Lord Bart: Cześć, Dan. Dzięki, że znalazłeś w swoim pracowitym grafiku czas na nasz mały wywiad. Zacznijmy od klasycznego pytania - jak zaczęła się Twoja przygoda z Gwiezdnymi Wojnami?
Daniel Wallace: Jestem wielkim fanem Gwiezdnych Wojen od dzieciństwa. Potrafiły one pobudzić moją wyobraźnię ciekawą opowieścią, a jednocześnie ta powieść tworzyła poczucie większego, żyjącego uniwersum, w którego każdym zakamarku dzieje się coś ciekawego. Zawsze uwielbiałem dobry wizję i budowę wszechświata a okazja do odkrywania galaktyki Gwiezdnych Wojen zarówno, jako fan jak i twórca to coś, czemu nie mogłem się oprzeć.
Co zatem skłoniło Cię do pracy przy książkach o tematyce Gwiezdnych Wojen?
DW: Po prostu dla zabawy stworzyłem dokument, w którym zebrałem wszystkie znane na tamten czas (to był mniej więcej 1995 r.) planety Gwiezdnych Wojen i rozpowszechniłem go w Internecie. Zwrócił on uwagę Lucasfilmu i dyrektorki działu wydawniczego Lucy Wilson, która zaprosiła mnie na rozmowę w sprawie pracy nad książką, planowaną pod nazwą Ilustrowany przewodnik po planetach i księżycach Gwiezdnych Wojen (The Essential Guide to Planets and Moons). Na szczęście przesłuchanie przeszedłem pozytywnie i zostałem włączony do grupy tworzącej między innymi oryginalny Ilustrowany przewodnik po robotach i androidach Gwiezdnych Wojen (The Essential Guide to Droids).
A jak w tym wszystkim wyglądała sytuacja z Twoim udziałem w FidoNet[1] Star Wars Echo[2]?
DW: Wbrew pozorom spędziłem niewiele czasu grzebiąc w FidoNecie i innych internetowych ośrodkach fandomu Gwiezdnych Wojen na początku lat dziewięćdziesiątych. Mogę wymienić jeszcze Usenet group rec.arts.scifi.starwars i społeczności fanów w serwisach Prodigy i CompuServe. Najwięcej czasu poświęciłem społeczności Gwiezdnych Wojen w America Online[3] i wciąż mam stamtąd wielu przyjaciół, że tak powiem - przyjaciół z innej epoki.
Przeważająca ilość Twoich tytułów zawiera sporą ilości encyklopedycznego tekstu. Czy tworząc je bardziej współpracujesz z innymi twórcami SW czy korzystasz z tekstów źródłowych?
DW: Myślę, że pytanie powinno brzmieć czy mam elastyczność w tworzeniu nowych rzeczy, czy też muszę polegać na tym, co już ustalono wcześniej? Obydwa stwierdzenia są prawdziwe - mam pewien stopień swobody w tworzeniu nowej, oryginalnej treści, ale jednocześnie ważne jest uznanie i szacunek dla ciągłości istniejącego uniwersum. Tak naprawdę ja tylko organizuję je w łatwy do zrozumienia sposób. A jeśli chodzi Ci o pisarzy książek to rzadko współpracujemy bezpośrednio.
Czy w takim razie zdarza Ci się korzystać z Wookieepedii czy innej formy wiedzy fanów?
DW: Absolutnie! Wookieepedia to wspaniałe przedsięwzięcie i jestem wielkim entuzjastą pracy, którą tworzą fani. Ale sam rzadko korzystam z niej bezpośrednio. Bardziej interesują mnie źródła, na których oparte jest dane hasło - przydaje się to do sprawdzenia czy sam czegoś nie pominąłem. Wookieepedia odświeża też moją wiedzę, kiedy zaczynam nowy temat.
Ile osób pracuje średnio przy wydaniu typowego Essential Guide’a?
