Opowiadanie jest co prawda ze środka historii o losach Xtli i Yuriego, ale ponieważ jest kompletne i poprawione, to zamieszczam je jako pierwsze. Samo opowiadanie dzieje się około 145170 lat ABY (ach ta rozciągłość czasu i przestrzeni), i zachowuje tylko główne założenia SW...
Tak wiec miłego czytania...
Lodowaty wiatr z olbrzymią prędkością pędził przez wielki kanion zwany Otchłanią. Wysokie na kilka kilometrów, czarne niczym noc, granitowe skały stanowiły wspaniałą naturalną osłonę dla wielkiej fortecy. Wykuto ją w tej skale blisko 900 lat wcześniej, jeszcze w czasach wielkiego kryzysu, gdy Forteca Otchłani, oraz tak zwana Flota z Otchłani były jedyną większą siłą zdolną powstrzymać rozpad cywilizacji na tym terytorium. Potem około 30 lat wcześniej z Fortecy Otchłani korzystało Mroczne Bractwo, a teraz po 3 latach odbudowy i unowocześnień, Przymierze Cienia. Pół roku temu przybyła tu szukając nadziei, nie tylko dla siebie ale i dla swojego utraconego świata. Dziś już znała swoją drogę, nie bała się. Choć przed nią była pierwsza bitwa, pierwsza ale z pewnością nie ostatnia. Była na to absolutnie gotowa...
Nova Andrej stała na samotnej skale wznoszącej się na niemal kilometr ponad powierzchnie planety, a więc około 6 kilometrów ponad dno otchłani. Jej ciało okrywał czarny lśniący pancerz syntozbroi. Czarna poniekąd żywa materia z jakiej ją wykonano doskonale pochłaniała strzały z miotacza. Wiatr targał ciemnymi włosami, które dziewczyna związała tak aby nie wchodziły jej w oczy. Dziś nie mogła pozwolić by cokolwiek rozpraszało jej uwagę. Po drugiej stronie wąwozu do walki przygotowywał się wróg. Armia Republiki, cóż właściwie nikt już nie zaprzątał sobie głowy tym jaki to numer, choć tak na prawdę od dobrych kilkudziesięciu tysięcy lat jest to nazwa bardziej umowna, w sumie teraz było to bodajże dziewiętnaste, a może dwudzieste wskrzeszenie tej idei. Na pewno zaś szóste pod znakiem Wielkiej Unii. Nova dobrze znała historię, dziś jednak znacznie bardziej przydadzą się jej inne umiejętności, nabyte przez ostatnie pół roku.
Yuri stał na czele malej armii, patrzył w kierunku miejsca przypuszczalnej konfrontacji z wrogiem... Za jego plecami znajdowało się 300 Elitarnych komandosów republiki... Najlepszych z najlepszych... a na ich czele On, niedoświadczony w dowodzeniu ludźmi Jedi... Powoli odwrócił się do nich, stali w 6 grupach po 50 Wojowników.
- Żołnierze ! -zaczął swą krótką przemowę- za chwilę zmierzymy się z wrogiem który ma przewagę liczebną, ale jest to jego jedyna przewaga. Wy macie doświadczenie. Walczcie tak jakby od tego miało zależeć wasze życie...-kilku mężczyzn roześmiało się na te słowa...- No tak, macie rację, przecież zależy ono od tego...-powiedział chłopak, trochę zawstydzony, choć starał się nie dać tego po sobie poznać.
Po tych słowach ponownie obrócił się w stronę kanionu... Miał jakieś niepokojące przeczucie odnośnie tej bitwy, ale sam nie był pewny dlaczego...
