1 Pierwsza misja
„Dawno, dawno temu,
w odległej galaktyce”
Gdzieś wśród nie kończących się piasków pustyni Tatooine uczeń i jego mistrz podziwiali widok słońca. Mistrz z rozkoszą, uczeń ze znudzeniem. Obie te postacie wyglądały bardzo interesująco. Młody padawan sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie obchodziły go nauki mentora. Był wysoki, jego twarz pokrywał młodzieńczy rumieniec, długie kręcone włosy opadały mu na twarz, ubrany był w czarną, stylową szatę. W oczach chłopaka można było odczytać każdą, nawet najbardziej ukrywaną myśl, było w nich widać pewność siebie, odwagę oraz żądzę sławy. Zupełnie inaczej prezentował się mistrz, jego lico było spokojne, emanowało od niego dobro. Mistrz Katan był oazą wszelkich cnót wojownika Jedi. Nie był ani najwyższy ani najsilniejszy, natomiast Moc i rozwaga towarzyszyły mu na każdym kroku.
Ta para od dwóch miesięcy przebywała na Tatooine zgłębiając tajniki Mocy. Właśnie tego dnia od którego zaczynamy naszą historię Mistrz Katan był bardzo niespokojny, a nie zdarzało mu się to często. W pewnym momencie mentor przerwał rozmyślania i zapytał ucznia:- Czy nie wyczuwasz nic niepokojącego Jad (bo tak zwano owego padawana)?
-Nie mistrzu, ale czy musimy gapić się w to słońce?
-Kiedyś zrozumiesz, że kluczem do poznania Mocy jest obserwowanie natury. Żaden jedi nigdy nie spowoduje aby słońce zgasło, bo żaden jedi nigdy nie osiągnie takiej potęgi jaką ma natura.
- Mistrzu, kiedy przejdziemy do nauki walki mieczem świetlnym?
- Sam poćwicz Jad, a ja wrócę do swych rozmyślań.
Gdy mistrz powrócił do zadumy, Jad wrócił do mieszczącej się na Tatooine małej bazy Sojuszu Galaktycznego. Wszedł do swojego pokoju i wyciągnął drobny przedmiot. Była to jego chluba, jego skarb-miecz świetlny, broń i znak rozpoznawczy każdego jedi. Przeszedł do pokoju gdzie zwykle trenował z mistrzem. Była to mała, ustronna, spokojna salka z oknem na pustynie; do pomieszczenia nie dochodziły żadne odgłosy z zewnątrz, więc można się było skupić tylko na ćwiczeniu. Jad wziął się do treningu. Wyciągnął z kieszeni niewielką kulę i wypuścił ją, a ona poczęła lewitować. Wyciągnął miecz świetlny i nagle... Kula jak gdyby ożyła i zaczęła latać na wszystkie strony i strzelać w padawana wiązkami świetlnymi, jednak chłopak nie dał się zaskoczyć, wykonywał to ćwiczenie razem z kolegami w Akademii Jedi. Doszedł w nim do takiego mistrzostwa, że robił to niemal instynktownie. Wreszcie był sam, więc zaczął się zastanawiać.
Opuścił Akademię dwa miesiące temu. Wraz z kolegami przydzielono im nauczycieli, mistrzów, kiedy dowiedział się, że to mistrz Katan będzie jego nauczycielem, był zachwycony. Jego obecny mentor zawsze był uważany za najlepszego i najpotężniejszego mistrza po samym starym Skywalkerze, którego zresztą był uczniem. Chłopak miał wtedy wielki zapał do treningu. Gdy usłyszał, że mistrz chce, by od razu poleciał z nim na Tatooine sądził, iż udaje się na wielką misję, a teraz czuł się rozgoryczony i zły. Siedział tu od dwóch miesięcy, a jego trening polegał na medytacji, chodzeniu na pustynię i patrzeniu na niekończące się piaski tej surowej planety. Jedyną rzeczą, która spełniała jego oczekiwania, był trening walki mieczem świetlnym. Codziennie mistrz uczył go nowych cięć, które bardzo imponowały chłopakowi, ale i tak nie tego się spodziewał. Szukał adrenaliny, przygody, a odnalazł jakąś bezsensowną medytację. Postanowił, że weźmie sprawy w swoje ręce. Powie mistrzowi o jego uczuciach, i poprosi aby ten dał mu misje. Czuł, że dłużej tych ćwiczeń nie wytrzyma.
