Pojawiłem się. Po rozmowie z Wedgem, zobowiązałem sie napisać krótkie sprawozdanie z tego spotkania. Oczywiście nie chce mi się, ale biorąc pod uwagę rozwój środowiska fanowskiego, wymianę poglądów i informacji oraz aktywne angażowanie się w życie środowiska (nie tylko branie - jak powiedział droid we wrześniowym wywiadzie dla podcastu), piszę. Pomijając już kwestię, że "pacta sunt servanta".
Długo zastanawiałem się, jak zaprezentować temat. W konsekwencji, postanowiłem spojrzeć na to od innej strony, w nieco szerszym kontekście, poruszyć inny problem.
Sprawozdanie to kieruję więc głównie do osób nowych, rozpoczynających swoją przygodę ze światem SW, a także nieco starszych, którzy nie bardzo jeszcze wiedzą co z tym swoim zainteresowaniem zrobić.
Zacznę więc od początku.
Jak większość zapewne wie, nie byłem na żadnym konwencie, na żadnym spotkaniu. Udzielam się na forum i tyle. Moje zainteresowanie SW nie wykracza poza cztery ściany pokoju. Przyczyn jest wiele. Dojazdy, wolny czas, chęci, sens takich spotkań, finanse (wybrałem to, analizując sensowność wyjazdu na Falkon 2007 do Lublina).
Będąc w Warszawie postanowiłem zajrzeć na spotkanie tutejszych fanów. W miarę, jak zbliżał się termin spotkania, chęci oczywiście malały. Wytrwałem jednak w postanowieniu.
Mówiąc szczerze, spełniły się moje wszystkie oczekiwania. Było kilka osób, głównie "starzy wyjadacze", pograli, porozmawiali o pierdołach i poszli na colę.
Ale jest drugie dno. Nie trudno je odnaleźć. Te "kilka osób" przerodziło się w 25, gdyż ludzie pojawiali się i znikali w zależności , ile mieli czasu. Niektórzy przyszli tylko po to, żeby się przywitać i wychodzili. Inni zostawali na trochę dłużej. Tak więc jeśli organizowane jest jakieś spotkanie, nie rezygnujmy z niego tylko dlatego, że nie mamy czasu, że trwa trochę dłużej. Można wstąpić na chwilę, pokazać się, przywitać, przedstawić, rozejrzeć się i wyjść. Gdy przyszedłem, nie znałem nikogo, jednak szybko "wtopiłem się" w otoczenie. Przecież wszyscy mamy TAKIE SAME zainteresowania. Nie jest więc tak, że gadka się nie klei. Zawsze znajdzie się jakiś temat.
To, że na takich spotkaniach są "starzy wyjadacze" i każdy zna każdego, jest konsekwencją uczestnictwa w takich spotkaniach. Oczywiste jest, że jeśli na takie spotkania nie chodzę, to nikogo nie znam. Ludzie są jednak serdeczni, otwarci i pozytywnie nastawieni. Nie będzie więc tak, że staniecie w kącie, wyłączeni z rozmowy. Od razu traktowani jesteście, jak "kumpel".
Każde spotkanie odbywa się według swoistego harmonogramu. Zależy on głównie od członków. Są prezentacje (zaprezentowano pierwsze elementy zbroi szturmowca), dyskusje i wykłady. Przeważnie skupia się on jednak na grach. To może być bolączka, bo czym mogą zajmować się osoby, które ciągle spotykają się w tym samym gronie? Jako osoba, która nie interesuje się grami, mogłem jedynie pooglądać rozgrywki. Ale powodem tego jest brak napływu "świeżej krwi". Im więcej osób się pojawi, tym bardziej rozbudowany będzie harmonogram. To chyba oczywiste.
Gadanie o pierdołach. O, tutaj mógłbym pisać i pisać. Założę jednak, że moje stanowisko w tej sprawie jest znane. Wszystko jest jednak do przeskoczenia i zależy od podejścia. Przychodząc na spotkanie, przyjąłem (co jest oczywiste, że będę rozmawiał o SW, nie o polityce lub pogodzie). I poszło. Porozmawiałem trochę z Yako o książkach, sklepach w Warszawie z tematyką SW, przyszłością SW i komiksach. W przypadku tych ostatnich, spotkaliśmy się nawet z zainteresowaniem i reakcją pozostałych osób.
Dalszą część spotkania, ... przemilczę.
Ponieważ wcześniej napisałem o Falkonie 2007, tutaj dopiszę, że spora grupa z Outlandera (ok. 10 osób) przymierza się do inwazji na Lublin. Jeśli więc ktoś przymierza się do przyjazdu lub przyjścia, można to potraktować jako dodatkową zachętę.
Podsumowując. Zachęcam wszystkich do pojawiania się na takich spotkaniach. Nie tylko w Warszawie. Organizowane są one przecież w większości wielkich miast Polski. Można naprawdę miło spędzić czas, poznać nowych ludzi, dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy, rozwinąć swoje zainteresowanie. Wystarczy odrobina chęci i konsekwencji. Zawieść się nie powinniście.