Chciałem w tym temacie zaprezentować moje skromne opowiadanie. Na początek jednak chciałbym jednak zaznaczyć parę rzeczy.
1 - Opowiadanie zostało napisane na potrzeby konkursu szkolnego, więc jest dość krótkie i ma banalne zakończenie. Bardzo nad tym ubolewam i jednocześnie mam nadzieje, iż kiedyś pozbieram w sobie siły, by je kontynuować.
2 - Imiona bohaterów tej historii są skopiowane z serii książek "X-wing", ponieważ nie umiałem wymyśleć własnych.
3 - Opowiadanie nie jest ani trochę kanoniczne.
4 - Czekam na wszelakie komentarze, lecz w szczególności wskazówki, jak pisać tego typu opowiadania, ponieważ jestem początkującym w tej dziedzinie.
To tyle jeżeli chodzi o wstęp. Teraz czas na opowiadanie. Życzę miłej lektury.
BITWA O NABOO
Dwa zmodyfikowane statki transportowe typu LAAT wyskoczyły z nadprzestrzeni wprost do systemu Naboo. Mimo, iż oba pojazdy pamiętały jeszcze okres Wojen Klonów, dzięki gruntownej przebudowie nadal mogły służyć flocie Rebeliantów. Dzięki dobudowaniu hipernapędu, zmianie sposobu pilotażu oraz zabezpieczeniu konstrukcji, kosztem dwóch wieżyczek laserowych i mniejszej ładowności, jednostki te mogły samodzielnie latać
w nadprzestrzeni. Mimo, iż były to statki głównie transportowe, były także silnie uzbrojone. Zmodyfikowana wersja posiadała 2 wyrzutnie rakiet powietrze – ziemia, po 4 rakiety
w każdej, 3 blastery obrotowe oraz 2 wieżyczki laserowe. Uzbrojenie to nadawało się głównie do niszczenia celów naziemnych, lecz jeżeli zaszłaby taka potrzeba, mogło być również użyte w walce kosmicznej.
Oba pojazdy skierowały się w stronę głównej planety systemu – Naboo.
- Srebrny Dwa, tu Srebrny Jeden, czy mnie słyszysz? – pilot prowadzącego statku włączył system łączności.
- Czysto i wyraźnie, „Jeden”.
- Rozpocząć procedurę maskowania statków – powiedział dowódca, wciskając jeden
z przycisków na panelu sterującym.
- Zrozumiałem dowódco. Procedura maskowania statku w toku. - Procedura ta była niezbędna, jeżeli oba pojazdy chciały niepostrzeżenie przedrzeć się przez imperialne czujniki. Każdy ze statków wiózł na pokładzie 6 osobowy oddział rebelianckich komandosów pod dowództwem kapitana Corrana Horna. Lecieli z tajną misją dywersyjną, więc zaskoczenie było dla nich najważniejsze. Corran powoli wyjął z kieszeni komunikator i przełączył częstotliwość na odbiór między oddziałami.
- Przeprowadź ostateczną odprawę – mruknął do swojego zastępcy, sierżanta Brora Jackinsa.
-Zrozumiano – cichy trzask komunikatora zakończył rozmowę. Kapitan odwrócił się
i spojrzał na członków swojego oddziału. Wszyscy siedzieli na swoich siedzeniach. Twilekański saper, Navara Ven, sprawdzał ładunki nergonu 14 oraz granatów ręcznych
LXR-6. Za jego przykładem każdy żołnierz sprawdzał swój sprzęt. Dowódca przyciemnił panel jarzeniowy umieszczony na suficie i rzucił na podłogę przenośny holoprojektor.
- Odprawa końcowa - wszyscy komandosi zwrócili się w kierunku Corrana – Rada Tymczasowa zadecydowała, iż nasze siły muszą zdobyć Naboo. Według wywiadu główne siły imperialne są skoncentrowane na przedmieściach stolicy, Theed, w dolinie. - w trakcie wypowiedzi kapitana na holoprojektorze pojawił się ogólny obraz planety. Po chwili obraz zbliżył się, pokazując samą stolicę i miejsce koncentracji wojsk imperialnych.
