TWÓJ KOKPIT
0

Dlaczego fanek Star Wars jest mniej niż fanów? :: Różne



Anna "Kasis" Michalska



Dlaczego fanek Star Wars jest mniej niż fanów?


Pytanie to zadawane było już nie raz, chociażby na naszym Forum, gdzie problem omawiano w kilku tematach. Dlaczego Gwiezdnymi Wojnami interesuje się mniej dziewczyn niż chłopców? Jak, tak właściwie, wygląda żeńska część grona miłośników Star Wars? A także s-f, fantasy, komiksów, RPG i gier komputerowych? Ile dziewczynek, dziewczyn i kobiet znajdziemy w społeczności fanów Gwiezdnych Wojen? Ile w rzeczywistości jest na tym świecie dziewczyn-geeków? Czy faktycznie jest nas tak mało, jak zwykło się uważać?

Buszując po Internecie odnoszę wrażenie, że wcale nie jesteśmy gatunkiem na wymarciu. Z każdego kąta wyzierają jakieś miłośniczki fantasy, s-f, komiksów czy właśnie Gwiezdnych Wojen. Z drugiej jednak strony panowie zawsze wydają się być bardziej licznym gronem (chyba, że mówimy o kręgach zwolenniczek miłosnego związku Anakina z Obi-Wanem). Aktorka Ashley Eckstein (głos Ahsoki Tano w serialu The Clone Wars) badając rynek przed uruchomieniem internetowego sklepu Her Universe, sprzedającego ubrania i gadżety Star Wars dla kobiet, stwierdziła, że panie stanowią blisko 50% tej społeczności. Warto jednak zauważyć, że badania przeprowadziła wśród amerykańskich fanów, w dużej mierze na konwentach. Może wśród nich faktycznie ten stosunek wynosi prawie pół na pół, ale trudno jest uwierzyć, że tak samo wygląda to w Polsce. Wystarczy przejść się na jakieś lokalne spotkanie fanów Gwiezdnych Wojen w naszym kraju, by się o tym przekonać. Przeważnie dziewczyn jest tam jak na lekarstwo. Osobiście, przez całe swoje życie, tylko raz spotkałam inną fankę Star Wars przypadkiem. Wszystkie pozostałe były mi przedstawiane przez innych fanów lub poznawałam je na tematycznych imprezach i przez Internet. Nie da się ukryć, że jest nas mniej niż fanów płci przeciwnej.
Może ta różnica między Polską a Stanami wynika z faktu, że w USA Gwiezdne Wojny są swoistym dobrem narodowym? Bez wątpienia są tam bardziej rozpoznawalne niż w Polsce i przede wszystkim o wiele głębiej zakorzenione w tamtejszej kulturze masowej. U nas popkultura cały czas walczy jeszcze o miejsce na salonach, a tam już się wygodnie na nich rozsiada. Kolejne amerykańskie pokolenia mają swobodny dostęp do niezliczonej ilości gadżetów, a nawiązania do gwiezdnej sagi czekają u nich za każdym zakrętem. Tymczasem w Polsce mamy mniejszy dostęp do produktów tej marki, a do niedawna był on naprawdę ograniczony. Gwiezdne Wojny nie są tym samym w Polsce co w USA, nawet jeśli posiadamy ulicę Obi-Wana Kenobiego. Przynajmniej nie w zbiorowej świadomości.