Nova patrzyła teraz w dół, na swą stacjonującą u podnóża skały armię. Blisko 2 tysiące Syntoidów. Przy nich Armia wroga była zaledwie niewielkim oddziałem. Dziewczyna czekała aż wiatr nieco osłabnie. Źle było walczyć przy tak silnym wietrze. Chociaż syntoidom i tak nie robiło to większej różnicy. "Jeszcze chwilę" pomyślała dziewczyna. Czuła coś, nie była pewna co ."Jeszcze chwila" Usłyszała chrzęst swojej syntozbroi. Poczuła że wiatr słabnie. To był czas. Dwa miecze zapłonęły krwawym blaskiem.
-Atak - warknęła w komunikator "zaczęło się..."
***
Bitwa trwała od dobrych dwóch godzin. Yuriemu wreszcie udało się przedostać na drugą stronę wąwozu. Przy pomocy swojego miecza o purpurowym ostrzu zamieniał kolejne syntoidy w złom, zbliżał się coraz bardziej do dowódcy odziałów wroga. Był zbyt skupiony na bieżących zagrożeniach aby zastanawiać się kim tez może być jego główny przeciwnik. Gdy dotarł na mniejsza odległość zauważył ze jest to kobieta. Jej postawa wydawała mu się znajoma. Była do niego odwrócona tyłem, walczyła akurat z grupka jego 6 żołnierzy... kolejno ginęli od ciosów jej Mieczy. Gdy sobie z nimi poradziła odwróciła się do niego, wtedy zobaczył kim była naprawdę...
-To ty...- powiedział lekko zaskoczonym głosem... - Co... co ty robisz ?-spytał z niedowierzaniem
Dziewczyna początkowo nie odpowiedziała. Przyskoczyła do niego, klingi ich mieczy zderzyły się ze sobą. Wtedy usłyszał jej głos, bardzo cichy , ale wyraźny.
-Zwyciężam!
po tym jedynym słowie odepchnęła go od siebie, z taką siłą iż zatrzymał się dobre 4 metry od niej.
-W czyjej walce? - Spytał chłopak.
Dziewczyna spojrzała na niego.
- Nie twoja sprawa- krzyknęła- nigdy tego nie zrozumiesz.
Ostrze świsnęło tuż koło jego głowy
- Nie zrozumiem jeśli nawet nie spróbujesz mi wytłumaczyć.
Chłopak przeszedł na zdecydowanie ofensywny sposób walki.
-Niema czego wyjaśniać- warknęła dziewczyna- Zwyciężę, ciebie i wszystkich , którzy będą próbowali mi odebrać to co mi się należy. Ty masz swój dom. więc nie będziesz mnie pouczał.
Dziewczyna chciała mieć to już za sobą. Teraz nic jej nie przeszkodzi. Nie po tym co już przeszła. - Jeśli będę musiała - powiedziała - zniszczę cię.
-Zniszczysz?- powiedział chłopak parując wszystkie jej ciosy- Naprawdę chcesz to zrobić ?- Musiał się schylić aby nie stracić głowy- Myślałem ze cos nas łączyło...- Używając Pchnięcia odsunął ja od siebie na bezpieczna odległość...
- TAK.- krzyknęła Nova- Zabiję cię, jeśli znów staniesz mi na drodze.
Dziewczyna znów zaatakowała. Jej twarz znalazła się na przeciw twarzy Yuriego. W jej oczach płonął ogień.
-Jesteś gotowa aby mnie zabić? -spytał odbijając jej ciosy
Dziewczyna zamiast odpowiedzieć, kopnęła chłopaka w brzuch.
Zabolało go, ale starał się zachować postawę obronna. Stwierdził ze ma dość tej walki... walki której sam zakończyć nie będzie mógł... Wyprostował się przed dziewczyna, i wyłączył swój miecz
- A wiec rób co musisz...
Dziewczyna spojrzała na niego pogardliwie. Zamachnęła się mieczem. Była gotowa do bitwy , była gotowa...Ale...
Yuri stał przed nią, ręce opuścił wzdłuż tułowia. Wyglądało to tak jak by czekał na ten cios.
-Czego tak stoisz?- spytała- broń się.
