Autor: Hashhana
Wojny Klonów zmieniły nie tylko polityczne oblicze Galaktyki, lecz także przyniosły nieodwracalne zmiany w światopoglądzie Jedi. Ci, ze strażników pokoju nagle stali się generałami i komandorami Wielkiej Armii Republiki, biorąc na swe barki przytłaczające brzemię odpowiedzialności za losy pogrążonego w chaosie wszechświata. Być może była to arogancja z ich strony - coś, co dotknęło Zakon na długo przed samym zbrojnym konfliktem – a może motywowało ich szczere poczucie obowiązku wobec Republiki. W końcu do tego byli szkoleni od momentu przybycia do Świątyni Jedi, prawda?
Oczywiście, byli też tacy Jedi, którzy z różnorakich powodów odmówili brania udziału w zbrojnym konflikcie. Część choć nie zgadzała się z ideologią Konfederacji, nie potrafiła zaakceptować tego, jak bardzo Republika stała się skorumpowana. Część uważała, że Jedi nigdy nie powinni dzierżyć militarnych tytułów nadanych im przez Senat, a służyć tylko Mocy. Ci zaś co przystąpili do wojny, zostali wystawieni na próbę charakteru - oraz wiary.
Niejedno źródło - czy to "kanoniczne" czy tak zwane "Legendy" - ukazało nam wojenne zmagania Jedi oraz ich oddanie sprawie. Wojna zdecydowanie przyniosła konflikt na łono pokojowo nastawionego Zakonu, zmuszając jego członków do podjęcia trudnych decyzji. Do kompromisów między tym, co według nich jest słuszne, a tym czego rząd Republiki od nich oczekiwał. Do tego, co można poświęcić w obronie ideałów i jak daleko można zajść, nim zawędruje się za daleko na Ciemną Stronę. Widzieliśmy ten nieodwracalny wpływ wojny na Jedi w wielu miejscach.
I chociaż Wojny Klonów nie były jedynym konfliktem zbrojnym, w którym Jedi brali udział w czasach zmierzchu Republiki, to właśnie one pogrążyły Zakon w prawdziwym chaosie. Nie tylko dlatego, że Jedi okazali się za słabi, aby ugasić narastający konflikt w zarodku. Bitwy, jak ta na Geonosis, szybko przerzedziły ich szeregi. W akcie narastającej desperacji na miejsce poległych rycerzy zaczęto mianować nowych - padawanów, którzy nawet nie ukończyli swego szkolenia, a którzy teraz mieli dowodzić oddziałami sklonowanych żołnierzy. Nie zawsze kończyło się to pozytywnym skutkiem.
Nowe, wojenne doświadczenia zdominowały wszystko, co świeżo upieczeni padawani i Jedi przyswoili sobie do tej pory. Widać zmianę w ich światopoglądzie, wątpliwości o sens własnych i cudzych działań. Widać agresję, przytłaczające przeżycia i poczucie straty.
Wystarczy spojrzeć na Anakina Skywalkera, dla którego Wojny Klonów to powolny upadek; trzy lata okropnych wojennych doświadczeń, utraceni przyjaciele i towarzysze walki, zwieńczone długimi miesiącami, gdy każdy dzień przybliżał go do nieuchronnej wizji o śmierci Padme - a narastający konflikt między Radą Jedi i Kanclerzem tylko bardziej popychał go w obłęd i depresję. Ale Skywalker nie był jedynym padawanem, którego być może czekała świetlana przyszłość, gdyby wojna nie wyrwała go z najlepszych dni młodości. Czas Wojen Klonów to tragedia dla całego nowego pokolenia Jedi.
Od dawna jestem pod wrażeniem historii o Jabiim, w której przedstawiono między innymi losy grupy "osieroconych" padawanów, wysłanych do walki w nadziei, że ilością wyrównają braki w swym szkoleniu. Niestety, kiedy podczas kampanii zabrakło doświadczonych Jedi, cała odpowiedzialność spadła na nich. W tej kryzysowej sytuacji "Sfora Padawanów" stanowi niezwykle interesujący przegląd zmian, jakie dotknęły nowe pokolenie Jedi.
Z jednej strony jest Aubrie Wyn, idealna padawanka, która miała rozpocząć szkolenie pod okiem samego Mace'a Windu. Gdyby nie Wojny Klonów, być może zostałaby jednym z najlepszych Jedi swego pokolenia. Jednakże przez wojnę wysłano ją na Jabiim i tam, ramię w ramię, walczyła z innymi "osieroconymi" padawanami. Tak jak oni, jej postrzeganie świata - i siebie - uległo drastycznej zmianie. Najlepiej widać to podczas narady, gdy rozważane jest podjęcie samobójczej misji:
[Aubrie] Miało mnie tu nie być. Miałam ćwiczyć z mistrzem Windu na Coruscant. Mistrz powiedział, że moim przeznaczeniem jest Rada Jedi...
[Anakin] Aubrie, odeślemy ciebie i Warble'a na wzgórze...