DW: To zależy. Czasem jestem jedynym twórcą, czasami współpracuję z trzema-czterema innymi pisarzami. Następnie przychodzi czas na artystów-grafików i edytorów tekstu, ludzi od projektowania całokształtu (okładka, papier, układ stron), redaktorów z Lucasfilmu, a czasami nawet swoje trzy grosze dorzuca dział reklamy i PR. To chyba znacznie więcej niż myślisz!
Faktycznie, sporo. Zwłaszcza redaktorzy z Lucasfilmu…
DW: Nie są tacy straszni jak się wydają.
Skoro nie oni to, co jest największą trudnością podczas składania nowego tytułu?
DW: Praca na czas. Kiedy terminy są ustalone to potrafią być bardzo brutalne, a podczas pracy wydają się skracać! Często mam tylko miesiąc lub dwa, aby napisać książkę od początku do końca, a niektóre z nich wymagają sporej ilości badań, które muszą zostać wciśnięte w harmonogram. Razem z tymi wszystkimi godzinami potrzebnymi do faktycznego pisania i samodzielnego edycji.
To całkowicie zrozumiałe, stąd jeszcze raz dzięki za czas poświęcony dla naszego portalu. Powiedz mi zatem, czy liczne (i niestety coraz większe) sprzeczności w uniwersum bardzo przeszkadzają w pracy? Jak sobie z tym radzisz?
DW: Naprawdę staram się wyeliminować lub wyjaśnić wszystkie sprzeczności, gdzie tylko mogę i potrafię. Nie lubię, gdy są luźnymi obiektami, krążącymi i obijającymi się o siebie, ale też nie lubię, gdy ktoś podważa fakt i mówi, że „to nigdy nie stało”. Staram się spróbować znaleźć rozwiązanie, które utrzyma ciągłość historii i które (dla każdej sprzeczności) jest prawdą z pewnego punktu widzenia.
Z pewnego punktu widzenia. Podoba mi się to… i jednocześnie nie. Ale skoro sprzeczności, to kanon. Jaki masz do niego stosunek?
DW: Nie dam się powiesić za niego, ale chyba w mojej głowie kanonem jest wszystko - filmy, gry, komiksy i cała reszta. Ale nie zamierzam walczyć z nim albo o niego. Zdaję sobie sprawę, że wielu fanów widziało tylko kinowe filmy i na tym się opierają. Ja w swojej pracy staram się by nie czuli dyskomfortu czytając przewodniki.
W jakim sensie „dyskomfortu”?
DW: Chodzi o to żeby nie byli przytłoczeni ilością pozafilmowych zdarzeń i żeby mogli je przyjąć gładko, bazując właśnie na epizodach. Że wystarczą im one do stwierdzenia iż wydarzenia z przewodnika mogły mieć miejsce. Gdzieś tam, poza ekranem.
Rozumiem. Przejdźmy zatem do Twojego ostatniego dzieła, Book of Sith i do jego „jasnego” poprzednika – The Jedi Path. Są to książki (przynajmniej w mojej opinii), które zawdzięczają swój geniusz wyjściem poza standardowe ramy encyklopedycznego opracowania, nie tylko formą wydania, ale i sposobem przedstawienia treści. Co skłoniło Cię do stworzenia takiej formy, a nie np. typowego „The Essential Guide to Dark/Light Side Users”?
DW: Jestem bardzo szczęśliwy, że zyskałem możliwość pracy przy BoS/TJP, ponieważ są one napisane z wielotysięcznej perspektywy czasowej uniwersum. Nadal mają jakąś cząstkę „encyklopedyczności”, ale także (i co chyba ważniejsze) istnieją jako rzeczywisty przedmiot z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Tym samym proces ich pisania był dużo bliższy tworzeniu powieści niż przewodnika. Dla Book of Sith stworzyłem listę jej autorów, a następnie spędziłem naprawdę wiele czasu starając się dostać do wnętrza głowy Dartha Malgusa czy Matki Talzin. Chciałem stworzyć niepowtarzalny styl każdego z nich, przypominało to pisanie strona po stronie dialogu.