-A co mi innego zostało ? Kochałem cię... Dalej kocham... i cóż... jeśli to co nas łączyło... co łączy nic dla ciebie nie znaczy, to nie mam po co żyć.
- Jesteś głupi - powiedziała. Ponownie zamachnęła się mieczem. Walka trwałą wokoło nich. A ona stała pośród strzałów z miotaczy, pośród krzyków ginących żołnierzy i szczęku upadających syntoidów. Patrzyła w twarz młodego Jedi. Nova zawahała się. " Nie mogę " Krzyknęła w myślach. Opuściła miecz.
- Nie mogę. - powiedziała na głos – nie mogę zabić człowieka który nie ma broni. - "nie mogę zabić Ciebie" pomyślała.
- Więc nie rób tego- powiedział Yuri- Xtla , nie musisz ...
Chłopak nie skończył, dziewczyna uderzyła go w twarz.
-NIE NAZYWAJ MNIE TAK!- ryknęła. Yuri podniósł się . - Xtla umarła wraz ze swoim ojczystym światem. Ona była słaba i głupia, dlatego nie mogła go ocalić. A teraz włącz miecz i walcz ze mną, Miej dość odwagi...
Walka trwała. Nova i Yuri przesuwali się w górę zbocza. Żadne z nich nie mogło osiągnąć trwałej przewagi. Byli już niemal na samym szczycie. W dole pod nimi toczyła się zażarta bitwa, Choć armia przymierza topniała, wciąż utrzymywała przewagę liczebną. Obie strony mogły zwyciężyć. Na szczycie wzgórza Nova Andrej i młody Jedi kolejny raz skrzyżowali miecze. Po chwili dziewczyna uderzyła go w twarz rękojeścią. Chłopak upadł.
Po tym ciosie wypuścił z ręki miecz. Ukląkł pokonany przed dziewczyna.
-A wiec wygrałaś... wygrałaś walkę... co zrobisz teraz ?
- Mogła bym cię zabić- powiedziała zbliżając klingę do szyi Yuriego- Nie zrobię tego jednak, bo i tak przegrałeś bitwę.
Chłopak spojrzał na pole walki, bitwa wcale nie wyglądała na rozstrzygniętą. Co prawda jego oddział skurczył się niemal o połowę, ale i siły wroga znacznie się zmniejszyły. Właściwie to przewaga liczebna Sił przymierza niebyła już aż tak rażąca.
-Przegrałem? Nie byłbym taki pewny... tu stoczyły się dziś rożne bitwy... a ta najważniejszą wygrałem... nie możesz mnie zabić... w tobie wciąż jest dobro -powiedział chłopak
Dziewczyna odwróciła się do niego.
-Myślisz że to jest zwycięstwo?- jej spojrzenie było pełne pogardy.- Przegrałeś wszystkie bitwy.
- Nie, wcale nie.- powiedział- zresztą moi żołnierze, też nie wyglądają na przegranych.
Dziewczyna spojrzała na pole bitwy. Uśmiechnęła się pod nosem."tak to fakt" pomyślała "Teraz jednak pora odkryć resztę kart". Yuri zobaczyła jak dziewczyna wyciągnęła rękę w stronę w kierunku ziemi, zamknęła oczy.
-Shiasshi idrr khhandeii- powiedziała to tak cicho iż chłopak miał problem z dosłyszeniem słów, żadnego z nich nie zrozumiał. W tym momencie z powierzchni planety uniosły się tumany piasku, stworzyły olbrzymią piaskową burzę i przesłoniły niebo.
-Hmm, efektowne... ale czy ma to jakieś zastosowanie ? - Spytał chłopak
-Wiesz, moi wojownicy mogą walczyć w cieniu, gdy burza przysłoni blask słońca...
Po kilku minutach zapadła całkowita ciemność. Nie było nic widać, chłopak mógł tylko słuchać. Z pola bitwy dobiegały odgłosy walki . Obecnie w śród nich przeważały krzyki rannych i umierających żołnierzy.
