Oto moje pierwsze opowiadanie Właściwie nie opowiadanie, tylko interpretacja Bitwy o Hypori, napisana z punktu widzenia Generała Grievous`a. Liczę, iż Wam się choć trochę spodoba.
___Ciepłe promienie słońca muskały ciągle suchy, goracy piach, który
co chwilę drżał, a wielkie wraki Acclamatorów rzucały cień na idące niemal
idealnie równym tempem w ich kierunku zastępy bojowych droidów.
___Czułem, jak Jedi drżą, boją się, oczekują nas. Na przodzie idąc,
patrzyłem, jak Acclamator staje się coraz większy, wiedziałem, iż Jedi są coraz bliżej. Czułem, jak nadzieja w Jedi gaśnie z każdym moim krokiem, z każdym tupnięciem droidów.
___Jedi są potężni, inteligentni, ale nawet ich ogarnia strach, strach o życie. Wiedziałem, iż przyjdzie mi walczyć z Ki-Adi Mundim czy Shaak Ti. Wiedziałem też, że tylko oni mogą zachować spokój, reszta to zwykłe ścierwa.
___Zbliżaliśmy się coraz bardziej. Na drodze stanął mi jeden z Jedi, szybko zakończyłem jego nędzny żywot. Próbował skontaktować się z innym Jedi. Nie zdążył.
___Ogień ogarniał części wraku. Gdy zobaczyłem przebiegającego Jedi, jednym ruchem zatrzymałem idealnie zgrane hordy stalowych żołnierzy. Jedi byli coraz bardziej zdezorientowani. Nawet te ścierwa zasługują na honorową śmierć.
"Jedi" - zwróciłem się do nich. Ich los był z góry przesądzony. Znam Jedi dobrze.
"Nie poddzadzą się" - wiedziałem. Czekałem, aż strach jeszcze bardziej zaciemni im umysł.
Droidy stały, czekały na mój rozkaz. Jedi kryjąc się w ciemnych zakamarkach wraku, czekali na mnie, próbując nie zwariować ze strachu.
___Zbliżałem się. Odgłos moich stalowych nóg było słychać już z daleka. Jedi wiedzieli, ze śmierć się zbliża, że jest coraz bliżej.
Dziwi mnie, że Jedi, tak zachwalani przez Hrabiego, dali się tak łatwo podejść.
___Zbliżałem się, lecz w pewnym momencie zatrzymałem się, miałem przeczucie, że lepiej poczekać i opłaciło się.
Jedi jak się później okazało imieniem Sha` a Gi, wybiegł z kryjówki głośno wrzeszcząc. To była chwila. Skoczyłem. Jedi biegł przed siebie. Krzyczał. Nie zdążył spojrzeć w górę. Byłem szybszy. W jednej chwili ten rycerzyk zakończył życie zmiażdżony moimi szponami. Ścierwo zostało zmasakrowane. Zostało ich tylko pięciu. Ki Adi, który biegł go zatrzymać, w chwili, gdy ujrzał przed sobą zabójcę Jedi, generała Separatystów, oniemiał. Miałem dobrą okazję zabić go, lecz nie dałem się ponieść emocjom. Odskoczyłem, schowałem się. "Zakończę to inaczej" - postanowiłem.
___Shaak Ti, zawsze pełna optymizmu, traciła nadzieję. Secura, pełna gniewu i złości rozglądała się nerwowo na boki. Mundi starał się uspokoić towarzyszy. Wszyscy, mistrzowie i ich padawani zbliżali się do siebie plecami, tworząc okrąg. Czuli, że jestem blisko. Kazdy z nich miał w myślach słowa "Jeden zły ruch, a wszyscy zginą". Oddalając się od wejścia do ich schronienia, coraz bardziej zbliżali się do mnie. Nie spodziewali się tego. Zaszedłem ich od tyłu.
___Jedi, rozglądajac się, byli coraz bardziej roztrzęsieni. Będąc w gotowości, wyjąłem miecze świetlne pokonanych Jedi.
Czekałem na odpowiedni moment. Moment ten nadszedł. Skoczyłem.
