Moja mowa będzie krótka. Pytam Was, czy tylko mnie strasznie wkurzają okrąglutkie daty bardzo ważnych w historii galaktyki zdarzeń? Podajmy przykłady:
- 5000 BBY - wielka wojna nadprzestrzenna
- prawie 4000 BBY - wojna Sithów
- 1000 BBY - koniec nowych wojen Sithów
Strasznie odrealnia to prawdopodobieństwo wydarzeń tam przedstawionych, prawda? Raczej trudno to tłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, jako że "nie ma czegoś takiego".
Poza tym wyjątkowo żałuję, że historia świata SW jest tak mało skomplikowana. Owszem, nie jest do końca opisana, ale to co jest, jest naprawdę patetyczne. Non stop tylko wojna z Sithami i innymi pomiotami. Republika, która przetrwała 25000 lat? Spójrzmy w naszą historię i porównajmy. A przecież zarządzanie całą galaktyką to cholernie trudna, żeby nie rzec niemożliwa, sprawa! No i nie zapominajmy o Jedi - zawsze świątobliwi obrońcy pokoju i wolności. Prędzej kaktus mi na ręce wyrośnie niż uwierzę, że nigdy żadnemu wielkiemu mistrzowi nie zamarzył się jakiś niewielki przewrót...