Boss, Scorch, Fixer i Sev jak zwykle lecieli kanonierką. Koło nich z obu stron na swoopach leciały dwa klony. Kanonierka co chwile podskakiwała i trzęsła się. Po minucie na hologramatorze wyświetlił się dowódca.
-Witajcie komandosi.- powiedział szumiący głos.- Witam ponownie na Kashyyyk. Tym razem macie naprawdę ważne zadanie. A, więc do rzeczy. Tardoshanie nie dali za wygraną. Ich genetycy wynaleźli bardzo niebezpieczną formułę. Otóż podczas waszej poprzedniej misji porwali kilku Wookiech których nie zdążyliście uwolnić. Otóż po miesiącu badań nad DNA Wookiech stworzyli nowe według nich „ulepszone” DNA. Potem DNA wszczepili do zarodka. Po miesiącu z zarodka wyrosło okropny mutant.
Nagle na hologramie ukazało się wielkie stworzenie z pianą cieknącą z pyska i wszczepioną zamiast dłoni armatą laserową.
-Ależ to urąga wszelkim prawom natury.- krzyknął Fixer.
-No właśnie.-ciągnął dalej dowódca.- Ale jest jeszcze jeden problem. Tardoshanie do każdego egzemplarza DNA muszą wykorzystać jednego osobnika Wookiego.
-Na moc! To może doprowadzić do wybicia rasy Wookiech!- powiedział oburzony Boss.
-Otóż to. Waszym zadaniem jest zlokalizowanie portu DNA i wysadzenie go. W kompleksie zarazem znajduje się blok więzienny. Musicie uwolnić Wookiech. Żegnajcie komandosi. Powodzenia.- i dowódca rozłączył się.
-Lądujemy.- powiedział pilot.
Statek stanął dwa metry nad ziemią. Wtedy komandosi wyskoczyli ze statku. Kiedy grupa odeszła Boss odwrócił się i machnął palcem aby kanonierka odleciała. Szli dżunglą. Był zachód słońca. Nagle Boss dał rozkaz aby się rozproszyć. Sev ukrył się za kamieniem, Scorch wskoczył za pień drzewa a Boss i Fixer zrobili przewroty na lewo i prawo. Wtedy Scorch wyjął cyfrową lornetkę i przybliżył.
-Tardoshanie na dwunastej.- szepnął.
-Zrozumiałem.- odszepnął mu Boss.- Sev, manewr snajperski.
-Tak jest.
Sev szybko przełączył DC-17 na tryb snajperski, namierzył cel i...spadł mu na głowę kamień. Zakręcił się i upadł na ziemię.
-Sev?- zapytał Scorch.
Nagle usłyszeli szmer.
-Co do?- spytał ponownie.
I nagle całej grupie na głowy pospadały ciężkie głazy.
***
Boss obudził się pierwszy. Byli przywiązani do skały, łańcuchem. Nagle podszedł do niego sługa tardoshański.
-Gnida.- warknął z chrypą w głosie.
-A, ty nie większa.- odwarknął mu Boss.
Wtedy Tardoshanin uderzył go kolbą od laserowego shootguna. Wtedy obudził się Sev. Sługa odszedł od skały i usiadł przy ognisku. Po chwili zdjęli z rożna kawał mięsa i zaczęli je rozszarpywać. Widać było że od kilku dni nic nie jedli.
-Gdzie Fixer?- szepnął Sev.
-Nie ma go tu?- spytał zdziwiony Boss.
-No nie.- odpowiedział Boss.
Nagle sługus łapczywie jedząc mięso padł martwy z hukiem na ziemie.
-No to już wiesz gdzie jest.- powiedział bez zastanowienia Scorch.
Wszyscy Tradoshańscy słudzy wstali i zaczęli się rozglądać. Nagle w łańcuch trafił harpun. Łańcuch rozerwał się, a Sev od razu zaczął walkę wręcz. Scorch i Boss wzięli szybko broń i zastrzelili tych którzy stanęli im na drodze.
-Szybko!- krzyczał Fixer i zrzucił drabinę aby drużyna się wspięła.
Weszli po niej szybko. Stanęli na wielkiej skale i zaczęli iść dalej. Boss rzucił okiem na holo – mapę i poszli dalej. Wędrowali kilka godzin aż dotarli do Portu DNA.
-To tu.- powiedział Boss.
-No to jak. Atak z zaskoczenia czy może snajperski odstrzał strażnika?- zapytał Sev.
Wtedy Boss dał rozkaz ataku. Wyskoczyli z krzaków i zastrzelili strażnika. Podbiegli do wrót .Fixer wpisał kod do drzwi i otworzyły się. Z lewej byli Tradoshanie którzy grali w karty i nagle wstali widząc komandosów. Nawet nie zdążyły paść strzały ze strony przeciwnika gdyż Republikanie zastrzelili ich w pięć sekund. Scorch przebiegając do barykady aby ją wysadzić wskoczył na stół i skoczył z niego żeby było szybciej. Nie dość że w ten dzień był wiatr to jeszcze wszystkie karty poleciały do góry zaczęły spadać.
-Hmm...W prognozie pogody nie mówili że będą opady kart.- powiedział z zastanowieniem Sev.
Kiedy Scorch dał znać że bomba gotowa Boss wysadził barykadę. Uniósł się ciężki dym. Biegli dalej. Wszędzie leżały martwe ciała Tradoshan. Nagle odezwał się w ich hełmach dowódca.