Jednak nawet w Stanach, gdzie wydawać by się mogło, że panuje nerdowskie równouprawnienie dziewczyna-geek jest czasami przyjmowana z niedowierzaniem, zaskoczeniem czy lekceważeniem. Dobrym przykładem jest tutaj medialne poruszenie wokół poprzedniej miss Stanów Zjednoczonych – Alyssy Campanelli, która przyznała, że jest fanką Star Wars. Był to istny news o dziwach. W końcu, czy miss nie jest świetnym przykładem stereotypowej pięknej dziewczyny, będącej poza zasięgiem przeciętnego geeka i do tego na pewno nie interesującej się fantastyką, a co najwyżej swoimi paznokciami i „pokojem na świecie”? Dlatego kiedy „najpiękniejsza dziewczyna Ameryki” okazuje się miłośniczką Gwiezdnych Wojen, możemy mówić o przełomowym wydarzeniu, zadającym kłam przekonaniu, że taką tematyką mogą interesować się tylko nieatrakcyjne chłopczyce.
W rzeczywistości dziewczyny coraz śmielej i dumniej mówią o sobie, że są geekami. I to bez względu na wiek. Interesującym przykładem jest dziewczynka – Sith z wyboru, która swego czasu zaskoczyła prowadzących Akademię Jedi w Disneylandzie przyłączając się do Vadera zamiast z nim walczyć. Mała fanka kolekcjonuje gadżety, jej ulubioną postacią jest Darth Talon i chce władać galaktyką. A co najważniejsze uważa, że Gwiezdne Wojny są dla wszystkich.



W USA od 2011 roku organizowany jest konwent skierowany przede wszystkim do kobiet - GeekGirlCon, podczas którego mogą one się spotkać i podyskutować na interesujące je tematy, zarówno te czysto rozrywkowe, jak i poważne. W naszym rodzimym fandomie również mamy dużo przykładów miłośniczek Star Wars. Znajdziemy w Polsce dziewczyny bardzo zaangażowane w różne organizacje, projekty, fankluby, a także, po prostu, fanki pełną gębą, które w tym naszym świecie Star Wars ugrzęzły po uszy.

Przy okazji warto wspomnieć o głosach, które słychać ostatnimi czasy, że bycie geekiem stało się zbyt mainstreamowe, co rodzi pseudo-geeków, a dziewczyny tylko się w ten sposób lansują, liczą na duże zainteresowanie ze strony płci przeciwnej czy po prostu lecą na superbohaterów i aktorów, którzy się w nich wcielają. Zapewne i takie osobniczki można znaleźć, choć ja skłaniałabym się do stwierdzenia, że więcej dziewczyn zainteresowało się tymi klimatami (być może pierwotnie nawet z ww. powodów) i wsiąknęło w ten świat, właśnie dlatego, że bycie geekiem nie kojarzy się już tylko z siedzeniem w ciemnym, śmierdzącym pokoju i gapieniem w ekran.
Jest też grupa panów, która uważa, że dziewczyny nie mogą być prawdziwymi fankami czy nerdami. Przyznaję, pewne różnice pomiędzy obiema płciami istnieją i sprawiają, że nasze zainteresowania często kierują się w innych kierunkach. Fanki Gwiezdnych Wojen, czy fantastyki w ogóle, często (ale bynajmniej nie zawsze!) skupiają się na innych elementach niż panowie, co innego jest dla nich najważniejsze i czasami inaczej okazują swoje fanostwo. Jednak to wszystko nie sprawia, że są mniejszymi miłośniczkami Star Wars. Jestem w stanie zrozumieć, że Gwiezdne Wojny (już z samej nazwy!) przyciągają do siebie więcej chłopców. Tak po prostu jest i już. Czy to kwestia hormonów, różnic w budowie mózgu? Niech naukowcy to omawiają. Jednak nie da się ukryć, że Gwiezdne Wojny są bardzo bogatym uniwersum i mają wiele do zaoferowania, przez co przyciągają różnych ludzi innymi elementami i wszyscy zainteresowani znajdą tu coś dla siebie, bez względu na płeć czy wiek.

Wydaje mi się, że bardzo często dziewczyny po prostu nie znają Gwiezdnych Wojen i podchodzą do nich z rezerwą. Podobnie jest z całą resztą fantastycznych klimatów. Kiedy kobiety wypowiadają z tą mieszaniną niepewności i niechęci słowa „fantastyka”, „science-fiction”, „Gwiezdne Wojny”, mam wrażenie, że zawsze brzmią one tak samo, jakby przedstawicielki płci pięknej powtarzały jakiś wpojony im w dzieciństwie dogmat. Mówią i myślą w ten sposób, bo tak je nauczono, bo w takie ramy wtłoczono ich pojmowanie tego fantastycznego świata, przedstawianego jako dziecinne, głupiutkie i niezrozumiałe bajeczki, wypada dodać: dla dzieci lub chłopców.

