Autor: Lord Sidious
Na podstawie serialu "Clone Wars" Genndy'ego Tartakovsky'ego
Autorzy oryginalnych scenariuszy:
Bryan Andrews
Mark Andrews
Darrick Bachman
Paul Rudish
Genndy Tartakovsky
George Lucas
Redakcja i korekta: Wedge
Bastion Polskich Fanów Star Wars, Stopklatka i autorzy
nie czerpią żadnych dochodów z opublikowania poniższych treści.
Adaptacja jest wykonana przez fanów dla fanów.
O D C I N E K
5
Problemy na planetę Mon Calamari zawitały. Jej rasy podzieliły się. Wsparta przez armię droidów Liga Izolacji Quarrenów przeciw Radzie Kalamarian wyruszyła. Osamotnieni Kalamarianie szans nie mają. Interweniować musimy.
Mistrz Yoda
Prywatne dzienniki o rozmowie z Kitem Fisto
Zawieszona w pustce ogarniętych wieczną czernią przestworzy kosmosu planeta Mon Calamari, określana przez jej mieszkańców nazwą Dac, zdawała się lśnić jak piękny błękitny kryształ, pokryty gdzieniegdzie białymi smugami. Ale naprawdę była niczym kropla wody na olbrzymim suchym blacie – z daleka jednolita, odcinająca się od powierzchni, a z bardzo bliskiej perspektywy poszarpana i poorana, ledwo trzymająca się razem. Rozbita od środka.
Tak właśnie wyglądała Mon Calamari, oceaniczna planeta.
Była jedną z tych planet we wszechświecie, gdzie inteligentne życie przybrało więcej niż jedną formę; żyli tu Kalamarianie, którzy wykształcili się z ryb i wyszli na powierzchnię prowadząc ziemnowodny tryb życia, a w konsekwencji rozwijając budowę miast i sięgając gwiazd. Zasłynęli też ze słynnych stoczni kosmicznych. To właśnie oni skolonizowali okoliczne światy, to oni zasiadali w Senacie Republiki, oni spajali planetę i rządzili nią.
Drugą rasą inteligentną byli Quarrenowie, którzy wykształcili się od kałamarnic – im przypadły we władanie podmorskie tereny, gdzie wydobywali rudy, na których opierał się przemysł Kalamarian. Od zamierzchłych czasów konflikty między obiema rasami nie należały do rzadkości, ale w końcu osiągnięto jakie takie porozumienie. Symbioza, może nie najlepsza, ale zawsze jakaś, spajała ten świat. Ale dawne nieporozumienia spowodowały, że w sercach Quarrenów zagościła zazdrość… Spokojnie czekająca na dogodny moment do wybuchu. Teraz ich armie wyruszyły przeciw miastom na powierzchni, a te w wyniku ostrzału zajęły się ogniem.
Ale obie rasy nie były jedynymi inteligentnymi stworzeniami na tej planecie. Inne co prawda nie tworzyły cywilizacji, ale whaladony – wielkie wielorybopodobne stworzenia – z pewnością były inteligentne. Kto wie, jakie formy życia mogły się jeszcze czaić w głębinach Mon Calamari? Nie dało się wykluczyć, że żyła tam kolejna inteligentna rasa. A olbrzymie wieloryby… Cóż, może i mogły czuć się dyskryminowane, ale przynajmniej nie musiały wchodzić ani w galaktyczny, ani w lokalny konflikt, tylko żyły swoim życiem. Bo czy inteligencja zawsze musiała iść w parze z tworzeniem cywilizacji?
Jeszcze przed wybuchem Wojen Klonów Quarrenowie postanowili odmienić swój los. Jako górnicy i wydobywcy metalu nie musieli szukać długo potencjalnych partnerów – wkrótce stali się częścią Gildii Kupieckiej, a ta nie tylko dopomogła im finansowo, ale i przede wszystkim dozbroiła. I choć Gildia starała się trzymać z dala od polityki, a także czerpać korzyści ze współpracy ze wszystkimi stronami konfliktu, stała się jednym z sygnatariuszy Konfederacji Niezależnych Systemów. Wybuch wojny dał zatem kałamarnicowatym istotom szansę na upragnioną zemstę. Uzbrojeni wojownicy pod sztandarami Ligi Izolacji Quarrenów wypowiedzieli posłuszeństwo Kalamarianom. Zerwali wszelkie kontakty i zaatakowali ich pływające miasta, a te bez obronnej armii nie miały żadnych szans. Planecie groziła rychła secesja od galaktycznego rządu.
