Spis utworów:
Zawartość "Star Wars: A Musical Journey”: Na płycie znajduje się 16 video-klipów związanych ze wszystkimi epizodami, do których krótkie wprowadzenie przygotował Ian McDiarmid. Całość łącznie trwa około 70 minut. |
Episode III: Revenge of the Sith - Battle of the Heroes
Singiel promocyjny Kompozytor i dyrygent: John Williams Wykonanie: The London Symphony Orchestra Wytwórnia: Sony Classical Rok wydania: 2005 Zawartość: 1 CD |
Nagrody i wyróżnienia: podwójna nominacja do nagrody Grammy, Recenzja: Jak zapewne wiecie, 2 maja pojawi się w sklepach ścieżka dźwiękowa do długo oczekiwanego, trzeciego epizodu Gwiezdnych Wojen – Zemsty Sithów. Jednak już dziś, dzięki uprzejmości Sony BMG mamy okazję zrecenzować cały album, jak i również dodatki do niego. Całość zawiera dwie płyty – jedną z nich jest krążek ze ścieżką dźwiękową z filmu, drugą natomiast płyta DVD, na której nagrane są teledyski ze wszystkimi, najbardziej zapadającymi w pamięć utworami całej sagi. Oczywiście płyta DVD dołączona jest do albumu całkowicie za darmo, dzięki czemu możemy cieszyć się nią za cenę samego soundtracka. Dla mnie, jako fana Star Wars z niezbyt wysokim budżetem, jest to coś wspaniałego. Wróćmy jednak do informacji o albumie. Podobnie jak we wszystkich poprzednich częściach, do zestawu dołączona jest rozkładana książeczka, zaprojektowana dosyć innowacyjnie. Otóż, po jej rozłożeniu z jednej strony otrzymujemy mini-plakat z Zemsty Sithów, przedstawiający Dartha Vadera, Obi-Wana, Anakina, oraz złowrogiego generała Grievousa, z drugiej natomiast możemy przeczytać tekst wprowadzający, napisany przez George’a Lucasa, oraz spis utworów ścieżki dźwiękowej, i teledysków z bonusowej płyty DVD. To właśnie krążkiem zawierającym ścieżkę dźwiękową zajmiemy się na początek. Pierwsza rzecz, która zaskakuje nas po włożeniu go do odtwarzacza i wciśnięciu przycisku „play”, to niesamowita jakość dźwięku – początkowe fanfary po prostu wgniatają nas w fotel, lub oparcie tego, na czym w danym momencie siedzimy. Dźwięk wydaje się rozbrzmiewać po całym pomieszczeniu jak w najlepszym kinie. A wszystko to dzięki systemowi, w jakim została nagrana płyta. Różnicy w jakości nie odczują może tak bardzo posiadacze małych, komputerowych głośniczków, ale na lepszym sprzęcie jest ona wręcz wyczuwalna i nie mogą się do niej równać najlepsze kopie stereofoniczne, dostępne do ściągnięcia z internetu. Jakość ta jest po prostu klasą samą w sobie, dzięki czemu wpływa na sposób w jaki odnosimy się do ścieżki dźwiękowej po wysłuchaniu całości. A całość... No właśnie, wiele osób zapewne zapyta jak muzyka z Zemsty Sithów ma się do tej z poprzednich epizodów? Czy jest lepsza, czy gorsza? Jak będzie pasowała do klimatu nowego filmu? No i wreszcie, czy John Williams po raz kolejny pokaże klasę nowymi, zaskakującymi pomysłami? Na wszystkie te pytania postaram się odpowiedzieć w sposób przynajmniej częściowo was satysfakcjonujący. Wstrzymajmy się na razie z oceną muzyki, a skupmy raczej na jej powiązaniach tematycznych z poprzednimi częściami. Oczywistą sprawą jest, iż John Williams przy tworzeniu podkładu do Zemsty Sithów miał o wiele mniej swobody, niźli przy poprzednich filmach, gdyż musiał połączyć muzyczną część Sagi w całość. Stąd właśnie momentami możemy usłyszeć przewijające się motywy z Mrocznego Widma, Ataku Klonów, a nawet ze Starej Trylogii – zwłaszcza w ostatnim utworze. Nie są to jednak fragmenty powtórzone nutę w nutę. Już przy pierwszym słuchaniu można dostrzec wiele różnic – wyraźnie widać, iż muzyka ewoluuje wraz