Postanowiłem opisać swe życie w SW. Spokojnie, nie napisałem jej w formie opowiadania bo byście chyba mnie zabili negatywnymi komentarzami A oto moja biografia SW:
Nazywam się Daween Kordan. Moja matka pochodziła z Naboo a ojciec z dziada pradziada z Coruscantu. Urodziłem się w 29 BBY. Moją ulubioną bronią został miecz świetlny o podwójnym, niebieskim ostrzu. Statkiem Z-95. Moja matka była prezenterką HoloNetu. Mój ojciec za to prowadził sieć luksusowych restauracji. W 19 BBY kiedy to miałem zaledwie 10 lat wybuchła czystka Jedi. Moi rodzice współpracowali z Zakonem Jedi i wiedzieli że Inkwizycja będzie chciała ich zlikwidować. Polecieli ze mną na mroźną planetę Ilum aby tam mnie zahibernować w karbonicie. I tak poczynili. W 43 ABY odnalazł mnie mistrz Jedi Jaden Korr. Udałem się z nim do Praexum Jedi na Ossusie do Luke’a Skywalkera. Ten wtedy uświadomił mi że jestem świetnym kandydatem na Jedi. I tak zaczęło się moje szkolenie. Na ucznia wybrał mnie Jaden Korr. Szkoliłem się wiele lat aż w końcu stałem się(według Luke’a) świetnym Jedi. W 54 ABY zostałem rycerzem Jedi. Zamieszkałem na Ossusie. Zacząłem brać udział w wyścigach ścigaczy. Nawet dostałem się na wyścigi Inferno, najbardziej ekstremalne wyścigi ścigaczy. Jadenowi który był dla mnie jak ojciec nie podobało się to. Ale ja się nim nie przejmowałem. Nigdy. Ścigałem się ile mogłem. Najczęściej zajmowałem piąte, czwarte lub szóste miejsce. W końcu w 56 ABY Jaden został zabity w pojedynku z Darthem Kraytem. Zemsta zżerała mnie tak że otarłem się o wrota do przejścia na Ciemną Stronę Mocy. Dwa lata później podsłuchując rozmowę profesora inżynierii i Luke’a usłyszałem o najnowszym wynalazku republikańskiej inżynierii. Był to wehikuł czasu, jeszcze nie przetestowany. Poleciałem do stoczni Kuat(gdzie wehikuł został stworzony i znajdował się tam). W nocy kiedy nie było tam profesorów i inżynierów włączyłem wehikuł i cofnąłem się do momentu konfrontacji. Areną walki był pałac arcybiskupa Świadków Światłostanu właśnie na Kuat. Poleciałem tam myśliwcem. Wdarłem się w ostatnim momencie kiedy to Darth Krayt podnosił miecz na mego mistrza. Stoczyłem z nim pojedynek. W końcu przebiłem Kryatowi serce i byłem pewny że nie żyje. Mój mistrz nie był dumny. Kiedy pomagałem mu wstać okazało się że Krayt żyje i rzucił miecz prosto w serce mojemu mistrzowi. Wtedy w szaleńczej wściekłości próbowałem zabić Krayta ale ten podczas pojedynku kładąc swoją dłoń na mej twarzy wyssał ze mnie resztki dobra. Od tamtej pory stanąłem się Darthem Comndem...
CDN