Czy zastanawialiście się kiedyś, co takiego sprawia, iż cywilizacje się rozwijają? Co sprawia, że stają się coraz bardziej zaawansowane technicznie, a ich nauka się rozwija? Oczywiście, taki postęp może być zupełnie naturalny, wynikający z powolnej ewolucji technologii i zapotrzebowania na kolejne nowe wersje tego samego, może być też zupełnie inny, gwałtowny. Co może być przyczyną takiego gwałtownego rozwoju cywilizacji? W tej chwili przychodzą mi do głowy dwie drogi – jedna poprzez zetknięcie się z inną, nieco bardziej rozwiniętą, druga – poprzez konflikt. Pierwsza zakłada naturalne przekazanie wiedzy, życzliwy instruktaż i zależy zarówno od dobrej woli uczącego, jak i intelektu nauczanego, ewentualnie analizę znalezisk, które można zbadać w danym okresie. Druga wynika z potrzeby chwili – nie da się zaprzeczyć, iż jedną z najbardziej naturalnych ludzkich motywacji jest chęć samoobrony, chęć walki i chęć pokonania wroga. Oczywiście, można to również uzyskać w sposób podobny do drogi pierwszej, jednak najczęściej naukowcy szukający broni do wykorzystania w dziejącym się już lub też w przyszłym konflikcie, sięgają po pomysły, które w normalnym czasie wydałyby się mało realne lub z założenia przeznaczone byłyby dla innych celów niż militarne. Konflikt, chęć obrony własnej tożsamości przed drugą, atakującą, jest również silnym bodźcem kształtującym społeczeństwo, znacznie silniejszym niż pacyfistyczne idee narodu czy też państwa. Sztuczne państwo nie jest w stanie wytrzymać potęgi konfliktu, zwłaszcza wewnętrznego, wszak wszyscy pamiętamy losy dawnej Jugosławii.
Co jednak ma to wspólnego ze światem Gwiezdnych Wojen? Bardzo wiele. Zwłaszcza z naturalnym, niemalże odwiecznym konfliktem Republiki oraz Jedi po jednej stronie, Sithów po drugiej. < Br/>
Sięgnijmy do najstarszej z tych konfrontacji – Wielkiej Wojny Nadprzestrzennej. Republika wprawdzie nie jest wtedy jeszcze taką potęgą jak kilka tysięcy lat później, już wtedy jest jednak szarpana przez skrajności, polityków i planety, które ci reprezentują. Co tak naprawdę sprawiło, że byli w stanie stanąć w ramię w ramię? Co sprawiło, że dawni skazańcy, przeciwnicy Cesarzowej Tety, wzięli udział w walce z równą chęcią jak jej żołnierze? Inwazja. Inwazja czegoś nieznanego, co przerażało nieco bardziej niż to, co wszyscy znali. Siły Nagi Sadowa, choć oczywiście uszczupliły znacznie zasoby Republiki, sprawiły jednak, że jej obywatele wyszli z tej Wojny nieco bardziej zjednoczeni, połączeni wspólnym zwycięstwem nad nieoczekiwanym wrogiem. Nie można również zapomnieć o nieco innym, dość nieoczekiwanym dodatku do wygranej – wszak na opuszczonych okrętach Sithów Jedi znaleźli holocron – dotychczas technologia jego tworzenia nie była im znana. To właśnie spuścizna Sithów umożliwiła im przekazywanie kolejnym pokoleniom nauk i mądrości Jedi, którzy odeszli.
Tysiąc lat później Zakon Jedi ponownie stał się silny, niemal zapomniawszy o pradawnym wrogu, nie spodziewający się kolejnego ataku. Jedi byli pewni siebie, wręcz lekkomyślni, przekonani o własnej wyższości i nieomylności – trudno wyobrazić sobie bardziej zarozumiałą grupę niż ta, która udała się z misją na Onderon, wezwana przez królową Amanoę, a przecież była to grupka reprezentatywna dla ówczesnych uczniów. Dosyć szybko okazało się jednak, że nie wystarczy samo szkolenie, nie wystarczy sama pewność siebie. Walki Wielkiej Wojny Sithów umożliwiły pewną naturalną selekcję w łonie zakonu – ci, którzy nie byli gotowi na walkę, wystarczająco czujni, zginęli. Na Denebie, w czasie kosmicznych bitew, w czasie wielkiej rzezi, jaką zgotował mistrzom Exar Kun. Przetrwali najsilniejsi, ci, którzy byli w stanie się obronić, ci, którym nie zaćmił umysłu prestiż bycia członkiem zakonu. Podobnej czystki dokonał niedługo potem Triumwirat Sith, którego działania nieomal położyły kres istnieniu Jedi. Zakon musiał się zreformować, pójść zupełnie inną drogą niż dotychczas, taką, która nie sprawi, iż padawani w poszukiwaniu zakazanej wiedzy wskrzeszą dawne, ciemnostronne tradycje.
Do zreformowania zarówno Galaktyki, jak i skostniałego w okresie ok. 20 BBY Zakonu Jedi walnie przyczynił się jeden z najznakomitszych Sithów – Darth Sidious. Gdyby nie jego silne rządy, gdyby nie utworzenie rządzącego Galaktyką silną ręką Imperium, prawdopodobnie ten dosyć w końcu sztuczny i niestabilny twór polityczny rozpadłby się. Gdyby nie Wielka Czystka, gdyby nie konieczność totalnej reformy Zakonu Jedi, jako że stary właściwie przestał istnieć, nie wiadomo, czy ten dałby sobie radę z tym, co nastąpiło lata później. Zjednoczona poprzez działania Palpatine’a ludność Galaktyki, wpierw stanowiąca Sojusz dla Odnowy Republiki, a potem samą Nową Republikę, przez dłuższy czas spajało to, że wolność wywalczyli sobie sami. Późniejsze słabe rządy, późniejsze błędne decyzje to już wynik braku wroga, w obliczu którego można było się zjednoczyć całkowicie. Nastąpiło to później – podczas ataku Yuuzhan Vongów, podobnie Zakon Jedi musiał wówczas przyjąć inną taktykę.
