Niedawno udało porozmawiać nam się z panią Elżbietą Gałązką-Salomon, znaną fanom Gwiezdnej Sagi, głównie dzięki tłumaczeniom kinowym prequeli.
P: Po raz trzeci będzie pani miała szanse przetłumaczyć całkowicie nową część Gwiezdnych Wojen, czy czuje się pani, jakby wracała do domu?
EGS: Nie. Nie podchodzę emocjonalnie do tych filmów, dostałam to zlecenie, głównie ze względu na swoje doświadczenie przy dwóch poprzednich odcinkach. Dla mnie to tylko praca, żadnych emocji, żadnego powrotu do domu.
P: Ale nic pani nie czuje? Tego napięcia towarzyszącemu nowemu filmowi?
EGS: Nie, nic. Może wynika to z tego, że w praktyce dostaję sam tekst do przetłumaczenia. Jeszcze nie widziałam filmu, tylko sam tekst dialogów, które w wielu momentach wykwintne nie są. Powiedziałabym nawet, że niektóre zdania są niegramatyczne. Ale z tego, co wiem to efekt zamierzony, więc po polsku nie będziemy ich prostować.
P: Prostować? A czy coś jest prostowane w polskiej wersji? Bądź było?
EGS: Nie, albo nie zupełnie. Tłumacząc film trzeba pamiętać, że to nie książka, w której z zdania jednolinijkowego, można sobie spokojnie zrobić pięć linijek, by oddać znaczenie każdego wyrazu. To film, tu liczy się płynność. Niestety czasem bywa tak, że bohater w filmie w oryginale dużo mówi, a podpis na ekranie jest bardzo krótki. Albo zupełnie na odwrót, mało mówi, a mamy długi opis. Takie sytuacja trzeba eliminować, gdyż w kinie widz traci uczucie wiarygodności takiego tłumaczenia. Stąd nie należy się spodziewać, że tłumaczenie filmowe będzie równie wierne, co książkowe. To trochę inna, żeby nie powiedzieć wyższa, szkoła jazdy. Wielokrotnie by zachować sens ogólny sceny, trzeba nawet zmienić tekst mówiony przez bohatera. Np. zrobić ze słowa „Tak”, słowo „Nie”. Jeśli chodzi o Gwiezdne Wojny, to bodajże w „Mrocznym Widmie” była taka sytuacja. Tam w jednej scenie ktoś pyta postać graną przez Liama Neesona [Qui-Gon Jinn – przyp. redakcji] zadając po polsku pytanie „Nic ci nie jest?” – krótkie, zwięzłe i szybko powiedziane. W oryginale brzmi ono bardziej w stylu „Jesteś cały?” – co w ogóle nie pasowało do dubbingu, ze względu na ruchy ust. To drobna zmiana, ale w tym momencie trzeba było zmienić następną wypowiedź. W oryginale brzmiała ona „Tak”. W napisach (i dubbingu) brzmiała ona „Nie”. Przez to w kinie, jak ktoś zna angielski, trochę śmiesznie to wygląda bo po angielsku słychać jeszcze pytanie „Jesteś cały?” a pojawia się już odpowiedź – „Nie”. Dopiero potem słychać głos aktora mówiącego „Tak”.
P: Zatem kolejne pytanie. Czy tłumaczenie jest od razu robione pod wersję z dubbingiem, czy powstają dwie wersje?
EGS: Powstają dwie wersje, z różnych względów. Oczywiście staram się jak najbardziej je zgrać. Generalnie pierwsza powstaje wersja do filmu z podpisami. Tam gdzie można to przewidzieć, staram się zdania układać tak, by mniej więcej czasowo trwały podobnie jak w oryginale, włącznie z pauzami. Dzięki temu będzie mniej pracy przy tworzeniu tekstu do dubbingu. Jednak gdy już przychodzi do prac z dubbingiem, najczęściej okazuje się, że wiele rzeczy trzeba jeszcze poprawić, skrócić bądź wydłużyć. Dlatego powstają dwie wersje. Z drugiej strony, wiemy, że filmy, w tym wypadku dokładnie „Gwiezdne Wojny” to przede wszystkim filmy dla dzieci, ale takie, które chętnie oglądają też dorośli. Stąd pozwalamy sobie na pewne różnice w tłumaczeniach. Tak więc w obu przypadkach, wersja z dubbingiem, zgodnie z zaleceniami LucasFilmu jest trochę złagodzona. Np. w „Ataku klonów” była scena w której Obi-Wanowi chciano sprzedać jakieś narkotyki – coś ze śmiercią miały w nazwie [igiełki śmierci - przyp. redakcji]. W wersji z napisami użyliśmy nazwy, jaka pada w oryginale. Natomiast w wersji z dubbingiem pada pytanie „Chcesz kupić prochy?”. Wiadomo, że w dzisiejszym świecie dzieci wiedzą, że narkotyki są złe i zabójcze, ale słowo „prochy” nie brzmi tak groźnie jak „śmierć”. W ten sposób jest to złagodzone. Z tym, że tutaj w tym przypadku mimo wszystko można było jeszcze użyć oryginalnego słowa, gdyby było krótsze. Polski odpowiednik był za długi, więc tym bardziej musiało zostać „prochy”. Czasem też widać różnicę ze względu na powierzchnię ekranu. Np. w „Ataku klonów” była scena gdy łowca nagród na oceanicznej planecie opowiadał o swoim miejscu we wszechświecie. Cały tekst po polsku niestety jest dość długi, więc wypadł z wersji z napisami. Został zastąpiony lakonicznym stwierdzeniem : „każdy orze jak może”. Ale w wersji z dubbingiem go rozbudowaliśmy. Z tym, że tutaj wpłynęliśmy na sam dialog i sposób mówienia. Jest szybszy niż w oryginale, ale dzięki odpowiednim ujęciom, jakie przypadkiem zrobiono w tych scenach, nie było problemu z dopasowaniem głosu do ruchu ust aktorów.