-Mistrzu Katan, Mistrzu Katan!- szedł wołając Jad. I nagle zza pleców usłyszał głos mentora.-Witaj Jad, czy masz mi coś do powiedzenia?
-Tak mistrzu. Chcę Cię poprosić o przydzielenie mi misji.-przez twarz mistrza przeszła mgła.-Obawiałem się, że o to zapytasz. Boje się, iż już niedługo będziesz ich miał aż za dużo, ale dobrze. Zgadzam się. Oto twoja misja, polecisz na Coruscant, do Akademii Jedi, zapytasz o ogólną sytuacje, i czy coś nie niepokoi Rady. Potem powrócisz i opowiesz, co ci powiedzieli; następnie dostaniesz kolejne instrukcje.
-Dziękuje, mistrzu.
-Niech Moc będzie z tobą, chłopcze.
Jad od razu zaczął przygotowywania do drogi. Spakował prowiant, broń, amunicję, przepustkę od mistrza oraz miecz świetlny. Szybko przebrał się w strój, założył kask i był gotowy do drogi. Czuł lekką tremę, mimo, że jest dobrym pilotem, to jeszcze nigdy nie siadał za sterem nowiutkiego E-Winga. Gdy wszedł do statku, od razu począł oglądać ster i stwierdził, iż nie różni się niczym w podstawowym sterowaniu od innych pojazdów. Miał natomiast sporo nowych opcji oraz był szybszy. Zauważył, że statek świetnie uzbrojono i wyposażono w wygodne siedzenia. Wysiadł, pożegnał się z mistrzem i wyruszył w drogę.
Lot minął mu spokojnie. Zaparkował statek pod samą Akademią. Akademia było to miejsce szkolenia najmłodszych padawanów, mieścił się tu również Zakon i Rada Jedi. Dawniej lubił to miejsce, czuł tu, jak przepływa przez niego Moc. Tym razem męczyła go niepewność, miał złe przeczucia. Opuścił kokpit swojego statku, otworzył drzwi za pomocą Mocy i wszedł do budynku. Przy wejściu zaczepił go młody padawan:
-Przepustka!
-Proszę. Gdzie przebywa mistrz Skywalker? Muszę z nim porozmawiać.
-Jest w czwartym pokoju na drugim piętrze.
Chłopak podszedł do klatki schodowej, odbił się i wykonał niesamowity skok, możliwy do osiągnięcia tylko dzięki Mocy. Przeszedł dalej korytarzem, zapukał do drzwi i wszedł do środka.
-Witaj, mistrzu.-rzekł młody padawan.
-Witaj Jad, co cię do nas sprowadza?
-Dostałem misję od mego mentora Katana- mam Cię zapytać, mistrzu, czy nic nie niepokoi Sojuszu i Zakonu Jedi?
-Od jakiegoś czasu mam złe przeczucia, jednak nic ich nie potwierdziło. Przekaż mistrzowi, że wyczuwam jakieś zagrożenie.
-Tak, jasne.
-Twoja ironia jest nie na miejscu!
-Mam po prostu dość siedzenia na jakiejś bezludnej planecie.
-Nie wysuwaj pochopnych wniosków, chłopcze, daj szansę swemu mistrzowi. A teraz już żegnaj Jad.
-Dziękuje mistrzu.