-Co tam się dzieje? Co im robisz? - spytał wojownik...
- JA ?- usłyszał głos dziewczyny- to moi żołnierze, są niepokonani.
na dłuższą chwilę zapadła głucha cisza. Po chwili głos Novej odezwał się znowu tym razem tuż koło Yuriego.
-ZWYCIĘŻCIE ! ! !- krzyknęła w komunikator - NIE BRAĆ JEŃCÓW
Na kilka sekund zrobiło się widniej. Yuri dojrzał niewyraźny zarys dziewczyny malujący się wśród piaskowej burzy. Chłopak spojrzał na nią, na jej syntozbroje, a później na twarz- prosto w oczy.
-Dlaczego to robisz? to co robisz jest złem - powiedział, po czym odszedł od niej i ponownie włączył swój miecz świetlny.
- Co ty chcesz zrobić? - zapytała dziewczyna, gdy chłopak włączył miecz.
-Nie mogę stać bezczynnie gdy giną moi ludzie... powstrzymam cię... -chłopak skierował miecz w jej kierunku. Wiedział ze nie może je zabić, ale miał nadzieje ze dziewczyna zajmie się walka i nie będzie mogła kontrolować... tego czegoś
- Myślałam że nie chcesz ze mną walczyć - powiedziała w ciemności dziewczyna - cóż. I tyle są warte słowa Jedi. - dodała po chwili.
Pośród burzy, zapłonęły znów dwa miecze. Widać było jedynie ich blask, tak gęsto w powietrzu było od piasku. Było go tak wiele, że aż ciężko było oddychać.
Nova w mgnieniu oka znalazła się przy Yurim.
-Bo nie chcę, ale jeśli to jedyny sposób, to zrobię co muszę - powiedział, po czym przeszedł w postawę obronną.
Walka znów się rozpoczęła. Trwała i trwała wciąż w piaskowej zamieci. Z czasem burza zaczęła tracić impet. Powoli, lecz nie ubłaganie Nova Andrej opadała z sił, a wraz z nią słabła i piaskowa zamieć. Najpierw zniknęły trudności z oddychaniem, potem ostatnie promienie słońca zaczęły przedzierać się przez kożuch piasku. Potem powoli z burzy wyłonił się kształt samotnej skały i krawędzi wąwozu. A na koniec, gdy wiatr już ucichł a pył opadł, oczom Yuriego ukazało się pobojowisko. Przy życiu pozostało nie więcej niż dwudziestu jego żołnierzy. Tłoczyli się oni u podnóża samotnej skały, walcząc z syntoidami.
Chłopak spojrzał na Xtlę, po czym odskoczył od niej na bezpieczna odległość, wyłączył miecz i powiedział tylko jedno krótkie słowo - Dość ! - po czym pobiegł w kierunku swoich żołnierzy.
Nova nie starała się go gonić. Wyłączyła miecze. Znów, tak jak pół roku wcześniej poczuła się rozdarta. Młody Jedi miał racje, wciąż coś do niego czuła, ale musiała robić co jej kazano, jeśli chciała odzyskać swój świat. Po chwili kiedy Yuri był już zbyt daleko by ją usłyszeć postanowiła wydać ostatni w tej bitwie rozkaz swoim syntoidom.
- Zepchnąć ich nad brzeg kanionu! Zmusić do wycofania się!
Widziała jak syntoidy wykonują rozkaz. Po pewnym czasie Yuri i jego ludzie znaleźli się po drugiej stronie przepaści.
Chłopak zastanawiał się co właściwie powinien zrobić. Znalazł się przy swoich ludziach, a syntoidy zamiast ich atakować aby zabić starały się ich tylko dokądś popchnąć... Przyjrzał się uważnie pozostałym przy życiu wojownikom... Ich zbroje były pobrudzone krwią i innymi rzeczami, których pochodzenia wolał nie poznawać... Niektórym brakowało sporych fragmentów pancerza...
