech ostrzeliwują przeciwnika z daleka, z tego wzniesienia- tu pokazał na małą górkę, która była dokładnie nad polem bitwy, porośnięta bujnie drzewami- niech do momentu ataku pozostaną niezauważone, aby ostrzelać ich z flanki z zaskoczenia.
-Zrozumiałem, sir.
Generał spojrzał ponownie na pole bitwy. Chudziutkie drozdy i ich masywniejsi kompani miażdżyli przeciwnika swoją przewagą liczebną. Trzykrotna przewaga- różnica byłą widoczna gołym okiem. Tessek wystawiał od razu wszystkie jednostki chcąc wykończyć żołnierzy republiki jak najszybciej, nie bawiąc się z nimi, jak to robili inni dowódcy, tchórzliwie zostawiając bezczynne posiłki w garnizonach. Jego strategia sprawdziła się już w dziesięciu bitwach. I zawsze wygrywał. Jak dotąd nie znalazł równego sobie przeciwnika.
-Generale, odbieramy połączenie od generała Grievousa- oznajmił Veler
-Daj go- Tessek uważał grievousa za durnia. Nigdy go nie szanował, i nie miał zamiaru go szanować. Ten gburowaty cyborg uważał siebie za kogoś genialnego, a mimo to wiele razy przegrywał, i to często bezmyślnie. Był postrachem wśród jedi, mało kto mógł się oprzeć w sztykach walki mieczem świetlnym. Nie zmieniała to jednak stosunku Tesseka do niego.
-witaj, Tessek- grievous przemówił oschłym tonem. też nigdy nie darzył Tesseka szacunkiem, pewnie dlatego, iż wiedział że Quarren jest od niego lepszy.
-Czego?
-Może tak trochę kulturalniej. Pamiętaj że mam nad tobą wyższą władzę.
- Do rzeczy, Grievous
-Odebraliśmy tajny przekaz, że na pole twojej bitwy przybędą posiłki Republiki. Kiedy wszystkie ich jednostki włączą się do walki, stracisz przewagę liczebną.
Tessek otworzył szeroko oczy.
-czy w takim razie przewidziane są również posiłki dla mnie?
-Nie.
A więc zanosiło się na pewne utrudnienie. Mimo to Tessek nie tracił ducha walki. Wiedział, że wygra.
Nie było innej możliwości. Przegrana nie wchodziła w grę.
Quarren wiedział, co go może czekać, kiedy Sidious będzie niezadowolony. Degradacja, a może nawet śmierć. Ale on nie martwił się tą ostatnią opcją.
-Czy coś jeszcze, Grievous.
-Pamiętaj, że hrabia Dooku będzie bardzo niezadowolony z porażki-tu zakaszlał, i zaśmiał się- jeśli przegrasz, będzie z tobą niedobrze.
-Tessek bez odbioru.
Tak więc, czy wprowadzać jakieś zmiany?- pomyślał. Jeśli wycofa z konieczności część jednostek, będzie miał pewną zapewnioną liczbę jednostek na odparcie drugiego ataku. Jednak gdy tak zrobi, straci więcej tych, które zostaną.
Jak zawsze sprawdzała się jego normalna strategia.
-Veler, rozkaż rozpocząć ostrzał droidom umieszczonym na wzniesieniu. Czas wypuścić asa z rękawa.


