TWÓJ KOKPIT
0
FORUM Opowiadania

Mój fanfic, czyli Jara fanfic (w zamyśle) w odcinkach

Jaro 2008-03-05 21:02:00

Jaro

avek

Rejestracja: 2004-03-31

Ostatnia wizyta: 2018-09-27

Skąd:

To zaledwie pierwsza część, jeżeli Was zaintrygowałem i chcecie poznać ciąg dalszy, zapraszam do komentowania.

Rok 4682 według rachuby Bezkresnego Imperium

Planeta Coronet, obecnie znana jako Korelia

Cisza, która przed pięcioma minutami zapadła na głównej ulicy Miasta (zwanego tak z braku na planecie jakichkolwiek innych osiedli), została nagle przerwana zduszoną eksplozją, po której nastąpiła litania wyjątkowo niecenzuralnych epitetów.
Obiektem niewybrednych wulgaryzmów była dziwna maszyneria, z której unosił się dym o wyjątkowo nieprzyjemnym zapachu. Pojazd przypominał prostopadłościan, z którego ktoś wyciął mniejszy. Większą część przestrzeni zajmowała kabina, natomiast tą wysuniętą do przodu - silnik, który był powodem całego zamieszania. Cztery żelazne kółka pozwalały na jako taką mobilność.
Wiedz, drogi Czytelniku, że owe tajemnicze cacko nazywało się automobil i było ostatnim krzykiem mody we wszystkich zakątkach Bezkresnego Imperium. Najnowsze dziecko Tero`lassa, słynnego na cały wszechświat wynalazcę silnika spalinowego, w mgnieniu oka stało się wyznacznikiem przynależności do najwyższej klasy społeczeństwa - swoistym wykrzyknikiem dla bogaczy, którym nie dość było zazdrosnych spojrzeń na najnowsze ubrania od najdroższych krawców.
Mężczyzna, który właśnie wysiadał z automobilu, nie przypominał jednak bogacza. Nic dziwnego - zwykły taksówkarz, którego jedynym zadaniem było podwożenie dość majętnych klientów z punktu A do punktu B, przez punkty C i D, jeśli tylko przyszłaby im na to ochota. Nie wydawał się też w najmniejszym stopniu zadowolony ze stanu, w jakim obecnie znajdowała się przydzielona mu maszyna.
Szofer wściekłym krokiem przeszedł przed automobil i podniósł maskę. Oczy osadzone na wypustkach po obu stronach jajowatej głowy załzawiły się w proteście. Mężczyzna zaczął wachlować przed sobą długą niebieską ręką, aż mógł dokonać oceny sytuacji.
Beznadzieja. Tero`lass może i wymyślił silnik spalinowy, ale jakoś nie mógł dojść do podstawowych zasad ich reperacji. A że zbliżał się już do kresu życia, istniało niebezpieczeństwo, że wszelkie nadzieje na nagle oświecenie odejdą wraz z nim.
Jakiś uczynny przechodzień zatrzymał się i podszedł do wraku.
- Pomóc w czymś? - zapytał.
- Jakby pan mógł, to może razem byśmy usunęli go z drogi... - mruknął szofer, wciąż jeszcze dygocąc ze złości. - Skaranie boskie z tymi automobilami! To już trzeci w ostatnich dwóch miesiącach! I wiem, co powiedzą w centrali: "Pan się z nimi nie umie obchodzić, pan nie jest w pełni kompatybilny..." - jeden diabeł wie, co to znaczy - "...z nowoczesną technologią, panu to potrącimy z pensji...".
- Wie pan, jak to jest. Jak się nie będziemy rozwijać, to zaczniemy się cofać...
Stanęli w odległości dwóch metrów, wyciągnęli przed siebie ręce, a automobil zadygotał, uniósł się kilka centymetrów w górę i poszybował prosto na wolne miejsce parkingowe - niech straż miejska go odholuje.
Ta "Moc", jak ostatnio zaczynało się ją nazywać, była polem energii umożliwiającym robienie rzeczy z punktu widzenia fizyki niemożliwe. Była tak naturalna dla Rakatan, a tak niezrozumiała dla ludzi, których jeden przedstawiciel właśnie przystanął, by oglądać ten fantastyczny spektakl.
Nie wiadomo dokładnie, skąd wzięła się nazwa "ludzie"; najpewniej od starorakatańskiego słowa "hu`mano", czyli "służyć". Oficjalnie figurowali jako Klasa Druga i, choć nie byli czuli na "Moc", odznaczali się inteligencją na miarę swoich twórców. Bo to Rakatanie ich oczywiście wyhodowali.
- A wracając do tematu... - podjął szofer, gdy już posadzili automobil na ziemi. - Niby ma pan rację, ale czy wszędzie musimy się rozwijać? Co komu przeszkadzały dorożki? Te graty wcale nie są od nich szybsze, a i sprzątania jest po nich więcej.
- Jak to? Przecież... - zaczął niepewnie przechodzień.
- No dobra, na bruk się nie wypróżniają. Ale jakby miał pan wybór być w okolicy banthy z rozstrojonym żołądkiem a automobilem grożącym wybuchem (a zdarza się to non stop) to co by pan...
Przypominało to film pokazywany w zwolnionym tempie. Człowiek, udający zainteresowanie pokazem tajemniczej magii, gdy tylko dwaj Rakatanie wrócili do rozmowy, puścił się pędem i wrzucił do auta butelkę z prochem, na końcu którego włożył kawałek papieru - podpalony, jeśli chodzi o ścisłość.
Sześć sekund później szofer, uczynny przechodzień, zamachowiec, automobil, a także spora część gmachu Komendy Głównej Policji, przeszli do historii.

