Prawdę powiedziawszy, długo trwało, zanim w końcu zdecydowałem się napisać ten post. I nie było to wcale łatwe - jakże bowiem wyrazić w słowach to, co do tej pory było jedynie odczuwalne w sferze emocji, wrażeń, bodźców interpersonalnych i nigdy, póki co, nie zostało jasno wypowiedziane wprost?
Może i tu jest właśnie ten główny problem - brak jawności, uczciwej i rzetelnej dyskusji, która pomogłaby oczyścić wiele sumień. Ten post mógłby być naprawdę długi, być popisem niezwykłej retoryki, wzbogaconej pięknymi zwrotami i wyrafinowanymi przenośniami, ale tak nie będzie. Po pierwsze dlatego, że niestety nie mam takiego talentu pisarskiego jak Misiek czy też Mihoo, a po drugie, że nie taki jest cel mojej wypowiedzi. A jest nim za to wzbudzenie dyskusji...
...o nas.
Bo mamy problem. Może nigdy nie wypowiedziany, może nigdy nie pokazany wprost, ale jednak odczuwalny i widoczny dla każdego człowieka, który trochę głębiej siedzi w fandomie i którego los leży mu na sercu. Bowiem mi zależy na fandomie, cokolwiek byście o mnie nie myśleli Nie wiem, jakie posypią tu się komentarze względem mojej osoby, ale jestem gotowy na wszystko, bowiem uważam, że należy powiedzieć prawdę i zdefiniować problem po to, by go rozwiązać. A problemem jesteśmy my sami. Odwołuję się tu głównie do tych ze starszych użytkowników, którzy znajdą w sobie jeszcze choć tyle chęci, by zajrzeć do tego tematu, a o to przecież ostatnimi czasy coraz trudniej.
Wiem, że wielu wytknie mi zapewnie rozdrapywanie starych ran, wyciąganie na wierzch brzydkich sekretów i naruszanie status quo. Ale czy stagnacja jest dobra? Nie sądzę, bowiem z naszym fandomem jest coraz gorzej. A chodzi o atmosferę, jaka na skutek działań wielu osób psuje się coraz bardziej. Od razu zaznaczam, nie mam zamiaru wskazywać tu palcem kto jest bardziej winny, kto mniej, bowiem ci, którzy mają coś na sumieniu będą wiedzieć, że to o nich mowa, a jeśli nie... to i tak niczym ich nie przekonam do refleksji nad swoim postępowaniem i ogólną sytuacją. Nazwisk i ksywek nie podam żadnych. Ale faktem jest, że dzieje się u nas coraz gorzej, nie mówię tylko o wrocławskich spotkaniach, na których atmosfera zaczyna przypominać trującą gazową chmurę, lecz także o tym co ostatnimi czasy dzieje się na Śląsku, co być może zacznie się dziać w Poznaniu. To znamienne, że mówię tylko o tych trzech miastach, prawda? Dlaczego nie wspomniałem o Gorzowie, Gdańsku, Bydgoszczy, Warszawie, Lublinie, Rzeszowie czy innych miejscach spotkań? Za moment powrócimy do tej kwestii.
Problem jest to, że staliśmy się sobie obcy i wrodzy. Starzy przyjaciele zaczęli na siebie patrzeć nieufnie, toczyć wzajemne wojny na półsłówka i złośliwe uwagi za plecami, obgadywać się, wycinać sobie numery, które byłyby nie do pomyślenia w stosunkach między dobrymi kolegami. A jednak, przez czas mojego bliższego pobytu w fandomie, czyli od kiedy zacząłem chodzić na spotkania lokalne, widziałem już tyle świństw, tyle złości i wzajemnego chamstwa, że trudno byłoby to wszystko opisać. Widziałem, jak ludzie sprawiają innym niezwykłą przykrość z powodu własnych, trudnych do pojęcia uprzedzeń, jak wykluczają poza grupę tych, co nie mogą sami się bronić. Jak kiszą się we własnym sosie, jak nie patrząc na innych prą ku swoim, trudnym do zrozumienia dla większości celów wg osobistej, zaiste pokręconej moralności, jak wykazują się nieprawdopodobnym wręcz chamstwem. I takie czyny wcale nie zbliżają się ku końcowi. To zjawisko nasila się z każdym dniem.