-Młody, nie opieprzaj się- krzyknął komandor Jer- przed nami bitwa do wygrania. Dobrze by było żebyś ją przeżył.
Gus pobiegł szybko od kamienia za którym chował się drugi członek jego drużyny. Po drodze zauważył, że jakiś droid mierzy w jego stronę. Zdjął go dwoma celnymi strzałami – nad wyraz celnymi. Nie wiedział że umie tak dobrze namierzać w stresie.
-Dowódco, widziałem jak zginęło dwóch „Jawasów”.- ci dwaj co polegli też byli „nowi”, więc nie rokowało mu to najlepiej. Mimo to nie tracił nadziei, że uda mu się przeżyć swój chrzest bojowy.
-Z całym szacunkiem,Gus, ale to normalne że nasi giną. Zwłaszcza że byli tak samo niedoświadczeni jak ty…- Komandor pokazał palcem na grupkę droidów stojącą na wprost nich. Jak na razie nie zauważyły dwóch klonów stojących za drzewem, ale niedługo mogło się to zmienić.-zajmijmy się tymi blaszakami, żeby móc wziąć resztę z boku. Chodź ze mną.
Jer wstał i zaczął ostrzeliwać droidy. Gus dołączył się do ognia dowódcy, i razem rozwalili pięć takich. Ruszyli przed siebie i wdarli się między resztę. Jer wyjął drugi podręczny blaster i zaczął strzelać w dwie strony. Gus stanął placami do towarzysza i puścił kilka serii ze swojej broni. Nagle blaster przestał strzelać. Magazynek, pomyślał. Sprawdził ile mu zostało dodatkowych baterii.
Nie miał ich więcej.
Uniknął kilku zabłąkanych strzałów, i rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś trupa kolegi. Był bezbronny, więc musiał działać szybko. Wreszcie znalazł jednego dziesięć metrów od niego, ale w otoczeniu kilku droidów.
-Komandorze, osłaniaj mnie. Muszę zdobyć nowe magazynki.
Pobiegł. Najszybciej jak mógł. Jer przekręcił się i zaczął strzelać jednym z blasterów w droidy od strony Gusa. On unikał strzałów, rzucił się na trupa, wyciągnął trzy magazynki i błyskawicznie przeładował swojego dc-17. Od razu strzelił do droida, który stał pół metra przed nim, i mierzył w niego. Sprintem wrócił do dowódcy, i razem skryli się za kolejnym drzewem.
Ukradkiem zauważył droida przechodzącego między drzewami na wzniesieniu górującym nad polem bitwy.
-Dowódco, tam jest więcej jednostek - palcem wskazał górę- nie damy rady ich zdjąć stąd. Nie uda nam się też tam dostać.
-będziemy musieli wytrzymać ich ostrzał i odczekać do przybycia posiłków.
-ile to potrwa?
-długo. Jak zawsze, gdy czekasz na pomoc.

Wszystko szło zgodnie z planam.
Jak zawsze.
Na razie posiłki Republiki nie przybywały, więc mógł kontynuować jatkę wśród zdziesiątkowanych już wrogów. On stracił zaledwie jedną trzecią sił- Republika trzy czwarte. Liczby jak zwykle mówiły same za siebie. Może jednak uda mu się odeprzeć drugą fazę ataku.
-Raport, Veler- rozkazał swojemu nieformalnemu zastępcy
-Bitwa idzie jak najbardziej po naszej myśli. Wróg cofa się co raz bardziej do tyłu. Mają wielu rannych, którymi starają się zajmować, co zabiera im dużo czasu i mocy przerobowej.
-Doskonale. Jak zwykle doskonale. Połącz mnie z grievousem.
- Tak jest, sir.
Tessek spojrzał kontrolnie na bitwę. Jego pułapka z ukrytymi jednostkami powiodła się znakomicie. Droidy, które strzelały stąd miały odsłonięte całe pole bitwy, więc mogły czysto strzelać. Krew lała się strugami.
On kochał zapach krwi wroga. Nic bardziej go nie cieszyło niż ta właśnie woń.
-odbieramy połączenie od generała Grievousa - Veler wpisał coś na klawiaturze holoprojektora, i pokazał się na nim pomniejszony obraz cyborga.
-czego, Tessek. Zakłócasz mój spokój.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że bitwa idzie jak na razie bardzo pomyślnie. Wróg został zdziesiątkowany, i zaraz będą musieli się poddać
-Nie chwal dnia przed zachodem słońca. Pamiętaj, że to nie koniec walki. Już niedługo przybędą Republikańskie posiłki.
-Dam sobie radę, Grievous, jak zawsze.
-Grievous bez odbioru.
Jak zawsze, szumowino, pomyślał.

