„Podróż w czasie®”
Rozdział 1
"Zdaniem wielu uczonych, nie ma takiej możliwości, aby podróżować w czasie. Ze względu na ograniczone zdolności człowieka, a także wiedza jaką posiada człowiek jest za mała i zbyt ograniczona, aby takiego czynu dokonać. Większość jednak jest przekonana, że to odkrycie może się udać. Jedną z takich osób był Emor Fagalow. Swoją teorię podróży w czasie i przestrzeni opierał na wieloletnich dowodach jakie ludzkość widziała na oczy. Między innymi zeznania pewnej kobiety, która w nieznanych okolicznościach zniknęła i pojawiła się po paru latach. Od zniknięcia w ogóle się nie zmieniła, tak jakby przeżyła te lata w innym świecie nie starzejąc się. Przepytywała ją policja, opowiedziała im o tym, że została tam bardzo dobrze przyjęta i posiadła wiele niezwykłych zdolności. Na oczach wielu policjantów bez udziału rąk czy też innych członków, zaczęła przesuwać różne przedmioty, które znajdowały się na komisariacie. Policjanci byli wstrząśnięci, pierwszy raz widzieli coś takiego..."
Emor przerwał czytać gazetę "Naukowiec i inne dziwne wydarzenia ze świata". Cieszył się, że w gazecie umieścili informację na jego temat. Cóż nie dziwił się, przecież niecały tydzień temu wygłosił swoją własną teorię na temat podróży w czasie. W piwnicy stał już prototyp maszyny . Brakowało mu jednak środków na zakup trzech stabilizatorów, czterech akumulatorów i transformator napięcia. Przez ostatnie miesiące pracował po godzinach, aby jak najwięcej zarobić. Jednak i to było za mało, z dnia na dzień potrzebował coraz to coraz więcej pieniędzy, a w między czasie studiował fizykę kwantową, czytał referaty wielu uczonych profesorów, aby poznać ich pogląd na sprawę podróży w czasie. Nie znalazł w nich żadnej wskazówki, ani wzmianki na temat dokonania skoku w czas. Jedyne informacje mógłby uzyskać od tej kobiety, która znikła. Ona była jego ostatnią nadzieją. Nie znał jej adresu zamieszkania. Kobieta ma zapewnioną stałą protekcję ze strony rządu. Musiał znaleźć sposób, aby poznać miejsce jej zamieszkania. W pracy raczej żadnej bliskiej tej kobiety osoby nie znajdzie. Jednak wiedział gdzie znajduje się posterunek, na którym była przesłuchiwana. Na pewno znajdzie tam nagrania wideo, audio i dokumenty z przesłuchania. Włamanie, to był jego plan.
Z pracy zabrał wiele przydatnych gadżetów. Czarny płaszcz zapewniający niewidoczność, noktowizor, scyzoryk, pistolet 500 Magnum Hunter na pięć naboi, łamacz haseł, kodów i innych zabezpieczeń, łom (zastanawiał się po co w takiej firmie łom na składzie, jak nie ma żadnych drzwi w budynku oprócz wejściowych), wycinacz szkła (najlepsze urządzanie do wycinania szkła). Całą akcję zamierzał przeprowadzić w nocy, gdy na posterunku jest najmniej policjantów, spośród tych policjantów to grubasy, które siedzą przy biurku i gapią się w monitory i „obserwując” co się dzieje, a tak naprawdę to śpią przez dłuższy czas. Przy takich ludziach można spokojnie spowodować, że kamera ciągle przez cały czas będzie pokazywać to samo ujęcie, a oni nie zorientują się, że doszło do zatrzymania obrazu. Wyszedł nie zauważony z domu. Pobliskie latarnie nie świeciły się. Panował pół mrok. Księżyc w pełni, rzucał blade światło na powierzchnie ziemi. Ulicą przebiegła para zabłąkanych psów. A pod jedną z latarni stała kobieta o lekkich obyczajach. Nie zauważyła jak Emor przechodził koło niej, nawet go nie usłyszała. Taki efekt zapewniły mu buty z gumy pochłaniającej dźwięk, najnowsze osiągnięcie „Primary Dimension”. W oddali słychać było syreny policyjne, straży pożarnej i pogotowia. Zapewne palił się czyjś dom. Emor nie przejął się tym, był nie czuły na nieszczęście jakie działo się w około niego. Wsiadł do autobusu. Usiadł obok starszej pani, z którą zamienił parę zdań na temat polityki. Wysiadł i ponownie stał się niewidzialny. Do posterunku pozostało parę minut drogi. Poprawił torbę ze sprzętem na plecach i skręcił w najbliższy zaułek. Znalazł drabinę, po której wspiął się na dach budynku mieszkalnego. Na komisariat chciał dostać się przez drzwi ewakuacyjne znajdujące się na dachu komendy policji. Przeskakiwał zwinnie z dachu na dach niczym kot spadający na cztery łapy, jednak Emor’owi daleko było do kota, ale ową zwinność posiadał. Długo ćwiczył by osiągnąć taką gibkość i szybkość. Oprócz siedzenia za biurkiem i konstruowaniem na ekranie monitora prototypów różnych skomplikowanych mechanizmów, starał się być w wyśmienitej kondycji. Skacząc z ostatniego bloku, wykonał salto i przewrót w przód, aby zamortyzować upadek i nie narazić się na niepotrzebne złamanie, które utrudniło by wykonanie postawionego sobie przez Emor’a zadania. Wylądował bez szwanku, podszedł do drzwi ewakuacyjnych. Oczywiście zamkniętych od drugiej strony, prawdopodobnie na kłódkę. Obok drzwi był panel zasilający. Emor otworzył go i zaczął podłączać do laptopa niektóre kable. Włączył odpowiedni program i zaczął przeglądać obraz z kamer. W dyżurce pan „Grubasek” chrapał smacznie i w najlepsze. Emor postarał się, żeby kamery zawiesiły się na chwilę. Wyłączył także alarm i czujniki ruchu. Za pomocą łomu wywarzył drzwi, ostrożnie odstawił je na bok. Schodził po schodach ostrożnie, aby nie obudzić strażnika. Minął plakat propagandowy Hegemona, pokłonił się przed nim nisko i domalował mu wąsy. Następnie zaczął szukać archiwum. Przeszedł po cichu przez stanowiska pracownicze bacznie obserwując całe pomieszczenie i drzwi, przez które w każdym momencie mógł wejść „pan Grubasek” na rekonesans. Okna pracowni zasłonięte były przez żaluzje, więc Emor miał dodatkowy kamuflaż. Archiwum znalazł koło dyżurki. Drzwi były zamknięte zamkiem elektrycznym. Otworzyć je było można jedynie z dyżurki. Emor wpadł na genialny pomysł. Podszedł do okienka dyżurki i zapukał w szybę. „Pan Grubasek” otworzył oczy i spytał sennym głosem:
- O co chodzi ?
- Czy mogę wejść do archiwum ? – zapytał Emor
- Tak, tak proszę.
„Pan Grubasek” ponownie zamknął oczy. Emor podszedł do drzwi dyżurki i czekał na reakcje policjanta. Zerwał się z krzesła i krzyknął: „Co ? Do archiwum ? Tu nikogo nie powinno być?”, ale przed szybką nikogo już nie było. Zaskoczony gliniarz, podniósł się powoli z wygodnego fotela. Wziął ze sobą latarkę i spluwę. Wyszedł na zwiady. Emor upewniwszy się, że grubasek odszedł na tyle, żeby nie słyszał otwieranych drzwi archiwum. Nacisnął wielki, utłuszczony przycisk. Zamek w drzwiach od archiwum zabrzęczał i drzwi się otworzyły. Wlazł szybko i zamkną za sobą drzwi. Nie zapalał światła gdyż to mogłoby zwrócić uwagę strażnika. Zapominając o nim Emor zaczął przeglądać stosy protokołów, arkuszy i innych dokumentów. Sprawa kobiety, o której informacji szukał były na tyle świeże, że znalazł je na wierzchu sterty dokumentów w pożółkłych teczkach. Była to bardzo gruba teczka, z dużą zawartością zapisanego papieru. Nie miał czasu na przeglądanie tego na posterunku. Musiał szybko wracać. Usłyszał bzyczenie zamka, a potem w drzwiach stanął „Pan Grubasek” i popatrzył na Emor’a głupkowato.
- Dobry wieczór panie policjancie. Jak mija dyżur ? – zapytał ironicznie Emor.
- Co pan tu robi ?
