Relacja Mastera [i Miśka! - przyp. Misiek] Tegoroczna, już 28. edycja największej komiksowej imprezy w Polsce ponownie odbyła się na łódzkiej Atlas Arenie. Od tego roku jednak nieco problematyczną kwestią stał się dojazd. Wcześniej pociągi przyjeżdżały na stację Łódź Kaliska, znajdującą się praktycznie po drugiej stronie ulicy w stosunku do areny. W tym roku do użytku została oddana nowa główna stacja, Łódź Fabryczna, i niestety dostanie się na Arenę zajmuje teraz o wiele więcej czasu. Oczywiście ta zmiana nie zależała od organizatorów, lecz warto brać to pod uwagę, wybierając którym pociągiem chcemy dostać się do Łodzi i o której są nasze pierwsze atrakcje. [no i żal, że teraz wychodząc z dworca nie będziemy mogli już wypowiedzieć kultowego tekstu Pazury z “Ajlawju” - przyp. Misiek].
Sama Atlas Arena jest dość dobrze przystosowana do tego typu imprez. Płytę główną zajęły sceny, strefa autografów i pojedyncze stoiska. Pozostałe sklepy rozłożyły się po wszystkich korytarzach okrążających arenę. Na rzecz festiwalu zostały również wynajęte dodatkowe budynki na terenie areny, gdzie w ciszy można było posłuchać paneli i prelekcji lub też pograć w games roomie. I tutaj pojawił się mały problem. Chodząc po stoiskach miałem deja vu. Te same ustawienie stoisk, te same sklepy, wszystko identycznie jak 12 miesięcy temu (oprócz imponującego stoiska Egmontu, który w tym roku blisko współpracował przy organizacji Festiwalu). Wybór dla fanów komiksów był bardzo duży - wydawnictwa przygotowały ogrom niesamowitych premier - lecz pomijając to, część stoiskowa festiwalu, dla osoby, która na MFKiG nie była pierwszy raz, była niestety nudna [nieprawda, ja byłem pierwszy raz i świetnie się bawiłem - przyp. Misiek]. Jednak moim zdaniem o wiele ważniejszym aspektem Festiwalu są prelekcje, panele i goście. Na większości konwentów bardzo lubię chodzić na prelekcje - często można się dowiedzieć dużo ciekawych rzeczy od ekspertów w swoich dziedzinach. Na tegorocznym MFKiG nie byłem w całości na ani jednej (jednak te, na których się przewinąłem, były prowadzone bardzo dobrze i moja niepełna obecność była spowodowana raczej tym, że w tym samym czasie były jakieś panele/sesje autografowe, które mnie bardziej interesowały). W ogóle miałem wrażenie, że w tym roku prelekcje (subiektywnie oglądając plan) były nieco mniej zachęcające w porównaniu do poprzedniej edycji. Miałem też tego pecha, że jak coś mi już wpadło w oko, musiałem w tym czasie być gdzieś indziej.
Ale mówi się trudno, bo najważniejszym elementem festiwalu niezaprzeczalnie byli goście - tutaj wypada organizatorom ogromnie pogratulować. Myślę, że dość bezpiecznym stwierdzeniem jest, że to była najlepsza linia gwiazd komiksowych na jednym wydarzeniu w Polsce. Oczywiście największą popularnością cieszył się Jim Lee, legenda komiksu amerykańskiego, wydawca i rysownik w DC Comics i współtwórca Image Comics. To najlepszy dowód, że dobrze się dzieje w Polsce z komiksem - osoba takiego pokroju, która na pewno ma napięty grafik, nie wyrusza w podróż za ocean bez przypadku. Ale na Jimie Lee się nie kończyło! Howard Chaykin (rysownik Star Wars #1-10 z 1977 roku dla Marvela), Grzegorz Rosiński (Thorgal), David Lloyd (V jak Vendetta), Otto Schmidt (Green Arrow) i wielu, wielu innych odwiedziło Łódź. Lista nazwisk była naprawdę imponująca i z wieloma odbyły się bardzo ciekawe panele - jeszcze raz, brawo organizatorom! [Ja akurat byłem na spotkaniu z Chaykinem i był to chyba najlepszy punkt programu MFKiG. Pan Howard już ma swoje lata i swoją markę, nie boi się więc mówić co myśli, a myśli dużo i krytycznie. Sam - jak twierdzi - nie lubi Star Wars, bo nie jest ich targetem, ale szanuje Lucasa za to, co udało mu się stworzyć. To czego nie szanuje, to postawa fanów SW, którzy często gotowi są mieszać z błotem twórców SW (z samym Lucasem na czele), naskakiwać i hejtować za nie wiadomo co. “Ten gość stworzył uniwersum, które kochacie - mówił Chaykin. - Weźcie się ogarnijcie z tym hejtem” - przyp. Misiek].