Postanowiłam rozejrzeć się po swoim najbliższym otoczeniu, tym dawnym i obecnym, pod kątem fantastycznych zainteresowań (dziewczynek i kobiet ma się rozumieć). Na początek cofnęłam się aż do wczesnego dzieciństwa.
W moim bloku mieszkało ok. 20 dzieciaków z mojego rocznika (ponoć szczyt wyżu), plus pewnie drugie tyle w wieku +/- 3 lata. Na podwórku zawsze bawiła się spora grupa, a dziewczynek było naprawdę dużo i spędzałyśmy czas na przeróżnych zabawach, czasami (zwłaszcza jak miałyśmy po kilka lat), bardzo magicznych czy fantastycznych, wzorowanych na oglądanych bajkach i filmach. Oczywiście całkiem często bawiłyśmy się też lalkami, wynoszonymi na koce rozłożone na trawnikach przed blokiem. Doskonale pamiętam, że kiedy lalki większości moich koleżanek przeżywały głównie miłosne przygody, chodziły do sklepów, wychodziły za mąż itp., to lalki moje i jeszcze jednej dziewczynki trafiały zwykle do innych światów i tam przeżywały zdecydowanie odmienne przygody. Przy czym ona pozostawała pod dużym wpływem „Niekończącej się opowieści”, a ja „Opowieści z Narnii”.
Nasze wspólne zabawy były bardzo fantastyczne, żadna inna koleżanka, z tego naprawdę licznego grona, nie była zainteresowana zabawą w... Star Treka. Kanapa w jej pokoju robiła za statek kosmiczny, do którego miałyśmy wykonany tekturowy kokpit. Pamiętam jakiego strachu napędziłyśmy sobie kiedyś w pustym ciemnym pokoju, udającym groźną, tajemniczą planetę, na której się rozbiłyśmy. Zabawy w takich klimatach nie interesowały większości z naszych pozostałych towarzyszek, które wolały fantastykę w trochę innych odsłonach. Podczas gdy wszystkie dziewczynki uwielbiały „Troskliwe misie”, to już niekoniecznie He-mana (jak ja) czy Supermana (jak moja „fantastyczna” znajoma). Z czasem nasze pozostałe koleżanki coraz rzadziej chciały się bawić w te różne fantastyczne zabawy, przewagę zdobywały mniej niesamowite gry, a później plotki i pogaduszki na ławce przed blokiem czy spotkania fanklubu Backstreet Boys, który założyły. Chyba ostatnim takim fantastycznym podrygiem była zabawa w... „Czarodziejkę z księżyca”.

W większości przypadków moje koleżanki nie znały Gwiezdnych Wojen, to ja namawiałam je do zobaczenia o co w tym chodzi. Tak było w liceum. Zwykle wyjściowe nastawienie dziewczyn z mojej klasy było pełne szyderczych uśmieszków i komentarzy, że to jakaś bajka dla chłopców pełna statków kosmicznych i robotów. Ale kiedy oddawały pożyczone kasety, to żadna nie powiedziała, że to głupota czy, że straciła czas. A gwarantuję, że one nie pozostawiłyby na Gwiezdnych Wojnach suchej nitki, gdyby im się nie spodobało. Nie zachwycały się tak jak ja, fankami nie zostały, ale doceniły wiele walorów Starej Trylogii. Grupę koleżanek z liceum zabrałam ze sobą na seans „Mrocznego widma”, bo chciały zobaczyć „kontynuację” epizodów, które im zaprezentowałam. A trzy lata później część z nich sama z siebie wybrała się na „Atak klonów”, o czym dowiedziałam się już po fakcie. Była to dla mnie bardzo miła niespodzianka, tak samo jak to, że koleżanka ze studiów, której również zaprezentowałam swoje ulubione filmy, ilekroć lecą w telewizji melduje mi, że obejrzała przynajmniej fragment, żeby sobie odświeżyć.