- Dolina idealnie nadaje się na nalot bombowy dla naszych myśliwców. Tu niestety, zaczyna się nasze zadanie – na holoprojektorze pojawiły się dwa prostopadłościany, każdy z parą ciężkich dział laserowych, oraz sporą ilością mniejszych działek i wyrzutni. – Te dwie wieże są uzbrojone w parę ciężkich dział laserowych oraz około 10 wyrzutni torped protonowych
i pocisków udarowych. Nasze myśliwce i bombowce są bezsilne wobec tego systemu obrony. Nie możemy również zbombardować ich z orbity, ponieważ wszystkie do tego zdolne jednostki walczą w innych częściach galaktyki. Wybór więc padł na nas. Naszym zadaniem jest wysadzenie w powietrze obu wież, zanim nasza flota wyskoczy z nadprzestrzeni
i rozpocznie atak na planetę. Wylądujemy dwa kilometry od celu. Mamy dwie godziny na dojście, podłożenie ładunków i wysadzenie ich. Nasze zadanie to zniszczyć działa, nie siły wroga. Nie prowokujemy przeciwnika. Jeżeli wszystko pójdzie po naszej myśli, wrócimy cali do domu bez wszczynania alarmu. Zrozumiano?
Żołnierze z powagą kiwnęli głowami. Nikt z nich nie zadawał żadnych pytań, ponieważ po raz trzeci wysłuchiwali tej samej odprawy. Corran pozwolił sobie na drobny uśmiech satysfakcji. Miesiące szkolenia powoli dawały rezultat. Nikt nie zachowywał się jak rekrut. . Oni po prostu wiedzieli, iż ich zadaniem jest wylądować, zniszczyć i bezpiecznie wrócić do bazy. Nic więcej się nie liczyło w tej chwili.
- Wchodzimy w atmosferę, trzymajcie się! – krzyknął pilot, włączając dodatkowe stateczniki statku.
- Wszyscy na stanowiska! – zawołał kapitan, wchodząc do komory ładowniczej. Były to specjalne przegrody, gdzie komandosi mogli wejść razem ze sprzętem by uniknąć turbulencji podczas wchodzenia jednostki w nieprzyjazne atmosfery niektórych światów, na przykład Naboo. Wszyscy komandosi natychmiast zaczęli wchodzić do swoich komór. Tuż po tym, jak ostatni z nich, Wes Janson, wraz ze swoją wyrzutnią rakiet HH-15 wcisnął się do swojej przegrody, zaczęły się turbulencje. Statek zaczął się trząść niczym mała zabawka w ręku dziecka. Na szczęście, statki były prowadzone przez doświadczonych pilotów, weteranów bitwy o Endor. Z każdą chwilą wstrząsy były coraz mniejsze, aż w końcu całkowicie ustały.
- Witamy na Naboo – mruknął Corran, po czym wyszedł ze swojego przedziału i zawołał – Na stanowiska!. Komandosi po kolei wychodzili ze swoich komór i ustawiali się przy wyjściu, z bronią gotową do strzału. Chociaż lądowanie miało odbyć się po cichu i bez walki, żołnierze Rebelii wiedzieli, iż plany a rzeczywistość to bardzo często dwie zupełnie różne rzeczy.
- 15 sekund do lądowania! – zawołał pilot z kabiny – Niech Moc będzie z wami! Horn wymacał znajomy kształt medalionu pod grubym materiałem kurtki. Medalion, który otrzymał od swojego ojca, traktował niczym talizman. „Nie zawiedź mnie i dziś” pomyślał, poprawiając pas z amunicją.
10 sekund.
Nagle Corran usłyszał przeraźliwy krzyk w swojej głowie. Jęknął cicho. Kolana ugięły się pod nim, lecz nie upadł.
5 sekund.
Ten głos musi coś znaczyć. To krzyk. Nie strachu, nie przerażenie, lecz…
0 sekund.
Krzyk bólu.
Śmierć.
Zasadzka!
Drzwi LAAT-a przesunęły się w prawo, wpuszczając promienie słońca do środka statku. Dowódca z przerażeniem patrzył na scenę, która właśnie się przednim rozgrywała. Wszystko jakby nagle zwolniło. Pierwszy wyskoczył z pokładu Gandyjczyk, Ooryl Qrygg. Natychmiast skierował się w kierunku leżącego pnia drzewa, by tam znaleźć schronienie. Nagle dwa laserowe strzały przemknęły tuż koło jego głowy. Zaskoczony, na sekundę zwolnił swój bieg. Trzeci strzał nie chybił. Laserowy promień trafił go centralnie w głowę, zamieniając ją
w skwierczące resztki. Na ten znak, z kierunku lasu zaczęły lecieć dziesiątki strzałów
w kierunku statków komandosów.
- Zasadzka!!! – wrzasnął Horn, rzucając się do burty statku, by uzyskać osłonę – Pilot, zabieraj nas stąd!!.