Spojrzał w stronę pobojowiska. Ujrzał setki zniszczonych syntoidów, kanciaste sztywne kształty. Trudno było uwierzyć, że te bezlitosne, ślepo posłuszne maszyny są w pewien sposób żywe. Widział pojedyncze ślady krwi zarówno na otwartej przestrzeni jak i u podnóża samotnej skały. Widział tu i ówdzie porozrzucane fragmenty zbroi. Spojrzał w górę, ku szczytowi samotnej skały na stojącą tam samotną czarną postać, wyraźnie odcinająca się od żółtawego nieba.
„To wszystko jest jej wina... gdyby nie ona, gdyby nie Przymierze to nikt by nie musiał zginąć...” - pomyślał młody jedi - a mogłem to zakończyć... pokonać ją... gdybym tylko umiał z nią walczyć pełnią umiejętności... gdybym umiał...
Chłopak zauważył, że zbliżają się do brzegu kanionu. Zobaczył też że dziewczyna stojąca na samotnej skale odwraca się i znika mu z oczu. Nie wiedział dokąd zmierza.
- Niedobrze, jak dalej damy się spychać w stronę brzegu to nas strącą w przepaść - pomyślał zaniepokojony. Wtedy przypomniał sobie o pomoście którym tu się dostali. Spychano ich właśnie w jego kierunku. Przejście na drugą stronę przepaści zajęło im trochę czasu. Kilku jego żołnierzy spadło przy wejściu na pomost.
Syntoidy zmusiły ich do pozostania po drugiej stronie. Yuri nie był z tego zadowolony. Postanowił czekać. Wtedy z wnętrza Otchłani wyleciał pojedynczy syntomyśliwiec. Słońce odbijało się w lśniącej czarnej powierzchni statku. Yuri wiedział kto siedzi za jego sterami, czuł to... Nova Andreij opuściła Karegat.
***
Pewnie wkroczyła do obszernej sali w olbrzymim, starym, pałacu znajdującym się gdzieś na terenie Odległych Szańców. W skład Odległych Szańców wchodziło dwanaście planet, z których każda przygotowana była do długotrwałej obrony. Było to serce całego Przymierza, do niedawna praktycznie zapomniane, leżące na granicy znanych światów. To w jednej z tych fortec przez blisko piętnaście lat Avard, przywódca Przymierza Cienia, poszerzał swoją wiedzę i umiejętności, i stąd rozpoczął rozszerzanie swoich wpływów.
Pałac w którym się znajdowała stał się fortecą tak dawno temu, iż jego historia tonęła w mrokach niepamięci. Sala, której próg przekroczyła, wysoka i obszerna, cała tonęła w półmroku. Pojedyncze promienie księżyca wpadały do niej przez nieliczne wąskie szpary znajdujące się tuż pod sklepieniem. Na końcu Sali, oświetlony przez jeden z takich promieni, stał prosty tron wykuty z czarnego kamienia. W kamieniu tym zatopione były srebrzyste żyłki. Gdy na tron padało światło księżyca wydawało się jak gdyby czerń jaśniała, a jednocześnie pochłaniała całe otaczające ja światło. Wchodząc Nova zauważyła dwie postaci. Jedną z nich był pan i władca jej losu, którego każdy rozkaz musiała spełnić bez najmniejszego sprzeciwu. Był to mężczyzna w kwiecie wieku choć na wygląd mógł mieć zarówno dwadzieścia jak i trzydzieści pięć lat. Jego opadające aż do ramion włosy były białe, nie siwe, lecz lodowato białe. Natomiast oczy przywodziły na myśl swą barwą kratery najgorętszych wulkanów. Trudno było ocenić czy więcej jest w nich nienawiści, czy też pogardy dla niemal wszystkiego co istnieje. Drugą postacią była dziewczyna. Wyglądała na rówieśniczkę Novej, co oznaczało że jest od niej o kilka lat młodsza. Drobna i wystraszona, siedziała u stóp tronu skulona niczym wystraszone zwierzątko. I tak jak gdyby w istocie była zwierzątkiem, Avard co jakiś czas gładził dłonią jej głowę.