Cóż, czas powiedzieć temu dość! Dość obłudy, dość złości, jadu i goryczy, czas zacząć zachowywać się jak przystało na młodych, odpowiedzialnych za siebie ludzi! Czas na rzetelną i prawdziwą dyskusję o nas, o naszych problemach i wadach. Łączy nas wspólna pasja, a są nią Gwiezdne Wojny. Młodszym użytkownikom, dopiero kształcącym się w tajnikach wiedzy to zapewne wystarcza, ale co ze starszymi? Starsi, którzy o Star Wars wiedzą już wszystko trzymają się razem dzięki wzajemnym znajomościom, spotkaniom, wewnętrznym legendom i zobowiązaniom. W ten sposób niestety odizolowujemy się od tych młodszych, którzy muszą wykazać się anielską cierpliwością i wytrwałością, by w końcu dostąpić "zaszczytu" dołączenia do tego szacownego grona. Nie wiem jednak, czy da się to zmienić. Może tak po prostu musi być w każdej, zasiedziałej społeczności. Ale nie o nowych użytkowników mi chodzi, tylko o starych właśnie.
Tworzymy jedną wielką rodzinę, ale niezgoda i zakłamanie, jakie ogarnęło nas ostatnimi czasy doszły do trudnego do zniesienia poziomu. Owszem, są wśród nas ci, którzy w zakłamaniu po prostu królują, ale czy bierna akceptacja tego stanu rzeczy przez pozostałych jest mniejszym grzechem? Nie! Nazwijcie mnie utopistą, ale ja wierzę, że dla każdego w fandomie jest miejsce, i każdy, pod warunkiem że SŁUCHA innych, że DYSKUTUJE i że CHCE się zmieniać zawsze będzie ciepło przyjęty.
Podyskutujmy. Porozmawiajmy o tym, dlaczego wrocławscy fani uciekają na spotkania do Poznania w poszukiwaniu lepszej akceptacji i zrzucenia nieznośnych i sztywnych kajdan, jakie pojawiają się na każdej Imperiadzie. Dlaczego na ostatnim spotkaniu śląskim było tak mało osób, a sam fandom izoluje się na osobnym forum? Dlaczego w końcu w Poznaniu prawie nie pojawiają się nowi fani? Nie chodzi mi tu jednak o listę starych grzechów i błędów, ale raczej o to, czemu nie ma woli by to zmienić? Czemu starzy znajomi nie chcą sobie iść na rękę, wybaczyć dawne urazy i wspólnie rozpocząć nowe projekty?
Jak już mówiłem, opieram się na tych trzech fandomach, bo o nich wiem. Czemu? Ponieważ pozostałe same izolują się od innych (wyjątkiem jest otwierająca się na nas ostatnio Bydgoszcz). Czy czynią źle? Nie! Działanie wespół z innymi nie jest bowiem tym miastom do niczego potrzebne, a przecież trudno się spodziewać, by ktoś dobrowolnie chciał wchodzić do zatrutego jeziora, skoro sam ma bagaż własnych problemów. Nie nawołuję tu do żadnych utopijnych projektów zjednoczonego fandomu pod kierownictwem "rady mędrców", ale do tego byśmy najpierw my sami, Bastion, wyznali wzajemnie swoje winy i przebaczyli sobie nawzajem. I może wtedy dostąpimy zaszczytu, że inne fandomy, a nie tylko ich pojedynczy przedstawiciele, zechcą mieć z nami coś wspólnego.
A skoro sam rozpocząłem tę dyskusję, zacznę od własnych win. Przyznaję się i osobiście przepraszam za agresję i chamsto, jakim często raczyłem nowych i lekkomyślnych użytkowników, przez co część z nich albo odeszła na zawsze, albo się niebezpiecznie zradykalizowała. Nieliczni przetrwali gehennę, w tworzeniu której współuczestniczyłem i została z nami - a przed nimi najbardziej mi wstyd za dawne czyny. Widząc swoje błędy ostatnio staram się coraz bardziej hamować i łagodnieć, mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda. Uwierzcie jednak, że ten rachunek sumienia nie jest wynikiem bana, ostrzeżenia czy szeregu upomnień, ale własnej refleksji mówiącej, że tak dalej nie może być. Wstydzę się także dawnych utarczek, awantur, gniewu i złości wobec również starszych użytkowników. Mam nadzieję, że kiedyś ze wszystkimi przy obustronnym poszanowaniu wzajemnej godności uda mi się rozmawiać jak równy z równym. Dlatego też, wyznając powyższe winy mówię jasno i wyraźnie: przepraszam.
Jako społeczność wykańczamy się. Starzy odchodzą, nowych nie ma. Bastion wymiera. Czy naprawdę tak musi być? Czy nie potrafimy tego powstrzymać? Wygląda na to, że wszystko w naszych rękach. Jeśli kiedykolwiek chcemy coś zmienić, zróbmy to teraz. Zmieńmy Bastion.
To da się zrobić.