Padawan wyszedł z pokoju Skywalkera, skierował się (tym razem schodami) w dół, opuścił budynek Akademii i odleciał bez słowa. Jakieś pięć minut po odlocie Jada mały statek wylądował w tym samy miejscu co E-Wing padawana. Wysiadł z niego mężczyzna wysoki i dystyngowany. Bez problemu przeszedł przez próg Akademii i poszedł do pokoju czwartego na drugim piętrze, zapukał i wszedł.
- Generale Skywalker- rzekł senator.
- Coś się stało?- zapytał rycerz jedi
- Nasza mała baza na planecie Tatooine, została totalnie zniszczona przez armię niezidentyfikowanego przeciwnika. Mamy też nieoficjalne informacje, iż armii droidów, która zaatakowała terytorium Sojuszu przewodzi rycerz jedi.
- Dobrze senatorze, zorganizujemy armię, która stawi czoła droidom przeciwnika i proszę, abyście przygotowali mój statek, wyruszam na Tatooine.
2.Na Tatooine
Mały statek E-Wing przemierzał galaktykę. Przesuwał się szybko mijając najróżniejsze planety. Kierował nim chłopak - młody padawan Jad. Zmierzał on na spotkanie ze swym mistrzem Kylem Katan na piaszczystej i opuszczonej planecie Tatooine. Leciał z ogromną brawurą, co chwila wykonując triki i akrobacje, widać było, że pilot tego statku jest bardzo zadowolony i podniecony. Zbliżał się z coraz większą prędkością do celu. Nie mógł się doczekać kolejnej misji, którą dostanie- myślał jak każdy młody, ambitny chłopak, który nie wie, co to wojna. Nagle wyrwał mu się z ust krzyk dzikiej radości, zobaczył no horyzoncie planetę, którą w tej chwili uznał za najpiękniejszą, planetę Tatooine. Po opanowaniu radości dodał gazu, jego cel robił się coraz większy i większy. Padawan był zbyt szczęśliwy, by zachować jakąkolwiek ostrożność. Wtem z planety wystrzelił ktoś do niego z działek przeciwlotniczych, chłopak zdążył tylko zobaczyć zbliżające się zielone pociski i odbić lekko w bok, dzięki temu pocisk tylko musnął pojazd padawana. Jad nie zastanawiał się długo, tylko zaczął pikować w dół. Zbliżał się bardzo szybko mimo, że cały czas musiał unikać ostrzału przeciwnika. Gdy zbliżył się jeszcze bardziej, onieśmielił go niesamowity widok. Przed małą bazą rebeliantów znajdowała się ogromna ilość dobrze zaopatrzonych droidów. Tak wielkiej armii Jad jeszcze nie widział. Przeszedł przez niego zimny dreszcz, a w głowie była tylko jedna myśl: Co z mistrzem Katan? Moment roztargnienia chłopaka szybko wykorzystał przeciwnik, pewnym strzałem kompletnie zniszczył mu jeden z dwóch silników. Padawan wpadł w panikę. W pewnym momencie jego statek zaczęły dosięgać wiązki świetlne droidów. Jad wiedział, że E-Wing zaraz wybuchnie, ustawił więc kurs prosto na dwa działka, doleciał jeszcze trochę, otworzył kokpit i wyskoczył za pomocą mocy ze statku. Chwilę później jego statek uderzył w działka, i wybuchł. Tym razem to nieznany wróg padawana się zagapił, a chłopak skrzętnie z tego skorzystał, wskoczył na motor i zaczął uciekać. Kiedy przeciwnicy zorientowali się w sytuacji, wysłali w pogoń za nim dziesięciu droidów również na motorach. Jad, który odzyskał czujność, prawie od razu zestrzelił z pistoletu trzech, i ruszył w stronę pustyni. Zdążył przejechać tylko kawałek i od razu zorientował się, że droidy są od niego lżejsze i dzięki temu szybsze. Przeleciał jak najdalej, wykonał wspaniały skok, przeciął w locie głowę jednego z droidów, i zanim się reszta zorientowała, kolejni dwaj leżeli martwi. Pozostali zaczęli do niego strzelać, a on odbijał ich pociski z łatwością. Zabił następnych dwóch, ponownie wyskoczył i przedostatni przeciwnik nie żył, chłopak nareszcie stanął na twardym gruncie. Po raz pierwszy zauważył, iż jego ostatni wróg jest zamaskowanym człowiekiem. On również stanął na twardym gruncie i otworzył czerwony miecz świetlny.