Mundi w ostatniej chwili zauważył mnie, Jedi odskoczyli. Ostrza z moich mieczy błysnęły. Zszokowani Jedi próbowali atakować. Odbijałem ich ciosy tworząc swego rodzaju wirującą tarczę z mieczy. Nikt nie mógł oddać ciosu. Mundi był najlepszy. Wziąłem go na pierwszy ogień. Inni Jedi atakując od tyłu rozpoczeli serię krwawych ataków z mojej i ich strony. Nawet atak mocą nie dał oczekiwanego rezultatu. Jedi byli skończeni.
___Odskoczyłem. Przyczepiając się do jakiejś części wraku, patrzyłem na Jedi w dole. Skoczyłem. Zaatakowla mnie jeden z Jedi. Chcąc mi odciąć ręke, przeliczył się. Zmasakrowałem go jednym ciosem miecza.
Shaak Ti, widząc to, rzuciła we mnie jakieś odłamy. Odbiłem je. Zobaczyłem młodego Cereanina. Biegnąc w moim kierunku, chcąc oddać cios, cereanin a dokłądnie jego głowa, zmiażdzona znalazła się w szponach moich nóg. Mundi i Shaak Ti zaatakowali. Ścierwo młodego padawana poleciało gdzieś w ciemne zakamarki wraku. Mundi i Shaak Ti za przemian atakowali i bronili się.
Nie mogli już wytrzymać. Strach ich rozbrajał. Strach ich pokonywał. Strachem tym byłem ja.
___Cereanin popełnił błąd, wyrzuciłem go daleko, Shaak Ti została sama. Togrutanka nie dawała rady. Straciła miecz. Uderzyłem ją. Wpadła gdzieś w gruzy. Mundi, próbując się pozbierać, chciał pochwycić miecz. Chwyciłem go pierwszy. Popełniłem błąd, zostawiając luzem moje pozostałe miecze, Jedi pochwycił jeden. Odskoczyłem...
___Jedi, którego napotkałem przed wrakiem, zdążył jednak wezwać wsparcie. Elitarny Odział klonów, Delta-Squad zmierzał ku bitwie. Z kanonierki, między droidy wypadło kilka małych obiektów. Droidy zaczęły strzelać. Squad przybył w ostatniej chwili, klony ocaliły Mistrza Jedi. Było ich za dużo, musiałem się na moment wycofać. Klony strzelały. Ani się spojrzały, podszłem je tak samo, jak Jedi - od środka. Gdy pozbawiłem życia pierwszych żołnierzy, komandor wezwał wsparcie. Obróciłem się. Zobaczyłem pare metrów przed sobą Kanonierkę Delta-Squadu. Miałem przeczucie, że jednak się przeliczyłem. Sekundy dzieliły od wystrzału dział kanonierki, a milimetry od pocisków. Zacząłem uciekać. I tak zrobiłem wiecej, niż było mi dane. Uciekając przed pociskami, przeskakiwałem przeszkody w postaci części wraku Acclamatora. W ruch posżły rakiety.
___Komador, widząc zbliżającą się hordę droidów, nakazał odwrót. Zabrali dwoje rannych mistrzyń Jedi na pokład. Cereański mistrz Jedi w strachu przede mną, w szale kazał mnie zniszczyć. Komandor nie posłuchał. Wycofali się.
Małe obiekty wyrzucone wcześniej z kanonierki zaczęły wybuchać. Moje zastępy droidów zostały zdziesiątkowane.
___Na miejscu walki z Jedi, pozbierałem trofea. Wychodząc na zewnątrz do mojej armii, patrzyłem na odlatujących Jedi.
Puściłem ich. Te ścierwa zginą, prędzej, czy później...
Jest moje pierwsze opowiadanie, proszę o ocenę w skali od 1 do 10 Zaraz pewnie polecą "Zastępy" jedynek