Mężczyzna spojrzał wprost na Novą, poczym odezwał się do dziewczyny siedzącej u stóp tronu:
- Brino odejdź stąd. Natychmiast.
Dziewczyna wstała i ruszyła przez komnatę, a jej czarne włosy bezładnie opadły na twarz i ramiona. Prawie cały czas szła ze spuszczoną głową, tylko gdy mijała Novę podniosła na nią swoje wielkie szafirowe oczy.
Gdy już opuściła salę, Nova pytająco spojrzała na Avarda.
– Chyba nie chcesz się mnie pozbyć ? Prawda?
– Nie. Na razie jesteś niezastąpiona. NA RAZIE. - odpowiedział Avard, kładąc wyraźny nacisk na ostatnie słowo. – O ile nie przyniosłaś mi wieści o klęsce.
Nova uśmiechnęła się „Oczywiście” - pomyślała - Zabił by mnie na miejscu, gdybym nie zwyciężyła na Karegat.”
– Zwyciężyłam, ale uważam, że... – nie dokończyła
– Nie interesuje mnie dokładne sprawozdanie. Wygłosisz je na naradzie wojennej, za jakąś godzinę. A po naradzie zjawisz się w moich komnatach. Zrozumiałaś, dziecko?
Nova poczuła się jakby nie swojo, ale trwało to jedynie ułamek sekundy. Potem tylko kiwnęła głową i wyszła.
***
Narada wojenna skończyła się dobre dziesięć minut temu. Wygłosiła dokładne sprawozdanie z bitwy o Otchłań Karegat. Oczywiście z godnie z jej przewidywaniami, walki w okolicy Karegat będą jeszcze trwać ale tym razem nie będzie to już jej zmartwienie. Avard przydzielił jej nowe ważniejsze zadanie.
Teraz, nie bez lęku, przekroczyła próg komnaty swojego mistrza. Komnata byłą przestronna i wygodnie choć skromnie urządzona.
Komnata miała kształt sześcianu, pozbawiona była iluminatorów oraz większych źródeł światła. Avard, siedzący za swoim - wyglądającym na bardzo drogie, pomimo swej prostoty – biurkiem, przeglądał coś na ekranie komputera. Nova wiedziała ze powinna zaczekać aż mistrz sam się do niej zwróci. Przerywanie mu nie było bowiem najmądrzejszym pomysłem... Tak więc czekała.
- Usiądź - powiedział po chwili wskazując na proste, choć praktyczne krzesło. - Teraz przedstawisz mi „raport” z Karegat. - powiedział podchodząc do niej.
– Jak to? Przecież raport zdałam przy wszystkich, na naradzie...
– Nie chodzi mi o to suche sprawozdanie, dziecko.- Spojrzał na zdziwione oczy Novej. Odsunął się od niej- Podejdź tu.- rozkazał. Dziewczyna siedział jak wmurowana – mówiłem PODEJDŹ TU.
Nova spełniła rozkaz.
– Grzeczna dziewczynka. – powiedział Avard - a teraz uklęknij. No dalej, jak na razie nie zależy mi na tym abyś sobie rozbiła głowę.
Nova nie rozumiała tego co się dzieje, ale wolała nie nadwyrężać jego i tak już wątpliwej cierpliwości, więc spełniła rozkaz. Avard przyłożył dłoń do jej skroni...
Novej wydało się że krzyknęła, ale nie mogła być pewna. Cały świat wokół niej zawirował, i pochłonęła ją fala bólu. Czuła się tak jakby coś ją ściskało. I nagle gdzieś zza tego wszystkiego usłyszała głos Avarda:
- Przestań się bronić, bo będzie bolało.