[Aubrie] Nie. Odkąd byłam dzieckiem, ktoś dokonywał za mnie wszystkich wyborów. Dziś mogę podjąć swoją pierwszą prawdziwą decyzję. I nie mam zamiaru podjąć złej. Zostaję, by walczyć w kolejnych bitwach. Republice bardziej przydadzą się żołnierze i sprzęt zgromadzony na tym wzgórzu niż ja...
Ten dialog między Anakinem, a Aubrie ukazuje, jak bardzo ta padawanka zmieniła się w przeciągu kilku tygodni ciągłych walk. Gdy przybyła na Jabiim, jej mistrz wspomniał, że denerwowała się zmianą planów dotyczących jej szkolenia. Ale gdy stała się częścią "Sfory Padawanów", jej światopogląd uległ zmianie. Od teraz to nie mistrz, ani nie Rada podejmowała decyzję o jej życiu, a sama Aubrie. Nawet jeśli miała przez to zginąć w samobójczej misji, to była jej decyzja. Jest w tym coś także bardzo smutnego, że według niej Republika potrzebuje żołnierzy i sprzętu bardziej niż jej własnych talentów. Bo tak chyba myśli każde pokolenie, które zostało zmuszone do walki podczas wojennych zmagań. Ilu młodych ludzi miało potencjał zmienić świat na lepsze - stać się nowymi pionierami w medycynie, chemii, fizyce czy w sztuce - ale zginęło, sądząc, że ich świat potrzebował żołnierzy bardziej niż cokolwiek innego? Tak jak oni, nikt nie myślał o przyszłości, o czasie odbudowy. Teraz, dla obecnej generacji Jedi, wojna stanowiła centrum ich życia. Nie nauki Zakonu. Nawet nie Moc.
Pozostali padawani także odbiegli daleko od podstaw nauki Zakonu. Kass Tod i Mak Lotor ewidentnie żywili do siebie głębokie uczucia - i choć publicznie nie obnosili się z nimi, wątpię aby pozostali bohaterowie nie wyczuli ich bliskiej relacji. Lecz nikt nie interweniował. Tak samo, jak w przypadku Zule Xiss, która od śmierci swego mistrza "zamknęła się w pancerzu ognia", a której gniew w końcu przybliżył ją do Ciemnej Strony Mocy. Jednak nawet wtedy inni padawani nie reagowali. Jak skomentował Vaabesh: "Czy to naprawdę ma znaczenie? Przynajmniej jest po naszej stronie!"
Celem ostatniej misji "Sfory Padawanów" było spowolnienie wrogiej armii, by Anakin Skywalker mógł ewakuować pozostałą część wojska. Jednakże ich prawdziwym pragnieniem było zabicie Alto Stratusa, przywódcy Separatystów na Jabiim. W grę nie wchodziła dyplomacja, próba schwytania tego człowieka - padawani chcieli wyeliminować go z walki raz na zawsze: "Obiecuję, że pochowamy Alto Stratusa, nim pochowamy siebie nawzajem".
O ile wielu Jedi zachowało swą wiarę w dobroć i potrafiło okazać współczucie swym wrogom, z reguły byli to już doświadczeni rycerze Jedi. Przypadek "Sfory Padawanów" z Jabiim nie jest odosobniony. Nie tylko oni stali się bardziej bezwzględni. W komiksie "Jedi: Yoda" poznajemy losy kolejnych padawanów, których wojna pozbawiła mistrzów. Od razu widać wyraźny konflikt między wiekowym Yodą, a młodym Calem, który uważał "dawne nauki" za przestarzałe i nieskuteczne w obliczu zbrojnego konfliktu. Yoda nie potrafił dotrzeć do chłopaka i ze smutkiem zauważył, jak bardzo zmieniła go wojna:
"Cal, pamiętasz, jak byłeś jeszcze dzieckiem, zanim mistrz Tyffix nauczać cię zaczął? Gdy ja jeszcze cię nauczałem? W twojej grupie jeszcze jeden uczeń był... dziewczynka. Inni pozbyć się jej chcieli. Grupę spowalniała. Miecz jej ukryli, gdy próbę przejść miała. Zawiodłaby... gdybyś swojego miecza jej nie dał. Źli na ciebie byli, lecz dobro zamiast obojętności wybrałeś. A teraz na ciebie patrząc, chłopca tamtego ledwo dostrzegam."
Myślę, że bardzo wielu padawanów - jak i już wyszkolonych rycerzy Jedi - zmieniło się w tak drastyczny sposób. Zapewne by móc przetrwać nadchodzące batalie i związane z nimi traumatyczne przeżycia. Część z nich zaś zadała sobie sprawę, że nie czują się dobrze w Zakonie i wystąpiła z niego. Tak jak Bardan Jusik, który odnalazł swe miejsce w mandaloriańskim klanie Skiraty, czy Rennax Omani, która postanowiła powrócić na rodzimą planetę i odnaleźć swych rodziców. W końcu i sama Ahsoka Tano, poniekąd rozczarowana Radą Jedi, odeszła z Zakonu, by odnaleźć własne miejsce we wszechświecie.
