Oto pierwsza część mojego nowego fanficka o tytule roboczym "Wspomnienie". Proszę o oceny w skali od 1 do 10. Oto i fanfick:
Pulsował we mnie wewnętrzny strach. Zapach przypalonego metalu niósł się na kończący swą służbę statek- „Błysk Światu” ogarnął pożar, strach i panika. Ta bitwa była przegrana- rzecz pewna.
-Sh’a!- delikatny głos dobiegł z końca mostka. Odwróciłem się i zacząłem szukać w dymie powabnej sylwetki. Odnalazłem ją.- Sha’a!- znów rozległ się głos.
-Tutaj!- odrzekłem. Postanowiłem przebić się przez dym i udać się razem z mistrzynią do kapsuł ratunkowych. Było za późno. W mgnieniu oka odwróciłem się i ujrzałem pejzaż pustynnej planety zalewany jeziorem bezmózgich droidów jest tuż, tuż. Przeszedł mnie dreszcz- klonów już tam nie było.
Nie chciałem nawet wspominać co się z nimi stało.
Statek był coraz bliżej powierzchni. Zaraz miał uderzyć. Już straciliśmy jednego Jedi, w bitwie na orbicie. Ta bitwa miała być wygrana! Tylu dowódców, tyle klonów, tyle sił. Tylko geniusz mógł wymyślić strategię tak idealną i perfekcyjną żeby doprowadzić do sytuacji w której się obecnie znajdowaliśmy. Statek runął. Uderzył w rozgrzany piach i rozpoczął się spektakl paniki. Droidy ostrzeliwały cały „Błysk Świtu” chcą zniszczyć ostatnich niedobitków. Tutaj akurat chodziło o nas. Wrak zaczął zmieniać się w cmentarzysko klonów. Postanowiłem ruszyć przez dym. Statek był na tyle przekrzywiony w pion że musiałem sobie pomóc Mocą- ta jednak dużo mi nie dała. „Błysk” okrutnie zatrząsł się. Poszły salwy rakiet wystrzelone przez wroga. Zacząłem spadać na potłuczone szkło. W mgnieniu oka wyjąłem rękojeść naciskając włącznik miecza. Podłogę mostka przebiła plazmatyczna, zielona klinga. Spojrzałem jedynie w dół patrząc jak światło miecza odbija się w szklanych odłamkach i lśni. I tak zacząłem wspinać się na rękojeści podtrzymując się jedną ręką ściany. Była to długa i męcząca wędrówka, ale zakończyłem ją jakimś dziwnym trafem. Najgorzej było przedrzeć się przez dym, krztusiłem się i dusiłem. Stanąłem w końcu na suficie korytarza prowadzącego przez cały statek. Rozdarłem klingą miecza podłogę korytarza i zacząłem przedzierać się przez mroczne zakamarki wnętrza „Błysku”.
Cały osmalony i brudny od oleju i benzyny statku zauważyłem...światło. Czym prędzej dotarłem do niego i okazało się że to dziura w powłoce statku. Odetchnąłem świeżym, czystym powietrzem i wyskoczyłem ze „Acclamatora”. Osłaniały mnie części które odpadły podczas upadku statku. Postanowiłem odszukać innych Jedi. Droidy były gotowe by zacząć ostrzał, jakby tylko cię coś poruszyło. Usiadłem aby chwilę odpocząć Byłem taki zmęczony...taki senny...taki....
Po kilkugodzinnym, kojącym śnie obudziła mnie nagła eksplozja. Poczułem dziwny niepokój. Usłyszałem jakby metal ocierał się o piach. Tak, dobrze słyszałem- ktoś tu się zbliżał. Okazało się że to dwaj separatystyczni zwiadowcy- dwa super droidy wojenne.
Postanowiłem ukryć się na wraku statku. Kiedy właśnie przebiegałem dystans dzielącym mnie pomiędzy szczątkiem statku za którym się ukrywałem a „Błyskiem” zagapiłem się. Na około mnie przeleciały czerwone błyskawice laserów. Znów ukryłem się za szczątkiem. Zapomniałem że czyhają na nas droidy. To już nie była dobra kryjówka. Nagle nastąpiła druga eksplozja i wszystkie fakty złączyły się w jedną całość- rozpoczęto poszukiwania Jedi. Wysadzali statek w celu odszukania ostatnich z nas. Strach opętał me serce które biło coraz szybciej. Czy moi towarzysze przeżyją? Czy ja przeżyje? Tak jak powiadał mistrz Barrek- „Zachowuj zawsze spokój, to ukojenie twej duszy”. Próbowałem się opanować ale nie dawałem rady! Och...Nagle zza mych pleców wydobył się trzask metalu. Odwróciłem się i zacząłem wpatrywać w mrok skrzydła statku które odpadło podczas nieszczęśliwego „lądowania”. Wiedziałem że ktoś tam był ale kto? Zdawało mi się że zobaczyłem kogoś ale...
-Sha’a!- usłyszałem szept.
-Kto tam?- odszepnąłem tajemniczemu osobnikowi.
-Tarr.- odszepnął Cereanin.- Choć tu szybko!
Skoczyłem. Było to za szybko dla droidów i nie zorientowały się. Z daleka usłyszeliśmy głos zwiadowców mówiących do komunikatora:
-Sir, nie odnaleźliśmy nikogo. Są martwi.
Droidy szybkim krokiem odeszły.
-Gdzie są nasi?- spytałem zaciekawiony czy droidy podzieliły się z dowódcą prawdą.
-We wraku. Mistrz K’Kruhk użył Mocy kamuflażu, trudnej techniki i udało nam się zachować naszą pozycję w tajemnicy.
Przytaknąłem. Musieliśmy już ruszać. Czas mijał, atak samego generała był już pewny...i bliski.
Tak wiem że krótki ale będą następne części z udziałem wszystkich bochaterów Bitwy o Hypori.