Potwierdziła to kolejna fala potwornego bólu jaka przetoczyła się przez jej umysł. Wszystko było bólem, wirowała w przestrzeni powstałej z bólu, przed oczami miała jedynie ciemność tak mroczną, ze wydawała się jarzyć i wypalać jej oczy.
– Do cholery, głupia dziewczyno - ozwało się z jeszcze dalszych ciemności – Bariery, opuść bariery.
Kolejna fala cierpienia, nic więcej tylko ból i pustka. Po prostu pusta otchłań stworzona z cierpienia.
Na granicy świadomości poczuła jakby jej umysł znalazł się w czarnej dziurze. A potem nie było już nic.
***
Nova ocknęła się na posadzce komnaty Avarda. Była ścierpnięta i bolała ją głowa, a w oczach wirowały jej czarne plamy.
– Ty głupia dziewczyno – usłyszała gdzieś nad sobą - Jeszcze chwila, a zmiażdżył bym twój umysł!
- Co... Co zrobiłeś, panie?
- Nic takiego... nic czym powinnaś się martwić - powiedział Avard patrząc na nią z góry.
Nova spróbowała wstać, lecz była zbyt wyczerpana… Ledwie udało jej się usiąść.
-Dlaczego… dlaczego się tak czuję?
-To także nie twoja sprawa.- odpowiedział Avard- a teraz odejdź, musze pomyśleć.
-Nie wiem… czy… czy dam rade. – Odpowiedziała wyczerpana dziewczyna.
-Otwórz się na MOC, otwórz się na swój gniew, on ci da siłę.- Odrzekł Avard.
Dziewczyna ponownie spróbowała się podnieść, jednak mięśnie nóg odmówiły jej posłuszeństwa. Mężczyzna zgromił ja spojrzeniem. Po chwili jednak jego twarz złagodniała. Podszedł do niej i postawił ją na nogi.
– Musisz wyjaśnić mi kilka rzeczy dziecko. Ten chłopak, nie zabiłaś go, choć mogłaś. Nawet kilka razy. – Spojrzał na nią - Wiem co czułaś przez cały czas. Powinnaś się pozbyć tych beznadziejnych sentymentów. I swoich głupich zahamowań, dotyczących metod prowadzenia walki.
Dziewczyna wbiła wzrok w posadzkę.
– Niestety to nie jest takie proste.
-Dlaczego?- Spytał patrząc na nią
– Ja. Ja nie potrafię - powiedziała z rezygnacją
-A wiec musisz się tego nauczyć... jeśli chcesz dobrze służyć Przymierzu... - rzekł patrząc na nią potępiającym wzrokiem
– Panie. Nie mogę usunąć swojego sumienia.- powiedziała
- Nova niema sumienia. - zaśmiał się – chyba ze wciąż jesteś tym kim byłaś?
-Postaram się poprawić swą postawę, jestem absolutnie lojalna względem przymierza.- rzekła dziewczyna.
– Nie wątpię. Jednak w kwestii twojego sumienia poprawa musi być natychmiastowa. Tylko sprawne działanie, przybliży cię do twojego świata. Pamiętasz co mówiłem ci na temat Erdii?
-Pamiętam, nie mogłabym przecież zapomnieć - Powiedziała dziewczyna lekko urażona, starając się nie dać tego po sobie poznać.
Mężczyzna zaśmiał się głucho.
– A jednak nie starasz się. Albo jesteś za słaba...
– Nie. – powiedziała – Nie jestem słaba!
– Zadziwiasz mnie dziewczyno. Skoro nie potrafisz sama sobie poradzić z własną słabością, i to tak lichą jak wyrzuty sumienia...