Statek wylądował. Drzwi rozsunęły się, wyszła z nich tajemnicza postać. Był to Luke Skywalker, największy Jedi owych czasów. O jego mocy, umiejętnościach i rozwadze krążyły legendy. Znany był w całej Galaktyce jako wybawiciel spod jarzma Imperium. W tej chwili widać było na jego twarzy duże zamyślenie. Mistrz wyciągnął swój motor i zaczął lecieć w kierunku bazy. Moc jak zawsze go nie opuszczała.
Leciał tak już jakiś czas, gdy nagle zobaczył dwie postacie walczące ze sobą na miecze świetlne. Nawet w tym momencie mistrz zachował spokój. Oddał skok wspomagany mocą i znalazł się wśród walczących. Nagle usłyszał głos zamaskowanego Sitha:
- Mistrzu Skywalker, cóż za spotkanie. Pewnie przyszedłeś zmienić swojego ucznia, bo nie daje rady. – Sith miał rację, Jad stał blady i załamany. Na jego twarzy malowała się bezsilność.
- Tak łatwo nie będzie, mój mistrz nadchodzi.- Skywalker otworzył swój miecz świetlny. Już wiedział, dlaczego czuł tak wielkie zaburzenia mocy.
- Dobrze, więc oczekuję go.
- Już jestem.
Nagle doskoczyła do nich kolejna postać z zasłoniętą twarzą. Był to mistrz przeciwnika Jada, a za nim za wydmą, stało trzydziestu gotowych na walkę droidów.
- Witaj, mistrzu Skywalker.
- Witaj, przepraszam, ale nie wiem, jak mam się do ciebie zwracać.
- Zwą mnie Dart Dwide.
Po tej krótkiej rozmowie rozgorzała walka na miecze. W tym pojedynku świetnie prezentowali się przedstawiciele Ciemnej Strony Mocy, Jad był dużo słabszy od swojego nieznanego przeciwnika. Mistrz Skywalker dawał z siebie wszystko, ale nie był w stanie trafić Sitha. I tak miecze przeciwników krzyżowały się. Mogliby tak walczyć bez końca, i walczyli tak póki nie odezwał się uczeń Dwida:
- Dobra, czas to zakończyć.
Po chwili Sith podniósł rękę do góry i odepchnął dzięki Mocy Jada do tyłu. Zanim chłopak zdążył się zorientować w sytuacji, przeciwnik podniósł go do góry. Padawan stwierdził, że nie może złapać oddechu. Myślał już,że udusi się i zginie tak, po czym nagle Sith go puścił. Zanim zdążył wziąć oddech, prąd wysyłany mocą poraził go. Jad nie miał już siły na walkę. Nie liczył na pomoc mistrza, wiedział, że on także walczy z wymagającym przeciwnikiem.
- Poznaj potęgę Ciemnej Strony! -krzyknął Sith.
Kolejna fala prądu przeszyła padawana. Nie wiedział, czy walczyć, czy poddać się, ale jednak zdecydował. Wstał, otworzył miecz świetlny, czuł, że rusza w ostatni bój. Odległość między nim a jego przeciwnikiem równała się trzem metrom. Już miał wykonać pierwszy krok, gdy nagle 5 E-Wingów przeszyło atmosferę. Piloci gwiezdnego sojuszu poczęli zrzucać bomby. Jedna spadła pomiędzy walczących. Jad usłyszał nagle głos mistrza:
-Wycofujemy się!