Sytuacja miała się coraz gorzej. Klony zostały zdziesiątkowane, droidów nadal było mnóstwo. Atak z górki powiódł się - tylko Gus i Jer wiedzieli o nim. Nie zdążyli powiadomić wszystkich o dodatkowych jednostkach Separatystów, więc gdy strzały zaczęły padać nie tylko z boków, ale i z góry, walka stała się raczej rzezią, a nie zrównoważoną bitwą. Dowództwo popełniło błąd rozmieszczając siły na dwa ataki.
Wszędzie były nieruchoma ciała zakute w białe pancerze.
Nie brakło też złomu z droidów.
Ale różnica polegała na tym, że żywych klonów było kilkadziesiąt, a walczących z nimi-kilkaset.
Gus wiedział, że niedługo czeka go śmierć. Jer też to czuł, ale nie chciał w to uwierzyć. Jeszcze nigdy nie był w tak trudnej sytuacji. Owszem, walczył w wielu „trudnych” bitwach, ale nigdy w tak „morderczej”.
-Gus, musimy się wycofać. Nie damy im rady.
-Ale gdzie? Jesteśmy otoczeni. Nasi są rozproszeni, nie przedrzemy się do nich.
Jer rozejrzał się szybko po terenie. Praktycznie jedyną szansą na ucieczkę był las, ale droga do niego była również zablokowana przez droidy.
Innej opcji nie było.
Jer włączył kanał ogólny.
-Do wszystkich jednostek - odwrót do lasu. Powtarzam, odwrót do lasu. Tam się przegrupujemy.
Wyłączył interkom, i razem z Gusem ruszył przed siebie. Po drodze rozwalili kilka droidów, Gus dostał w naramiennik, ale nic poważnego się nie stało. Gdy dotarli do granicy lasu, droidy przestały strzelać w ich stronę. Bigli coraz głębiej w las, nie rozglądali się zbytni na to, co mijają.
Teraz trzeba było tylko znaleźć resztę batalionu, i powrócić przegrupowanym do walki.
Ale to nie było łatwe zadanie. Bynajmniej.

-Sir, wszystkie jednostki wroga wycofują się do lasu - zameldował Veler. Co mamy robić?
-Zostaw ich. Niech nasze siły wrócą do garnizonu i się przegrupują. Musimy uderzyć całą siłą, kiedy przybędą posiłki Republiki.
-Tak jest, sir. A co z ukrytymi na górze?
-Niech tam zostaną, i strzelają do każdego w zasięgu strzału, ale nie zmieniają pozycji.
Może się jednak uda, pomyślał Tessek.
Nie, nie może. Na pewno się uda. Jak zawsze.
-Jakie mamy straty, a jakie wróg, Veler?
- połowa naszych ze złomowana, dziewięćdziesiąt procent sił przeciwnika zdechła. Podoba mi się ta bitwa…- Veler uśmiechnął się.
-Mnie też, komandorze. Na razie mi się podoba Ale to jeszcze nie koniec. Pamiętaj, że czeka nas druga fala uderzenia.

