Hejo wam. Jak w temacie. Fani SW wokuł nas. Chodzi mi tutaj o stykanie się z innymi fanami, na co dzień. W pracy, w szkole, w pizzeri, w kawiarni, w lodziarni...Na przykład o co mi chodzi opiszę wam parę mych przypadków stykania się z "fanami". Większość tych których znam, nie jest takimi fanami z krwi i kości(i Mocy ). Opiszę wam dwa przpadki swe, czejam na jakieś wasze. Więc było to tak...
Dwóch fanów
Brnąłem przed siebie kiedy to zobaczyłem dwóch gości którzy toczyli jakże zażartą dyskusję. Ominąłem ich i po chwili usłyszałem wyraźne krzyki "Luke Skywalker" czy "Vader". Przystanąłem do nich i przyłączyłem się do dyskusji. Ci po prostu mnie dobijali.
A: Posłuchaj, to nie prawda. Przecież Vader miał dwoje dzieci, miał jeszcze Leię.
B: Co ty...A no tak! Chyba...
Kiedy taka ot właśnie dyskusja dwóch fanów toczyła sie dalej postanowiłem zareagować.
C(czyli ja): Ej, i wy uważącie sie za prawdziwych fanów Gwiezdnych Wojen?
A: No.
C: A wiesz kto to jest Darth Krayt?
B: Pierwsze słysze!
C: A Darth Bane?
<Chwila ciszy>
A: Aaa, wiem. To ten taki czerwony z rogami.
C: Ech, odsyłam na ossus.pl, człowieku, dokształć się.
<Odchodzę załamany>
Nasze kolekcje
<wychodzę z lodziarni, wtem widzę że stoi przed nią jakiś gość trzymający w rękach miecz świetlny>
C: Ej, niech Moc będzie z tobą, fajny miecz. Lubisz Star Wars?
G(ość): No! I to jak!
<dalej już toczyła się dyskusja o naszych kolekcjach>