Chłopak pognał za Skywalkerem. Obaj dosiedli motoru i polecieli w kierunku statku Luka. Dość szybko się przy nim znaleźli. Chłopak i mistrz weszli do środka. Padawan musiał schować się z tyłu statku aby się w ogóle zmieścić. Odlecieli. Po chwili zobaczyli, jak ostatni statek trafiony spada na ziemie. Piloci Sojuszu zostali pokonani.
3. Wspomnienia
Jad leżał na tyle statku. Był zmęczony, obolały, przerażony i blady. Dopiero teraz zrozumiał, jaki był naiwny, jaki jest słaby w porównaniu do innych rycerzy Jedi. Czuł, jakby zmieszano go z błotem, rozgoryczenie przepełniało cały jego umysł. Jeszcze niedawno miał nadzieję na piękną przyszłość, a teraz nie chciało mu się żyć. Nie wiedział, co ma robić. I właśnie wtedy przypomniał sobie swoje wczesne dzieciństwo. Był wtedy niewolnikiem, pomiatanym przez wszystkich dookoła, po prostu się taki urodził. Miał tylko matkę. Wiedział jedynie, że jego ojciec po wielu próbach uciekł z obozu i już nie wrócił. Chłopiec pracował w kopalni diamentów na planecie Kashyyyk. Jedyna rzecz, która go cieszyła to bycie z mamą. Radował się, że ich nie rozdzielili. Codziennie musieli pracować bardzo ciężko, jego zadaniem było przenoszenie diamentów, natomiast jego matka gotowała obiady, sprzątała, a czasem wykopywała diamenty. Nawet wspomnienie tego miejsca powodowało u niego dreszcz. Najstraszniejszym momentem w jego życiu była śmierć jego ostatniej podpory. Patrzył, jak matka powoli słabnie i umiera. Po jej śmierci Jad miał wszystkiego dość. Nie wiedział, co ma robić, gdzie iść. Był na skraju wielkiej przepaści. Nie widział w życiu żadnego sensu. Aż pewnego dnia...
Młody rycerz padawan wpadł do pokoju mistrza Skywalkera.
- Czy musisz mi przeszkadzać, chłopcze?
- Mistrz Katan kazał mi przekazać, że namierzył chłopca, przez którego przepływa moc.
- Gdzie to jest?
- Na Kashyyyk.
- No to w czym problem? Lećcie tam.
- Jest drobny kłopot, ma osiem lat i pracuje jak niewolnik w kopalni.
- Jak to, przecież jesteśmy często na tej planecie, i w tej kopalni, czemu nic nie odczuwaliśmy?
- Nie wiem, mistrzu.
- W porządku, jadę tam z mistrzem Katan. Dziękuje za informacje.
Był to okres kiedy Luke był jeszcze dość młody. Na jego twarzy wprawdzie pojawiły się już pierwsze zmarszczki, a niektóre włosy zaczęły siwieć, ale i tak mistrz miał w sobie sporo wigoru. Wstał i wyszedł z pokoju, zszedł schodami w dół, i wszedł do kwatery mistrza Katan. Kyle był wtedy w wieku lat czterdziestu, czterdziestu pięciu, jego porośnięta brodą twarz nie nabrała jeszcze takiej powagi, jak później. Tryskał energią, był beztroski i radosny.
Powitał uściskiem dłoni swojego mistrza i rzekł:
- Wyruszajmy jak najszybciej , musimy się dowiedzieć co to jest, Luke, domyślasz się czegoś?
- Mam pewne przypuszczenia, ale są zbyt nikłe, aby o tym mówić. Chodźmy.
Mistrzowie przeszli przez próg Akademii, weszli do statku i odlecieli.