- Pozwolił mi pan tu wejść.
- Nic podobnego. Nie pozwoliłem. Zrobił pan ze mnie głupka. Proszę obrócić się do ściany i oprzeć o nią ręce, a nogi w rozkroku. Żadnych gwałtownych ruchów. Jest pan aresztowany w imieniu prawa. Wszystko co pan powie, może zostać wykorzystane przeciwko panu. – powiedział zdenerwowany i czerwony na twarzy „Pan Grubasek”.
Wyciągnął zza pasa kajdanki. Emor uśmiechnął się złośliwie.
- Myśli pan, że poddam się bez oporu takiemu tłuściochowi jak pan ? Jeżeli tak to się pan przeliczył i to bardzo. Niech pan nie ma złudnych nadziei, że wyjdzie cały. Zapewniam, że tak nie będzie.
Glina nic nie odpowiedział. Ruszył w kierunku Emor’a. Emor wyciągnął Magnum. Bum. Krzyk. Kula minęła Emor’a. Emor atakuje w brzuch. Grubas się zwija, ale szybko podnosi. Emor na chwilę stracił równowagę. Policjant zaczął go kopać gdzie popadnie. Emor złapał go za stopę i skręcił tak, że słychać było głośny chrzęst skręcanej kości i okrzyk bólu. Podniósł się szybko i wybiegł z archiwum zabierając ze sobą papiery. Wybiegł szybko na dach i skoczył na pobliski dom. Nie obracał się za siebie. Wrócił zmachany do domu, zamknął na cztery spusty i usiadł na podłodze i czekał, aż poziom adrenaliny opadnie.
Uspokoił się i przez chwilę o niczym nie myślał. Po pewnym czasie zaczął wracać do stanu stabilności emocjonalnej. Wszedł do kuchni i zaparzył sobie mocną kawę. Usiadł wygodnie w fotelu i wziął do ręki protokół, który zwinął z komisariatu. Otworzył na pierwszej stronie, zawierającej dane osobowe przesłuchiwanej. „Amanda Kerladi” – tak miała na imię kobieta – „Amanda Kerladi, lat 24, zamieszkała w Leitner, stan cywilny – panna, adres: Piołunu 3/4a”. Wreszcie zdobył te informacje. Taki wysiłek nie poszedł na marne. Udało się i nie było mowy o tym, że protokół został jako tako sfałszowany, takie dokumenty nie mogą zawierać wymyślonych kłamstw. Po takiej robocie Emor postanowił odstawić wyjazd do Leitner na jakiś czas. Musi jeszcze trochę popracować, aby zdobyć pieniądze na lot. Leitner leżało tysiąc sześćset sześćdziesiąt sześć kilometrów od miasta Warrian, w którym mieszkał Emor. Zadzwonił na lotnisko by zarezerwować lot w klasie biznes przy oknie.
Rozdział 2
Nastał dzień, dzień, w którym miało się wiele zmienić. Między innymi świat i sam Emor Fagalow oraz jego pogląd na życie. Wsiadł do taksówki i pojechał na lotnisko. Bagaże zostawił na lotnisku, miały być przetransportowane oddzielnie. Bez problemów przeszedł kontrolę graniczną, a po drodze został zaczepiony przez jakiegoś człowieka, który zaoferował mu wspólną noc, na co Emor odpowiedział ciosem w krocze. Mężczyzna zwijał się na podłodze z zaciśniętymi z bólu oczami i wyszczerzonymi zębami. Emor przekroczył go i wszedł na pas startowy.
W samolocie powitała go piękna stewardessa o ciekawym i wręcz interesującym dekoltem i mocno opiętym mundurze uwydatniającym jej atuty. Usiadł na swoim miejscu. Zapiął pasy jak kazała stewardessa i zapaliło się światło ostrzegawcze. Wystartowali. Gdy znaleźli się w powietrzu i można było już rozpiąć pasy piękna dama (stewardessa) zaproponowała mu drinka, gazetę do czytania i do wyboru jakiś film. Na drinka się zgodził. Dostał również gazetę „Posmakuj mnie”, popaczył znacząco na stewardessa, ale ona jedynie się uśmiechnęła. Podróż zaczynała mu się coraz bardziej podobać. Film okazał się równie fascynujący jak gazeta. Tytuł filmu to: „Amazońskie wojowniczki w mieście”, wyreżyserowanego przez Arnolda van Dama. Lot trwał niecałe pięć godzin.
Wylądowali w Leitner. Zabrał swoje bagaże i poszedł do najbliższego hotelu. Typowa dla tego miasta atmosfera to napięcie i smród, w dodatku wszędzie wisiały billboardy z Hegemonem Awweerym Kretynem. Leitner stolica DerNufu. Tłoczne ulice, pełne pijaków, złodziei, prostytutek i sprzedawczyków. Wszędzie ruch, hałas i bałagan. Ulica Piołunu znajdowała się w po drugiej stronie miasta, koło supermarketu „Tesco”. Dojechał tam tramwajem. Było po południe. Dom 3/4a stał w rzędzie takich samych domków. Wyróżniał się tym, że na jego terenie rosła bujna, zielona trawa i tropikalne drzewa wraz z owocami. Reszta domów była szara, a podwórka były zaniedbane. Zapukał głośno i mocno we drzwi. W chwilę później pojawiła się śliczna młoda kobieta. Powitała go z uśmiechem.
- Witam pana, o co chodzi ?
- Dzień dobry, jestem tu w sprawi pani nadprzyrodzonych zdolności. Czy mogę wejść do środka.
Popatrzyła na niego pytająco.
- A tak nie przedstawiłem się. Jestem Emor Fagalow, zajmuję się sprawą podróży w czasie. Zapewne słyszała pani o mnie, piszą o mnie w gazetach i mówią w każdych wiadomościach.
-Tak, tak oczywiście, że słyszałam. Dokonał pan niezłej rewolucji w dziedzinie nauki ścisłej. No, ale proszę. Nie będziemy o tym rozmawiać na dworze, proszę wejść do środka. Napije się pan czegoś.
-Dziękuję, chętnie się napiję. Poproszę mocną kawę z Expressu.
- Już się robi. Niech pan przejdzie do salonu, zaraz tam przyjdę.
Emor wszedł do salonu. Nie był to zwyczajny pokój. Zdaniem Emor’a pomieszczenie było dostosowane do możliwości swobodnego medytowania. Na ścianach wisiały rozmaite, dziwne obrazy. Oprócz tego jego uwagę przykuła szklana komoda, w której coś leżało i połyskiwało jasnym, oślepiającym blaskiem. Emor zasłonił oczy ręką i odwrócił się. Na środku salonu stał mały stoliczek i wokół niego poduszki, wyglądało to na pokój umeblowany w stylu japońskim. Usłyszał jak wchodzi pani Amanda z filiżankami i kawą w czajniczku.
-Proszę, niech pan siądzie i powie co chce wiedzieć.
-Dziękuję. Emor
Wyciągnął zaciśniętą pięść. Amanda zrobiła to samo i przybiła „żółwika”.
-Amanda.
-Sądzę, że rozmowa będzie teraz łatwiejsza. Zakończyliśmy formalności, jesteśmy na Ty i jest dobrze. Amando jestem tutaj by dowidzieć się jak znikłaś i gdzie się to stało i przez ile lat jak sądzisz byłaś w tym innym świecie ?
-Ten świat, to świat niesamowitego rozwoju technologicznego, a podróż w kosmos i inne galaktyki jest codziennością. Tam nie żyją jedynie ludzie są także inne rasy, na przykład: Kalamarianie (są istotami ziemnowodnymi, mają skórę łososiowatego koloru, wysokie czaszki z wyłupiastymi oczami po bokach głowy i płetwiaste dłonie. Pochodzą z zalanej wodą planety Kalamar. Bardzo dobrze czują się w wodzie i wolą spędzać w niej większość czasu. Potrafią oddychać tak i pod wodą, jak i tlenem), Wookiee (rasa rozumna zamieszkująca planetę Kashyyyk. Są to ponad dwumetrowe, pokryte sierścią humanoidalne istoty, mające ostre, chowane pazury, dzięki którym bardzo sprawnie poruszają się po drzewach), Yuuzhan Vongowie. To najważniejsze rasy w tamtym świecie. Znikłam na piętnaście lat w centrum stolicy, koło Pałacu Medycznego. Ktoś jednak zauważył moje zniknięcie i zainteresował tym prasę. Okazało się, że to piętnaście lat w naszym świecie to trzy lata. Ja czułam, wiedziałam, że jestem tam bardzo długo, ale nie odbiło się to na moim czasie i wyglądzie. Nadal jestem młoda, tam w ogóle się nie starzałam i to było cudowne. Nadal marzę, żeby tam wrócić.