– PORADZE SOBIE - krzyknęła w przestrzeń
– Tak? Ciekawe ile to potrwa? - podszedł do niej przyłożył palce do któregoś z zagłębień w jej zbroi – Krkhta avrej – wyszeptał . Oczy dziewczyny rozszerzyły się.
Pustka, pustka przestrzeni. I dwie myśli w tej bezdennej pustce. Dwie osobne a zarazem połączone myśli.
– Kim jesteś.- pytanie rzucone w otchłań
– Tobą. - i z przestrzeni odpowiedź.
– Mną? Ale ja? Przecież ja jestem sobą.
– Ty jesteś częścią siebie. Tą słabszą.
– Kim jesteś? Nie możesz być mną.
– Jestem tobą. Jestem Nova.
– A wiec ty to nie ja. Ja nazywam się Xtla.
I śmiech z przestrzeni.
- Ty słaba moralistko. – powiedział głos – dlatego jesteś do niczego. Dlatego nie masz domu, dlatego Erdia nie istnieje. Bo dałaś z siebie zrobić bezbronną idealistkę. To tylko twoja wina.
W jej umyśle pojawiła się rozpacz
–Tak moja wina, ale nie będziesz...
– No właśnie, a teraz przez swoje głupie fochy chcesz zaprzepaścić jedyną szansę na odzyskanie wszystkiego. Do dziś byłaś górą ale to koniec, teraz ty będziesz niczym - z samego dna umysłu.
– Co? – krzyknęła pierwsza myśl – Nie! Myślisz że zgodzę się.....
i znowu śmiech z przestrzeni.
– Nie masz wyboru
I nie było już nic... Jedna myśl poczuła tylko dziwne ciążenie siebie samej i jakby spadanie. A potem...
A potem Dziewczyna otworzyła oczy.
– Kim jesteś? – padło pytanie gdzieś zza jej pleców
– Nova Andreij.- brzmiała odpowiedź
– Jaki jest twój cel?
– Zwyciężać dla Przymierza
– A gdy ktoś stanie ci na drodze co masz zrobić?- kolejne pytanie
– Zabić.
– A jeśli ktoś, znów nazwie cię dawnym imieniem?
- Zabić.
– Dobrze.- powiedział Avard stając za Novą. Poczym, kładąc dłonie na jej ramionach, dodał – Ale niestety nadal powinnaś się poddawać sondowaniu umysłu. Po każdym zadaniu jakie wykonasz, przybędziesz do mnie, a ja poddam cię temu zabiegowi. A zawsze przy okazji ....- to ostatnie wypowiedział wprost do jej ucha
– Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele - syknęła
Mężczyzna zaśmiał się.
–A kto powiedział że mam zamiar sobie coś wyobrażać - Przejechał dłonią po jej szyi. Syntozbroja, od razu zredukowała się do prostego napierśnika.
Dziewczyna zagryzła dolną wargę. Sytuacja zaczęła ją co najmniej irytować.
Avard przesunął dłonią po jej ciele.
– Podoba ci się to?- zapytał zjadliwe. Dziewczyna nie odzywała się. Choć bardzo chciała wrzeszczeć. Jednak w milczeniu zniosła kolejne „pieszczoty”, jakimi Avard ją obdarzył. Była wściekła jak nigdy dotąd. Nienawidziła tej sytuacji. Przez krótką chwilę rozpaczliwie pragnęła sięgnąć po miecz. Jej dłoń zatrzymała się w połowie drogi. Byłą zdecydowana, ale... Myśl, myśl z dna umysłu „Erdia”.
Avarda bawiła jej wściekłość.
– Teraz odejdziesz – rozkazał - Musisz przygotować się do swojego zadania. Prawda?
Dziewczyna bez słowa ruszyła ku drzwiom. Gdy tylko przekroczyła próg, jednym ruchem aktywowała zbroję. Oddaliła się obiecując sobie w duchu, że jeśli ta sytuacja się powtórzy, nawet owa cicha myśl jej nie powstrzyma.