Warto zwrócić uwagę, że wojna nie dotknęła tylko Jedi biorących czynny udział na linii frontu. Całe świątynne życie na Coruscant uległo zmianie:
"Rytm życia Świątyni na zawsze zburzony brakiem czasu - koniec z ogrodnictwem, ręcznym szyciem szat, koniec z grami. Teraz tylko walka wręcz, szkolenie taktyczne małych oddziałów, ćwiczenia w infiltracji wojsk; posiłki przygotowywane pospiesznie ze składników kupionych w mieście, dwunasto- i czternastoletnie dzieci nagle zainteresowane transmisjami, biegające jako kurierzy albo wyszukujące plany dawnych bitew. Dzieci były największym zmartwieniem Leem. Świątynia pozbawiona była prawie dorosłych mieszkańców; wyglądała jak szkoła, z której uciekli nauczyciele. Nagle osieroceni padawani, akolici, dla których nie starczyło mistrzów, i wciąż za dużo odpowiedzialności. Maks Leem obawiała się o nich. Wprawdzie Yoda i inni nauczyciele usiłowali wpoić im starodawne cnoty Jedi, lecz to pokolenie musiało pozostać napiętnowane wojną. Jakby byli pojeni zatrutym mlekiem, myślała mistrzyni. Po raz pierwszy od czasu Wojny Sithów całe pokolenie rycerzy Jedi wyrosło w Mocy otoczonej Ciemną Stroną. Uczyli się czuć sercami, które stały się zbyt stare i zbyt twarde. Nastąpiło to za wcześnie." [Yoda: Mroczne spotkanie]
Całe szkolenie uległo drastycznej zmianie. Młodzi uczniowie Jedi nie poświęcali już uwagi naukom politycznym, społecznym czy historycznym. Teraz wszystko było powiązane z wojną: "tylko walka wręcz, szkolenie taktyczne małych oddziałów, ćwiczenia w infiltracji wojsk" albo studiowanie nie dawno rozegranych bitew. W "Próbie Jedi", gdy Kenobi został samotnie wysłany na misję, na odchodnym nakazał swemu padawanowi świecić przykładem. Choć pragnął, aby Anakin spędził nadchodzące dni w archiwach zakonu i pogłębiał swą wiedzę, oczekiwał, że czas poświęci właśnie na studiowaniu wojennych zmagań.
Bardzo łatwo wyobrazić sobie entuzjazm świeżo upieczonych padawanów lub młodzików, którzy niebawem mieli się nimi stać. Od dziecka wpajano im, że Republika to najwyższe dobro, dla którego warto ginąć. W bezpiecznych murach świątyni wojna musiała wydawać się czymś niezwykłym - czasem bohaterów, możliwością zabłyśnięcia, sprawdzenia swych sił. Większość z tych dzieci zapewne zdawała sobie sprawę, że walka na froncie to nie zabawa - ale wiedzieć to, a doświadczyć, to dwie różne rzeczy. Wystarczy spojrzeć na Ahsokę Tano, gdy po raz pierwszy spotkała swego mistrza na Christophis (jak "pouczała" doświadczonych żołnierzy, jakie pozycje powinni zająć albo jak bardzo chciała udowodnić, że nadaje się na padawankę) oraz na jej późniejsze losy. To, co wyobrażała sobie jako początkujący padawan, a to czym wojna oraz jej przynależność do zakonu okazały się, to drastycznie dwie różne rzeczy. A przecież historia Ahsoki to tylko jeden przykład z wielu.
- Mój mistrz nauczył mnie, że trzeba walczyć jak wojownik... myśleć jak zdobywca... to jedyny sposób by przetrwać.
- Przetrwać fizycznie, tak... ale gdy wojna się skończy - co wtedy?
(rozmowa padawana Cala i mistrza Yody)
Jak wojna zakończyła się dla Jedi, wszyscy wiemy. Ale nawet gdyby zdołali uniknąć masowej zagłady - gdyby potrafili powstrzymać niecne plany Dartha Sidiousa nim ten zniszczył Republikę i Zakon - czy potrafiliby powrócić do swej pokojowej egzystencji? Powrócić do tego, co było sednem Jedi, a czego obecne pokolenie nie miało czasu przyswoić sobie do serc, bo te przez wojnę za szybko stały się "zbyt stare i zbyt twarde"? Jak innym stałby się Zakon Jedi, który stracił całe pokolenie na rzecz druzgocących Wojen Klonów?
Chociaż tego nigdy się nie dowiemy, myślę, że warto pamiętać o ostatnim pokoleniu Jedi chylącej się ku upadkowi Republiki. O pokoleniu Anakina Skywalkera oraz podobnych mu Jedi, którzy wierzyli w słuszność sprawy. Którzy byli gotów walczyć i ginąć na wszelakich liniach frontu w obronie rządu, który tak łatwo obrócił się przeciw nim samym.