- Kogo tam poznałaś ?
- Przede wszystkim ludzi. Bardzo miłych ludzi, wręcz niesamowitych. Co do osobowości to zapewniam, że nikt nie jest taki jak oni. Wiesz, tam była Akademia Jedi. Szkolą w niej wojowników posługujących się laserową bronią, nazywają ją mieczem świetlnym. To niesłychanie ciężkie, ale satysfakcjonujące zajęcie. Nie sposób jest opanować tego gdy nie ma się specjalnych zdolności. Raz na jakiś czas z naszego świata, wybierają ludzi, aby ich szkolić. Wybierają tych, którzy mają Moc. Nazywamy ich Wybrańcami.
- Przepraszam, co mają ? – zapytał zaskoczony Emor.
- No Moc, czyli mistyczne pole energii, które wytwarzają wszystkie żywe istoty, nawet ty. Czuje to, masz w sobie Moc. Ja nie żartuje. Posiadłam tam wiele szczególnie przydatnych zdolności.
Emor popatrzył na nią z zaciekawieniem i kiwnął głową, aby kontynuowała.
- I dzięki tym zdolnością bez problemu mogę odczytać myśli osoby, na którą patrzę. Twoje myśli trudno odczytać. O wielu rzeczach teraz myślisz. Tworzysz w ten sposób barierę przeciw penetracji myśli. To znaczy, że w tobie jest Moc. Chciałbyś, żebym cię przetestowała?
- Jasne. Na czym to będzie polegać ?
- Wystarczy, że będziesz patrzył w moje oczy.
- Tylko tyle. Spodziewałem się czegoś innego, ale to już nie ważne.
Amanda wstała i podeszła do kredensu. Wyciągnęła kadzidła i porozkładała je po salonie. Emor milczał, nie chciał przeszkadzać. Z minuty na minutę w pokoju zrobiła się mgła. Hałas dochodzący z ulicy nagle ucichł, w pokoju zapanowała głucha cisza. Amanda usiadła powrotem naprzeciw niego. Tak jak mu powiedziała patrzył jej w oczy. Starał się nie mrugać oczami zbyt często, patrzyła się na niego bardzo uważnie. Przez chwilę Emor czuł jakby ktoś wkładał mu rękę do głowy i mieszał jak zupę w garnku.
- Rozluźnij się i nie myśl. Utrudniasz mi test. – powiedziała Amanda
Oczyścił umysł z wszelkich myśli. Uczucie mieszania stawało się coraz intensywniejsze, ale nie budzące w Emorze żadnych obaw. To stało się nagle, nieoczekiwanie. Krzyk, jęk, dzika, szaleńcza, przerażająca miotania myśli i ohydne uczucie strachu. Krzyk, strach, szybko przelatujące przed oczyma wizje, rozfalowany cień nie wiadomo kogo. Zgubił się w myślach. Rozkołysana, nienaturalna, odwrócona ziemia, odwrócony sufit. Widzi podłogę. Tępy ból w całym ciele. Poczuł coś, coś co mogło mu pomóc, to nie było żadne narzędzie. Czuł dokładnie i bardzo świadom tego. To było w nim. Prosiło się, żeby je użyć. Słyszał szept, cichy szept, bardzo przyjazny, chciał mu pomóc. Dostawał podświadomie wskazówki. Szept kazał mu się uspokoić, wziąć w garść. Zaczerpną to co miał i ma nadal. W pewnym momencie wszystko znikło. Ból, strach, myśli uspokoiły się. Spadł na ziemię. Ujrzał jak Amandę leżącą pod ścianą z uśmiechem od ucha do ucha. Podniosła się powili i podeszła do Emor’a.
-Miałam racje, masz Moc i to bardzo wielką Moc. Zapewne większą od jakiegokolwiek Mistrza Jedi. Trzeba cię tam zabrać i wyszkolić. Nie można zmarnować takiego talentu.
-Co to było ? Co ty mi zrobiłaś ?
- Weszłam w twój umysł i pobudziłam twoje lęki oraz złe wspomnienia. Spowodowałam ból w twoim ciele. Czasami najlepiej w taki sposób obudzić w człowieku śpiącą Moc.
- To było okropne. Te wizje, całe życie minęło mi przed oczami, a potem jakby jakiś szept w mojej głowie, pomagał mi, mówił co mam robić.
-Moc. Moc do ciebie przemawiała. Jeżeli ją słyszałeś to znaczy, że połączenie pomiędzy tobą, a nią jest bardzo silne. Pokaże ci coś, myślę, że zauważyłeś to jak wchodziłeś do tego pokoju.
Podeszła do szklanej komody i wyjęła z niej jakiś błyszczący przedmiot.
- To jest miecz świetlny, już wcześniej trochę na jego temat ci opowiedziałam. Ten miecz nie włącza się za pomocą przycisku tylko poprzez przepływ Mocy. Dam ci go do ręki, proszę. Nie trzymaj go przed twarzą bo sobie ją przypalisz. Otworem od siebie w kierunku okna. Postaraj się jak najbardziej skoncentrować na mieczu w ręce. Zobaczysz to proste, wystarczy się skoncentrować.
Emor zamknął oczy. Począł szukać żywego źródła Mocy w sobie. Mijały minuty. Amanda nie pospieszała go, siedziała i nic nie mówiła zachowując cierpliwość. Poczuł jak trafia myślami wewnątrz siebie na coś co stawia opór. Myśli nie mogły spokojnie się przebić przez tą warstwę. Skoncentrował się bardziej i przebijał się powoli. Nagle poczuł, że oddycha szybciej, krew krąży jak szalona, serce bije bez opamiętania. Mięśnie napięły się, ale dalej nic się nie działo. Znowu usłyszał Szpet tak jak wcześniej. Po chwili wiedział już co zrobić. Począł kierować Moc w kierunku trzymanego w ręce miecza. Broń zrobiła się ciepła. Ciepło było przyjemne i dodawało otuchy. Pokój wypełniło brzęczenie wiązki laserowej. Ostrze miecza o zielonkawej barwie rozjaśniło pokój. Promień miał długość około półtora metra. Emor podziwiał w myślach tą wspaniałą broń. Zaczął nią wymachiwać, starając się nie poparzyć i nie przeciąć przypadkiem na pół Amandy. Widział na jej twarzy szeroki „bananowy” uśmiech. Przypomniał sobie lata dziecięce, kiedy miał dziewięć lat rozpoczął treningi sztuk walk. W wieku szesnastu zdobył mistrzowski stopień. Wyróżniał się w posługiwaniu białą bronią – kataną.
Miecz w tradycji narodu japońskiego znajduje poczesne i szczególne miejsce. Jego dzieje sięgają mitologicznego czasu bogów Shinto. Z mitu-legendy o powstaniu Japonii dowiadujemy się, że bogini słońca Amaterasu wysłała swojego wnuka Ninigi, aby ten uporządkował sprawy ziemskie. Na drogę wręczyła mu między innymi wielki miecz, który później odziedziczył Jinmu pierwszy z bosko-ziemskich władców Japonii. Pewnego razu Jinmu uratował się z płonącego stepu, wycinając swym mieczem trawę wokół siebie. Na pamiątkę tego wydarzenia miecz otrzymał nazwę trawo-siecz. Z biegiem czasu awansował do rangi świętości i stał się jednym z trzech insygniów władzy cesarskiej.
Miecz krążył płynnie obok niego. Zataczał nim łuki. Próbował pchnięć, cięć, bloków, zasłon i wielu wyuczonych ruchów.
- Amando, czuję, że coś mnie otacza. Co to jest ?
- W ostatnich latach nadzwyczajnie wzrosło zainteresowanie starożytną zasadą Haru (Mocy) jednak większość relacji pomija jej podłoże filozoficzne. Krótko rzecz ujmując - istota Haru jest zarówno osobowa, jak i nieosobowa, specyficzna jak i powszechna, jest podstawową, twórczą energią czy siłą w życiu, wykraczającą poza czas i przestrzeń.
- Czyli to co mnie otacza to Moc. Czuję jej siłę, aż serce wali mi jak młot. Która godzina ?
Emor zorientował się, że minęło dużo godzin od przybycia do Amandy.
