Bez większego wstępu.
Oto moje pierwesze opowiadanie, które postanowilam zamieścić na Bastionie.
Bez większego wstępu.
Oto moje pierwesze opowiadanie, które postanowilam zamieścić na Bastionie.
2 lata przed zniszczeniem Pierwszej Gwiazdy Śmierci
Cóż może człowiek?
Cóż to z cierpienie,
Gdy leżąc w moich ramionach,
Ostatnie oddałaś tchnienie.
Czemu słońca nie gasną,
Gwiazdy nie spadają?
Czemu świat mi zabrał,
Irismenę kochaną?
Lecz smutną głowę podnoszę,
Iść przez życie sam muszę.
Twoja miłość mi sił doda,
Wytrwam, choć cierpię katusze.
Miłość ta to jedyna nadzieja.
Ona uciśnionym pomaga,
Zniewolonym wolność niesie,
Znieważonym godność nada.
To ostatni ratunek
Gdy ciemny czas nadchodzi.
Miłość nam wybaczy
I wszechświat odrodzi.
Arios Xes Ni’Ta-ra odłożył na biurko swój notatnik. Jeszcze raz przemyślał wiersz, który napisał. Tak, to wszystko prawda.
No, z wyjątkiem miłości do Irismeny.
Nie była to jego żona, ani narzeczona, ani nawet kochanka.
Irismena była przyjaciółką Ariosa. A dokładniej była Jedi, znajomą Jedi.
Mężczyzna poznał ją, gdy był jeszcze chłopcem, a ona niedoświadczoną padawanką.
To co mówiła o Mocy, było dla Ariosa prawdziwą inspiracją. Napisał na ten temat wiele wierszy i kilka powieści. Między innymi wspomnienia Irismeny pt.: „Wśród Jedi”, które podbiły serca wielu istot.
Szkoda, że tamte czasy minęły.
Irismena zginęła, tak jak większość Jedi, z rozkazu Imperatora.
Arios nie wiedział, czy uwierzył, że Jedi naprawdę zdradzili Republikę, czy padli ofiarami spisku. Ale to było nie ważne. Republika już nie istniała, istniało tylko Wszechpotężne Imperium pod wodzą Wielkiego Imperatora.
Rozległ się dźwięk włączanego interkomu.
-Wszyscy żołnierze mają jak najszybciej stawić się na stanowiskach bojowych.- Arios usłyszał znajomy, metaliczny głos.
Spojrzał na chronometr, potem na części białego pancerza leżące na łóżku.
A więc zaczynał się kolejny, zwykły dzień.
-Dostaliśmy informacje, że na tej planecie mogą ukrywać się rebelianci.- Dowódca przemawiał bez większego zaangażowania. A może to tylko komputer przekształcał w ten sposób jego głos.-Tubylcy są rasą nisko rozwiniętą. Miejcie się jednak na baczności.- Arios słuchał bez jakiegokolwiek zainteresowania. I tak zawsze słyszał to samo, że prawdopodobnie to baza rebeliantów i że są niebezpieczni.
-Jesteśmy oddziałem czerwonym- ciągnął dalej dowódca- podczas frontowego ataku zaatakujemy od tyłu, żeby uniemożliwić odwrót wrogowi. Nikt nie może uciec. Pokażcie, że Imperium może być z was dumne.
Ostatnie hasło zabrzmiało trochę śmiesznie wypowiedziane elektronicznym, bezbarwnym głosem. Ale Ariosowi nie było do śmiechu.
Ścisnął mocniej kolbę blastera i ruszył razem z resztą oddziału do pojazdu, którego nazwy nie znał i nie chciał poznać.
Nad miastem zalegała jeszcze noc.
Białe, sześcienne domki, z okutymi metalem rogami i ciemnymi oknami, wydawały się pogrążone we śnie. Na ulicach nie było żywego ducha.
Oddział szturmowców skrył się za niskim murkiem, otaczającym całe miasto. Murek ciągnął się w obydwie strony, przerywany wyrwami, którymi biegły drogi.
Żołnierze czekali spokojnie.
Gdy rozpocznie się głównie uderzenie buntownicy będą musieli tędy uciekać. To tylko kwestia czasu.
Arios przysiadł się do innego imperialnego żołnierza.
Szturmowcy nie rozmawiali zbyt często. Nie żeby nie lubili. Po prostu gdy nie ma się zainteresowań, własnego życia, a każdy dzień wygląda tak samo, nie ma o czym rozmawiać.
Z braku innego zajęcia Arios i drugi żołnierz zaczęli obśmiewać rebelię.
Z ich punktu widzenia rebelianci walczyli nie walczyli nie wiadomo o co i po co. Było oczywiste, że przegrają z Wszechpotężnym Imperium.
Jeszcze za czasów Republiki Arios wiele rozmyślał o takich czasach jak te. Marzył wtedy, że stanie się przywódcą. Myślał, że będzie pokazywał ludziom ideały i słuszne cele, o które warto walczyć. Tak jak często robiła Irismena.
Teraz jednak wydawało mu się to bezcelowe. Bo po co walczyć w z góry przegranej wojnie?
Nagle Arios uświadomił sobie, że słyszy wybuchy, strzały i tupot wielu setek nóg.