Porozmawiać z Malgusem. Mogłem w „The Old Republic”, ale na „żywo”... imponujące. Tekst tekstem, a wydania Vault Edition to osobna sprawa. Dla jednych niepotrzebny gadżet, dla innych możliwość dotknięcia namiastki tego co opisywane jest w książkach. Czy trudno było stworzyć projekty dla BoS/TJP i zdecydować co mają zawierać?
DW: Niektórych fanów nie obchodzą kolekcjonerskie dodatki, dlatego mamy także wersję wyłącznie książkową. Ale inni naprawdę je lubią i usłyszałem od nich wiele dobrych opinii, między innymi pod Twoim filmem na YouTube. Kiedy pracowaliśmy nad obydwoma projektami pomagałem tworzyć naprawdę długą listy elementów, które moglibyśmy umieścić, ale została ona brutalnie przycięta. Powód prosty – ostateczna cena Vault Edition nie mogła być… dramatycznie wysoka.
Zdradzisz co takiego było na liście BoS a wypadło?
DW: Jedną mogę. To była fiolka wypełniona jakimś płynem, który byłby starożytnym eliksirem Sithów, może trucizną. Nie mogliśmy jej umieścić właśnie ze względu na koszty no i bezpieczeństwo.
Fajne. A niektórzy dodają noktowizory do gier video. W taki razie, który z gadżetów jest Twoim ulubionym?
DW: Moje ulubione przedmioty to metaliczna moneta Jedi i schemat miecza świetlnego naszkicowany przez Obi-Wana na odwrocie serwetki z Jadłodajni Dexa. Obydwa z „The Jedi Path”.
TJP/BoS mają kształt księgi, która przechodzi z rąk do rąk. Stąd dopiski na marginesach, indywidualny charakter pisma czy strony różnego formatu w BoS. Skąd jednak pomysł na to kto w jaki sposób pisze albo czy szanuje swój „pamiętnik”? :P
DW: Bardzo lubię tworzyć komentarze na marginesach, szczególnie w przypadku „The Path Jedi”, gdzie istnieje wyraźna linia własności począwszy od Dooku przez Qui-Gona, Obi-Wana, Anakina, Ahsokę i tak dalej. Powstał z tego fajny łańcuch argumentów i kontr. Do „Book of Sith” było trudniej, ponieważ nie jest to jedna, zunifikowany książka, ale raczej seria fragmentarycznych tekstów, które zostały połączone w całość przez Dartha Sidiousa. A ponieważ były one rzadkie, stare to wydawało mi się dziwnym, aby pisać na nich. Ale ostatecznie pomyślałem - to nie są Jedi. Użytkownicy Ciemnej Strony Mocy nie mają szacunku dla niczego. Czemu mieliby mieć dla wiekowego manuskryptu?!
Pewnie, jak nie szanować to po całości. Chciałem zapytać o przypisy, które można znaleźć na twojej stronie. To świetna sprawa, pokazują jakimi przesłankami kierowałeś się podczas pisania. Ale czy te wytłumaczenia piszesz jako ekstra dodatek dla fanów czy raczej jest to forma obrony przed zarzutami, że coś pomyliłeś? :P
DW: Myślę, że jedno i drugie. Ale bardzo lubię wyjaśnić skąd wziął się dany wpis i jakie czynniki zewnętrzne wpływały na pisanie moich książek. Wiele razy umieszczałem w nich swojej żarty, bardzo subtelne, więc jedynym sposobem aby każdy mógł je poznać są wyjaśnienia w przypisach.