- Jedenasta, możesz zostać u mnie na noc. Mam wolny pokój na górze.
- Dziękuję. Z chęcią skorzystam. – podziękował Emor
Po nieprzespanej nocy, Emor zszedł na dół do kuchni gdzie czekała na niego Amanda ze śniadaniem.
Rozdział 3
- Dzień dobry, jak się spało ? – spytała Amanda.
- Dobrze. – skłamał Emor – Jak można dostać się do tamtego świata ?
- Mówiła, że oni wybierają ludzi…
- Tak, tak, ale czy ty potrafisz…
- Nie doszłam w nauce do takiego poziomu, żeby podróżować w czasie.
- A, czyli to z podróżą w czasie się wiąże. Tego wcześniej mi nie powiedziałaś.
Amanda otworzyła usta i ze zdziwieniem patrzyła na Emor’a. Zrozumiała, że się wygadała.
- W moim domu w piwnicy stoi urządzenie do podróży w czasie, jednak brakuje mi paru części między innymi trzech stabilizatorów, czterech akumulatorów i transformator napięcia.
- Działa ? – spytała Amanda.
- Działać będzie wtedy gdy zamontuję te części, tylko że brak mi gotówki.
- Pożyczę ci pieniądze. Jadę z tobą do ciebie.
- Spoko. Po drodze wstąpimy do MediaMarkt i kupimy części.
Na lotnisku w Leitner wsiedli z reklamówkami z MediaMarkt do samolotu. Szybko pobiegli do klasy biznes i zapieli pasy. Tym razem na pokładzie samolotu nie było pięknej stewardessy tylko pomarszczona, starsza pani, która zaproponowała im film: „Dwaj zgryźliwi tetrycy” i gazetę: „Spieprzaj dziadu”.
Sądząc po współcześnie budowanych domach, z których około dziewięćdziesiąt procent nie ma piwnic, podziemna kondygnacja nie jest potrzebna w domu jednorodzinnym, można więc ją zaliczyć do kosztownych przeżytków sprzed dwudziestu lat. Jak się okazuje, taki wniosek nie zawsze jest jednak słuszny. Są sytuacje, w których piwnica staje się rozwiązaniem nieodzownym (choć nadal kosztownym). Spotyka się je głównie na terenach zurbanizowanych, gdzie ceny ziemi są coraz wyższe. A przez to działki robią się coraz mniejsze. To wymusza rozwiązania oszczędzające przestrzeń. Jednym z nich jest podpiwniczenie domu. W przypadku Emor’a przydaje się w stu procentach na wspaniałe laboratorium. Przeprowadza tam część badań naukowych w ściśle kontrolowanych warunkach. Na środku pomieszczenia stało urządzenie w kształcie stożka. Po zamontowaniu brakujących części, według Emor’a teoretycznie miało pozwolić na podróż w czasie. Jak dotąd fikcja, a on mógł udowodnić, że to nie prawda, że podróże są możliwe. Jednakże, aby dokonać skoku w czas należy przekroczyć prędkość światła. Po przekroczeniu prędkości światła dochodzi do dylatacji czasu, czas niemal nie płynie, tak więc czas zaczyna się cofać gdy prędkość ta przekroczy granice. Emor poprzykręcał zakupione elementy do całego urządzenia, a po paru godzinach, urządzenie było gotowe.
- Wejdź do środka – powiedział Emor do Amandy. Sam zaś, ubrał na siebie śmieszny skafander z owieczkami. Amanda obróciła się i zaśmiała się głośno. Chwyciła się za brzuch i tarzała po kabinie, nie mogąc zdusić w sobie śmiechu. Fagalow dokończył procedury i wszedł do kabiny, siadł na fotelu obok Amandy. Podał jej dwie cienkie kabelki podobne do słuchawek zakończone wkładkami. Jeden kabelek włożył do dziurki od nosa, a drugi podpiął do kombinezonu. Obrócił się do pasażerki i to co zobaczył zaskoczyło go.
- Amando, ten kabel powinien być w nosie, a ten w kombinezonie, a ty je włożyłaś do... - Kerladi zrobiła się czerwona na twarzy i spuściła wzrok zażenowana swoim błędem. – Zapnij pasy.
Emor poprzekręcał różnorakie przyciski i manetki. Zapaliły się kontrolki, które wskazywały, że wszystko działa. Usłyszeli trzask, głośny huk jakby ktoś wyłamywał drzwi. Emor wyjrzał z pojazdu i ujrzał wywarzone drzwi, a w nich uzbrojonych żołnierzy, którzy mierzyli w niego. Szybko zasunął właz i wrócił na miejsce, zapinając pasy i odpalając napęd.
- Jaki teraz tam jest rok ? – spytał w zdenerwowaniu Fagalow Amandę.
- Czas: Terria, rok: 4789 BBY, ale możesz coś takiego wpisać ?
- Tak, w systemie przewidziałem możliwość dodawania liter. Za chwilę wyruszymy w podróż.
Stal pokrywająca wehikuł czasu wydawał głuchy dźwięk odbijanych pocisków. „Przydało się pancerne wykonanie pojazdu” – pomyślał usatysfakcjonowany Emor.
Na zewnątrz wysunęły się zwierciadła kuliste i przyległy do ścian. Zwierciadła zostały pokryte grubszą warstwą substancji odbijających między innymi rtęcią i srebrem. Podłoga piwnicy zaczęła podnosić się do góry. Sufit rozwarł się po środku tworząc wyjście ku górze. Dach domu rozsunął się i schował pod ziemią. Cała konstrukcja wyjechała na zewnątrz. Emor dokonując ostatnich kalibracji dokonał ostatniego ruchu. Wehikuł czasu zaczął powoli i z każdą chwilą coraz szybciej się kręcić. Dodatkowo zamontowany napęd impulsowy wystrzelił ich w górę. Poza atmosferą Ziemi mieli rozwinąć prędkość światła i tak się stało. Fotony, z których składały się zwierciadła, uzyskały dużą porcję promieniowania elektromagnetycznego. Rozjarzyły się niebiesko-żółtym blaskiem. W kabinie zasyczało i zamarło na kilka chwil.
- Co się stało ? –spytała Amanda.
- Znaleźliśmy się w korytarzu miedzy przestrzennym. Nasza podróż się rozpoczęła. Wyjdziemy z niego dopiero za dziesięć minut. W tym czasie proponuję spożyć energetyzująca kanapkę.
- Jaki chleb i z czym ?
- Chleb, pieczywo otrzymywane z wypieku ciasta, będącego jednorodnym połączeniem mąki zbożowej różnego gatunku i wody, poddanego najczęściej, ale nie zawsze, fermentacji alkoholowej (z wykorzystaniem drożdży) bądź mlekowej (bakteryjnej), wyrobionego w bochny różnego kształtu i wielkości. Oprócz chleba pulchnego, wyrabianego z ciasta drożdżowego lub ciasta z dodatkiem proszku do pieczenia (węglan sodu), znane są też odmiany chleba opartego na niespulchnianym cieście kruchym.
- yyy…wystarczy, a z czym ? – zapytała oszołomiona wykładem Amanda.
- Kromka chleba jest równomiernie posmarowana masłem. Wraz z czystymi liśćmi sałaty i plasterkami rzodkiewki wspaniale komponują się z marchewką startą na tarce o grubych oczkach. Kanapka zawiera również drobno posiekany szczypiorek, przyprawiony solą i pieprzem. Całość posypana kiełkami lucerny. Wszystko udekorowane kleksem śmietanowego sosu i gałązką szczypiorku.
- Brzmi smacznie. Dawaj kanapkę bo jestem głodna jak wilk.
- Jako Jedi nie masz zmysłu pohamowania swojego apetytu ?
- Mam, ale w tej sytuacji z niego nie skorzystam.
Wzięła kanapkę od Emor’a i wepchała całą do buzi, nie wypuszczając z ust żadnego okruszka. Popiła wodą z saturatora. Emor odsłonił iluminator, ciekawiło go co znajduje się na zewnątrz, kiedy wehikuł pracuje i przenosi ich w czasie. To co zobaczyli przeraziło ich śmiertelnie. „Płynęli” przez krwisto czerwony tunel. Wyglądało to jak rzeka krwi, a w niej pływały trupie czaski z ludzkimi oczami, które mrugały do nich.