A więc zaczęło się.
Dowódca dał sygnał do wychylenia się ponad murek.
Arios posłusznie kucnął i uniósł broń gotową strzału nad przeszkodę. Czekał tylko na rozkaz.
Z dalszej odległości szturmowcy, ubrani w białe pancerze, zupełnie wtapiali się w tło. Dlatego zostali nie zauważeni, gdy rebelianci znaleźli się w zasięgu ich wzroku.
Mężczyźni, kobiety i dzieci biegli najszybciej jak mogli. Przerażeni i zdezorientowani, uciekali nie wiedząc co ich goni.
Arios zauważył jak jakiś chłopiec upada i zostaje stratowany przez tłum.
-Oto nasi wrogowie.-szepnął nie włączając interkomu.
Nagle tłum zwolnił. Widocznie pierwsi uciekinierzy zauważyli, że znaleźli się w pułapce.
Przez chwilę Arios widział ich wyraźnie.
W końcu zdezorientowany tłum stanął. Obcy rozglądali się na wszystkie strony, to znowu patrzyli na szturmowców.
Jeszcze chwilę.
-Ognia!- Arios usłyszał chłodny głos dowódcy.
W jednej chwili kilkadziesiąt blasterów plunęło ogniem w nieuzbrojonych tubylców.
Arios nie pamiętał co działo się dalej. Wiedział tylko, że wykonał rozkaz.
Dziesięć minut później nikt nie stał na linii ognia. Ciała setek istot bezwładnie leżały na ziemi.
Mimo filtrów powietrza w hełmie, Arios czuł swąd spalonego mięsa. Spojrzał na zwłoki.
To nie jego wina. Dowódca wyraźnie powiedział: „Nikt nie może przeżyć.” On tylko wykonał rozkaz.
Pozostali szturmowcy ustawili się w szyku, gotowi wrócić na statek.
Arios podszedł do reszty oddziału. Zastanawiał się przez chwilę, z którym z żołnierzy rozmawiał kilkanaście minut wcześniej. Wzruszył ramionami.
A jakie to miało znaczenie?
Tak samo jaką różnicę robiła nazwa tej planety, czy rasa zabitych istot?
Arios nie wiedział nawet, czy istotnie ukrywali się tu rebelianci.
Nie wiedział i nie obchodziło go to.
Wykonał rozkaz.
Rozkazy, które dostawał, były zawsze proste i jasne.
Odwrócił się w stronę pojazdu, którym tu przyleciał.
Dzień jak każdy inny, wykonał swoje zadanie.
Teraz wróci na statek, do swojego pokoju. Zdejmie i wypoleruje swój pancerz szturmowca. Chwilę odpocznie, a potem napisze kolejny wiersz o miłości, prawdzie, wolności lub pokoju, dodający nadziei na lepszą przyszłość.
Jutro czeka go kolejne trudne zadanie.
Oto historia Ariosa Xes Ni’Ta-ra.
Poety i pisarza niosącego światło w tych „Mrocznych Czasach”.
Ariosa wiernego żołnierza Imperium.
Alexis napisał(a):
Teraz wróci na statek, do swojego pokoju. Zdejmie i wypoleruje swój pancerz szturmowca. Chwilę odpocznie, a potem napisze kolejny wiersz o miłości, prawdzie, wolności lub pokoju, dodający nadziei na lepszą przyszłość.
Jutro czeka go kolejne trudne zadanie.
________
A nad nim powiewać będzie dumnie sztandar czerwony!!!
mi się spodobało, ale krótkie.
Jednak zabrakło mi jednego: bardziej sformułowanych opinii Ariosa na temat Imperium. Skoro nie był klonem ani szturmowcem wziętym na przymus(takim po praniu mózgu) to musiał mieć jakieś zdanie o Imperatorze czy chociaż pomniejszych jego przełożonych. Ale poza tym mankamentem bardzo fajne!
Bardzo fajne, przyjemnie się czyta. Szkoda że takie krótkie... myślałaś o dalszym ciągu?
powiedz, że nie mówisz poważnie
Czemu?
zaskoczył mnie Twój zachwyt nad owym dziełem. Daleka jestem od mieszania z błotem jakiejkolwiek twórczości, ale z całym szacunkiem, chwalenie twórczości, która potrzebuje szlifów, robi krzywdę młodemu twórcy i nie bardzo nakłania do dalszej pracy nad sobą, a nie ma nic gorszego nad spoczywaniem na laurach, tym bardziej jeśli trącą one kompostem.
ps. chyba zrobię karierę w dyplomacji xD
spoczywać na laurach.
Wiem, że muszę się jeszcze poprawić, zwłaszcza styl, ale przecież od czegoś zacząć zacząć...
a jeszcze lepiej by było gdybyś podesłała tekst komuś z redakcji, by mogli umieścić to opowiadania w biblioteczce Bastionu wtedy będziesz mieć większe szanse, że Twoje opowiadanie nie zniknie w czeluściach forum i możliwe, że otrzymasz dużo więcej opinii które pomogą Ci poprawić błędy
Cóż... może zbytnio zachwalałem ten tekst, jednak nie ukrywam że mi się on podoba...
ps. Powodzenia