z rozwojem akcji. Stare tematy muzyczne, jak motyw Anakina z Mrocznego Widma, z wolna przemieniają się w te, których ostateczną wersję usłyszymy dopiero w Klasycznej Trylogii – w tym przypadku w motyw Vadera, i Marsz Imperialny z Imperium Kontratakuje. Nie oznacza to jednak tego, że w muzyce do Zemsty dostaniemy same odgrzewane kąski. Zupełnymi nowościami są takie tematy, jak choćby marsz Republiki, który można usłyszeć w pierwszym utworze, tuż po początkowych fanfarach, temat generała Grievousa z utworów: piątego, oraz trzynastego – w którym pod koniec pojawiają dość klimatyczne chórki, przypominające trochę Duel of the Fates, no i oczywiście główny temat Zemsty Sithów; czyli Battle of the Heroes. Według mnie, to właśnie ten utwór ukazuje nam prawdziwy geniusz Williamsa. Można go słuchać całymi godzinami, wyobrażając sobie choćby walki na miecze świetlne. Nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniami niektórych, iż przypomina on Duel of the Fates. Są to dwa odrębne tematy, a jedyną rzeczą która je łączy, jest obecność chórów. Trudno mi także odnieść się do stwierdzenia, że temat ten przypomina fragmenty soundtracku z Harry`ego Pottera – w końcu Gwiezdne Wojny to zupełnie inny film. Jeśli zatem chodzi o podobieństwa, to poszedłbym raczej w kierunku twórczości Ryszarda Wagnera – od którego skądinąd Williams czerpał inspirację – i zwróciłbym uwagę na utwór „O Fortuna”; motyw Excalibura. To właśnie on wydaje mi się swoistym prekursorem dla Battle of the Heroes; potężne męskie chóry, przerywane czasem motywami wygrywanymi przez samą orkiestrę, a także rytm budujący dość ponury, typowo rycerski klimat. Po wysłuchaniu obydwu tych utworów jeden po drugim, podobieństwo wydaje się nam dość duże, a z pewnością większe, aniżeli porównanie z Duel of the Fates i Harrym Potterem. Czy zatem soundtrack do Zemsty jest lepszy od tych, z poprzednich epizodów? Zaryzykuję stwierdzenie, iż nie jest lepszy, aczkolwiek nadal utrzymuje bardzo wysoki poziom. Nie ma tam wielu nowych utworów zapadających w pamięć – z wyjątkiem wyżej wspomnianego Battle of the Heroes. Tym razem jednak Williams nie miał za zadanie przebijać swoich poprzednich płyt pod względem poziomu. Musiał po prostu połączyć Sagę w jedną całość, co według mnie udało mu się znakomicie – nie wiadomo, czy nie lepiej, niż samemu Lucasowi. Wiele osób powie zapewne, że skończyły mu się pomysły. Nic bardziej mylnego – świadczy o tym zwłaszcza Battle of the Heroes. Chodziło właśnie o zatoczenie kręgu, poprzez wyewoluowanie utworów z Mrocznego Widma i Ataku Klonów tak, aby odnosiły się do tych z Klasycznej Trylogii. Zobaczycie to zresztą sami, jeśli tylko znajdziecie trochę czasu na przesłuchanie soundtracków z całej Sagi jeden po drugim, w kolejności chronologicznej. Zrobi to na was naprawdę ogromne wrażenie. Pozostaje jeszcze pytanie – jak muzyka ta będzie pasowała do filmu Zemsta Sithów? Sądzę, że o to akurat najmniej musimy się obawiać. John Williams nie raz już udowodnił, że jego dzieła znakomicie pasują do każdego filmu, do którego podjął się tworzenia ścieżki dźwiękowej. Teraz z pewnością będzie tak samo. Możecie być pewni, że jego muzyka wprowadzi was w klimat i wydarzenia nowego epizodu tak, jak to było z poprzednimi. Kolejnym powodem, dla którego warto zainteresować się kupnem nowego soundtracka, jest płyta DVD, wspomniana przeze mnie na początku tego tekstu. Zawiera ona szesnaście teledysków z najbardziej znanymi i lubianymi przez fanów utworami z filmów całej Sagi. Do każdego z teledysków wprowadza nas komentarz