Krwiste smugi nagle zrobiły się niebieskie, potem zielone, wszystkie kolory tęczy. Zatrzęsło pojazdem i uderzyli w coś twardego. Wszystko ucichło. Wyjście z wehikułu zacięło się. Amanda za pomocą Mocy wywarzyła drzwi. Wyszli na pokryty szaroczarną warstwą ziemię. Co po chwili okazało się rozrzuconymi gazetami, z dobrze widocznym nagłówkiem „Rozpadła się twarz Jedi”:
„To była scena jak z najbardziej krwawego horroru! Podczas obrad Senatu z udziałem Mistrzów Jedi , twarz Mistrza Aserra rozpadła się na dwie części.
Reprezentant Rady Jedi przeszedł już skomplikowaną operację, po której założono mu ponad 50 szwów!.
- Cała sytuacja wygląda przerażająco. Aserra upadł na posadzkę i w kilka sekund zalał się krwią. To był obrzydliwy widok – opisuje jeden ze świadków zdarzenia.
Do dramatycznych chwil doszło na piątkowym treningu. Podczas ćwiczeń mieczem świetlnym ze swoim uczniem, nie wiadomo jak Mistrz rozkojarzył się, a uczeń rozciął mu skórę. Aserra zdążył zasklepić ranę, ale rana musiała być na tyle poważna, że samo uleczenie się przez Aserra nie przyniosło skutków. Początkowe diagnozy były dla Jedi tragiczne.”
Gazeta nie zawierała nic więcej, składała się z wielu kartek, na których znajdowały się takie same nagłówki. Pod stertami makulatury zaczęło się coś poruszać powodując wybrzuszenie podłoża.
- To papierczaki, czytałam o nich w archiwach Jedi ,są to stworzenia, które powstają na zanieczyszczonych obszarach. Nie są groźne, ale lepiej uważać na bezpośredni kontakt z nimi. – powiedziała Amanda.
Ominęli skurczybyków i ruszyli przed siebie w kierunku widocznego w oddali wyjścia. Przemierzali równiny papierowych odpadów wtórnych. Ujrzeli, że w ich kierunku zmierza mężczyzna w kwiecie życia.
- Witam, nazywam się Mort Eding. Jestem uczniem Jedi. Odbywam w tym miejscu swojego rodzaju szkolenie. Mój mistrz powiedział, że tu czegoś się nauczę.
- Czym zasłużyliśmy na twoją uwagę ?– spytał Emor.
- Nie wiesz z kim podróżujesz Panie ? – odpowiedział pytaniem na pytanie Mort.
- Wiem, z moją przyjaciółką…
- Która nie wszystko ci powiedziała. Szlachetna Pani o wielkim sercu, z którą podróżujesz to Wizjonerka Jedi, którą wysłaliśmy w inny wymiar, aby przysłała nam człowieka zdolnego ocalić nasz świat.
- Wizjoner Jedi ? Amando nie powiedziałaś mi.
- Nie mogłam, wiele rzeczy poznasz w przyszłości, a nie mogłam powiedzieć ci wszystkiego bo dostałam rozkaz z góry. Wizjoner Jedi to osoba, która od wczesnego dzieciństwa jest szkolona, by móc przewidywać przyszłość. Nie są oni dobrzy w walce, jednak są jednymi z najlepszych, jeśli chodzi o posługiwanie się Mocą.
- Pani ma wielką Moc. Skorzystała z niej i przeniosła cię do tego świata.
- Przecież nie ona mnie przeniosła tylko mój wehikuł czasu.
- Nie prawda. Wykorzystała twój nic nie mogący zrobić pojazd i za pomocą Mocy przeniosła go tutaj.
- Emorze, u mnie w domu nie chciałam tworzyć wiru czasoprzestrzennego, musiałam to zrobić w innym miejscu. Podróż w czasie jest niebezpieczna. Przykładem tego niebezpieczeństwa była to rzeka krwi, którą widzieliśmy za iluminatorem. Twój wynalazek przysłużył się jako ochrona przed tym. Przykro mi, że zawiodłam twoje nadzieje. Jednak jest sposób, aby zrekompensować twoje szkody.
-Ja, ja nie wiem co mam teraz myśleć. Tyle pracy, czasu wszystko się zmarnowało. – powiedział załamującym się głosem Emor.
- Musimy teraz zakończyć użalanie się nad sobą Panie Wybrańcu. Udamy się teraz do siedziby Jedi.
Kierowca pojazdu miał czerwoną pelerynę, nad podziw olbrzymie rogi i długi widlasty ogon. W dodatku szponami stóp trzymał kierownicę. Czarne litery otaczające półkoliście rysunek jakiejś broni na kadłubie pojazdu B-29 układały się w napis: Prywatny Transport Jedi. Zaczął padać deszcz. Pojazd przypominał zagubionego ducha, moknącego w strugach deszczu, który silny wiatr od północy gnał na południe. Szereg przenośnych reflektorów oświetlał teren wokół otwartych pod brzuchem maszyny klap przedziału pasażerskiego, rzucając długie cienie krzątających się robotów na błyszczące blachy srebrnego poszycia. Tę upiorną scenerię urozmaicały błyskawice, które z niezwykłą częstotliwością rozcinały mrok nad nimi. Emor wsiadł do pojazdu. Jakaś postać oparta o drzwi z prawej strony, z rękami wbitymi głęboko w kieszenie skórzanej kurtki, obserwował tę krzątaninę maszyn.
Rozdział 4
- Emor – zaczęła po dłuższej chwili Amanda - powiem ci całą prawdę o mnie podczas gdy będziemy lecieć do Świątyni Jedi to bardzo daleko stąd. Zdążę ci wszystko powiedzieć. Historia zaczyna się w momencie kiedy pierwszy raz zobaczyłam mojego narzeczonego Farrela w Hoppe, gdzie stacjonował mój ojciec. Przyjechałam do niego po siedmiu latach pobytu w Leitner, gdzie uczęszczałam do szkoły, wakacje spędzałam na Naboo u mojego wuja Kalepa, kapłana i jego żony Alibaby, którzy wspaniałomyślnie podjęli się opieki nad córką szwagra. Musiałam, jak wszystkie DerNufurańskie młode damy z dobrych rodzin, kształcić się w Leitner. Ta konieczność na ogół sprawiała wiele kłopotów ludziom pełniącym służbę na odległych placówkach Imperium Hegemońskiego i, jak to zwykle bywało, co szlachetniejsi członkowie rodzin przychodzili wówczas z pomocą.
Pamiętam, jak z radością powitałam dzień moich siedemnastych urodzin. Był czerwiec, byłam wtedy w szkole, ale nie wiedziałam, że jest to mój ostatni raz kiedy będę widzieć wszystkich moich znajomych i rodzinę. W sali, w której miałam lekcje, wybuchło jasne oślepiające światło. Wszystko zwirowało i znalazłam się w dziwnym miejscu. Słońce spływało na las skwarem i duchotą, a ciemna jak jadeit gładź jeziora rozbłysła refleksami. Musiałam przysłonić oczy dłonią, bo odbity blask oślepiał, odzywał się bólem w źrenicach i skroniach. Suche bodiaki i wrzosy stepu ustąpiły bujnej zielonej trawie, wilgotnym paprociom, podmokły teren zażółcił się jaskrami, zafioletowił łubinem. Wkrótce zobaczyłam rzeczkę, a nad nią…
Oczy Amandy wypełniły się łzami i po chwili zaczęła dalej opowiadać.