To zostańmy jeszcze przy nich. TJP została podzielona na cztery części, w których zmieściły się wszystkie sto sześćdziesiąt stron. Dlaczego BoS, dzielony podobnie, kończy się na sto dwudziestej ósmej? Myślę, że Darth Plagueis i Imperator nie byliby zadowoleni z takiego traktowania…
DW: Masz rację… Zamierzałem uzupełnić serię dla BoS o brakujące strony, ale szereg innych zajęć i terminów przeszkodził. Bądźcie czujni!
No to czekamy. Wiadomo natomiast, że czasami człowiek nie uniknie błędu. Przyznałeś w przypisach, iż faktycznie Ajunta Pall ściął Hakagrama Grausha jego własnym mieczem wojennym, chociaż na arcie widzimy go z mieczem świetlnym. Ja wygrzebałem coś co mnie intryguje od dłuższego czasu, strona sto czterdziesta piąta BoS: „The following three books - The Weakness of Inferiors, The Book of Anger, and The Manipulation of Life - present how I achieved absolute power (...)" „The Manipulation of Life”? Może to coś z „Dartha Plagueisa” Luceno (takie przypuszczenie, jeszcze nie czytałem), ale zawsze wydawało mi się że trzecią Księgą tworzącą „Dark Side Compedium” jest „The Creation of Monsters”…
DW: Tak, miecz świetlny to błąd z mojej winy, przegapiłem to podczas ostatecznego składania. Natomiast „Manipulation of Life” jako tytuł nie jest błędem - pierwotnie trzecia Księga dotyczyła „monstrów”, ale moim redaktorom nie spodobało się to za bardzo. Mimo, że wskazałem pierwszeństwo nazwy we wcześniej publikowanych źródłach. Więc ostatecznie mamy „manipulowanie życiem”, a moja teoria jest taka, że to „tytuł roboczy”. A Imperator w końcu zmienia go później. Wolno mu.
Nie podobał się redaktorom. Pewnie tym z Lucasfilmu :/ Teraz już w pełni rozumiem „punkt widzenia”. Dobra, zostawmy to i przejdźmy do trzech imo najważniejszych obecnie projektów wewnątrz Gwiezdnych Wojen. BoS zawiera rozdział poświęcony dziennikom Dartha Malgusa, zapiskom najbardziej charakterystycznej postaci gry MMO „The Old Republic”. Co sądzisz o tej grze? Miałeś okazję zagrać? Czy proponowany finał Malgusa pasuje do jego przemyśleń z zapisków?
DW: Tak, miałem okazję zagrać, ale nie tak długo jak bym chciał. Mam Przemytnika wylevelowanego do około jedenastego poziomu i Inkwizytora Sithów do około ósmego. To dość żałosne wiem, ale byłem bardzo zajęty pracą a ta gra zajmuje tyle czasu, że ja naprawdę nie byłem w stanie go znaleźć i poświęcić moim bohaterom, którzy na to jak najbardziej zasługują.
OK, ja wyciągnąłem pięćdziesiątkę Inkwizytorem i… ale nie o tym rozmowa. A Malgus i jego udział?
DW: Jak mówiłem, nie grałem na tyle by się z nim zetknąć, a nie śledziłem jego wątku oddzielnie. Chociażby żeby sobie nie spolerować, gdybym jednak kiedyś do gry wrócił.
W taki razie czy maczałeś palce w projekcie „Star Wars: The Old Republic Encyclopedia - The Definitive Guide to the Sith-Jedi Wars”?
DW: Nie, nie byłem zaangażowany w ten tytuł, ale nie mogę się doczekać żeby go zobaczyć. Kupiłem egzemplarz „The Art and Making of Star Wars: The Old Republic” i naprawdę mi się podobało.
Stworzyłeś „Clone Wars Adventures: The Official Guide to the Virtual World”, w BoS umieściłeś Matkę Talzin, postać stworzoną na potrzeby serialu, w TJP mamy dopiski Ahsoki Tano. Jak oceniasz projekt TCW? Czy mógłbyś zrobić Essential Guide po ostatnim sezonie?