Jednakże Republika bez wahania wyraziła zgodę na interwencję. Pod dowództwem Mistrza Jedi Kita Fisto na Mon Calamari wysłano armadę krążowników wraz ze specjalnie wyhodowanymi i wyszkolonymi do podmorskich bitew szturmowcami-klonami. Okręty szturmowe klasy Acclamator zawisły nad planetą, a niektóre zeszły do atmosfery, wodując na rozległych połaciach oceanu.
Nie pozwolę, żeby istniejąca od tysięcy lat Republika rozpadła się na dwoje!
Najwyższy Kanclerz Palpatine
Podczas narady na krótko przed wybuchem Wojen Klonów
Czyste, pokryte mlecznymi chmurami błękitne niebo planety zlewało się z bezmiarem ciemnej, lazurowej, pofalowanej i prawie bezdennej wody. W galaktyce istniało wiele oceanicznych planet, które wielokrotnie odgrywały ważną rolę w historii Republiki. „Z wody się zrodziliśmy…” – tak brzmiał początek przysłowia klonów. Słowa proste, ale może niosły one i głębsze znaczenie? Tysiące lat temu planeta Manaan stała się przedmiotem zakusów tak ze strony Sithów, jak i Starej Republiki. Świat ten pod wieloma względami przypominał Mon Calamari, ale jego atmosfera była znacznie rzadsza, przez co nawet przyjezdni unikali tam słońca. Selkathianie, rdzeni mieszkańcy, podobnie jak Kalamarianie wywodzili się od wodnych przodków. Posiedli tajemnicę produkcji leczniczej substancji zwanej kolto, onegdaj jednej z niezastąpionych rzeczy w galaktyce. Dziś już nikt za bardzo nie pamiętał ani Manaan, ani kolta. To drugie obecnie zostało zastąpione przez inne lekarstwa – jak pochodzące z Drongar zioło o nazwie bota czy też bactę. O niegdyś ważnej i dumnej planecie jaką było Manaan prawie zapomniano i do dziś nikt nie znał jej dalszych losów.
Zupełnie inną oceaniczną planetą było Kamino. Szargana nieustannymi burzami, mroczna, deszczowa planeta prawie zniszczyła istniejące tam życie. Jednak zmuszeni do adaptacji Kaminoanie rozwinęli technologię klonowania. Zrobili to tak skutecznie, że w zasadzie stali się jej niewolnikami – klonerami. I to właśnie ich planeta była jednym z najważniejszych miejsc podczas tego konfliktu. To tam hodowano armię klonów. Bez Kamino Republika nie miałaby jakichkolwiek szans w tej wojnie. Separatyści, choć stracili Geonosis, mieli w zanadrzu wiele innych kluczowych planet jak choćby Hypori, na której trwała właśnie inna bitwa. A sercem armii Republiki, które pompowało setki tysięcy kolejnych żołnierzy walczących na niezliczonych frontach w całej galaktyce, było właśnie Kamino. Lecz nawet mimo olbrzymiej armii również ono nie było bezpieczne. Jakieś dwa miesiące wcześniej stało się miejscem wielkiej bitwy, w której uczestniczyli także Kalamarianie… lecz po stronie Konfederacji, dowodząc ich flotą. A teraz to właśnie Kalamarianie prosili Republikę o pomoc. Oczywiście na Kamino walczyły tylko jednostki, które wybrały tamtą stronę, a nie cała rasa. Teraz jej członkowie musieli sami walczyć z siłami Separatystów i ich sojuszników z Ligi Izolacji Quarrenów. A co miała zrobić Galaktyczna Republika? Tak wiele światów, na których wybuchały podobne wojny domowe, pozostawiono samym sobie bez wsparcia. Tu jednak Republika mogła sporo zyskać, gdyż Kalamarianie wcześniej byli bardziej kojarzeni z Konfederacją, dzięki czemu odniesione zwycięstwo miałoby też wymiar propagandowy. Cytując uroczy slogan: „Republika nigdy nie opuszcza, Republika potrafi wybaczyć.”
Ale to był tylko slogan.
