Powiem tak o ile jeszcze w wersjach książek faktycznie widać pewne niezgodności, ale wynikaja one raczej z tego, że powstawało wszystko w jednym czasie, przez co trudno było zgrać wersję filmową z książkową. Najlepiej to widać zwłaszcza w nowych epizodach. Co tu dużo mówić, TPM było wydrukowane i dostarczone do ksiegarń, a GL wciąż nie miał ostatecznego montażu. Zatem znajdziesz tam sceny i elementy wycięte w filmie, a w filmie są sceny, których powieść nie przewiduje. Ale te powieści, podobnie jak Labirynt Zła powstawały właściwie jako jedyne przy konsultacjach z Lucasem, więc znajdują się tam elementy, których w filmie nie ma, a które GL chciał w jakiś sposób zawrzeć. Np. TPM i Darth Bane. Natomiast ukazanie emocji i świata, w tych 7 powieściach na które miał GL wpływ to już inna sprawa. Szczerze najgorzej względem wierności wypadł Epizod III i Stover, który postawił na inne rzeczy większy priorytet. Powieść wyszła wspaniała, ale pomimo podobnych wydarzeń, ukazuję historię inaczej niż film. I to jest najbardziej sugestywna różnica. W Mrocznym Widmie, w książce masz opisanych więcej scen z Anakinem na początku, przez co inaczej jest prowadzona akcja. Podobnie zresztą masz w ANH, to swoiste nawiązanie. Z drugiej strony GL w filmach trzymał się pewnej koncepcji wprowadzania postaci - Qui-Gon Jinn i Obi-Wan niejako są wprowadzeni w napisach (dwaj rycerze Jedi) i to oni wprowadzają wszystkie nowe postaci. A znane postaci wprowadzają kolejne. W książkach tego się nie stosuje, a GL nie chciał od tego odchodzić. Te sceny z Anakinem były fajne, ale w gruncie rzeczy raczej miały większe znaczenie dla Jake`a Lloyda wcielającego się w rolę Anniego niż dla widza, stąd poszły do Bozi.
Inna sprawa to cała reszta EU - czyli wszystkie inne książki i komiksy. Tam generalnie można powiedzieć jest syf i mogiła. Spójność świata i EU to dobry żart. Edytorzy niestety nie dają rady, a autorzy mają manię wzbogacania świata, dodania czegoś od siebie, kosztem tego, co już zostało stworzone. Tam zaiste masz całą masę przeinaczeń wizji Lucasa. Nie scen, a wizji. Choćby Zahn, który pomimo przykazu pisał o Wojnach Klonów (w trylogii Thrawna). I takich niezgodności znajdziesz wiele. A GL raczej trzyma się tego, co zostało ustanowione w EU, choć nie kategorycznie i bardzo często korzystając z gamy doróbku Marveli, WEGa czy starych seriali animowanych wynajduje wersję, która mu bardziej odpowiada - np. z Bobą Fettem, pomimo, że ta kłóci się z Opowieściami Łowców Nagród. Ale to już raczej błąd EU, skoro są dwie wersje, czemu nie wybrać tej która bardziej odpowiada autorowi.
Generalnie jednak uważam, że książki SW w większości słabo pokazują świat Gwiezdnej Sagi. Przynajmniej ostatnio. Przede wszystkim nie ma w nich klimatu przygody filmu, ale to akurat dobrze, bo nie można wszędzie wciskać Campbella. Owszem są fajne rzeczy, ale zbyt często twórcą brakuje jaj, by pójść dalej, by rozwijać wszechświat, a nie koncentrować po raz setny na Luke`u, Hanie, Lei czy Tatooine. Pod względem rozwoju świata w książkach SW daleko do Forgotten Realms, mimo, że są tu książki, które fabularnie biją na głowę FRy. A czy świat książkowy oddaje ten filmowy? Nie. Właśnie dlatego, że jest w głupi sposób ograniczony. To, że Tatooine przewija się w filmach ma swoje wytłumaczenie, ale czemu musi się pojawiać w książkach i komiksach, nie związanym z resztą nie wiadomo. Ale przez to, że autorzy starają się pokazać jak bardzo znają świat, zapominają o jego realności, na którą GL mocno zwracał uwagę. Dlatego nie ma szans, póki jest taka polityka a nie inna, książki nie oddadzą dobrze świata SW, tego znanego z filmów. Jest inny. Czy lepszy, sam oceń.