DW: Kocham serial „The Clone Wars”, a epizody jak „Hunt for Ziro” i „Bounty” to jedne z moich ulubionych. Uwielbiam Cada Bane’a. Choć nie pracuję nad przewodnikiem po Wojnach Klonów, to zamierzam zebrać jak najwięcej informacji o tym okresie do nowego wydania „Essential Guide to Characters”, który ukaże się w 2013 roku.
A jak podobają Ci się pomysły typu: niespodzianka! Maul żyje i ma się całkiem nieźle?
DW: Powoli, po sceptycznych początkach, przyzwyczajam się do idei przetrwania Dartha Maula. Naprawdę podobał mi się odcinek, w którym Savage Opress leci na planetę-wysypisko, gdzie jego przewodnikiem zostaje wężowaty gość. Znajduje tam jedynie szalonego Maula, używającego cybernetycznego ciała w kształcie pająka zamiast nóg. To uroczy, obłąkany odcinek.
Trzeci projekt to Gwiezdne Wojny przeżywające… kolejną młodość. A to dzięki technice 3D i (chyba) udanemu powrotowi do kin Epizodu I. Jak oceniasz technologię i czy ma ona/będzie miała istotny wpływ na Gwiezdne Wojny?
DW: Nie jestem wielkim fanem 3D, choć myślę, że w niektórych przypadkach może być ona stosowana z powodzeniem. Myślę, że może rozszerzyć zbiór doświadczeń związanych z oglądaniem Gwiezdnych Wojen na dużym ekranie, ale nie należy oczekiwać, że będzie miała znaczący wpływ w dłuższej perspektywie.
Przejdźmy zatem do Twoich planów na przyszłość. Możesz zdradzić naszym fanom co nieco o nowym przewodniku po postaciach?
DW: Pracuję nad projektem dokładnie w tej chwili. To będzie przewodnik w formacie podobnym do poprzednich, ale z naciskiem na nowych bohaterów i w oparciu o nowe historie. Innymi słowy, jeśli posiadasz poprzednią wersję to będzie idealny dla Ciebie, ponieważ zawarte w nim materiały będą tylko w niewielkim stopniu powtórzone. To oczywiste, że pewna ilość podstawowych informacji wymienionych w drugiej wersji musi zostać zachowana, ale nowy przewodnik powinien funkcjonować naprawdę dobrze jako samodzielna praca. Przy której mam dużo radochy pisząc krótkie komentarze na brzegach stron, trochę jak dopiski z BoS/TJP. Nie zajmują dużo miejsca, ale mam nadzieję, będą zabawne i przyjemne w czytaniu.
Czy chodzą Ci po głowie jakieś inne projekty, bliższe bądź dalsze realizacji?
DW: Tak, zdecydowanie. Jest gwiezdno wojenny projekt, który wciąż nie został zapowiedziany, a pracuję nad nim tego lata i jest drugi, który rozesłałem do różnych wydawców. Miejmy nadzieję, że szybko znajdzie bezpieczną przystań i będę mógł z nim wystartować. Pierwszy tytuł ukaże się w 2013 roku, ale na drugi trzeba będzie poczekać. Oby się udało!
W taki razie trzymam kciuki. Teraz bardzo ważne pytanie dla społeczności Manadalorian na naszym portalu – czy istnieje (chociaż teoretyczna) szans na stworzenie książki o Mando'a, na wzór BoS?
DW: Hmmmm. Zawsze w ruchu przyszłość jest.
A gdybyś miał totalnie wolną wolę i brak jakichkolwiek ograniczeń – następny przewodnik powstałby o czym?
DW: Hmmmm. Pozwolę sobie nie odpowiedzieć na to pytanie, ale z dobrych powodów. Bądźcie gotowi i uważanie śledźcie newsy!