Slogan, który realizowały krążowniki szturmowe klasy Acclamator, przebijające się przez atmosferę, wyłaniające się z chmur i lądujące bezpośrednio na powierzchni lekko wzburzonego oceanu. Mon Calamari traciła swą niewinność. Takiej bitwy tu jeszcze nie było. Nikt nie przypuszczał, że będzie ona szybka czy też łatwa, ale flota Republiki była olbrzymia.
Posadzone w dryf na wodzie krążowniku z góry przypominały małe stateczki, jakimi bawiły się dzieci nad zbiornikami wodnymi na setkach planet.
A czy Mon Calamari była ważna? Czy jako oceaniczna planeta będzie jeszcze miała swój czas, gdy stanie się istotna dla galaktyki? Tego nie wiedzieli nawet Rycerze Jedi. Teraz był czas Kamino. Wojna, klony i to, co się działo w galaktyce, było związane z tamtą planetą. Jak będą wyglądały czasy Mon Calamari?
Z wody się zrodziliśmy, w ogniu umrzemy. Jesteśmy nasieniem gwiazd.
Powiedzenie klonów
Na mostku jednego z tych stateczków stał zakapturzony ziemnowodny Nautolanin, Mistrz Jedi Kit Fisto. Naprzeciw niego w powietrzu drżał hologram Mistrza Yody. Starszy członek Rady Jedi jeszcze raz instruował generała, który czasami miewał zbyt frywolne pomysły na realizację swych zadań, a niekiedy zdarzało mu się nawet naginać nieco Kodeks Jedi.
- Mistrzu Fisto, w tym wypadku w twoje zdolności ufać musimy. Niech Moc będzie z Tobą – mówił Yoda.
Kit nic nie odpowiedział. Słuchał i rozmyślał. Próbował skoncentrować się w Mocy, oddać się jej, by go prowadziła. Musiał jej zaufać.
Słowom Yody przysłuchiwali się też obecni na mostku sklonowani żołnierze. Ci mieli pewność, że tym razem zwycięstwo było zagwarantowane. Kilka chwil później płaszcz Kita opadł na podłogę w teatralnym geście, a sam Jedi chwyciwszy swój miecz uśmiechnął się szeroko w swoim charakterystycznym stylu i wskoczył do błękitnej wody.
Fisto zawsze lubił spektakularne wejścia.
Po powierzchnią włączył zielone ostrze, specjalnie zmodyfikowane, by mogło działać pod wodą. Chwilę później wokół Jedi zaroiło się od sklonowanych żołnierzy SCUBA, wyposażonych w sprzęt zapewniający im całkowitą swobodę poruszania w wodzie, jak chociażby zamontowane na plecach silniki nadające im prędkość, wmontowane w zbroję płetwy, czy przystosowane do strzelania pod wodą standardowe rusznice blasterowe DC-15. Te oddziały klonów przeszkolono specjalnie pod kątem takich walk – pomysłowi Kaminoanie starali się przygotować jak najwięcej wariantów produkowanych przez nich wojsk. Ale nie wszystkich można było wyedukować w sposób klasyczny, czasem potrzebny był tu prawdziwy nauczyciel, taki jak pierwowzór wojsk Jango Fett czy też Mandalorianin Kal Skirata. Oni nie tylko przekazywali klonom wiedzę, ale dawali coś więcej, potrafili stworzyć im indywidualne tożsamości, poczucie przynależności i dodać ducha walki.
Ale Quarrenowie już czekali – ich dowódca wydał rozkaz, a działa zaczęły strzelać. Dowodzący nimi wojownik, stojący na dnie pośród podmorskich roślin z potężnym trójzębem w ręku, wydał rozkaz ataku. Z podwodnych placówek natychmiast wypłynęły śmiercionośne podwodne droidy klasy Manta. Wyposażone w działka laserowe i wyrzutnie pocisków pięciometrowe maszyny, przypominające nieco kształtem spłaszczone młoty, zaatakowały nadciągające wojska niczym ławica drapieżników. Bitwa rozpoczęła się na dobre.