Iana McDiarmida, który opowiada o sytuacji w galaktyce, o przeżyciach wewnętrznych każdego z bohaterów, oraz o relacjach między nimi. Dzięki temu ponad 70-minutowemu materiałowi możemy przypomnieć sobie całą sagę w pigułce, słuchając w tym samym czasie wspaniałej muzyki Johna Williamsa w najlepszym możliwym systemie dźwięku – 5.1 surround! Żadna, nawet najlepsza internetowa kopia nie jest w stanie dorównać czemuś takiemu. Podsumowując, ścieżka dźwiękowa z Zemsty Sithów to wydatek obowiązkowy dla każdego z fanów, a także zwykłych miłośników filmu. Jestem pewien, że wypełnia ona lukę pomiędzy Starą i Nową Trylogią w sposób, którego się po niej spodziewałem. I choć może poziomem nie dorównuje tej z Nowej Nadziei, czy Imperium Kontratakuje, to i tak stawia poprzeczkę wysoko, dzięki czemu można jej słuchać godzinami. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wspomniany wcześniej materiał DVD, który z pewnością będzie wspaniałym zwieńczeniem i podsumowaniem całości Gwiezdnej Sagi. Jednym słowem: „Polecam”. Mateusz „Freedon Nadd” Smolski Teraz ja dorzucę swoje trzy grosze do recenzji Freedona. Zacznę od tego co na wierzchu, czyli od opakowania. Wygląda standardowo, choć „okładkowo” wiąże się raczej z soundtrackami z E1 i E2, niż z nowymi wydaniami soundtracków ze „Starej Trylogii”. Wewnątrz – niespodzianka. Zamiast książeczki rokładana karta gdzie po jednej stronie widnieje spis utworów CD i DVD a po drugiej – mały plakacik. Pierwsze co zrobiłem, to wrzuciłem do odtwarzacza płytkę DVD. O Raaany! Ian MacDiarmid w roli narratora. Ten głos, który na koniec mówi „May the Force be With You... Always”. Coś pięknego! I tylko jedna myśl w głowie Fana: „I kto to mówi”... Na tym bonusowym dysku mamy 16 teledysków, a każdy poprzedzony jest właśnie wprowadzeniem Iana. Świetna jakość dżwięku i doskonały obraz... No to chyba standard. Zaczynamy oczywiście od Fanfar 20th Century Fox i tematu otwierającego Star Wars, a kończymy na „The Throne Room”. Co najciekawsze nie ma tam na przykład znanego nam już teledysku Duel of the Fates z pokazaną orkiestrą – Wszystkie filmiki na tej płycie, są poskładane z kawałków filmów tak, aby dobrze obrazowały muzykę biegnącą w tle. Naprawdę świetna rzecz dla fanów – siedemdziesięciominutowa powtórka całych Gwiezdnych Wojen. Zmieńmy płytę. Nad konkretnymi utworami rozwodził się nie będę, gdyż robiłem to już, kiedy soundtrack nielegalnie pojawił się w sieci (więcej). Powiem tylko o jakości. Najkrócej rzecz ujmując - znacznie lepsza niż to, co mieliśmy możliwość ściągnąć z netu. Pytanie które się pojawia teraz w Waszych głowach brzmi zapewne, czy kupić, czy nie – według mnie – kupić. Zdecydowanie. Dla tej płyty DVD i dla tej jakości muzyki – warto! Dobre zakończenie (miejmy nadzieję, że jednak nie) kolekcji muzyki ze Star Wars. Yako W sieci pojawił się niedawno pełny soundtrack z najnowszego dzieła George’a Lucasa – Epizodu 3. Piractwo to niesłychane, niemniej trzeba wam, drodzy czytelnicy opowiedzieć coś niecoś o tej muzyce. Od razu zastrzegam, że nie odpowiadam na meile z pytaniami „skąd to ściągnąć”. Zastrzegam także, że mam zamiar kupić oryginalną płytę jak tylko się pojawi.W tekście nie występują żadne spoilery – nawet tytuły utworów (poza jednym wyjątkiem). Zatem ci spoiler-free także mogą bez obaw czytać ten artykuł. Miałem okazję posłuchać owych utworów oto przed Wami niewielka recenzja muzyki, która grać będzie w tle podczas oglądania Zemsty Sithów. Nie ocenię tutaj z oczywistych względów tego, czy muzyka pasuje do filmu, bo go przed