Chciałem Cię też zapytać o inną działalność. Jesteś autorem wielu fantastycznych książek związanych z uniwersum Batmana czy Hulka. Jak udaje Ci się zebrać, pogodzić i rozdzielić informacje z GW od DC/M?
DW: To jest cały czas ten sam proces, więc nie jest to takie trudne, jak mogłoby się wydawać. Kocham zagłębiać się w tajniki wszechświata i podziwiam jego złożoną budowę, więc jestem szczęśliwy mając szansę nurkowania wśród szczegółów. Czy to DC Universe czy Gwiezdne Wojny – nie mam problemów z oddzieleniem informacji. I wiele seriali, które lubię, jak „Gra o tron” czy „Breaking Bad”, ma równie cudowną konstrukcję. Podoba mi się bardzo, chociaż nie miałem możliwość publikowania czegokolwiek z tych wszechświatów. Może kiedyś…
Myślę, że przy twórczości G.R.R. Martina miałbyś naprawdę dużo pracy. Czy w takim razie świat i bohaterowie DC/M są trudniejsi do opisywania niż GW?
DW: Jedną z rzeczy, która sprawia większą trudność przy DC/Marvelach są postacie i ich częste zmiany w czasie. DC to robienie dużego restartu, gdzie wymazuje się dekady dotychczasowej historii, a Marvel – kompresja poczynań bohatera do 5-10 lat „rzeczywistego” czasu. Oba typy zachowań czasami powodują problemy, zwłaszcza gdy próbujesz ustalić czy dane wydarzenie w ogóle zaistniało, jak i kiedy.
Gdybyś miał wybierać, kogo wolałbyś spotkać – Jokera czy Vadera? Batmana czy Luke’a Skywalkera?
DW: Dartha Vader zdecydowanie, bo pewnie zostawiłby mnie w spokoju, gdybym nie wchodził mu w drogę. Joker mógłby mnie zabić, bo nie spodobałyby mu się moje buty! Ale myślę, że bardziej wolałbym spotkać Batmana niż Luke’a Skywalkera. Zresztą mogę powiedzieć, że spotkałem Człowieka Nietoperza. I dostałem jego zdjęcie.
Aaaa-ha. Ameryka, kraj wielkich możliwości. I pewnie dlatego na Comic-Conie 2012 w San Diego podpisywałeś najnowszą produkcję – „Batman: World of the Dark Knight”. W swoim księgozbiorze posiadasz również „The Joker: A Visual History of the Clown Prince of Crime”. Jak zatem oceniasz „nowego” Batmana, „nowego” Jokera, przedstawionych w filmach Christophera Nolana? Czy te filmy są gorsze/lepsze od twórczości np. Tima Burtona?
DW: Problem Batmana i Jokera polega na tym, że mogą być oni (i ich zachowania) zinterpretowane na milion różnych sposobów. Tylko w przypadku Batmana mamy komiksy, seriale animowane „Batman: The Animated Series”, „Super Friends”, „Batman: The Brave and the Bold”, filmy Burtona i Schumachera, twórczość Nolana, program telewizyjny Adama Westa, gry Arkham Asylum i City… Mógłbym wymieniać w nieskończoność. Nie sądzę żeby istniała „najlepsza” wersja z nich wszystkich i cieszę się, że ta postać może być wyrażony na wiele różnych sposobów, co świadczy o jej długowieczności w kulturze. Aczkolwiek jestem wielkim fanem animacji lat dziewięćdziesiątych i osobiście uważam, że to ona stworzyła wiele najlepszych aspektów legendy Batmana.
Na koniec parę „nerdowskich” pytań. Która ścieżka Mocy jest ci bliższa? Pisanie o niej sprawia większą frajdę?