Jer i Gus znaleźli wszystkich.
Było ich tylko trzydziestu. Niektórzy ranni, inni praktycznie bez amunicji. Ich hełmy z wizjerami w kształcie litery „h” i grzebieniami były nieprzeniknione, ale i bez wglądu na twarz towarzysza każdy wiedział, co czuje jego brat.
Wszyscy byli przygnębieni.
-Komandorze Jer - zapytał jeden z żołnierzy - kiedy przybędą wreszcie te cholerne posiłki? Kto w ogóle wymyślił podzielenie nas na dwie części? Czemu nie mogliśmy uderzyć jednocześnie?
-Też chciałbym to wiedzieć, żołnierzu. Dowództwo nie powiedziało mi tego, to chyba musi być jakaś ukryta strategia czy coś.
-Ale tu giną ludzie! - powiedział ktoś inny - Setki z nas. Tak nie powinno być! Traktują nas jak śmiecie! Co z tego, że jesteśmy sztucznie wyhodowani. Nie jesteśmy droidami, i też czujemy ból, jak inne istoty żywe!
-Żołnierzu, nie miej do mnie pretensji. Kiedy wrócimy - o ile wrócimy, pomyślał każdy z nich - będziesz mógł poskarżyć cię dowództwu. A teraz zamknij papę i zajmij się rannymi.
Jer wiedział, że jeśli posiłki nie przybędą w ciągu kilku godzin, separatyści wyjdą ponownie z garnizonu i ich odnajdą ich w lesie. A wtedy będzie koniec.
Nagle usłyszał jakiś dźwięk. Znał go.
LAAT.
Posiłki.
Musieli powiadomić nowo przybyłych o ich pozycji. Jednak przekaz mógł być wyłapany przez wroga.
Należało więc wrócić na pole bitwy i dalej walczyć.
-Żołnierze, upragnione posiłki! Wracamy do akcji. Przygotować się do końca tej bitwy - albo zginiemy, albo to będzie najlepszy dzień w ich życiu, pomyślał.

-Generale, nadciąga druga fala.
-Widzę, Veler – odparł Tessek – wypuszczamy jednostki do ataku. Niech rozmieszczą się na polu bitwy, a te ukryte na górce niech dołączę do nich. Mają uderzyć całą siłą, zmiażdżyć wroga przy pierwszym kontakcie. Bez obijania się.
-Rozkaz, sir.
Wynik bitwy zależał teraz od drugiego starcia. Pierwsze było niepodważalną porażką Republiki, ale druga faza mogła okazać się trudniejsza. Tessek stracił jedną czwartą jednostek i nie wiedział jakiej ilości przeciwników może się spodziewać.
Mimo to, się zwątpił w swoje siły. Był niemal pewny, że wygra. Czuł to. A jeszcze nigdy nie przegrał, gdy miał właśnie taki przeczucie.
Jeszcze nigdy nie przegrał. I nie zamierzał zmieniać tego bilansu.


Wszyscy, którzy przetrwali zajęli pozycje bojowe. Niedługo miały dotrzeć do nich jednostki wsparcia, tak bardzo upragnione i wyczekiwane. Jednak nikt nie wiedział, czym było spowodowane rozdzielenie sił, dlaczego w ogóle podjęto taką strategię.
Usłyszeli równomierny tupot setek stóp.
Wreszcie.
Jer podszedł do dowódcy batalionu i się zameldował.
-Komandor Jer i jego podwładni meldują się w pełni gotowości do akcji. Jakie są rozkazy, Generale Fisto?
-Po prostu wkraczamy do akcji – Kit Fisto obdarzył Jera jednym ze swoich sławnych uśmiechów.
-Czy wolno mi spytać, czym był spowodowany podział ataku na dwie fazy?
-Oczywiście, Komandorze. Tuż przed wylotem dostaliśmy rozkaz powrotu do garnizonu. Mieliśmy lecieć razem z wami, ale kazano nam wrócić. Okazało się, że moi żołnierze mają jako pierwsi testować w walce nowe zbroje.
Nowe zbroje?, pomyślał zaskoczony Jer.
Dopiero teraz przyjrzał się nowoprzybyłym jednostkom.
Wyglądały zupełnie inaczej niż on, Gus, i inni.
Największa zmiana była w hełmie. Stracił on praktycznie swój grzebień, wizjer zmienił kształt. W zbroi nie było zbyt wielu zmian, ale po głębszych oględzinach można było je dostrzec.
A więc śmierć poniosło wielu, tylko dlatego, że komuś zachciało sie zmienić umundurowanie.
-To jakaś kpina, Generale. Prawie wszyscy moi ludzie zginęli, a Pan wracał sobie, bo żołnierze mieli się „przebrać”?
-Hej

LINK

ABY DODAĆ POST MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..