Sithowie przewijają się poprzez historię Galaktyki nieustannie, ich kolejne knowania i pomysły są ujawniane fanom w kolejnych powieściach i grach, są niezbędni dla jej istnienia. Są częścią tej siły, co zła pragnąc, ciągle dobro czyni... Choć wcale nie to jest ich zamiarem.
Co jednak ma to wspólnego ze światem Gwiezdnych Wojen? Bardzo wiele. Zwłaszcza z naturalnym, niemalże odwiecznym konfliktem Republiki oraz Jedi po jednej stronie, Sithów po drugiej. < Br/>
Sięgnijmy do najstarszej z tych konfrontacji – Wielkiej Wojny Nadprzestrzennej. Republika wprawdzie nie jest wtedy jeszcze taką potęgą jak kilka tysięcy lat później, już wtedy jest jednak szarpana przez skrajności, polityków i planety, które ci reprezentują. Co tak naprawdę sprawiło, że byli w stanie stanąć w ramię w ramię? Co sprawiło, że dawni skazańcy, przeciwnicy Cesarzowej Tety, wzięli udział w walce z równą chęcią jak jej żołnierze? Inwazja. Inwazja czegoś nieznanego, co przerażało nieco bardziej niż to, co wszyscy znali. Siły Nagi Sadowa, choć oczywiście uszczupliły znacznie zasoby Republiki, sprawiły jednak, że jej obywatele wyszli z tej Wojny nieco bardziej zjednoczeni, połączeni wspólnym zwycięstwem nad nieoczekiwanym wrogiem. Nie można również zapomnieć o nieco innym, dość nieoczekiwanym dodatku do wygranej – wszak na opuszczonych okrętach Sithów Jedi znaleźli holocron – dotychczas technologia jego tworzenia nie była im znana. To właśnie spuścizna Sithów umożliwiła im przekazywanie kolejnym pokoleniom nauk i mądrości Jedi, którzy odeszli.
Tysiąc lat później Zakon Jedi ponownie stał się silny, niemal zapomniawszy o pradawnym wrogu, nie spodziewający się kolejnego ataku. Jedi byli pewni siebie, wręcz lekkomyślni, przekonani o własnej wyższości i nieomylności – trudno wyobrazić sobie bardziej zarozumiałą grupę niż ta, która udała się z misją na Onderon, wezwana przez królową Amanoę, a przecież była to grupka reprezentatywna dla ówczesnych uczniów. Dosyć szybko okazało się jednak, że nie wystarczy samo szkolenie, nie wystarczy sama pewność siebie. Walki Wielkiej Wojny Sithów umożliwiły pewną naturalną selekcję w łonie zakonu – ci, którzy nie byli gotowi na walkę, wystarczająco czujni, zginęli. Na Denebie, w czasie kosmicznych bitew, w czasie wielkiej rzezi, jaką zgotował mistrzom Exar Kun. Przetrwali najsilniejsi, ci, którzy byli w stanie się obronić, ci, którym nie zaćmił umysłu prestiż bycia członkiem zakonu. Podobnej czystki dokonał niedługo potem Triumwirat Sith, którego działania nieomal położyły kres istnieniu Jedi. Zakon musiał się zreformować, pójść zupełnie inną drogą niż dotychczas, taką, która nie sprawi, iż padawani w poszukiwaniu zakazanej wiedzy wskrzeszą dawne, ciemnostronne tradycje.
Do zreformowania zarówno Galaktyki, jak i skostniałego w okresie ok. 20 BBY Zakonu Jedi walnie przyczynił się jeden z najznakomitszych Sithów – Darth Sidious. Gdyby nie jego silne rządy, gdyby nie utworzenie rządzącego Galaktyką silną ręką Imperium, prawdopodobnie ten dosyć w końcu sztuczny i niestabilny twór polityczny rozpadłby się. Gdyby nie Wielka Czystka, gdyby nie konieczność totalnej reformy Zakonu Jedi, jako że stary właściwie przestał istnieć, nie wiadomo, czy ten dałby sobie radę z tym, co nastąpiło lata później. Zjednoczona poprzez działania Palpatine’a ludność Galaktyki, wpierw stanowiąca Sojusz dla Odnowy Republiki, a potem samą Nową Republikę, przez dłuższy czas spajało to, że wolność wywalczyli sobie sami. Późniejsze słabe rządy, późniejsze błędne decyzje to już wynik braku wroga, w obliczu którego można było się zjednoczyć całkowicie. Nastąpiło to później – podczas ataku Yuuzhan Vongów, podobnie Zakon Jedi musiał wówczas przyjąć inną taktykę.
Sithowie przewijają się poprzez historię Galaktyki nieustannie, ich kolejne knowania i pomysły są ujawniane fanom w kolejnych powieściach i grach, są niezbędni dla jej istnienia. Są częścią tej siły, co zła pragnąc, ciągle dobro czyni... Choć wcale nie to jest ich zamiarem.