Kto widział wiadomości, czy jakiś serwis informacyjny pewnie słyszał, że do MEN przyszedł wniosek, by zmienić rozkład roku szkolnego, bodajże na coś w stylu tego, co mają nasi zachodni sąsiedzi, Niemcy.
Czyli wygląda to mniej więcej tak: rok szkolny nie zaczyna się tradycyjnie 1 września, a gdzieś około ... 15 sierpnia.
I o ile się nie mylę, wakacje zaczynają się gdzieś na początku lipca, a nie pod koniec czerwca...
Co mamy w zamian? Ferie jesienne, trwające dwa tygodnie, które będą gdzieś na początku roku szkolnego, coś koło października - listopada - z których moim zdaniem nic nikt nie wyniesie, bo w te dni, pogoda zwykle jest okropna - deszcze, błoto - jednym słowem nie ma nic do roboty. Potem są też ferie wiosenne. Również dwa tygodnie. I to samo - wtedy zwykle też nie ma nic do roboty, bo to okres roztopów itp.
Poza tym, to są ciągłe przerwy w nauce, a wiadomo jak to jest po powrocie - nic się nie chce itd. Poza tym, jeżeli już takie coś powstanie, to trochę ciężko będzie się uczyć w sierpniowe upały, prawda? :> A uczniowie którzy są przyzwyczajeni do tego co mamy teraz, prawdopodobnie oleją sierpniowy początek roku ...
Kolejną sprawą są egzaminy - typu matura i te całe testy kompetencji dla szóstoklasistów i trzeciej gimnazjum mają się odbywać w dni wolne od nauki - np. te testy kompetencji w ferie, a matury prawdopodobnie w (Uwaga! teraz najlepsze!) - lipcu. Lipcu! Kto sobie wyobraża zdawać maturę w garniturze, gdy za oknem +30 stopnie Celsjusza? Chore ...
Nie wiem jak Wy, ale ja jestem kategorycznie na NIE! I jak słyszałem, że jakiś nauczyciel powiedział, że prawie trzy miesiące [haha! prawie trzy miesiące... dwa i tydzień jak już ] to za dużo do wypoczynku to mnie krew zalała ... Powiedzcie mi "ludzie którzy się edukujecie" kto z Was jest za tym pomysłem? Oj, ale będzie się działo jak to przejdzie ...
[A jak co, to mam nadzieje, że `91 jak zwykle się wybroni xD]