Jedną z maszyn półnagi Fisto przeciął mieczem w pół, ale pozostało ich jeszcze wiele. Pociski śmignęły jak torpedy, trafiając dziesiątki żołnierzy SCUBA. W miejscu trafionego klona wyrastał obłok pary zmieszanej ze szczątkami, które szybko rozpływały się na boki jak niepotrzebne śmiecie. Jakby tego było mało, na horyzoncie pojawiły się ogromne podwodne transportery, przypominające kształtem droidy-sępy w pozycji spoczynku. Republikańscy żołnierze zaczęli lądować na ich pancerzu, ale tylko po to, by stoczyć bitwę ze standardowymi (choć oczywiście również zabezpieczonymi przed wodą) droidami bojowymi klasy B1, które natychmiast wyłoniły się z włazów, by bronić poszycia. Z innych włazów wystrzeliły podwodne skutery klasy MVR-3, oceaniczne odpowiedniki STAP’ów, z siedzącymi za sterami droidami B1.
Jednego z nich, który akurat wypływał z wnętrza transportera, jeden z klonów rozniósł na strzępy. Mały sukces a cieszy, ale widząc, co się dzieje Mistrz Jedi musiał zadziałać. Jednym ruchem ręki, który pociągnął za sobą potężne pchnięcie Mocy, zrzucił kilka robotów z ich pływających maszyn. Teraz były praktycznie bezbronne, a co najważniejsze nie stanowiły już żadnego zagrożenia.
Jednak w tej samej chwili jeden z pojazdów Manta wystrzelił torpedy w zielonego Nautolanina. Gdyby był klonem, z pewnością by nie żył, lecz Moc miała go w swojej opiece. Wykorzystał ją i zmienił trajektorię torped, a te trafiły inne z podwodnych maszyn wroga. Zabawne, zostały zniszczone swoją własną bronią.
Jeden z droidów bojowych miał wrażenie, że słyszy dźwięk rogu. Odwrócił się i zobaczył, że do akcji wkracza kolejna siła – podwodna kawaleria Kalamarian. Chronieni przez tytanowe pancerze kalamariańskich skorupiaków i uzbrojeni w energetyczne kopie wojownicy runęli na najbliższy oddział skuterów. Każdy z Kalamarian siedział na długim, wyposażonym w ostre zęby węgorzopodobnym stworzeniu zwanym keelkaną. Wierzchowce rozgryzały pojazdy droidów, a kopie jeźdźców pluły promieniami roznosząc wroga na kawałki. Kalamariańscy Rycerze byli oddani sprawie, gotowi na wszelkie poświęcenie.
Tymczasem Kit Fisto z ledwością unikał nawału promieni, odbijając je mieczem i co pewien czas niszcząc kolejną z Mant. Na jego twarzy widniały pierwsze oznaki zmęczenia. Gdy tylko fala pojazdów ominęła go, pozwolił sobie na sekundę wytchnienia. Wtedy po raz kolejny uratowała go Moc. W ostatniej chwili wyczuł zagrożenie i błyskawicznie odpłynął na bok, cudem unikając olbrzymiego podwodnego promienia. Strzał minął go prąc ku powierzchni i trafiając dokładnie w dno jednego z dryfujących Acclamatorów. Potężny krążownik zadrżał, po czym eksplodował w spektakularnej kuli ognia. Wybuch spowodował, że pozostałe okręty, niczym stateczki na jeziorze, zachwiały się mocno pod wpływem fali uderzeniowej. Chwilę później oczom Mistrza Jedi ukazał się sprawca tego strzału – straszliwa podmorska superbroń, czyli przypominające kraba, kroczące po dnie samobieżne wielkie działo. To z niej pochodził wystrzał. Dowodzący nim Quarren wydał rozkaz kolejnego wystrzału. Tym razem jednak chybił – promień szczęśliwie ominął krążowniki i poleciał wysoko w atmosferę, lecz powstała fala tsunami i tak zalała okręty, zmywając niektórych żołnierzy z poszycia.
Kit Fisto wiedział, że tym razem to Jedi musiał wziąć sprawy w swoje ręce i samotnie ruszył ku olbrzymiej machinie.