- Ujrzałam wspaniałego cytrojeża zrobionego z jednej połówki cytryny i dziwnie ułożone drzewa, tworzące razem jakiś tunel prowadzący w głąb lasu na drugim końcu rzeczki. Jednak gdy zbliżyłam się bliżej, cytrojeż zniknął, a na jego miejscu pojawiła się moja pachnąca piżmem hinduska niania, bliska mi stała towarzyszka, była dla mnie najważniejsza. Podeszła do mnie nic nie mówiąc. Miałam do niej bezgraniczne zaufanie. Poprowadziła mnie w kierunku tych dziwnych drzew. Coś czaiło się w krzakach w pobliżu. To był człowiek i to on powiedział wszystkim o moim zniknięciu. Trzymałam cały czas moją nianię za rękę. To dodawało mi otuchy. Weszłyśmy w krąg drzew. Na początku nic się nie działo. Potem zerwał się potężny wiatr i pokryły nas liście, a ja dostałam skunksem w twarz. Choć przy takim przeżyciu nie miało to szczególnego znaczenia. Targnęło nas do przodu, potem do tyłu. Zrobiliśmy parę salt, a potem jedliśmy sałatkę. Gdy skończyłyśmy, pojawiliśmy się w jakimś mieście. Było tam gwarno i kolorowo, gdyśmy krążyły wśród przedstawicieli miejscowych ras i kast. Z czasem nauczyłam się ich rozpoznawać. Fascynował mnie zaklinacz ziemniaków w kapeluszu, grający niesamowitą melodię, podczas gdy ziemniaki podnosiły się z koszyka, kołysząc się złowieszczo ku podziwowi widzów. Wolno mi było za każdym razem wrzucić trochę złomu do kosza stojącego obok, za co otrzymywałam przesadne podziękowania i obietnicę szczęśliwego życia, pobłogosławionego wieloma dziećmi i pierworodnym synem. Co do dzieci to jednak nie wyszło, bo zostałam Jedi, a my nie możemy mieć dzieci. W powietrzu unosiła się woń piżma; czuło się też inne zapachy: smażonego schabu w sosie własnym, kotletów, ryb wędzonych, sałatek owocowych i tych nie owocowych oraz te mniej przyjemne: kału, moczu, wymiocin, sfermentowanych warzyw, owoców, konfitur, win, dżemów i wiele innych. W czasie drogi dowiedziałam się, że niania prowadzi mnie do Świątyni Jedi na planecie Coruscant. Zakazano mi mówić komukolwiek o tym czego uczyłam się od Mistrzów Jedi.
Razem z Mistrzem EnSabahNur’em jeździliśmy wózkiem zaprzężonym w mechaniczne kucyki na wzgórze Hallfar, skąd widziałam rezydencję senatorów, pałac gubernatora, ciągnące się w dal łańcuchy pojazdów na wodę i Świątynię Jedi, którą otaczały wielkie ogrody i kluby, do których uczęszczali młodzi Jedi. Mistrz EnSabahNur zwykle brał udział w tych przejażdżkach i korzystał z każdej okazji, aby uzupełnić moją edukację. Ale czasami byłam tam z moją przyjaciółką, adeptką Jedi, która opowiadała o rzeczach znacznie dla mnie ciekawszych.
Czas mijał na ciężkiej nauce i poznawaniu tajemnic zakonu Jedi. Niebawem miałam wziąć udział w projekcie „Wybraniec”.
W ogromnej sali Rady Jedi wrzało, a podobno Jedi są spokojni i opanowani, tu jednak było inaczej. Byli też wśród nich przedstawiciele różnych ras i organizacji. Czarnoskóry Mistrz Jakub wykrzykiwał swoje pretensje w kierunku Mistrza Propulusa o szpakowatej twarzy, który ze stoickim spokojem siedział na miejscu Mistrza Erevul’a i spoglądał pobłażliwie na zebranych. Zbulwersowani przedstawiciele Koła Gospodyń Buddyjskich (KG, najuboższej warstwy społecznej świata, nie mogąc opanować emocji, wyskoczyli ze swoich foteli i tłoczyli się przed podium. Siedzący skrajnie po lewej stronie sali Korelianie szeptali między sobą. Kalamarianie z Crystal Reef z niedowierzeniem kręcili głowami. Delegaci Łowców Kitu, Zarządu Układów Słonecznych (ZUS), Naukowego Instytutu Rozwoju Technologii i Nauki (NIRTiN) siedzieli w milczeniu, oszołomieni tym co przed chwilą usłyszeli.
- Sith’owie potrafią mutować swoje DNA tworząc z siebie nadludzi, nawet mając Moc na jednego takiego Sith’a potrzeba dziesięciu Jedi lub setka żołnierzy. – powiedział Mistrz Propulus.
Dziennikarze, jakby dopiero teraz obudzili się z głębokiego snu, pospiesznie włączyli kamery zamontowane na głowie. Nie spodziewali się, że na zazwyczaj nudnych posiedzeniach senatu wybuchnie taka sensacja. Po chwili popłynęły pierwsze komentarze do lokalnych stacji holowizyjnych.
-Skąd oni biorą na to pieniądze? Przecież takie przedsięwzięcie musi kosztować fortunę! – krzyczał w podnieceniu czarnoskóry mężczyzna z NIRTiN, równocześnie ocierając chusteczką pot z czoła. Zrobiło się gorąco, i to nie tylko w przenośni.
- To mało ważne panie Eraźmie. Najważniejsze jest jak z tym walczyć i jak całkowicie zniszczyć ? – powiedział Kalamarianin Kerrlo Fab.
- Pan Fab ma całkowitą rację. Sith’owie dziesiątkują układy. Na razie upadło Dantooine. Ithor, który nadal walczy nieustannie prosi o wysłanie wsparcia. – odparł generał floty gwiezdnej Nowej Republiki, Horiel Wett. – Każdego dnia setki tysięcy kobiet i dzieci rozstają się z życiem. Oni potrzebują natychmiastowej pomocy, a okazuje się, że fundusze banku „Immortal of Cat” zostały utopione w jakimś sprośnym projekcie. Nie czas na mrzonki, gdy zagrożone są ludzkie i nieludzkie istnienia. Powinniśmy skupić się na podstawowych sprawach!
Wett przerwał, zaczerpną powietrza i ponownie przetarł spocone czoło. Poluzował szatę.
- Mistrzu Propulusie – już spokojnie zwrócił się do szpakowatego mężczyzny, celując w niego czarnym, grubym paluchem. – Proszę nam łaskawie powiedzieć, co mamy robić?
Mistrz zbliżył usta do mikrofonu unoszącego się obok jego głowy. Jednakże tumult i hałas, wywołane przez liczące ponad tysiąc senatorów audytorium, nie pozwolił mu na zabranie głosu.
- Panie i panowie! Szanowni delegaci!- próbował uspokajać zebranych premier Dlanod Ksut. Mówił w przestrzeń, a czujniki dźwięku wzmacniały jego głos, czyniąc go potężnym i władczym.
- Mistrza Propulusa, reprezentanta Świątyni Jedi, zaprosiłem właśnie po to, aby wszystko państwu wyjaśnił. Co się zaś tyczy wysłania pomocy na Ithor, już dzisiaj wyślę list do Kanclerza i poinformuję was o jego decyzji.
- To się odpowiedzi nie doczekamy – zarechotał wcale niewesoło generał Wett.
Reszta poparła jego wypowiedź wymuszonym kaszlem i dziwnymi uśmieszkami na twarzy. Reporterzy znajdujący się na sali z niewzruszonymi minami, cały czas kręciła całe zgromadzenie.
Mistrz skinął głową, odczekał chwilę, aż wszyscy delegaci zajmą ponownie miejsca i zaczął mówić donośnym głosem wzmocnionym przepływem Mocy:
- Jak już wspomniałem od paru miesięcy prowadzę przygotowania specjalnie wyszkolonych Jedi do walki ze zmutowanymi Sith’ami. Jedi przechodzą teraz bardziej intensywne szkolenia i pogłębiają swoje zdolności. Dzięki tym szkoleniom udało się nam, jak nigdy dotąd wykryć i rozwinąć cechy oraz zdolności jakie wcześniejsze szkolenia nie były w stanie wykryć i obudzić w adeptach. Mamy dwóch Wizjonerów, czyli ludzi o niezwykłej więzi z Mocą. Wizjonerzy jednak nie kształcą się w posługiwaniu mieczem świetlnym tylko w ukierunkowaniu i rozwijaniu kontaktu z Mocą, czyniąc ich silniejszymi od Sith’ów. Posłużą nam jako poszukiwacze „Wybrańca”, dlatego dzisiejsze spotkanie nosi taką nazwę. Może niektórzy z was mniej więcej domyślało się o co chodzi. Poszukiwacze wyruszą do innego świata. Proszę tego nie mylić z przelotem na inną planetę. Jeden ze starych Mistrzów, mieszkający pod Świątynią Jedi, nie opuszczający swojego legowiska, przed zapadnięciem w wieloletni trans, zapisał swoją wiedzę w holokronie. Nie będę owijał w bawełnę i powiem wprost, chodzi o podróż w czasie. Zdołaliśmy do tego zadania wyszkolić tylko jedną z adeptek. Jest nią Amanda Kerladi. Za dwa tygodnie wyruszy na poszukiwania.
- Dziękuję za to przemówienie Mistrzu Propulusie – podziękował premier. – Posiedzenie uważam za zakończone. Panowie przedstawiciele różnych instytucji nie mają tu żadnego wpływu, zostaliście tu zaproszeni, aby zapoznać się z planami jakie rząd i Jedi mają zrealizować. Nie udzielam odpowiedzi na żadne pytania.