premierą jeszcze nie miałem okazji zobaczyć... Cały album liczy sobie piętnaście utworów o naprawdę różnej długości. Będą zatem ścieżki 3 minutowe, ale też i siedmio, czy nawet takie, które liczą sobie ponad 13 minut. Od razu niestety rzuca się w oczy wtórność Williamsa... Odnoszę wrażenie, że ta cała muzyka odnosi się do jednego filmu! Pewne motywy i „powtórzenia” można znaleźć w muzyce z Harrego Pottera 2 i z Ataku Klonów (w HP posłuchajcie sobie utworu „The Quiddich Match”). Podobnie jest niestety z muzyką z ROTS... Motyw początkowy – świetny. Wgniata w fotel, ale to już znamy z 5 wcześniejszych filmów (no tutaj akurat wtórność jest niezbędna – w końcu na te fanfary czekać będzie cały świat!) Zaraz potem następują kawałki marszowe... Miejscami przypominające muzykę z ROTJ, kiedy to flota rebeliancka zbliżała się do Drugiej Gwiazdy Śmierci. Niezłe, całkiem niezłe, ale nie porywa. Cały czas czuję dreszcz kiedy słucham uytowru „Battle of Yavin” z drugiego dysku muzyki z ANH.... W przypadku muzyki z ROTS... Jakoś nie bardzo. Drugi utwór – bardzo spokojny ze słyszalnymi w tle motywami z Across the Stars - to akurat jest świetne. Smutne i niosące ze sobą sporą dawkę emocji. Utwór ten staje się w swej dalszej części coraz mroczniejszy z kilkoma znanymi nutami ze Starej Trylogii. Ścieżka trzecia zaczyna się we frapujący sposób – budując napięcie. Linia melodyczna się rozwija. Wchodzą chóry... Ładne, ale rytm i pomysł to przecież... „Duel of The Fates” – czyżby Williams nic nowego nie mógł wymyślić? Mniej więcej po 1:20 minuty tego utworu zaczyna się wątek do złudzenia przypominający... Harrego Pottera... Potem na moment wracają znowu Gwiezdne wojny w sposób podobny do pojedynku Vadera i Luka na drugiej Gwieździe Śmierci... Gdyby nie ta wstawka kojarząca się z Potterem wszystko byłoby świetne... Utwór czwarty... Ładny. Wskazuje że dokonała się jakaś zmiana (w kimś? w czymś?) Jest jakby kontynuacją ścieżki 2. W moim mniemaniu dopełnia ją. Smutny. Na pewno będzie towarzyszyć jakieś wielkiej scenie... W kolejnym, piątym utworze motyw zawarty na początku kojarzy mi się z Indianą Jonesem i z jakimś wchodzeniem do podziemi... Potem chwila suspensu, oczekiwania i wyciszenie, jakby w owym grobowcu zgasła nam pochodnia. A potem znowu przyśpieszenie – ucieczka przed mumią... ;) Jeśli odnieść to do SW to przypomina się „On The Conveyor Belt" z AOTC... Zatem znowu nic takiego szczególnie nowego. Inne nuty – pomysł ten sam. Ścieżka kolejna – z numerem sześć. Mroczna... Bardzo. Jeden dominujący dźwięk na początku. Potem bardzo powoli nad tłem narasta właściwa melodia, która gubi się ponownie, aby przejść po chwili w lekkie nuty Marszu Imperialnego i zraz potem w motyw Skywalkera z ANH. Potem znowu jest mrocznie... Coś się jednak zaczyna dziać. Dzwięki przypominające muzykę towarzyszącą temu jak Luke wpadł do jaskini Rancora. A potem już dokładnie cała fraza wstawiona taka, jaką słyszeliśmy przy eksplozji Death Star. Utwór bardzo dobry. Kolejny – z numerem 7. Dynamicznie się zaczyna i zaraz potem gaśnie nieco. Jakbyśmy widzieli Luke’a przekradającego się po wylądowaniu w Mieście w Chmurach... A potem znowu marszowe rytmy – wskazujące na dynamikę danej sceny. Standardowa muzyka na podkład i budująca nastrój... Nic szczególnego. Utwór ósmy – jakby nieco indyjski. Może to jakaś nowa planeta pokazana? Mniej więcej w połowie zmienia się na taki już „normalny”. W sumie – dość monotonny podkład... Dziewiątka... WYPAS. Coś nowego, ze słyszalnymi w tle znanymi nutami – przechodzi w koncu w niemal