Kobiety naprawdę dużo omija przez złe nastawienie i niewiedzę na ten temat. Spotkałam kiedyś w kinie koleżankę z pracy. Kiedy rozmawiałyśmy później, wspomniałam, że wybieram się na kolejną ekranizację „Opowieści z Narnii” i wtedy okazało się, że ona lubi filmy tego typu, tylko, jak się pożaliła, nie ma na nie z kim chodzić, bo wszyscy jej znajomi omijają takie klimaty szerokim łukiem. Innym razem spotkałyśmy się na koncercie muzyki filmowej. Później powiedziała mi, że uwielbia „Władcę Pierścieni” i opowiedziała jak w 2001 r. do kina zabrał ją ówczesny chłopak, a ona nawet nie wiedziała za bardzo na co idzie. Owszem miała wcześniej raz Władcę w ręku, ale jak wspominała odłożyła z niechęcią, bo to „fantastyka i jeszcze taka gruba”. A tymczasem film ją oczarował i, jak mówi, przyciągnął do książkowych oryginałów, które pokochała i od tego zaczęła się jej większa przygoda z fantasy.
Ostatnio przepytałam część kobiet w pracy i trafiłam tylko na jedną, która widziała Gwiezdne Wojny („Dawno temu, ale to nie moje klimaty, wolę Obcego” - czyli i tak satysfakcjonująca odpowiedź). Kiedy pytałam pozostałe czy jest jakiś konkretny powód, dla którego nigdy nie zainteresowały ich te filmy, to zwykle w pierwszej chwili nie wiedziały co powiedzieć, a po chwili padało stwierdzenie, że science-fiction to nie dla nich (część zaznaczyła, że fantasy czy baśnie mogą obejrzeć). Z ich wypowiedzi jasno wynikało, że widzą te filmy jako historię o „bardzo brutalnych walkach kosmicznych” i przeważnie nie bardzo wiedzą o czym opowiada ten cykl.

Powyższe przykłady dowodzą, że kobiety mogą dobrze odebrać Gwiezdne Wojny, czy inne produkcje spod szyldu fantastyki, problem polega na tym, że z góry są nastawione negatywnie, co innego wpojono im na ten temat. Moim zdaniem, to właśnie środowisko odgrywa tu kluczową rolę. Pamiętacie historię małej Katie prześladowanej przez kolegów w szkole za gwiezdnowojenną butelkę na wodę? Dziewczynka na własnej skórze, boleśnie, odczuła siłę stereotypu pod nazwą: „Star Wars tylko dla chłopców”. Na szczęście dzięki wsparciu internautów i ludzi związanych z Gwiezdnymi Wojnami nie uległa tym naciskom.



Czasami zaglądam do sklepów z zabawkami, żeby poszukać gadżetów Star Wars i pooglądać sobie czym się teraz bawią dzieciaki. Zawsze uderza i drażni mnie podział na strefy dla dziewczynek i chłopców. Od różu wylewającego się z chlupotem z dziewczęcych półek aż mdli. Dlaczego małe kuchenki stoją tylko tam, a zabawki Star Wars tylko na półkach dla chłopców? Nic dziwnego, że potem dzieciaki rosną w przekonaniu, że to czy tamto, nie jest przeznaczone dla ich płci i nabijają się z rówieśników, którzy nie mieszczą się w „normie”. I tak jest właśnie z Gwiezdnymi Wojnami. Dziewczynka z całą pewnością prędzej dostanie w prezencie różowy piórnik z księżniczką Disneya niż ciemny z Anakinem i klonami. Oczywiście, pewnie wiele dziewczynek wolałoby ten pierwszy, ale dlaczego nie dać im wyboru? Dlaczego narzucać „jedyne słuszne” zachowania reklamami i ułożeniem produktów na sklepowych pułkach? Ja, mając sześć lat, marzyłam bardziej o figurkach z He-mana niż o Barbie, którą jednak też chciałam mieć. I jestem przekonana, że w tamtych czasach starwarsowej posuchy sięgnęłabym po piórnik z Gwiezdnymi Wojnami prędzej niż po jakieś „różowe klimaty”, które swoją drogą przecież też mi się w pewnym stopniu wtedy podobały.