Na festiwalu, w erze piracenia cyfrowych komiksów, cieszył widok ludzi doceniających swoich ulubionych twórców. Prawie cały czas przy strefie autografowej był tłum ludzi z uśmiechem na twarzy i komiksami pod pachą [ja miałem ze sobą tablet z subskrybcją Marvel Unlimited, ale Jim nie chciał podpisać :( - przyp. Misiek]. Warto zwrócić uwagę jak działała strefa autografowa. W tym roku, ze względu na liczbę popularnych twórców, organizatorzy mieli wyjątkowo twardy orzech do zgryzienia, by utrzymać tam porządek. Dokonali kilka udanych wyborów takich jak klasyczne numerki do odebrania w kasie przy wejściu do wybranego twórcy, czy zakaz podchodzenia z więcej jak jednym komiksem, by więcej osób dostało podpis. Świetną robotę wykonały osoby zarządzające całym tłumem i kolejkami. Szczególnie przy Jimie Lee, gdzie kilkaset osób miało dostać autograf w bardzo krótkim czasie. Myślę, że w optymalnym momencie Jim podpisywał średnio komiks (sam podpis, bez dedykacji dla oszczędzania czasu) jednej osoby na 5 sekund. To było bardzo płynne i byłem pod wrażeniem jak z chaosu i masy ludzi udało się stworzyć dobrze działającą kolejkę.
Moje powyższe opinie mogą sugerować, że MFKiG to impreza z wieloma wadami. I to jest prawda. Część targowa się praktycznie nie zmienia - ale w sumie czy musi? Pewnie nie, ale miło by zobaczyć z roku na rok coś innego. Nieco kulała różnorodność atrakcji tworzonych przez fanów [ja nie mam z tym problemu, od fanów są inne festiwale i konwenty - przyp. Misiek], ale to wszystko z nawiązką nadrobili goście. To właśnie spotkania z nimi powinny być najciekawsze - i tak było. Jednak zapominając o wszystkich atrakcjach, atmosferę MFKiG tworzą dobrzy znajomi, z którymi widzisz się od jednego do drugiego wydarzenia komiksowego. Jak zapamiętam tegoroczny Festiwal? Pomimo kilku minusów, niesamowicie się bawiłem. Spędziłem czas w świetnym towarzystwie i wydarzyło się też coś specjalnego i osobistego. W trakcie sobotniego panelu, odpowiadając na pytania, Jim Lee narysował dwa rysunki (których w Łodzi stworzył bardzo mało - raczej rozdawał same autografy), które potem rozdawał publiczności na podstawie numeru wejściówki. Pewnie już się domyślacie kto dostał jednego z nich :D [zazdroszczę - przyp. Misiek] To właśnie dzięki takim chwilom w gronie znajomych 28. MFKiG był najlepszym polskim wydarzeniem komiksowym, na jakim zdarzyło mi się dotąd być. To świetna impreza. Trochę jej brakuje do ideału, ale to najlepsze i największe święto komiksu w Polsce. Jeśli tylko macie dobre towarzystwo, na pewno będziecie się świetnie bawić przez całe trzy dni. Jeśli jedziecie sami, radziłbym przyjazd tylko na sobotę - wtedy dzieje się najwięcej i najmniej was ominie. Jeśli lubicie komiksy, musicie przyjechać za rok do Łodzi! [potwierdzam. A już musowo odwiedźcie festiwal za dwa lata, na 100-lecie polskiego komiksu - jeśli wierzyć organizatorom, to będzie się działo! - przyp. Misiek] Autor zdjęć: Master