P: Czy w przypadku „Zemsty Sithów” również możemy się spodziewać dwóch wersji tłumaczenia?
EGS: Nawet więcej. Oczywiście wersja z dubbingiem będzie trochę inna, będzie trochę złagodzona, ale w CinePix mamy pomysł, by inaczej ją wypromować. W przypadku dwóch poprzednich filmów, których dystrybutorem była Syrena, wiele osób myliło się w kinie podczas kupowania biletów na seans z dubbingiem i bez. Prawda jest taka, że poza „Gwiezdnymi Wojnami” większość filmów albo wchodzi w wersji z dubbingiem, albo napisami. Jeśli jest inaczej, to tylko kilka kopii jest z napisami, a reszta z dubbingiem. „Gwiezdne Wojny” to ewenement, gdyż prawie połowa kopii jest z napisami, a reszta z dubbingiem. I ludzie często się mylą. Dlatego, jeśli dostaniemy zgodę od LucasFilm, to wprowadzimy film pod dwoma tytułami – „Zemsta Sithów” w wersji z napisami i „Rewanż Sithów” w wersji z dubbingiem. Zresztą ta druga nazwa będzie oddawać też po części politykę względem dubbingu, czyli dobierania lżejszego słownictwa i łagodzenia pewnych rzeczy. Słowa jak „Zemsta” czy „Odwet” są negatywnie naładowane emocjonalnie. „Rewanż” już nie. Zresztą nie ukrywam, że liczymy, iż takie zamieszanie z tytułami filmu zrobi mu dodatkową reklamę, a może skusi też wiele osób do obejrzenia obu wersji i przekonania się do dubbingu.
P: Kolejne pytanie. Czy nazwy wymyśla pani sama, czy może konsultuje się z kimś?
EGS: To nie „Władca Pierścieni”, byśmy musieli dbać o tłumaczenie zgodne z uznanym oryginałem. Generalnie z tego co wiem, to w wydawanych w Polsce książkach, nie ma spójności w nazwach, bo nikt o to nie dba. My dostajemy, podobnie jak inni licencjonobiorcy, słowniki nazw z LucasFilmu. Sama nigdy nie wpadła bym na to, by nazwać coś mianem insektoidów, czy Mustafarjan. Jako dystrybutor filmu trzymamy się tych nazw i pozostaje nam liczyć, że pozostali wydawcy książek, komiksów również się do nich dostosują. Faktycznie, nie zawsze mogą one być najcelniejsze, ale wiele rzeczy jak chociażby miecz świetlny, to chybione tłumaczenia, ale się przyjęły, ze względu na ich obecność w wielu mediach. W innym przypadku, pozostaje mi współczuć jedynie tym osobom, które fanami nie są, a próbowały dowiedzieć się czegoś więcej o filmach.
P: Czy uczestniczy pani w całości prac nad tłumaczeniem, również dubbingu?
EGS: Prawie. Ja przygotowuje główne tłumaczenie. Niestety wiele kwestii z przygotowaniem dubbingu wychodzi dopiero podczas nagrywania, podobnie z robieniem napisów, w tym momencie reżyser odpowiedzialny za dubbing w praktyce musi interweniować. Dubbing jest nagrywany poza granicami Polski, fizycznie nie mam się tam jak pojawić. Oczywiście obejrzę film w Polsce wcześniej, by móc poprawić swój tekst, pod kontem dubbingu, ale część rzeczy będzie musiało być potem zaimprowizowanych.
P: Czy tę improwizację potem się jakoś sprawdza?
EGS: W przypadku innych filmów najczęściej tak. W przypadku „Gwiezdnych Wojen” najczęściej nie. Nie jest to kwestia, że w jakiś sposób olewamy ten film uznając go za gorszy, ale to kwestia dość praktyczna. Czas. To wyszło zwłaszcza w przypadku „Ataku klonów”, będzie też pewnie tak z „Zemstą/Rewanżem Sithów”. Ze względu na światową premierę, mamy bardzo mało czasu na przygotowanie tłumaczenia, podpisów, dubbingu. Przez to w „Ataku klonów” pojawił się błąd w napisach początkowych. Niestety czas pomiędzy zrobieniem ich, a zrobieniem kopii nie przewidywał miejsca na korektę. To niestety jeden z minusów globalizacji, dlatego normalnie, jako dystrybutor, staramy się by film wchodził z pewnym opóźnieniem, dzięki temu mamy więcej czasu na poprawienie i doszlifowanie polskiego tłumaczenia.
P: A co pani sądzi o Mirosławie Zbrojewiczu jako Darthie Vaderze?
EGS: Mam wrażenie, że sobie dużo nie pogada.
P: Dziękuję za rozmowę.
Temat na Forum
UPDATE Wywiad ten to jedna wielka mistyfikacja. Nie dość, że nigdy nie miał miejsca, to jeszcze odpowiedzi to tendencyjna manipulacja pewnymi faktami, opierająca się na obawach istniejących wśród fanów. Prawda jest taka, że obawy te nie miałby miejsca, gdyby istniał lepszy kontakt dystrybutora ze środowiskiem fanowskim. Wszystkich, którzy nabrali się, dali się ponieść emocją, a przede wszystkim CinePix i panią Elżbietę, jeśli poczuli się urażeni, bardzo przepraszamy, nie to było celem. Chodziło raczej o uwiarygodnienie żartu ze zmianą tytułu, który jak wiadomo, jest dość powszechną prima aprylisową praktyką.
KOMENTARZE (34)