dokłądną kopię muzyki towarszyszącej pojedynkowi Vadera i Luke’a na DS2 i w Bespinie. Potem chwila narastania nastroju i znowu pojedynek Luke’a z Vaderem. A potem znowu dynamika... i wchodzi motyw z utworu trzeciego... i fraza z motywem Skywalkera z ANH... Świetne połączenie tego co było z nowościami. Utwór 10 – Na początku swoją wróżbę wypowie Galadriela... Eeee. To nie ten film. Ale skojarzenie natychmiastowe. Potem wchodzi dynamika z chórami jak w „Duel of the Fates”. W tle troszke zalatuje Harrym Potterem i jakimś motywem z walki z filmów o Heńku Garncarzu. Potem mamy uspokojenie nastroju... Ładne, ale nie jest to jakaś fraza wpadająca w ucho. Nadeszła pora na jedenastkę. Skojarzenie z Motywem towarszyszącym Schmi i Anakinowi na początku i w ogóle z wyścigiem podów. Może ten utwór będzie towarzyszył Padme? Ktoś się czegoś boi – takie odnoszę wrażenie, kiedy staram sobie wyobrazić scenę której ma towarszyszyć ta muzyka. Potem wzrost napięcia – dzieje się coś wielkiego... Może ktoś umiera? Kilka nut z Marsza Imperium i chyba już wiemy, że zło triumfuje. A na końcu motyw związany z Imperatorem Palpatine. Dwunastka – Coś się ma stać. Napięcie rośnie a potem nagle opada bez kulminacji. Zaczyna płynąć spokojna melodia, która staje się potem nieco mroczniejsza, ale cały czas przebija przez nią nadzieja. Standardowy podkład pod scenę... Trzynastka – Kolejny standardowy podkład z wydźwiękiem marszowym, a potem przejście do cichych i spokojnych nut. (może lot gdzieś?) Po półtorej minuty – ładnieje. Jakby jakieś fanfary nieśmiło przebijające się do naszych uszu podobne nieco do Across the Stars. Melodia cichnie... Utwór numer czternaście – znowu Harry Potter na początku. Potem lekkie przejście do Indiany Jonesa na jakieś wyspie skarbów i powrót do Pottera (do motywu głównego z HP – bardzo podobne). Potem przejście w dokładną kopię nut z pogrzebu - kremacji Qui-Gona z TPM. I wreszcie piętnastka – finał. Według mnie MAJSTERSZTYK! Najpierw coś podobnego do Princess Leia Theme, potem dokładne nuty Skywalker Theme jak przy zachodzie słońca na Tatooine... Napisy końcowe – znowu znana melodia, ale tylko kawałek jest tego co znamy z każdego Epizodu. Małe przejście i wraca nam Princess Leia Theme (wszystko to już podczas trwania napisów). Potem wchodzi motyw z utworu 3 z tej płyty (Battle of Heroes) Potem... Coś niesamowitego! Malutkie przejście i... THE THRONE ROOM z „A New Hope”, które się jednak nieco uspokaja. Jest jakby nieco wolniejsze od oryginalnego. Tam gdzie powinny się w ANH zacząć napisy końcowe, tutaj powtarza się motyw z Throne Room, by zaraz potem przejść w motyw Skywalkera prowadzony przez jeden instrument. Bardzo smutno, ale czuje się nadzieję! Potem znowu wraca nieco dynamiczniejszy motyw dekoracji z ANH ale bardziej rytmicznie, marszowo. Melodia ta trwa 13 minut z kawałkiem i jest doskonałym połączeniem Starej i Nowej Trylogii. To jest mój ulubiony utwór. Tutaj czuje się, że powtórzenie i przemontowanie motywów nastąpiło rozmyślnie, a nie jak w przypadku kilku innych melodii... Gdzie mam wrażenie, że po prostu zabrakło pomysłów. Jak ocenić muzykę z ROTS? Ciężko mi to zrobić – ładnie słucha się tego bez filmu, aczkolwiek, nie jest to muzyka w żaden sposób rewolucyjna. Nie ma tutaj czegoś na miarę Imperial March, Skywalker Theme, Across the Stars czy Duel of the Fates. Dobra muzyka, ale nie wybija się szczególnie. Chyba najgorsza z pośród wszystkich sześciu filmów Star Wars. Nie zmienia to faktu, że NAJGORSZA w tym wypadku i tak stawia poprzeczkę bardzo wysoko... Yako |