Myślę, że to są właśnie główne powody, dla których niektóre dziewczyny nie wyrastają na nerdów: presja społeczeństwa, głupie stereotypy oraz narzucane wzorce. Chłopcy zawsze mogą być bardziej dziecinni czy nieodpowiedzialni, „taka już ich natura”. Tymczasem od dziewczynek wymaga się, żeby były bardziej rozsądne i dojrzałe. Od dziecka nienawidziłam uwag w stylu „Ale, żeby dziewczynka?!”. Nie mogłam pojąć dlaczego, kiedy z lekcji wyskoczyło przez okno kilku chłopców i ja, to właśnie ze mną, w oczach nauczycielki, był największy problem.

Takim ślepym wzorcom narzucanym przez społeczeństwo może jednak przeciwdziałać tzw. najmniejsza komórka społeczna czyli rodzina. Kiedy patrzę teraz wstecz i wokół, to widzę, że ma ona bardzo duże znaczenie dla bycia geekiem. U mnie w domu fantastyka i s-f nigdy nie były uważane za głupią dziecinadę. Ojciec był dużym fanem tych klimatów, mama również je lubiła. Tata kupował Fantastykę, a dla mnie jej Małą odpowiedniczkę (choć byłam wtedy za mała by ją przeczytać i zrozumieć). To on kupił całe mnóstwo komiksów, jeszcze nim byłam w stanie złożyć literki i potem kiedy uczyłam się czytać, to ćwiczyłam m.in. na Thorgalu. To rodzice podsuwali mi różne książki w fantastycznych klimatach i mówili, że powinnam sobie obejrzeć ten czy tamten film (np. „Obcego”). Nigdy nie zniechęcali mnie czy brata do naszych zainteresowań, nawet jeśli uważali, że to nie najlepszy wybór. Owszem powiedzieli swoje zdanie, czasami trochę nam podokuczali, ale nie odwodzili nas od tego na siłę czy mówiąc w kółko, że to głupota. Zawsze byli ciekawi czym się interesujemy i często sami po to sięgali. Tak było np. w przypadku Harry’ego Pottera, którego moja mama w rezultacie została wręcz fanką. Nasza gwiezdnowojenna pasja była rozumiana i wielokrotnie wspierana przez naszych rodzicieli na wiele sposobów. Ja, dziewczyna interesująca się rzeczami, którymi nie interesowały się żadne znane mi inne dziewczyny, miałam wsparcie w domu, dzieliłam zainteresowania z bratem i nie musiałam przejmować się za bardzo zdaniem otoczenia. Miałam swój własny świat. I tak było przez wiele lat nim w liceum spotkałam inną fankę Gwiezdnych Wojen, a potem razem poznałyśmy całą grupę fanów tego uniwersum.
Fanki Star Wars często mówią, że z Gwiezdnymi Wojnami zapoznał je właśnie ich ojciec. Znam natomiast ludzi, którym rodzice cały czas mówili, żeby skończyli z tą dziecinadą, że to głupstwa i marnowanie czasu. Wieczne narzekanie, wyszydzanie zainteresowań czy awantury, o to że powinni zająć się czymś poważnym i bardziej „dorosłym” albo wręcz wyrzucanie gwiezdnowojennych gadżetów. Jeśli nawet te osoby wytrwały w swoich zainteresowaniach, to było to okupione kłótniami i brakiem zrozumienia oraz wsparcia. Część z nich, przez to, co kładziono im latami do głowy, ma nadal problemy z otwartym przyznaniem się czym się interesuje, wstydzi się i obawia reakcji otoczenia. Pojawia się pytanie, ilu takich fanów zrezygnowało i ile wśród nich było dziewczyn, którym sugerowano zajęcie się hobby „stosownym” dla ich płci. Ponieważ osobiście uważam, że na dziewczynkach bardziej wywiera się taką presję. Moje wspomniane wcześniej koleżanki z podwórka wyrastały z tych fantastycznych zabaw, chciały uchodzić za bardziej dorosłe. Kiedy przytrafił się im „nawrót” w postaci zabawy w „Czarodziejkę z księżyca”, z jednej strony były nią podekscytowane, a z drugiej trochę się jej wstydziły. Jak pisałam wcześniej, chłopcom prędzej się odpuszcza takie „zabawy”, ponieważ przecież wszyscy wiedzą, że „mężczyźni to duże dzieci”.