-Port DNA już niedaleko. Kierujcie się na północ.
Zrozumiali.
***
Szli wąskim zarośniętym roślinami korytarzem. Czuli że są obserwowani. Nagle Boss dał rozkaz zatrzymania się. I po chwili zeskoczył na Fixera sługus. Szamotał się na nim i kiedy podniósł nóż coś zaciągnęło go za nogę w cień. Wszyscy skierowali blastery ku cieniu...rosło napięcie...nagle z cienia poleciała woń z paszczy jakiegoś zwierza. Słychać było warknięcia. Nagle z cienia wyszedł Wookie i ryknął.
-Mówi że uciekł.- przetłumaczył Fixer.
-Skąd znasz ich język?- zapytał oburzony Scorch.
-Posługuje się sześcioma językami. Nie mówiłem wam.
Wtedy Wookie warknął już kilka razy.
-Tak jesteśmy Komandosami Republiki. Pyta czy może nam pomóc.
-Tak. – powiedział Boss.
Wtedy znowu ryknął.
-Nazywa się Rymrokk. Uciekł z bloku więziennego Portu DNA. Pomoże nam tam dotrzeć.
-Prowadź naprawdę wielki wodzu.- zadrwił Sev.
Szli dalej korytarzem a po chwili wyszli na dwór. Potem doszli do Portu DNA.
-Jesteśmy.- powiedział Boss.- Wookie nam pomoże?
Ryknął.
-Mówi że chce ratować sowich.
-No to do broni!- krzyknął Boss,
I pobiegli. Strzelali na około. Rymrokk skakał na Tardoshan i ich szarpał. Tymczasem w głównym pomieszczeniu gdzie droidy i Tradoshanie pilnowali wszystkiego jeden z droidów podszedł do generała Boshakayma który dowodził akcją i powiedział:
-Sir, w wejściu od strony północnej trzy gwałtowne wybuchy.
-Kto to?- powiedział jaszczur.
-Nie mamy pewności ale jest z nimi więzień nr 1725A.
-Ten małpolud który wydłubał mi oko?- powiedział oburzony.- Nieważne kto z nim jest. Zabić ich. Wszystkich.
W tej samej chwili komandosi biegli i na każdym rogu następnego korytarza zakładali bomby. Nagle usłyszeli stalowe kroki. Nagle wyszły z jednych drzwi trzy super wojenne droidy. Nagle Wookie wskoczył przed komandosów, wziął droida i rzucił nim w drugiego. Trzeci wtedy uderzył go ręką ale Rymrokk wyrwał mu ją, kopnął go tak że poleciał na koniec korytarza a potem skoczył i wbił w niego nogi. Ryknął strasznie głośno i pobiegł w głąb korytarza.
-Szybko gońmy go!- krzyknął Sev.
Kiedy gonili go znaleźli go jak wywarzał kraty w bloku więziennym. Nagle cały sufit zamienił się w miliony dział. Naładowały się i zaczęły strzelać .
Strzelały aż Fixer rzucił przylepną bombę i kiedy wybuchła zrobiła gigantyczną dziurę w suficie. Nagle wszyscy Wokkie powybiegali z klatek i pobiegli w stronę mostka.
-Założyć tu bomby!- krzyknął Boss a potem pobiegli za Wookiemie.
-Sir, powiedział droid do Boshakayma- więźniowie pouciekali z...
I nagle do głównej sali wpadło stado rozwścieczanych Wookiech. Powskakiwali na komputery i je niszczyli. Wtedy Rymrokk podbiegł do Boshakayama, ryknął i wskoczył na Tradoshanina. Boss odwrócił się w ich stronę. Po chwili zobaczył że Boshakayama przebił Rymrokka na wylot wibroostrzem. Nagle Scorch przez przypadek uderzony przez Wookiego puścił granat. Potoczył się i zaczął piszczeć.
-Wiać!!!!- krzyknął Sev.
Boss zaczął wlec za sobą Scorcha .Wybiegli z Portu DNA a za nimi Wookie. I po chwili port wybuchł.
-Czemu eksplozja była aż tak wielka?- spytał Scorch.
-Widocznie wysoka temperatura jaką spowodowała detonacja granatu uaktywniła bomby jakie założyliśmy.- wytłumaczył Fixer.- Chyba niektórzy Wookie polegli...
-Ale zginął też Boshakayama.- powiedział Boss.
-Dobry jaszczur, to martwy jaszczur.- powiedział swoim stalowym głosem Sev.
***
Komandosi usiedli przy ognisku.
-Szkoda mi tego Rymrokka.- powiedział smutno Fixer.
-Zrobił co musiał. Poległ za braci.- powiedział Boss.
Nagle w ich hełmach odezwał się dowódca i powiedział:
-Wasza kanonierka właśnie zbliżą się do was.
I nagle nad ich głowami znalazła się kanonierka która spuściła liny aby się wspięli. Wskoczyli szybko na liny i weszli na statek. Wtedy na hologramie ukazał się dowódca.
-Musicie szybko lecieć. Czeka was bardzo ważna misja.
-Jaka?- zapytał Sev.
-Już wkrótce się do wiecie.
I klapa od wyjścia z kanonierki zamknęła się.
No i jak?