LINK
  • >.<-

    Nen Yim 2008-03-05 22:25:00

    Nen Yim

    avek

    Rejestracja: 2006-07-31

    Ostatnia wizyta: 2024-11-22

    Skąd: Rzeszów

    hm. realia cokolwiek dziwne.... ale czyta się nienajgorzej.

    LINK
  • Episode 2

    Jaro 2008-03-08 00:50:00

    Jaro

    avek

    Rejestracja: 2004-03-31

    Ostatnia wizyta: 2018-09-27

    Skąd:

    - Hej, Breth! - w pobliżu wejścia do pokoju rozległ się wściekły głos. - Powiedz mi coś: czy twoja matka puszczała się na rogu Cesarskiej i Długiej?
    Adresat owego pytania drgnął i odwrócił się w kierunku potężnego czarnoskórego przybysza. Zdecydował się działać.
    - Nie, ale, biorąc pod uwagę twoje zachowanie, twoja to na pew...
    - To jakim cudem jesteś takim sukinsynem?! - wrzasnął tamten, po czym podbiegł i z całej siły zdzielił Bretha pięścią po twarzy. Młodzieniec z głośnym jękiem upadł na podłogę i zaczął usilnie starać się przywrócić szczękę na zawiasy. Napastnik stanął nad nim i splunął.
    - Nie powiedziałem, że masz z tym skończyć? - warknął i na zaakcentowanie swojej złości jednym kopnięciem pozbawił Bretha tchu. - A może jesteś nie tylko głupi jak but, ale też głuchy jak pień?!
    Młodszy z mężczyzn odtoczył się w bok i podciął nogi swojemu prześladowcy, czym posłał go w miejsce, w którym znajdował się jeszcze przed chwilą.
    - Nie wkurwiaj mnie, staruchu! - wycedził kładąc stopę na nosie leżącego i wykręcając ją o sto osiemdziesiąt stopni. Przejmujący trzask i głośny ryk cierpienia obwieścił bolesne złamanie kości - Chyba że chcesz, żebym wydłubał ci oko i zrobił z nim to samo?
    Czarnoskóry znienacka wbił zęby w łydkę Bretha, chwycił ją i przyciągnął do siebie. Wstał niezgrabnie, nie bacząc na krwawiący obficie nos, i podniósł ją na wysokość bioder nieprzygotowanego młodzieńca. Potężny cios w krocze starł mu z twarzy złośliwy uśmieszek, na którego miejsce wstąpiło przerażenie.
    - Ty skurwy... zmiażdżyłeś mi jaja! - wydyszał, po czym chwycił się między nogami, skurczył się i jęcząc po raz drugi opadł na podłogę. Desperacko walcząc o haust powietrza marzył, by przeciwnik pozbawił go przytomności, jednak to byłby akt łaski.
    A Hreph Githane nie okazywał łaski wobec takich robaków jak Knee`t Breth.
    - Może cię to zaintehehuje - zabełkotał wciąż rozcierając rozbity nos. - Zamach, któhy zleciłeś, zabił trzy osoby. W tym Mithlę.
    Breth zdołał zrozumieć Githane`a, lecz własne jądra (które, całe jego szczęście, nie zostały jednak zmiażdżone) obchodziły go w tym momencie dużo bardziej.
    Nie uszło to uwadze drugiego mężczyzny.
    - Weźże się w garść, gówniarzu. Co - na co dzień taki z ciebie chojrak, a teraz nad jajcami się rozczulasz? A może mam zawołać chłopaków, żeby zobaczyli, jaka z ich "wielkiego lidera" panienka?
    Normalnie Breth odpowiedziałby, że owe "panienki" nie zostały obdarzone przez naturę owymi "jajcami", lecz w tej sytuacji chwytanie potężnego olbrzyma za słowa nie należałoby do najrozsądniejszych kroków.
    - Albo, jak chcesz, mogę ci poprawić - uśmiechnął się Githane i, jakby od niechcenia, przysunął stopę bliżej młodzieńca. - Same korzyści: będziesz się mógł pieprzyć w burdelach całą dobę bez ryzyka przykrych konsekwencji, nie?. Nie bój się, piskliwy głos powinien po jakimś czasie zniknąć... powiedzmy, po trzydziestu latach.
    Perspektywa beztroskiej zabawy z kurtyzanami była, co prawda, kusząca, ale nie w takim stopniu, by zrekompensować upokorzenie, kolejną porcję bólu i kompletną sterylizację. Zdecydował jednak się przemóc i nieporadnie wstać, wciąż ściskając się za krocze.
    - Czego ty... ode mnie... chcesz? - wyjąkał, po czym odwrócił się i zwymiotował obficie. Otarł usta i spojrzał na Githane`a niewidzącymi oczami - Włazisz tu, tłuczesz mnie na kwaśnego canoida... o, szlag! - jęknął i ponownie chwycił obolałe jądra.
    - Chyba się umówiliśmy, że nie będzie więcej akcji? - warknął Githane stabilizując nos palcem wskazującym. - Ale ty jak zwykle swoje...
    - Poprawka - Breth wyszczerzył nienawistnie zęby. - Ty to ustaliłeś i nikogo nie pytałeś o zdanie! No jasne, bo któż by śmiał się sprzeciwić wielkiemu czarnuchowi, co?
    - Przegięłaś pałę, zasmarkana lalo!
    Niewytłumaczalnie szybko pięść silniejszego mężczyzny wylądowała w okolicach pępka Bretha - który oczywiście poszybował w powietrzu, po czym po raz trzeci znalazł się na ziemi, o centymetry mijając własne wymiociny.
    - Tak ci nie pasuje czarny? - wycedził nad nim olbrzym, po czym sięgnął po filiżankę gorącej kawy stojącą na stole. - Pokochasz go z czasem. Smacznego.
    Breth ostatkiem sił zdołał odwrócić twarz o dziewięćdziesiąt stopni w lewo, zanim rozgrzana jak smoła ciecz dotknęła najważniejszych narządów.
    Pozostali mieszkańcy kompleksu, którzy dotychczas udawali, że nic nie słyszeli, spojrzeli na siebie nerwowo, gdy korytarze wypełnił odgłos przypominający ryk zarzynanego paralopa.
    - Słuchaj uważnie, eleganciku: jeszcze jeden taki numer i cię zabiję. I to nie od razu, tylko powoli, jak Rakatanie. Wiesz, że jestem do tego zdolny, prawda?
    Breth nie zareagował - jego zmysły odczuwały tylko jedno: oszałamiający ból.
    - Odpowiadaj! - ryknął Githane. - Albo nie, i tak mnie to nie interesuje. I pamiętaj, że dopóki jesteś człowiekiem, a na zmiany w tym zakresie raczej się nie zanosi, będziesz się podporządkowywał. Dla popierdolonych powstańców nie ma w naszej rasie miejsca.
    Skierował się do drzwi.
    - Dlaczego...? - wymamrotał na wpół przytomny młodzieniec. - Dlatego, że ty tak to sobie... ustaliłeś?
    Githane uśmiechnął się.
    - Jeśli to cię usatysfakcjonuje... to tak, właśnie dlatego.
    I wyszedł, zostawiając ochlapanego gorącą kawą Bretha, który nareszcie wpadł w łaskawe objęcia braku świadomości.

