Autor: Janusz "Carno" Tomaszewski
Leia Organa Solo w swym życiu wcielała się w wiele ról. Księżniczka, senator, jeden z przywódców Sojuszu Rebeliantów, prezydent Nowej Republiki i w końcu rycerz Jedi. Spoglądając na samą listę zajmowanych przez nią stanowisk, niejako odruchowo przyjmuje się założenie, że córka Anakina Skywalkera była ze wszech miar politykiem wybitnym, której odrodzona Republika zawdzięczała swe istnienie. Założenie to jest jednak piramidalnym błędem. Księżniczka Leia była bowiem najgorszym przywódcą NR i w znaczącym stopniu przyczyniła się do jej ostatecznego upadku.
Nie mam żadnych wątpliwości, że dzień, w którym Mon Mothma zdecydowała się odejść z polityki i wyznaczyła Leię na swego następcę był dla Nowej Republiki jednym z najczarniejszych w jej krótkiej historii. Chociaż wydawała się idealnym kandydatem, Organa Solo okazała się jedynie – jak wielu rewolucjonistów w historii - osobą stworzoną do organizowania buntu przeciw władzy. Zarządzanie państwem bowiem całkowicie ją przerosło. Jak cała sztuka polityki zresztą. Potrafiła być – choć nader rzadko – lwem, jednak nigdy nie była lisem.
Organa nie jawiła się jako typ przywódcy, z którym potencjalni przeciwnicy Republiki obawialiby się zadzierać. Wystarczy wspomnieć Hutta Durgę, który nie bał się zadrzeć z Leią (w samym Pałacu Imperialnym!) i dokonać zuchwałej kradzieży niemal na jej oczach. A mowa przecież o wprawdzie bardzo potężnym, ale mimo wszystko jedynie przestępczym lordzie, który o wpływach księcia Xizora mógł jedynie pomarzyć. Można wprawdzie powiedzieć, że głupich nie sieją, a Organa odegrała się Durdze z nawiązką, jednak wielu innych, bądź co bądź „małych” politycznych graczy, jak Thrackan Sal-Solo czy Nil Spaar, również nie obawiało się zetrzeć z kierowaną przez nią federacją.
Idealnym przykładem niekompetencji prezydent NR były jej działania podczas kryzysu Czarnej Floty, który w moich oczach całkowicie ją skompromitował jako polityka. Nil Spaar – przywódca z praktycznie nieznanego systemu, w porównaniu z Leią polityk zdawałoby się, trzecioligowy – ograł ją całkowicie, niemalże doprowadzając do jej upadku. Gdyby nie admirał Drayson, działający bez jej wiedzy, Yevetha zapewne owijałby wokół palca jeszcze dłużej, bezkarnie przy tym mordując mieszkańców okolicznych planet. Za to sama Organa Solo, kiedy już w końcu wyrwała się z otępienia, nie była w stanie przez bardzo długi okres przepchnąć przez Senat żadnej decyzji.
A Almania? Jeden zamach spowodował całkowity paraliż najwyższych władz Republiki, z urzędem prezydenta na czele. Leia znowu została otoczona przez – jak się okazało – jakże licznych przeciwników w Senacie. W Senacie, w którym musiała nader często walczyć o życie i nie była w stanie zbudować odpowiedniego politycznego zaplecza, które twardo wspierałoby swego przywódcę w momentach kryzysowych. A takie kryzysy zdarzały się co chwilę, i co najmniej kilka razy Leia musiała rozpaczliwie bronić się przed odsunięciem w polityczny niebyt. Należy wspomnieć, że w kulminacyjnym momencie sprawy almańskiej Organa musiała niejako zbiec pod spódnicę swojej mentorki, Mon Mothmy, która podczas nieobecności córki Vadera wzięła sprawy w swoje ręce… i walnie przyczyniła się do uratowania posady swojej protegowanej.
Nawet insurekcja koreliańska nie odbyła się bez winy Leii. Cały jej genialny plan polityczny, który miał scalić Korelię z Republiką, polegał na zoorganizowaniu w tym systemie konferencji handlowej i nadziei, że jakoś to będzie. Zagadką pozostaje, na ile był to efekt braku politycznego wyczucia, a na ile impotencji operacyjno-rozpoznawczej wywiadu Republiki, ale pozostaje faktem, że była to jedna z najgorzej przygotowanych misji dyplomatycznych w znanej historii galaktyki.
Kryzys caamasjańki? Tutaj na pozór nie można się specjalnie do ówczesnej prezydent na urlopie przyczepić, gdyż sytuacja była bardzo skomplikowana i trudna dla wszystkich. Ale są to tylko pozory. Po pierwsze – kilkuletnie rządy Organy nie doprowadziły do załagodzenia sporów, wręcz przeciwnie. Zapewne insurekcja koreliańskia – pośrednio wywołana przez prezydent NR – była bardzo istotnym czynnikiem sprzyjającym reaktywacji lokalnych animozji. Po drugie, po raz kolejny wyszło na jaw, że Leia nie ma specjalnych talentów dyplomatycznych. Jeżeli przyjrzymy się dokładniej jej karierze, to nagle okaże się, że jej umiejętności w tej dziedzinie i zdolności negocjacyjne były nad wyraz skromne, a sukcesy przez nią osiągane były raczej wynikiem szczęścia i zdolności detektywistycznych. Bowiem czy Leia przeciągnęła Noghrich na swoją stronę za pomocą swych talentów politycznych? Nie, pod tym względem poniosła porażkę. Jedynie odkryciu oszustwa Imperium zawdzięcza swój sukces w tym względzie, ale równie dobrze na jej miejscu mógłby wtedy znaleźć się prywatny detektyw. Czy udało jej się zdobyć poparcie Selonian? Nie, tu zaważył głupi błąd Sal-Solo. A jakie sukcesy Organa Solo odniosła z Ishorianami… Ale zostawmy już pytania retoryczne, a przypomnijmy sobie czasy inwazji Yuuzhan Vongów.