Tak zakończyło się spotkanie i w sumie dobrze. Przez dwa tygodnie Mistrzowie powtarzali mi co mam robić i dokonywałam małych skoków czasowych do przeszłości i w przyszłość. Każda próba kończyła się sukcesem. Kiedy nastał dzień ostatecznego wyzwania, po prostu chciałam znaleźć się niedaleko Wybrańca i się udało. Trafiłam o jedno miasto za daleko. Jednak okazałeś się bardzo ciekawskim Wybrańcem i sam mnie odnalazłeś, ułatwiając mi pracę. I to koniec historii.
Rozdział 4
Gdy Amanda skończyła opowiada, Emor nie mógł uwierzyć w niektóre rzeczy. Między innymi w to, że ma zostać Wybrańcem. Siedzieli chwilę pogrążeni we własnych myślach. Za oknami pojazdu, krajobraz zmieniał się powoli. Z zaśmieconych terenów przebijała się zieleń roślin, dalej pas śmieci urywał się, a resztę pokrywała trawa i liczne drzewa. Pod pojazdem przeleciały trzy ptaki o dziwnym upierzeniu i kształcie dzioba, wydając z siebie przeróżne dźwięki. Przez lasy płynęły rozmaitej wielkości rzeki i strumienie, mijali też kilka jezior. Za oknem rozjaśniło się i wyjrzało wielkie, żółte, rażące słońce.
- Jak nazywa się to słońce ? – zapytał Emor.
- Coruscant Prime, to słońce naszego systemu. – odpowiedziała Amanda. – Jeżeli chodzi o samą planetę to okrążają ją cztery księżyce: Centax-1, Centax-2, Centax-3 i Hesperidium.
- Ciekawe. Czemu połowa planety jest zaśmiecona ?
- Nie mamy miejsca na budowanie wysypisk. Śmieci wywozimy w góry. Miasta szybko się rozrastają. Zaczynamy nawet kolonizować oceany, pod wodnymi stacjami głębinowymi, gdzie znajdują się pomieszczenia mieszkalne, sklepy i ekologiczne fabryki. Ale na zamieszkanie w takiej stacji mogą sobie pozwolić jedynie bogaci biznesmeni, senatorzy i goście premiera i Kanclerza. Za chwilę powinniśmy zobaczyć wierze Świątyni Jedi.
Wylądowali statkiem B-29 na płycie lądowiska SB-123. Do pojazdu zaczęły zbliżać się tłumy gapiów i reporterów. Przedzierali się przez masę zaciekawionego i napierającego na nich tłumu.
- Ktoś ma za długi jęzor. Prawie nikt nie wiedział o naszym przybyciu. To miała być tajemnica, o której wszyscy mieli się dowiedzieć dopiero w odpowiednim momencie. – powiedziała prawie wściekła Amanda. – Trzeba o tym powiadomić odpowiednie władze.
Do zrobienia przejścia i rozproszenia szalonego motłochu, posłużyły roboty porządkowe. Swoimi gabarytami odstraszały i budziły grozę. Maszyny tego typu używane były na wojnie prowadzonej z Sith’ami. Jedi, aby uniknąć utraty wielu wojowników wrażliwych na Moc.
Emor Fagalow oglądał z zaciekawieniem na otaczające go cuda. Wszystko wydawało się być idealne, wszystko ze sobą współgrało i to właśnie budziło w nim niepokój i mieszaninę uczuć. Nie mógł się ich pozbyć. W pewnym momencie odebrał przez Moc dwie wiadomości:
1. Spotkanie z Radą Jedi o godzinie jedenastej, proszę przybyć punktualnie. PIN odblokowujący drzwi to: 1234
2. Proszę pamiętać o odpowiednim stroju. Jego brak będzie uznawany za brak szacunku wobec Rady Jedi.
Potem wyczuwał siłę bić serc różnych istot. Miał wrażenie, że słyszy w swojej głowie różne głosy. Głosy stawały się z każdą chwilą coraz bardziej natarczywe. Nie słyszał własnych myśli. Otępiały, szedł powoli, ponaglany przez Amandę. Zrobiło mu się słabo, a przed oczyma pojawiły się gwiazdy. Migały się kolorami tęczy, począwszy od fioletowego do fioletowego. Zemdlał.
Po paru godzinach…
- Siała baba mak – docierał śpiew małego dziecka do uszu Emora – nie wiedziała jak dziadek wiedział, nie powiedział, a to było tak.
Dziecko powtórzyło rymowankę jeszcze z parę razy i utkwiła swoje wielkie oczy w Emorze, gdy on przypominał sobie ostatnie wydarzenia. Niektórych nie pamiętał, bądź widział jak przez mgłę. Dziecko okazało się dziewczynką.
Miał kłopoty z zapanowaniem nad odruchami swojego ciała. Czuł bezwład w lewej nodze i w prawej ręce. Kłopoty sprawiała mu również prosta czynność drapania się po głowie i problem ocenianiem odległości.
- Jesteś w Punkcie Medycznym – powiedziała piskliwym głosem dziewczynka – umiem czytać w myślach i to nawet kiedy ktoś wzniesie swoje bariery ochraniające przed penetracją – pochwaliła się dziewczynka, a jej głos wypełniała duma.
Emor natychmiast zamknął, tworząc barierę myślową, dostęp do swojego umysłu.
- To niemożliwe ! Jak to zrobiłeś ?! – krzyczała z niedowierzeniem dziewczynka
- Sądzę, że to wrodzona zdolność – stwierdził Emor.
– Ty naprawdę jesteś Wybrańcem, o którym wszyscy od dłuższego czasu mówią ? Nikt nie potrafił zablokować swojego umysłu przede mną. Nawet ci najlepsi z najlepszych Jedi.
- Zgadza się, a tak przynajmniej oni sądzą, że jestem wybrańcem. Na początku nie chciałem w to wierzyć, ale z czasem sam się do tego przekonałem bo uzyskałem na to liczne dowody.
- Czy przestraszyłeś się swojego daru ?
- Zadajesz za dużo pytań mała. Jestem zmęczony, muszę się przespać. Porozmawiamy później.
Natychmiast zasnął, a gdy znowu się obudził w pokoju nie było już dziewczynki. Leżał na rażąco białym łóżku. Patrzył w sufit, a potem zaczął się rozglądać. Otaczały go różne aparatury, niewielkich rozmiarów. Maszyny wydawały z siebie różne dźwięki i pyknięcia. Diody świeciły się i od czasu do czasu gasły by potem znowu zaświecić się na chwilę. Usłyszał turkot. Turkot dochodził zza ściany i nasilał się. Piknięcie. Lewa ściana rozsunęła się z sykiem i towarzyszącym temu wydobyciem pary. Turkoczące „coś” wjechało na gąsienicach, do środka i skierowało się w kierunku Emora.
- Witam panie Fagalow. Jestem robotem protokolarno-medycznym. Mój numer seryjny to RM*-102b (RM* - robot medyczny/inteligentny; 102b – najnowszy model w fazie testów). Nazywają mnie „Bąblem” z tego powodu iż mam rubensowskie kształty jak to trafnie ujęła pani doktor, Mistrzyni Jedi Xena Galaxis o pseudonimie artystycznym w pracy „Międzygalaktyczna Żmija”. Powinna się tu za chwilę zjawić. Zaaplikuje panu odpowiednią dawkę leków i uprzedzając pana pytanie, udzielę na nie odpowiedzi. Otóż jest pan osłabiony i wycięczony po wielu przejściach i radykalnych zmianach, ma pan załamanie nerwowe, czyli jednym słowem depresja. Kilkudniowa terapia psychiatryczna i stanie pan na nogi jak nowonarodzony. Musimy się spieszyć bo Jedi chcą jak najszybciej z panem porozmawiać.
- Kiedy zjawi się tu ta pani doktor ?
- Niebawem, dla niej, czyli dla pani doktor, czas nie ma znaczenia – nie istnieje.
- To znaczy ?
- Nie mam pojęcia. Kazano mi tak odpowiadać.
Robot zamilkł i zaczął spisywać odczyty z aparatur równocześnie pogwizdując melodie znanego zespołu Feel – Jak Anioła Głos.
Ponowne piknięcie i ściana się rozsunęła. W drzwiach stanęła mała dziewczynka, ubrana w długą brązową szatę, z którą wcześniej rozmawiał.
- Dzień dobry Wybrańcu – przywitała się dziewczyna. –Nie zdążyłam się wcześniej przedstawić. Nazywam się Xena Galaxis, jestem Uzdrowicielką Jedi.