Dowódca wciąż siedział wygodnie na swoim fotelu, ale gdy ujrzał samotnego Nautolanina, poderwał się na równe nogi. Jego uzbrojeni w trójzęby strażnicy pokazywali palcami na śmigającego za iluminatorami Jedi. Boczne działka laserowe natychmiast skoncentrowały na nim swój ogień, ale niewiele to dało, bowiem Fisto blokował swym mieczem kolejne promienie, odbijając je z powrotem w kierunku działek, które eksplodowały po kolei. Był zbyt szybki dla ich operatorów, ale w końcu sprzyjała mu Moc. A gdy już wydawało mu się, że zniszczył wszelkie obronne działka, odpłynął trochę, zatrzymał się i używając po raz kolejny Mocy, uformował wielki pęcherz powietrza, który pchnął wprost na machinę. Potężna bańka przeleciała przez nią na wskroś, czyniąc poważne szkody w wewnętrznych systemach i uszkadzając podpierające ją nogi. W końcu mechaniczny krab padł na dno, nie mogąc dłużej utrzymać równowagi. Został unieruchomiony, ale nadal był groźny, działo przecież wciąż jeszcze mogło strzelać.
Widząc to, Kalamariańscy Rycerze natychmiast przystąpili do akcji. Kawalerzyści popłynęli do machiny, a keelkany użyły całej swojej siły i zaczęły pchać. W końcu krab drgnął i zaczął się ześlizgiwać do pobliskiej morskiej szczeliny. Quarrenowie na pokładzie nie byli w stanie tego powstrzymać. Czuli tylko, jak ich pojazd najpierw szura po dnie, aż w końcu wpada prosto w bezdenną otchłań, na końcu której błyszczała jasna poświata gorącego jądra planety.
Kit Fisto podpłynął nad nią i spoglądał, jak machina spada w dół na swej drodze do jądra, prosto ku czekającej ją zagładzie. Na końcu poczuł jedynie strumień wyrzuconej ze szczeliny wody, zupełnie jakby po wybuchu.
Uśmiechnął się ponownie.
Bitwa była wygrana.
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,73 Liczba: 26 |
|
Vaderr2007-05-08 18:57:49
całkiem niezłe:|
Oskarowca2007-04-15 15:45:31
łłłłł'
Karaś2007-02-18 13:54:07
o! tysięczny artykuł!
Lak Sivrakh2007-02-09 14:07:36
Aby uiciszyc spory:
http://starwars.wikia.com/wiki/Acclamator_I-class_assault_ship
Linia produkcyjna: Gwiezdny niszczyciel
Klasa: Statek szturmowy
To dla tych co nie znają angielskiego. :)
Lord Raider2007-02-05 13:00:18
Masz racje tsunami do SW cos nie tak
Immo2007-01-28 13:41:17
"...zasłynęli ze słynnych..." - zdumiał mnie ten zdumiewający błąd... :P
Nie wiem, czy takie słowa, jak "tsunami" pasują do SW...
Odnoszę wrażenie (a jest to wrażenie nieprzyjemne po moich wykładach z Socjologii Kultury), że w tekście pojawia się za dużo dygresji, przez co nieco przyciężko się odbiera; wciąż podczas odbioru opowiadania na kraju świadomości czai się myśl: gdzie sedno treści?
Podoba mi się natomiast, że zostało "Mon Calamari", a nie ten upiorny "Kalamar".
Robson2007-01-21 15:49:16
Czekałem na ten odcinek, zdrukowałem sobie 4, i wyjechałem. Nie mogłem się doczekać aż przyjadę i przeczytam 5 część. :)
Kasis2007-01-19 22:55:20
Aren --> CW zostały już zakończone.
Zapraszam na forum:
www.gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=244234
Tam poruszono ewentualną kwestię opisania chapterów 20-25.
Aren2007-01-19 21:41:53
a ja mam pytanko...
Da sie jeszcze zapisac na pisanie odcinkow?:]
mgmto2007-01-19 21:38:19
Opis walk trochę mało dynamiczny...