Droga minęła im spokojnie. Często bywali na Kashyyyk, dlatego nie było to dla nich nic nowego. Przez całą drogę nie odezwali się do siebie ani słowem. Zastanawiali się, czy to możliwe, że nie wyczuli źródła mocy, jakim był ten chłopiec? A może moc zrodziła się w nim później, ale czy to ma sens? Nawet Skywalker nigdy nie słyszał o takim przypadku. Wiedział tylko jedno, że moc nie trzyma się żadnych zasad. Później zaczął się zastanawiać, co zrobić z tym chłopcem, zostawić go czy wytrenować? Luke znał historię swego ojca, dlatego się wahał. Rzadko mu się zdarza, żeby nie wiedział co ma robić. – „ Moc go wybrała- myślał.- Wytrenuję go, bo może znaleźć go Ciemna Strona, ona nigdy nie śpi”. Mistrz podjął decyzję, chłopiec zostanie rycerzem jedi.
Skywalker i Katan wysiedli ze statku na planecie Kashyyyk. Od razu ruszyli do gubernatora tej planety, bywali tu już kilka razy, dlatego znali tego człowieka. Mieszkał w bazie Sojuszu na Kasshyk. I właśnie tam ruszyli dwaj mistrzowie. Dostali się do gubernatora bez problemu, ich również tutaj kojarzono. Przyjął ich w gabinecie.
- Czym mogę służyć, przyjaciele?- rzekł przyjaznym tonem.
- Mamy pewien interes, znaleźliśmy na waszej planecie świetnego kandydata na padawana, ale jest mały problem, niestety - to niewolnik i pracuje w kopalni diamentów.
- Hm. To nie taka łatwa sprawa, jak wiecie, to miejsce należy do bardzo wpływowego człowieka, od dawna staram się go stąd wypędzić, ale on się nie daje. Obawiam się, że będziecie musieli za niego zapłacić. Spróbuje załatwić to polubownie, zaczekajcie tutaj.- To mówiąc gubernator opuścił gabinet.
Wrócił po jakiś 15 minutach razem z dwoma innymi ludźmi prowadzącymi chłopca.
- Niestety, panowie, niewolnik kosztuje, nie dało się tego zrobić inaczej.
- Sakwa zakonu zawsze jest pełna dla potrzebujących.- to mówiąc Luke Skywalker zapłacił i wyszedł prowadząc Katana oraz Jada.
Doszli do statku, otworzyli kokpit i weszli do środka. Ciszę przerwał Katan :
- Dobrze, chłopcze, a teraz spokojnie porozmawiamy. Jak masz na imię?
- Jad.
- Dobrze, Jad. Powiem wprost: chcemy, żebyś w przyszłości został rycerzem jedi. Wiesz, kto to jest?
- Tak, mama mi o was opowiadała.
- To masz mamę?
- Nie, moja mama nie żyje.
- Opowiedz nam coś o sobie.- i Jad opowiedział o wszystkim - o śmierci matki, o tym, jak go tu traktują, o tym, co wie o jedi. Mistrzowie słuchali z uwagą.
- Dobrze, chłopcze, teraz mamy do ciebie pytanie. Czy chcesz zostać rycerzem jedi?
- Tak, chcę.
- W takim razie ja nazywam się Luke Skywalker, a to jest Kyle Katan. Będziemy twoimi mistrzami, teraz zawieziemy cię do Akademii, gdzie będziesz mieszkał i uczył się. Gratulujemy, właśnie zostałeś padawanem.
W czasie drogi powrotnej Luke dużo myślał o tym chłopcu. Mistrz dokładnie obserwował jego twarz, była pełna smutku i goryczy. Chłopiec nawet nie ucieszył się, że zostanie jedi. Widać było po nim, iż życie nie miało dla niego żadnego sensu. Skywalker nie wiedział, czy to dobrze, wiedział tylko, że musi poświęcać chłopcu szczególnie dużo uwagi.