ja się wypowiem na jego temat trochę krytyczniej (niż niektórzy moi poprzednicy). Prawdę powiedziawszy to jestem nim rozczarowany, on jest po prostu niemrawy. Najlepiej w pamięci zostają fragmenty, które nawiązują do Williamsa i innych kompozytorów. Kilka miejsc przypominało mi "Beowulfa".
Problem z tą muzyką jest taki, że ona zupełnie nie wychodzi poza ramy filmu, w Gwiezdnych Wojnach zawsze fajne było to, że coś z tej muzyki zostawało. Tu niestety pod tym względem jest niestety bardzo ciężko... Nowe utwory nie pozostawiły po sobie nic, owszem miło się tego słucha z płyty (w znacznej większości), ale nie mają w sobie tyle energii i nutki przewodniej. Najfaniejsze są właśnie nawiązania - zarówno te wprost, jak w temacie głównym jak i te mniejsze - choćby temat Yularena przypominający mi trochę Bespin. Zresztą podobnych lekkich nawiązań jest trochę, ale w filmie są w ogóle nie zauważalne, dopiero wsłuchanie się w płytę daje możliwość wyłapania tych nawiązań. Zresztą nie wiem czy to było specjalne, bo czasem miałem wrażenie, że miejscami Kiner sięga po standardy i je stara się wpasować w swoją muzykę. Czy to dobrze? Cóż, dostaliśmy typową muzykę tła, która w filmie niestety niknie, a to jest dla mnie właśnie mało gwiezdno-wojenne. Cóż dla mnie ideałem muzyki serialowej jest chyba "Children of Dune" Briana Tylera, swoją drogą jeden z lepszych soundtracków, z którego muzyka żyje poza klatką filmową, a w przypadku TCW raczej dyskiem. Cóż pewnie jak mi minie ekscytacja filmem to do tej płytki szybko nie wrócę.