Emorowi opadła szczęka jak dowiedział się kim okazała się mała dziewczynka.
- Ile masz lat ? – spytał Emor.
- Tyle na ile wyglądam, a reszta jest moją słodką tajemnicą, o której wiedzą nieliczni. Ty Wybrańcu, musisz sobie na mój szacunek i zaufanie zapracować.
Po licznych zajęciach terapeutycznych, Emor powrócił do normalności. Przy okazji Xena nauczyła go podstawowej zdolności Jedi, która pozwalała się zrelaksować i odciąć na jakiś czas od świata rzeczywistego, a także aby nie poddać się sile zgubnych emocji, które prowadzą ku Ciemnej Stronie Mocy.
Nastał dzień spotkania Wybrańca z Radą Jedi. Spotkanie odbyć się miało w najwyższej wieży. Szli krętymi schodami, które były bardzo śliskie. Na szczycie schodów napotkali drzwi, zabezpieczone panelem kontrolnym, do którego trzeba było wpisać PIN.
- Nie znam PIN-u – powiedziała Amanda. – Ale to nie znaczy, że nie znam sposobu na otwarcie tych drzwi. Rada Jedi czasami bywa dziwna i o kilku rzeczach zapomina. Mam przy sobie granat odłamkowy, jak ich nastraszę to na pewno otworzą drzwi.
- Nie będzie trzeba korzystać z tak radykalnych środków Amando – stwierdził Emor. – Znam PIN. Dostałem SMS-a myślowego od Rady.
- Coś takiego. Myślałam, że to Rada miała mnie o tym poinformować, a nie ciebie.
- Zdaje się, że byłaś tam na lądowisku blisko mnie, a im po prostu umysły się pomyliły i ja otrzymałem wiadomość.
- Być może masz racje. Wpisz PIN i idziemy. – ponagliła Amanda
Emor podszedł do panelu kontrolnego i wpisał PIN: 1234.
Drzwi były w kształcie znaku Tai-chi, otworzyły się w miejscu stykania się dwóch połówek. Efekt robił duże wrażenie. Weszli do środka. Salę oświecały pochodnie. Panował półmrok, a twarze czterech Mistrzów Jedi pogrążone były w mroku. Rada Jedi była bardzo stara, czasami żyli wśród własnych myśli. Więź z Mocą była w nich bardzo mocna, więc czasami przepowiadali różne wydarzenia, między innymi przybycie wraz z Wizjonerem Jedi, Wybrańca.
- Emorze to są najpotężniejsi Mistrzowie Jedi. Od prawej: Mistrz Propulus, Mistrz Aserr, Mistrz EnSabahNur i Mistrz Dryres (czyt. Drajres). O Mistrzu Propulusie już ci wspominałam, kiedy to podczas spotkania z przedstawicielami różnych przedsiębiorstw, zapoznał nas z powodem przyprowadzenia Wybrańca.– powiedziała poprzez telepatyczne połączenie, Emorowi.
- Tak pamiętam. A ci inni Mistrzowie będą coś do mnie mówić?
- Nie wszyscy, tylko Mistrz Propulus. On kontaktuje się poprzez myśli z resztą Mistrzów. Jest jakby takim „Głosem Czterech”
- Głosem Czterech ?
- To znaczy, że wypowiada się w imieniu ich wszystkich.
- Aha.
Przerwali rozmowę myślową i skupili wzrok na Mistrzu Propulusie, który w tym momencie podniósł się z fotela i popatrzył na nich swoim szpakowatym wzorkiem. Po chwili przemówił:
- Siemka. Co u ciebie Amando ?
- A spoko. Jakoś leci, dziękuję.
- Witaj Wybrańcu w Świątyni Jedi. Cieszę się , że cało i zdrowo do nas dotarłeś. Możesz to zawdzięczać tylko naszej jedynej, najlepszej, kochanej Wizjonerki Jedi Amandy.
- Dzięki Amando. – podziękował Emor.
- A teraz do rzeczy. – przywrócił spokój Mistrz Propulus. – Sprowadziliśmy cię tutaj Wybrańcu, abyś zwalczył zmutowanych Sith’ów oraz zniszczył ich Laboratorium Mutagenne. Zostaniesz wyszkolony pod okiem najlepszych Mistrzów na jakich stać było Świątynię Jedi. Wystrzegaj się Ciemnej Strony Mocy.
Dyskusja trwałaby w nieskończoność, gdyby do sali Rady Jedi nie wpadli przez okna oddziały Błękitnej Armii, która prowadziła akcję szkoleniową tylko pomylili wierze. Dostali przez to po naganie i zostali wygnani na karną misję, sprzątania kału gumofilców.
Zapadła po późniejszej odbytej na nowo rozmowie, decyzja, że szkolenie Emora rozpocznie się natychmiast i niezwłocznie, bez ociągania się. Choć nie wiadomo do końca, co tak naprawdę miał zrobić Wybraniec.
Rozdział 6
W wierzy Rady Jedi:
- Sprowadziliśmy go w momencie gdy Sith’owie zaczęli się „doskonalić”. Jednakże może on zrobić coś więcej niż tylko pokonanie Sith’ów, a co najgorsze do nich dołączyć. Może zmienić świat. Podbijać planety. Władać ludźmi i innymi istotami rozumnymi i tymi nierozumnymi. Jednak nie zrobi nic, jeżeli go nie wyszkolimy. Do teraz ma gówniane pojęcie o tym co go otacza i jaki ma na to wpływ. Na pewno stracimy nie jeden włos na wpajaniu mu zasad do głowy, ale osiągając zamierzony cel, wpłyniemy na przyczyny i skutki. Wypełni się przeznaczenie, które kieruje Wybrańcem. – powiedział Mistrz Propulus do pozostałych Mistrzów, po wyjściu Wybrańca i Amandy z sali.
- Zgadzamy się z tobą Mistrzu Propulusie – odpowiedzieli mu zgodnie Mistrzowie „Głosu Czterech”.
Nikt z Rady Jedi nie mógł szkolić Wybrańca. Jedynie jakiś Mistrz bądź Mistrzyni z zewnątrz. Szkolenie Wybrańców według tradycji Zakonu Jedi było zazwyczaj przeprowadzane w odosobnieniu. Wybraniec nie może mieć kontaktu z innymi adeptami Mocy. Emor wyraził pełne oburzenia zdanie na ten temat. Nie podobało się mu to. Rada postanowiła jeszcze przedyskutować tą sprawę.
- Wybrańcowi nie podoba się nasza tradycja – rzekł Mistrz Aserra.
- Przecież tradycja to rzecz święta. Nigdy nie szliśmy na ustępstwa. – powiedział Mistrz Dryres.
- Jestem przeciwny łamaniu zasad naszej świętej tradycji szkolenia Wybrańca, ale chyba trzeba będzie się zgodzić na warunki Emora. Przecież bez jego wolnej nie nagiętej woli musi podejść do szkolenia na Jedi. – odezwał się Mistrz EnSabahNur.
- Tego się obawiałem, że Wybraniec będzie wybredny, a my będziemy się musieli ugiąć pod jego kaprysem bo innej drogi nie ma. – powiedział Mistrz Propulus. – Nagniemy trochę zasady i pozwolimy Wybrańcowi szkolić się z innymi akolitami. Miejmy nadzieję, że towarzystwo innych Jedi, nakieruje go odpowiednio. – zadecydował Mistrz Propulus.
To, że Wybraniec nie będzie szkolony w odosobnieniu, będzie miało duży wpływ na niego i innych. Ale o tym nikt nie miał jak narazie pojęcia.
W drodze do skrzydła szkoleniowego:
Emor wraz z Amandą opuścił wierzę Rady Jedi za pomocą turbowindy. Później przemieszczając się przez podziemne korytarze znajdujące się pod Świątynią Jedi dostali się do skrzydła szkoleniowego. Nad wejściem wisiała tablica.
Nie ma emocji - jest spokój.
Nie ma ignorancji - jest wiedza.
Nie ma namiętności - jest pogoda ducha.
Nie ma chaosu - jest harmonia.
Nie ma śmierci - jest Moc.
- To kodeks Jedi, Emorze. Nasze zasady są w krótki i zwięzły sposób zapisane w nim. Tylko dogłębne zanurzenie się w znaczeniu tych słów, daje zrozumienie istoty Jedi i Mocy. – wyjaśniła Emorowi, Amanda.