    LINK
  • -

    Onoma 2008-03-23 18:21:00

    Onoma

    avek

    Rejestracja: 2007-12-06

    Ostatnia wizyta: 2024-01-06

    Skąd: Dołuje

    Całkiem fajne opowiadanie (utrzymuj dalej ten styl!!), szkoda tylko, że koliduje mocno z moją wizją Galaktyki w 25.281BBY, gdzie ma być mój fanfic. Ogólnie 8/10. Aha i kiedy następne części?

    LINK
    • Nie widziałem

      Jaro 2008-03-23 20:08:00

      Jaro

      avek

      Rejestracja: 2004-03-31

      Ostatnia wizyta: 2018-09-27

      Skąd:

      za bardzo sensu w kontynuowaniu ze względu na tak minimalne zainteresowanie. Ale w tej sytuacji postaram się napisać dalej - ogólną wizję dalszego ciągu mam. A dokładnie o jaki aspekt mojego stylu Ci chodzi?

      LINK
      • -

        Onoma 2008-03-23 20:54:00

        Onoma

        avek

        Rejestracja: 2007-12-06

        Ostatnia wizyta: 2024-01-06

        Skąd: Dołuje

        Nno, według mnie, dobrze wystartowałeś z realiami i opisami, a zdanie, że ludzi wyhodowali Rakatanie, a nie powstali w wyniku ewolucji, to mnie zamurowało. Widać też, że aby oddać realia ponurego imperium, używasz nie najbardziej eleganckiego słownika i to pasuje do Rakatan. Właściwie czekam tylko, aż kontynujesz opowieść, rozwiniesz akcję, pojawi się tajemnica jakaś i zaskoczy mnie to jeszce kilka razy, jak to, o czym wspomniałęm wyżej (to o ludziach) i ten nowy wynalazek, samochód . NIe żeby była zła akcja, bo się dobrze zaczyna i tylko czekać na rozwój. Właściwie za główny minus uznałem niezgodność z fanficiem, który tworzę mniej więcej w czasach Rakatan (właściwie ich upadku), ale tu się mleko rozlało i powiedziałem sobie "trudno", skoro i tak fanfici nie są kanoniczne.
        Trochę chaotycznie mi to wyszło, ale pisałem, co mi do łba przyjdzie

        Połamania klawiatury

        LINK

ABY DODAĆ POST MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..