W końcu dotarłam do Łodzi na festiwal komiksowy i muszę powiedzieć, że jestem zadowolona. Co prawda pokonywanie znów prawie takiej samej trasy jak na StarForce było męczące, ale nie żałuję.
Po pierwsze cieszyła sama obecność tylu komiksowych geeków, wkoło komiksowe rozmowy („Sprawiłem sobie ostatnio nową szafę, naprawdę spora. I już mi zaczyna brakować miejsca”, „W 40 numerze Thorgala pojawi się jego siostra, która wychowywała się z matką... a nie matka nie żyje. No to jakiś kuzyn”, „1993 to był w ogóle dobry rok dla Batmana” itd.). Lubię obserwować geeków, takich z różnych środowisk. A takiego skupiska komiksowych jeszcze nie widziałam.
Po drugie możliwość zaopatrzenia się w nowości komiksowe po niższych cenach. Bo ze starociami to było różnie. Wróciłam z lżejszym portfelem, ale za to z o wiele cięższą walizką. Ledwo ją na trzecie piętro wdarłam. Bardzo się cieszę z tego wszystkiego co zakupiłam (m.in.: Baśnie, Baśnie, Baśnie, Baśnie i Baśnie ).
Po trzecie autografy. No i tu w sumie pojawia się również minus. Bo o ile świetny autograf od Rosińskiego dostałam, to już od Kasprzaków, dopiero za drugim podejściem i już tylko podpis. Naprawdę dużo się nastałam w tych kolejkach. To całe podpisywanie było trochę źle zaplanowane. Robienie jednej kolejki do kilku autorów nie wyszło czekającym na dobre, sporo tam było zamieszania i zabrakło informacji. Źle rozplanowano miejsce, w którym to się odbywało i nie pilnowano ile komiksów niektórzy podsuwają do podpisu. W ten sposób w sobotę zmarnowałam sporo czasu i ominął mnie szereg innych atrakcji, w których chciałam wziąć udział. Ale cóż, wiadomo jak to jest na takich imprezach, nie da się obskoczyć wszystkiego. Bardzo żałowałam też, że za późno zorientowałam się, że na imprezie jest autor rewelacyjnej „Ligi Obrońców Planety Ziemia”. W rezultacie ani autografu, ani jego nowego komiksu :/ Tylko na kawałek spotkania wpadłam, praktycznie w drodze na dworzec.
Wystawy były bardzo fajne, szkoda, że też nie udało się wszystkich zaliczyć. Warunki noclegowe w Domu Kultury też dobre. I ciągle na różnych rzeszowian i innych znajomych wpadaliśmy. Taki mały ten polski świat geeków? Były punkty starwarsowe, byli fani SW, były ciekawe spotkania z autorami i inne atrakcje. Pogoda była średnia, ale i tak obejrzeliśmy sobie trochę Łódź.
Myślę, że jeśli jest się fanem komiksów to dobrze jest zaliczyć taką imprezę, przynajmniej raz.
A za tydzień Nawikon.