Komandosi momentalnie zrozumieli, iż są atakowani, i tak jak Corran, zaczęli szukać schronienia w postaci wnętrza statku,
- Srebrny, do cholery, leć!! – Horn obejrzał się i zamarł. Kabina pilota przypominała gigantyczną kulę spalonego plastiku. Po pilotach została tylko zwęglona ręka, leżąca na szczycie tej figury. Corran powoli przełknął ślinę. „Jesteśmy tu uwięzieni”. Nagle usłyszał huk, który mógł oznaczać tylko jedno: połowa jego oddziału, wraz ze statkiem wyleciała
w powietrze. Pozostali sami. Sami, przeciwko wrogowi, którego nawet nie zobaczyli. Przerażony obrócił się w momencie, gdy kolejny członek oddziału, Erisi Dlarit, została trafiona w pierś. Siła strzału rzuciła nią niczym szmacianą lalkę na przeciwległą ścianę statku. Jej ciało upadło bezwładnie na pokład. Nie żyła. Dowódca rozejrzał się po wnętrzu pojazdu. Masakrę przetrwał tylko on, Navara Ven oraz Wes Janson. Obaj komandosi wyglądali na opanowanych, lecz ich oczy mówiły, iż są przerażeni.
Niespodziewanie, strzały na zewnątrz ucichły. Nad polem bitwy zapanowała niezwykła cisza. Corran słyszał tylko bicie swoje serca. Niespodziewanie usłyszał głos:
- Rebelianccy żołnierze! Wyrzucie swoją broń ze statku i wyjdźcie z rękami do góry! To wasza jedyna szansa poddania się! Nie ma żadnej alternatywy!
Horn popatrzył pytająco na swoich towarzyszy. Ich wzrok mówił jedno: jeżeli wyjdziemy, zabiją nas. On był tego samego zdania. Powinni walczyć do końca i zabrać ze sobą jak największa liczbę wrogów… Powoli podniósł głowę i odwrócił się w stronę swoich żołnierzy
- Navara, Wes, mam plan….
Generał wojsk Imperialnych, Kirtan Loor, uśmiechnął się z satysfakcją. Właśnie udało mu się rozbić w pył oddział rebeliantów. Nie wiedział dokładnie, jaki był ich cel. Po zbadaniu ich ekwipunku łatwo było odgadnąć, jakie były ich zamiary. Kolejny sukces na koncie. „Może nareszcie uzyskam wymarzony awans? Może ktoś w Centrum Imperialnym zauważy moje osiągnięcia?”
Jego rozmyślania zostały przerwane przez jednego ze szturmowców, który przybiegł do niego z nowymi informacjami.
- Sir, rebelianci się poddają.
- Doskonale! – zawołał Kirtan, wyjmując swoją nanolornetkę i przykładając ją do oczu. Trójka rebeliantów bez bronii szła w jego kierunku z rękami założonymi za głowy. „Pełne zwycięstwo!” ucieszył się w duchu dowódca, wychodząc wrogowi naprzeciw. Za nim podążała 9 szturmowców, którzy w każdej chwili byli gotowi zastrzelić wroga. Imperialni poruszali się szybciej, jakby chcieli szybciej dokończyć swoje zwycięstwo nad przeciwnikiem. Obie grupy spotkały się w połowie drogi.
- I po co tu przylatywaliście, rebelianckie ścierwa? Nikt nie ma szans z potęgą Imperium! – Loor zaśmiał się tryumfalnie. Po chwili spoważniał i zapytał się:
- Kto z was jest dowódcą? - Z szeregu wystąpił Corran.
- Kapitan sił Nowej Republiki Corran Horn. Wraz ze swoimi żołnierzami poddaję się.
Kirtan prychnął pogardliwie:
-Zabrać ich stąd! – zawołał do szturmowców.
- Generale, chciałem jeszcze coś powiedzieć.
Słowa te były całkowitym zaskoczeniem dla Loora. Odwrócił się powoli i popatrzył zdziwiony na Horna.
- Chciałem powiedzieć, iż możecie niszczyć nasze planety…
Pozostała dwójka komandosów podniosła głowy.
- Zabijać naszych ojców, matki, siostry…
Navara Ven rozluźnił zaciśnięte dłonie.
- Prześladować naszych braci…
Twilek wypuścił z ręki detonator.
- Ale nigdy nie zabierzecie nam jednej rzeczy: wolności.
Detonator uderzył o ziemię,
Sekundę później cała polana zamieniła się w gigantyczną kulę ognia.