Znamienna jest pierwsza relacja Leii w Senacie na temat Yuuzhan. Owa dama cieszyła się na tyle dużym autorytetem, że została po prostu… wyśmiana. Poza jednym Elegosem A’kla, nikt nie zadał sobie trudu potraktowania jej poważnie. Ich błąd, powiedzą niektórzy. Pełna zgoda. Ale może gdyby była prezydent cieszyła się większym szacunkiem i estymą, to może Nowa Republika zareagowałaby inaczej, ograniczając w ten sposób liczbę późniejszych ofiar?
Nowa Republika – twór, za którym nigdy nie przepadałem – powstał w znacznej mierze dzięki Leii. Jak ona, jedna z jego twórców i były przywódca, ostatecznie zamknęła rachunek służby dla niej i jej obywateli? Odpowiedź jest bardzo prosta – niejako zezwalając na jej zniszczenie i śmierć miliardów istot. W momencie, w którym Fey’la – polityk skądinąd dużo lepszy od Organy i znacznie bardziej odpowiedzialny (czy Leia kiedykolwiek rozważyłaby wydanie Jedi Yuuzhanom w zamian za pokój?!) – potrzebował jej wsparcia w celu konsolidacji dowódców republikańskiej marynarki, ona mu po prosto odmówiła. Ot, tak. Skazując bitwę o Coruscant na nieuchronną klęskę. Czemu? Ponieważ po śmierci swego syna uznała politykę… za brudne zajęcie. Bez żadnej refleksji na temat rei publicae. Tak po prostu zaprzepaściła być może ostatnią (jakkolwiek niezbyt dużą) szansę na powstrzymanie Yuuzhan przed zajęciem stolicy. Całe lata służby publicznej, walki o pokój i bezpieczne życie bilionów, by w jednej chwili zadecydować o śmierci miliardów. Luke Skywalker, jej brat, „jedynie” ułaskawił Kypa Durzona, mordercę Carridy. Ona natomiast praktycznie otworzyła drogę do masakry niezliczonych rzesz istot przez Yuuzhan. Zaiste, dzieci godne swego ojca.
Na polu politycznym przegrała jeszcze pod jednym względem. Niemalże od początku swoich kontaktów z Borskiem Fey’lą, Leia darzyła niespecjalną estymą tego polityka. Przez lata jej pogląd na niego i jego postępowanie ewoluował w stronę przekonania, że jego obecność we władzach Nowej Republiki przynosi więcej szkód niż pożytku. Dała temu najlepiej wyraz po objęciu przez Bothanina urzędu prezydenta Republiki, kiedy bardzo poważnie rozważała przerwanie swej politycznej emerytury, aby przeciwstawić się jego zgubnym – w jej mniemaniu – rządom. Ostatecznie zaniechała tego pomysłu za namową swego brata.
Rodzi się oczywiste pytanie, jak bez mała najważniejszy przywódca państwa przez pierwsze 20 lat jego istnienia, nie był w stanie wyeliminować swojego największego przeciwnika z polityki? Ktoś mógłby zakrzyknąć, że widocznie Leia postrzegała politykę jako pracę na rzecz dobra wspólnego, a nie okazję do osobistych porachunków i cynicznych gierek. Może i tak było, co nie zmienia faktu, że oceniała ona Fey’lę jako osobę, która w mniejszym bądź większym stopniu jest w stanie podważyć dziedzictwo Rebelii i ofiar, które oddały życie za ustanowienie Republiki. Mimo to, nie tylko nie wyeliminowała Bothanina, ale nawet nie była w stanie go osłabić – gdy tylko zakończyła okres swego urzędowania, Borsk ją zastąpił. Albo więc Leia nie była w stanie go wyeliminować – co miernie świadczy o jej politycznych (w nieco makiawelicznym ujęciu) umiejętnościach, albo nie zdecydowała się na ten krok z powodu… no właśnie, czego? Moralności? Głupoty? Strachu przed tym, że nie będzie w stanie tego dokonać?
Najlepszym świadectwem jej politycznej spuścizny był właśnie wybór Borska Fey’li na prezydenta Nowej Republiki. Natomiast jeśli chodzi o jej największe osiągnięcie w służbie NR i jej obywateli… Jest nim niewątpliwie upadek Coruscant i jego przemiana w Yuuzhan’tar – planetę, na której zginęły miliardy. A co najgorsze w tej tragicznej historii, Leii nigdy nawet nie przeszło przez głowę, że mogła być za to częściowo odpowiedzialna…
Stele2012-05-27 17:40:22
Carno krytykuje NR. Cóż za świeżość.
Jedyny prezydent, na którego nie dałoby się przynajmniej tyle wygarnąć, to Gavrisom i to tylko dlatego, że praktycznie nic nie wiemy o jego kadencji. :P