Podsumowując, uważam, że w rzeczywistości wiele potencjalnych „geekówien” zostało zmarnowanych, ponieważ nie miały sprzyjających warunków do rozwinięcia swoich zainteresowań i uległy presji. A jeszcze jedna grupa, nigdy z Gwiezdnymi Wojnami się po prostu nie spotkała lub nigdy nie dała im szansy żyjąc w przekonaniu, że to nie jest coś dla nich. Nie twierdzę, że każdej dziewczynie mają się podobać filmy spod szyldu Star Wars, ale nie powinnyśmy być utwierdzane w przekonaniu, że to produkcje tylko dla chłopców. Powinnyśmy móc same przekonać się czy to nas zainteresuje. Może i tak byłoby nas troszkę mniej niż panów, może i tak patrzyłybyśmy na to wszystko pod innym kątem, ale gdyby nastawienie społeczeństwa było inne, na pewno mogłoby być nas więcej niż jest w tej chwili.


TAGI: Publicystyka (79)

KOMENTARZE (11)

  • Luke S2016-04-11 08:58:06

    Ale genderyzm :D

  • darth ithilnar2013-05-04 20:29:56

    Świetny tekst i wiele ciekawych uwag. Mnie też strasznie wkurza podział na zabawki dziewczęce i chłopięce i zawsze kupując prezenty mojej bratanicy czy bratankowi staram się od tych podziałów uciekać.
    Co do wychowywania to również masz rację. rodzina ma największy wpływ na nasze postrzeganie świata i naszą w nim rolę. U mnie na szczęście nie było jakichś wielkich nacisków na to bym zajęła się typowymi dla dziewczynek zabawkami. Miałam różne zabawki, w większości chłopięce, bo były ciekawsze (np. zestaw do majsterkowania). Ważne jest to, żeby rodzice nie zabraniali bawić się konkretną zabawką tylko dlatego, że jest to zabawka dla płci przeciwnej.
    Co do bycia geekiem to spotykam się najczęściej z pobłażliwymi uśmieszkami - dorosła kobieta, a bawi się zabawkami? Ogląda filmy dla dzieci i czyta komiksy? Niestety, większość społeczeństwa ma takie podejście do życia i tego nic nie zmieni. Najważniejsze jest to byśmy sami nie dali się zmienić i nie poddali presji. Nie każdy musi być "poważny", bo świat byłby nudny.

  • Monmara2013-05-04 19:32:41

    Nie wiedziałam, że bycie fanem Gwiezdnych wojen równa się bycie geekiem/ nerdem.

  • Louie2013-05-04 18:35:22

    O, Seller jak zwykle musiał wylać swoje żale na temat jak to ludzie nie tolerują geeków.

    Człowieku, ja ze swoim tzw "geekostwem" (okropne słowo, ale niech Ci będzie) nigdy się nie ukrywałem i nie pamiętam ani jednej przykrej konsekwencji tej decyzji. A nie żyje w jakimś ogromnym mieście, tylko 25-tyś miasteczku. O dziwo cały czas mam znajomych, z dziewczynami nie mam większych problemów, więc co jest nie tak?

    Zastanów się, może to Ty masz problem ze sobą, a nie ludzie z "geekami". Albo mieszkasz w jakiejś wsi, gdzie jeszcze 20 lat temu przebijali ludzi widłami za homoseksualizm, a Twoi koledzy do dziś wierzą, że od masturbacji im ręce pousychają.

  • Kaysh2013-05-04 18:04:09

    Zazdroszczę rodzinki.
    U mnie w domu moje pasje były i są traktowane jako dziecinada, nikt mi fantastyki ani książek nie podsuwał. Wychowałam się w środowisku małej wsi gdzie kultura czytania nie jest zbyt powszechna. Więc na szczęście środowisko nie warunkuje, choć ma ogromny wpływ. Ale mimo wszystko, pomijając moich rodziców, nigdy nie zetknęłam się z opinią o nerdach i geekach którą prezentuje Seler. Nie popadajmy w skrajności. :P

  • Boris tBD2012-08-19 23:31:16

    W wiejskim barze też jest więcej (są sami) facetów, dlaczego ?

  • Mistrz Seller2012-08-17 20:15:06

    Jestem na studiach w grupie z dużą przewagą kobiet. I większość z nich patrzy na geeków i nerdów jak na duże dzieci albo jakiś dziwaków/świrusów. Więc faktycznie pod wieloma względami masz racje. Od początku przypisuje nam się stereotypowe role i często pokazuje, że geek=świrus/wariat/dziwak (sporo w tym zasługi telewizji).

  • darth_numbers2012-08-17 17:46:29

    Ciekawe spostrzezenie - mainstream probujacy zasymilowac geekow/nerdow :) Bedzie jak zawsze - mainstream absorbuje znieksztalcona powierzchownosc, underground zostaje na swoim miejscu i nic sie nie zmienia :)

  • Qel Asim2012-08-17 15:12:14

    Dokładnie - wszystko zależy od rodziny

  • Lux2012-08-17 14:49:06

    Wiesz, wraz z rozwojem cywilizacji często ważniejsze od biologii stały się płcie socjalne i energetyczne. Czy dla dziecka ma znaczenie, jakimi zabawkami się bawi? Nie. Czy w ogóle dla dziecka coś ma wartość? Nie, bo w jego świecie nie powstała jeszcze taka intelektualna instytucja, więc cieszy się ono "w momencie". Ma jednak znaczenie dla osób, które je wychowują. Przygotowują oni dziecko do roli socjalnej, próbują kształtować w nim świat kobiety lub mężczyzny. To jest schemat. Nie rodzimy się ani z płciową misją ani z socjalną rolą.

    Oczyszczenie przyjdzie w większości w wieku dorosłym, gdy świadomie wybierasz i krytycznie myślisz. Jednak, jak słusznie Kasis zauważyłaś, dużą rolę mają Ci, którzy kształtują nas na swoje podobieństwo, czyli rodzice oraz najbliższe otoczenie. :)

    Star Wars w większości emanuje energią meską (co nie ma nic wspólnego z byciem biologicznym mężczyzną!!). To rywalizacja, zbawianie świata, agresja, kierunek, cel. A w przyrodzie przeważnie (ale nie zawsze) jest tak, że więcej energii męskiej przejawiają biologiczni mężczyźni. Co się może zmienić podczas życia. Czy to znaczy, że SW przyciąga kobiety z większą męską energią? Nie wiem. Może te kobiety przyciągnęła żeńska energia, która w SW również jest. A może właśnie SW jest również częścią intelektualnego schematu bycia "mężczyzną"?

    Dlaczego jest zdecydowanie więcej fanek Zmierzchu niż fanów? Ten film emanuje energią żeńską. Wyciąganie jednak wniosków, że to obraz tylko dla kobiet jest generalizacją. Każdy sam odpowie, jakie wartości go przyciągnęły w SW i jak to się ma do jego własnej rzeczywistości. Jeżeli przestaniemy utożsamiać energie, socjalne role i płeć biologiczną to stworzymy sobie pole to szerszenia spojrzenia na człowieka jako istoty bardzo kompletnej.

    Życzę oczyszczenia z intelektualnych naleciałości ;)

  • Matek2012-08-17 14:46:37

    Podobno ponad 40% amerykańskich graczy w wieku 18-35 to kobiety :) Prawie połowa, nieźle ... Gorzej tylko że w statystykach uwzględniono gry z portali społecznościowych :P

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..