Wedge2007-01-19 19:30:06
Problemem jest jednak co innego - w SW przyjęły się pewne określone typy okrętów, do których wszystko musi zostać zakwalifikowane: niszczyciele, krążowniki, pancerniki, fregaty, korwety, barki desantowe, etc. Określanie Acclamatora mianem okrętu szturmowego, mimo że rzeczywiście taka nazwa widnieje na oficjalnej, niejako tworzy nam zupełnie nową klasę okrętów, która jednakże sama w sobie nie jest nową jakością. Popatrzmy chociażby na porównanie z Imperialem, który także przewoził ogromne ilości wojska i sprzętu, a nadto służył do liniowej walki z innymi okrętami. Tak samo Acclamator, który potrafił nawiązać równorzędną walkę z okrętami Separatystów. A ponieważ nie ma na oficjalnej jednoznacznego stwierdzenia, że Acclamator nie był niszczycielem, w niczym nam to chyba nie przeszkadza :) Rozsądnym kompromisem byłoby przejęcie, że okręt szturmowy jako klasa sama w sobie był protoplastą niszczyciela, który jak wiemy wywodził się prosto od niego. Zatem uznanie Acclamatora za niszczyciel nie jest błędem, jest tylko podciągnięciem go pod szerszą kategorię :) Popatrzmy chociażby na astromecha P1 - wielkie bydle jak diabli, nieruchawe, acz stanowi w prostej linii przodka serii R, dlatego także jest zaliczany do astromechów, mimo że nie znajdziemy takiego gniazda w myśliwcu do którego P1 by się zmieścił ;)
Co do Z-95 to tutaj bym się kłócił, albowiem moim zdaniem pełnił on dokładnię tę samą rolę co X-Wing :)
Ale żeby dalej nie zaśmiecać - chętnie poprowadzę tę dyskusję dalej na forum, proponuję tutaj:
http://www.gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=152013
:)
ragnus2007-01-19 18:19:33
Tylko, że jego oficjalna nazwa to Acclamator Assault Ship( ewentualnie Republic Assault Ship). Był on oczywiście wzorem do stworzenia zarówno Venatora jak i Victory (oba pełnoprawne SD), sam jednak poza kształtem nie miał z nimi za wiele wspólnego.
Oficjalna: http://www.starwars.com/databank/starship/republicassaultship/index.html
Można dyskutować na temat czy dwójka była niszczycielem, ale jest to bezcelowe z dwóch powodów:
1) dwójki wprowadzono znacznie później i nad MC nie walczyły
2) za mało oficjalnych danych jest, żeby stwierdzić to z 100% pewnością. Na RotE przyjęliśmy, że były fregatami szturmowymi.
Z-95 też był protoplastą dla T-65, ale jednak miał zupełnie inne zadanie. Tak samo jest w przypadku Accli i jego potomków.
Wedge2007-01-19 16:13:31
Ragnus -> zajrzyj do oficjalnej klasyfikacji, Acclamator był pierwszym z długiej linii Star Destroyerów i nic na to nie poradzimy :)
ragnus2007-01-19 15:53:35
Czyta się całkiem przyjemnie. Niestety nazywanie Acclamatora niszczycielem strasznie mnie razi. To był desantowiec szturmowy, a nie niszczyciel. W starciu z okrętami KNS Accle I wypadały dość blado. Stąd 7/10
Carth Onasi2007-01-19 13:33:20
Pierwsze dwie części: (o Mon Calamari i zamieszkujących ją rasach; innych planetach oceanicznych) bardzo mi się podobały, opis walk Kita i jego oddziałów w głębinach, trochę mniej. Ale, mimo wszystko, bardzo przyjemnie się czytało :).
Ocena 8/10
Kasis2007-01-19 13:27:09
Dałam 9/10. Podobało mi się, od razu widać, że piszesz dużo. Podobała mi się prezentacja Mon Calamari. Myślę jednak, że przedobrzyłeś z opisami. Wiem, ze CW miało spełniać rolę swoistej encyklopedii, ale co za dużo to niezdrowo.
Bakuś2007-01-19 11:15:25
Fajne, fajne. Podobało mi się daje 9 :)
Bakuś2007-01-19 11:15:15
Fajne, fajne. Podobało mi się daje 9 :)
Aren2007-01-19 10:51:55
wybacz, ale spodziewalem sie czegos lepszego...Moze dlatego, ze uwielbiem Kita..a moze dlatego, ze niektore zdania byly jakby bezsensu...troche dziwnie
masterYoda2007-01-19 10:22:24
Hmm... za krótki opis walki względem reszty. Ale mimo wszytsko podobało mi się: 8/10.
the chosen one2007-01-18 21:20:34
hmm, całkiem nieźle
tylko ta rusznica blssterowa
Lord Bart2007-01-18 20:25:06
Dużo opisu. Za dużo. Jak bym siedział na wykładzie z geografii międzyplanetarnej :P
Ale ogólnie nieźle.
Hego Damask2007-01-18 19:36:50
Bardzo dobre, tylko że "Quarrenowie" nie "Querrenowie", to taki mały szczegół :)