DW: Gdybym rzeczywiście mieszkał w uniwersum Gwiezdnych Wojen to wątpię, że byłbym Jedi lub Sithem. Chciałbym wyjść poza barierę Mocy. Mam tendencję do identyfikowania się z facetami, których bohaterskość łączy się z zarabianiem na życie w Galaktyce zamieszkałej przez nadludzkich użytkowników „magii”. Przykładem może być moja pierwsza stworzona postać w grze „The Old Republic” – to Przemytnik. W pracy nie przeszkadza mi żadna grupa zawodowa, traktuję całość Gwiezdnych Wojen jako coś fantastycznego.
Z serii klasyków: ulubiony Epizod?
DW: „Hunt for Ziro”, ale jestem też wielkim fanem oryginalnych odcinków Wojen Klonów wykonanych przez Genndy’ego Tartakovsky’ego.
Eeee jasne, mało precyzyjnie – ulubiony Epizod kinowy?
DW: W takim razie pierwowzór wszystkiego – „Nowa Nadzieja”. Myślę, że to niezwykły film, który (pomijając fabułę) powstał w nierównej walce z takimi wyzwaniami jak ówczesna technologia, ograniczenia studyjne, ciasny budżet i tak dalej.
Ulubiony bohater?
DW: Lando Calrissian. Za wieczne kumpelskie przepychanki z Hanem i za masę wdzięku.
Ulubiona filmowa scena?
DW: Maleńka, z „Nowej Nadziei”. Gdy Luke i Leia przygotowują się do skoku przez przepaść pomiędzy korytarzami Gwiazdy Śmierci. Włącz sobie tą scenę, obejrzyj dwa-trzy razy i wsłuchaj się w muzykę Johna Williamsa. Jest absolutnie doskonała.
Ulubiona książka?
DW: Ciężki wybór, mam wiele tytułów, ale jeden, który naprawdę tkwi we mnie to zaskakująco filozoficzny Nowa Era Jedi: Zdrajca M.W. Stovera.
Można Cię spotkać na różnych amerykańskich konwentach? Jest szans, że zawitasz kiedyś do Europy?
DW: Aktualnie brak jakichkolwiek planów na Europę, ale mam nadzieję być w Nowym Jorku na Comic-Conie tej jesieni.
Czy planujesz swój udział w Celebration VI? Niektórzy fani naszego portalu wybierają się na Florydę i liczą na Twój autograf?
DW: Niestety, przegapię Celebration w tym roku. Jestem smutny z tego powodu, ale mam nadzieję, że zabawa będzie przednia. Orlando to gorąca miejscówka, więc polecam!
Wielkie dzięki za poświęcony czas, czekam z niecierpliwością na Twoje nowe książki.
DW: Dzięki, super że mogłem odpowiedzieć na te pytania i za Twoim pośrednictwem porozmawiać z polskimi fanami Gwiezdnych Wojen! Niech Moc będzie z Wami!
[1] FidoNet (za wikipedią) to amatorska sieć komputerowa łącząca BBS-y (komputery, na których właściciel udostępnia miejsce, gdzie można umieszczać i czytać ogłoszenia, obsługiwać własną skrzynkę pocztową, dokonywać transferu plików itp.) na całym świecie.
[2] Star Wars Echo (za wookieepedią) to grupa BBS-ów powstała w latach dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku, gromadząca fanów Gwiezdnych Wojen. Jedna z najwcześniejszych struktur fandomu on-line. Jej znanymi (dzisiaj) użytkownikami byli m.in. Kevin J. Anderson, Brian Daley, Tom Veitch, Timothy Zahn, ludzie związani z West End Games (RPG d6) czy okazjonalnie członkowie Lucasfilmu.
[3] Bez wdawania się w szczegóły, grupa rec.arts.scifi.starwars, grupy tematyczne na serwisach Prodigy i CompuServe, czy w końcu na America Online (bardziej znanym jako AOL) to hardcorowe i klasyczne zarazem miejsca spotkań fanów SW z czasów… dla mnie prehistorycznych i faktycznie, biorąc słowa Dana, z innej epoki. Modemów, Usenetu i temu podobnych. Cudowne lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte.