TWÓJ KOKPIT
0

James Luceno :: Newsy

NEWSY (150) TEKSTY (23)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

Tydzień „Zemsty Sithów”: Książki

2015-05-22 07:13:09



„Zemsta Sithów”, czyli ostatni Lucasowy rozdział „Gwiezdnych Wojen” była bardzo szczegółowo dopracowana promocyjnie. Cały multimedialny program „Wojen klonów” (książki, komiksy, gry, serial Tartakovsky’ego) miały być przygotowaniem pod wielki filmowy finał. Podobnie jak w przypadku „Ataku klonów”, tak i tu prócz zwykłej adaptacji powieściowej dostaliśmy też książkowe preludium, ale i postludium, razem stworzyły one swoistą trylogię. Dziś, w dużej części już niekanoniczną, ale jednocześnie warto o tym pamiętać, sugerowaną w wielu miejscach przez samego George’a Lucasa.



Najważniejszym elementem tej trylogii jest oczywiście Zemsta Sithów Matthew Stovera. Tym razem adaptacja ta nie powiela oryginału, raczej tę samą fabułę ukazuje miejscami zupełnie inaczej. I nie jest to tylko związane z różnicami wynikającymi z pracy na wcześniejszych wersjach scenariusza. Stover chciał stworzyć inne dzieło, poprawić, trochę inaczej położył akcenty, w rezultacie wyszła bardzo dobra powieść, będąca jednocześnie słabą jeśli chodzi o wierne odwzorowanie filmu nowelizacją.

Labirynt zła Jamesa Luceno, będący wprowadzeniem do Epizodu III pojawiła się w USA w styczniu 2005. U nas także pojawiła się przed premierą filmu, warto jednak pamiętać, że polskie tłumaczenie bazowało nie na skończonej powieści, a na jednej z jej wersji roboczych, stąd w kilku miejscach zawiera różnice względem oryginału (jak choćby kwestia nieszczęsnego korelianina czy nawiązań do Nelvan z „Wojen klonów” Tartakovsky’ego). W listopadzie zaś dostaliśmy kolejną powieść Jamesa Luceno - Czarny Lord. Narodziny Dartha Vadera. Część wydarzeń z tej książki została potem w pewien sposób kanonizowana w Tarkinie Jamesa Luceno. „Labirynt” faktycznie jest wprowadzeniem do filmu, a przynajmniej w ten sposób się kończy, bitwą o Coruscant. „Czarny Lord” luźno odchodzi od filmu, opowiada własną historię. W USA wszystkie te powieści wyszyły razem zebrane jako trylogia.



Jednak mówiąc o książkach związanych z filmem nie można zapomnieć o sidequelu, czyli Komandosach Republiki: Rozkazie 66. Powieść Karen Traviss została wydana w 2008 roku, a kluczowy rozkaz 66 i przemiana Republiki w Imperium jest tu pokazane z zupełnie innej perspektywy. Bezpośrednich nawiązań do akcji filmu nie ma tu wiele, ale sam rozkaz to wielkie wydarzenie, którego film nie był w stanie ukazać w całości. Książka więc jest pewnym uzupełnieniem filmu, wplata się w niego.



Podobnie jak w przypadku pozostałych prequeli, tak i tu adaptację młodzieżową Zemsty Sithów napisała Patricia C. Wrede. Powieść ta jednak nie została wydana w Polsce. Podobnie zresztą jak Revenge of the Sith: The Movie Storybook Alice Alfonsi, czyli tak zwana u nas Opowieść filmowa. Po latach wydano także wersję LEGO Star Wars napisaną przez Elizabeth Downsett. Zabrakło i już raczej nie powstanie wersja z serii „Mighty Chronicles”, za to za jakiś czas powinna zostać wydana adaptacja w wersji psuedo-Szekspirowej.

Po „Zemście Sithów” dzieje się seria młodzieżowa Jude Watson - „Last of the Jedi”. Także Ryder Whindham w swoich biografiach lekko dotknął tematu „Zemsty Sithów”. Choćby w The Life and Legend of Obi-Wan Kenobi czy The Rise and Fall of Darth Vader.

W Polsce za to wydano jeszcze Zemsta Sithów Album zebrany i zredagowany przez J.W. Rinzlera, zawiera szkice koncepcyjne z III Epizodu. Przed premierą w USA ukazało się natomiast The Making of Star Wars: Revenge of the Sith tegoż autora. Była to pierwsza książka o produkcji filmu Rinzlera, została jednak wydana przed premierą filmu. Przez to brakowało w niej końcówki, ta jednak została uzupełniona i rozdawana za darmo na Hyperspace jako e-book „The Making of Star Wars: Revenge of the Sith: The Final Chapter”. Rinzler po latach przekopał się także przez scenopisy z „Zemsty”, efekt tych prac umieścił w Star Wars Storyboards: The Prequel Trilogy.

Fani szczegółów uniwersum także zostali docenieni. Dostali słownik obrazkowy - Star Wars: Revenge of the Sith: The Visual Dictionary Jamesa Luceno, Revenge of the Sith: Incredible Cross-Sections Curtisa Saxtona, czyli niesamowite przekroje oraz Complete Locations Kerrie Dougherty. W tym ostatnim przypadku jest to zebrany przedruk pozostałych albumów o lokacjach uzupełnionych właśnie o dodatkowe strony o „Zemście Sithów”.

Wszystkie atrakcje tygodnia „Zemsty Sithów” będą dostępne w tym miejscu.
KOMENTARZE (34)

Premiera Lords of the Sith

2015-05-05 23:15:01 Internety

28 kwietnia w krajach cywilizowanych miała premierę czwarta książka dla nieco starszych czytelników, Lords of the Sith Paula S. Kempa. Opowieść skupiająca się na postaciach Vadera i Imperatora dostępna jest w twardej oprawie, a także jako audiobook, i w wariancie przeznaczonym na czytniki Kindle. Wersja czytana (pełna) to dzieło Random House Audio, z Jonathanem Davis'em jako lektorem. Osobom znającym dobrze język angielski i lubiącym audiobooki gorąco polecam pozostałe pozycje Star Wars tego wydawnictwa - są naprawdę dobrze zrealizowane (tutaj można znaleźć parominutową próbkę). Póki co powieść zbiera najlepsze recenzje z całej czwórki i zdecydowanie kontrastuje z raczej nieudanym Heir to the Jedi autorstwa Kevina Hearne'a. 320 stronicowe Lords of the Sith zostało wydane nakładem LucasBooks (Del Rey) w twardej okładce, kosztuje 28 USD.



Dawno, dawno temu w odległej galaktyce...

Imperator i jego osławiony uczeń, Darth Vader - osamotnieni w samym centrum potyczki z rebeliantami na powierzchni niegościnnej planety - zostają zmuszeni polegać na sobie, Mocy i własnej bezwzględności aby przeżyć.

"Jest tak jak podejrzewałeś Lordzie Vader. Ktoś urządził na nas łowy."

Anakin Skywalker, Rycerz Jedi, jest już niczym więcej niż tylko wspomnieniem. Darth Vader, świeżo namaszczony Lord Sithów, wzrasta w siłę. Jako wybraniec Imperatora szybko udowodnił swoją lojalność wobec Ciemnej strony, jednak historia Zakonu Sithów jest pełna dwulicowości, zdrad i uczniów brutalnie uzurpujących sobie władzę z martwych rąk swoich Mistrzów - a dla Vadera nie nastała jeszcze ostateczna próba jego wierności. Do tej właśnie chwili.

Na Ryloth, planecie kluczowej dla rozwijającego się Imperium ze względu na niewolniczą siłę roboczą i narkotyk znany jako "przyprawa", pod przywództwem idealistycznego bojownika o wolność, Chama Syndulli, i Isvali - byłej niewolnicy pełnej pragnienia zemsty - powstał agresywny ruch oporu. Imperator nie toleruje jednak prób zastraszania ani odmów i zrobi wszystko, aby kontrolować objęty wojną świat wraz z jego cennymi zasobami - czy to za pomocą potęgi politycznej, czy militarnej. Wyrusza wraz ze swoim bezwzględnym uczniem, Darthem Vaderem, na niespotykaną osobistą misję, aby zagwarantować wypełnienie własnej woli.

Dla Syndulli i Isvali jest to niewiarygodna szansa aby uderzyć w samo serce okrutnego reżimu uciskającego galaktykę. Dla Imperatora i Dartha Vadera Ryloth stanie się czymś więcej niż tylko misją stłumienia powstania. Ich relacje zostają poddane próbie jak nigdy dotąd, kiedy w wyniku zasadzki rozbijają się na powierzchni niegościnnej planety pełnej czekających na nich bojowników o wolność. Uzbrojeni tylko w swoje miecze świetlne i Ciemną stronę Mocy, mogący polegać tylko na sobie wzajem muszą zdecydować, czy łącząca ich brutalna więź przyczyni się do wspólnego zwycięstwa, czy też uczyni z nich śmiertelnych wrogów.


Ponadto Del Rey na Star Wars Celebration zapowiedziało wydanie zbiorczego wydania Star Wars: Rise of the Empire. Będzie się ono składać z Tarkina autorstwa Jamesa Luceno i A New Dawn John'a Jacksona Millera, a także trzech nowych krótkich opowiadań mających służyć jako łącznik dla obydwu powieści. Zostaną one napisane przez Melissę Scott - dla której jest to debiut w uniwersum Gwiezdnych Wojen - oraz ponownie JJM i weterana tej kategorii - Jasona Fry'a. Premiera jest przewidziana na 6-tego października tego roku.


KOMENTARZE (12)

Nowości książkowe polskie i zagraniczne

2015-01-30 13:51:18 Internety

Na polskim rynku niestety nadal panuje posucha i zastój jeszcze sprzed wprowadzenia w świat Gwiezdnych Wojen łatki Legends. Amber niestety nadal nie wyjawił nikomu co z niewydanymi dotąd książkami ze starego EU, ani tym bardziej z nowościami naszego uniwersum.

Na półkach naszych księgarń powinien już pojawić się dodruk Dartha Plagueisa, autorstwa Jamesa Luceno. Każdemu, kto się nie załapał na tę książke polecam sprawdzenie księgarń (wg Amberu powinna już być ponownie dostępna, chociaż ich strona zapewnia nas, że trzeba jednak poczekać do 10.02.2015).
Poza tym, fani pewnych specyficznych ptaków mogą znaleźć w Empikach Encyklopedię Postaci Star Wars Angry Birds. Przedstawia ona ornitologiczne odpowiedniki znanych nam postaci w humorystycznym zestawieniu ilustracji i opisów. Dzieci z pewnością ucieszą się z wszystkich 208 stron przewodnika, którego ceny niestety strona Empiku nie podaje (zagraniczna to 16,99$).
Wydawnictwo Ameet nie przestaje nas zasypywać nowościami spod znaku serialu Rebels. Tym razem w ich ofercie pojawiła się książeczka z dołączoną płytą CD z serii Czytaj i słuchaj - Star Wars Rebelianci (cena: 19,99zł). Zgodnie z opisem produktu:
"Grupa Rebeliantów staje do walki przeciwko Imperium. Do drużyny śmiałków dołącza chłopiec o imieniu Ezra. Czy będzie potrafił stawić czoła potężnemu przeciwnikowi?
Historia oparta jest na serialu "Star Wars. Rebelianci".
Na dołączonej do książki płycie CD znajdują się fragmenty oryginalnych dialogów i efektów dźwiękowych z serialu."


W ofercie zagranicznych przedruków możemy znaleźć książeczki dla dzieci po 3,99$: What is a Wookiee? (DK Readers, poziom 1), Journey Through Space (DK Readers, poziom 2). W odróżnieniu od oryginalnego wydania z roku 2005, znajdziemy tutaj nowe okładki oraz 16 dodatkowych stron (razem 48). Ponadto pojawiła się nowa ksiażeczka World of Reading Star Wars Rebels: Sabine's Art Attack (poziom 1, 32 strony) w jednakowej cenie 3,99$. Jest to adaptacja jednego klipów promocyjnych do serialu Rebels, Art Attack skupiająca się na pracach Sabine Wren. Dodruku doczekał się także Maul: Lockdown, Joe Schreibera. Jest to prawdopodobnie najlepsza jego książka w naszym uniwersum, niestety nadal jest nieznany jej los na polskim rynku.

Kolejne dwie pozycje powiązane są z I Epizodem Gwiezdnych Wojen: to parodystyczne William Shakespeare's The Phantom of Menace autorstwa Iana Doeschera, oraz mogąca zainteresować najmłodszych Jedi Academy: The Phantom Bully. Pierwsza z pozycji zapowiedziana jest na 7 kwietnia i ma opowiada niezwykłą historię królowej w przebraniu, młodego bohatera i dwóch odważnych rycerzy walczących z ukrytym wrogiem (duh). Jak mówi sam autor, był wielokrotnie pytany o prequele w kontekście swoich pozostałych książek, zwłaszcza przez młodych fanów, których właśnie te filmy wciągnęły w świat Gwiezdnych Wojen. Książka będzie okraszona 20 epokowymi ilustracjami, zaś do premiery Epizodu VII możemy się spodziewać wydania brakujących dwóch części sagi w stylu Szekspirowskim. Spodziewana cena to 14,95$ za 176 kolorowych kartek w twardej oprawie. Odnośnie drugiej pozycji, jest to kontynuacja serii Akademia Jedi, z której można u nas kupić pierwszy tom nakładem wydawnictwa Ameet (bez żadnego podtytułu), której możemy się spodziewać 28 kwietnia (przynajmniej za granicą). Książeczka autorstwa Jeffreya Browna będzie kontynuować opowieść o losach padawana Roana Novacheza i jego nauce pod okiem Mistrza Mr. Garfielda. Spodziewana cena to 12,99$ za również 176 stron.

W 149 i 150 Star Wars Insiderze przyszło nam poznać Ginę Moonsong, świeżą pilotkę eskadry B-wingów biorącej udział w bitwie o Endor. Jak donosi nam profil facebookowy jednego ze współautorów opowiadania, Marka Williamsa, po długich rozmowach z Del Rey Books i Lucasfilmem oboje zostali poproszeni o kontynuowanie jej historii. Pierwsze opowiadanie ma się pojawić już w październikowym Insiderze, ale to tylko początek! W planach jest jeszcze więcej historii z udziałem Giny, a także jej udział w innych produkcjach (Gry, książki, filmy? Któż to wie!) aż do roku 2017. Jako, że nasza bohaterka była świeżakiem podczas bitwy o Endor, możemy spodziewać się że te opowieści w końcu przekroczą magiczną barierę szóstego epizodu, która chwilowo zostaje niesforsowana. Drugiego ze współautorów opowiadania Blade Squadron, Davida J. Williamsa, można było spotkać w 2014 roku w Łodzi, na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier.
KOMENTARZE (9)

Redakcyjne podsumowanie roku 2014

2015-01-14 17:08:11



Rok 2014 na stałe wpisze się w historię „Gwiezdnych Wojen” jako rok kręcenia „Przebudzenia Mocy” oraz rebootu uniwersum. Wzorem poprzednich lat, redakcja pokusiła się o stworzenie listy najważniejszych wydarzeń minionych 12 miesięcy i skomentowanie ich.

10. Rian Johnson podobno ma zastąpić J.J. Abramsa na stanowisku reżysera VIII epizodu (informacja niepotwierdzona).



Lord Sidious: Chyba już bardziej fakt niż plotka. Niemniej jednak wolałbym aby cała trylogia wyszła spod ręki Abramsa, a ew. zmiana reżysera była rozważona po premierze „Przebudzenia Mocy”, nie przed rozpoczęciem zdjęć. Sam Johnson zaś nie budzi mojego zaufania na tym stanowisku, ze względu na swój nierówny dorobek. Jest wielu innych reżyserów, którzy lepiej by sobie poradzili. A on, może tego nie skopie. Jeśli wywalamy Abramsa, to wolałbym dostać kogoś z wizją na jego miejsce, a nie kogoś, kto ma sobie poradzić z blockbusterem. Osobiście mam jeszcze nadzieję, że jednak ten J.J. będzie gdzieś tam w tle nad czuwał nad całą trylogią i może wróci na IX epizod? Patrząc na to jak doskonale poradził sobie z „Mission: Impossible” i „Star Trekiem” (2 razy), to wierzę w jego „Gwiezdne Wojny”. Abrams czuje te filmy, po dziełach Riana tego nie widać.

Nild: Oto najgorszy element oczekiwania dla fana, niepewność. Kto wie, może tak i będzie do samego końca? Samo odciążenie Abramsa uważam za dobry ruch, zwłaszcza biorąc pod uwagę tempo jakie zostało narzucone nowej trylogii i satelitującym jej projektom.

Rusis: Wszystkie informacje dotyczące wymiany Abramsa na innego reżysera w kolejnych epizodach mnie smucą. Wolałbym jedną spójną wizję dobrego reżysera, jakim jest Abrams niż zmienianie na słabszych. Pozostaje mieć nadzieję, że Abrams będzie trzymał piecze nad całą trylogią nawet jeśli E VIII nie wyreżyseruje (może wyreżyseruje zakończenie trylogii?).

Burzol: Nie przesadzałbym z rolą Abramsa w nowych „Gwiezdnych Wojnach”. Nowe filmy Star Wars to jest impreza Disneya i Lucasfilmu, to producenci teraz rządzą tym uniwersum, to oni mają poprowadzić dobrych reżyserów, żeby filmy były udane. Z resztą porażka „Star Trek w Ciemność” dowodzi, że J.J. Abrams też czasem miewa zły dzień. A sam Rian Johnson to fajny koleś. Grywa na banjo. I ma talent, żaden jego film nie był arcydziełem, ale z pewnością każdy bardzo sprawnie opowiada historię, i ma swój specyficzny styl. Gdyby ten styl Johnsona udało się przenieść do Gwiezdnych Wojen, byłoby bardzo ciekawie.

Lord Bart: Czy to coś zmieni?

9. Jeszcze TCW nie umarło, póki Netflix żyje (Lost Mission i niedokończone odcinki).



Lord Sidious: Chyba wiele decyzji dotyczących „Gwiezdnych Wojen” jest obecnie dość przypadkowych i nieprzemyślanych. To dokładnie widać w przypadku „Wojen klonów”, teraz jest dokańczane w innych mediach (Netflix, książki, komiksy czy niedokończone odcinki na oficjalnej). Dobrze, że starają się jakoś ten materiał upublicznić, a ja wciąż czekam na 6-pak na BD.

ShaakTi1138: Mam wrażenie, że Disney odcina się jak tylko może od prequeli, jednocześnie „czarując” rzeczywistość (przykład z jednego z ostatnich oficjalnych artykułów: „ulubieniec wszystkich, Han Solo”. Jasne, lubię Hana, ale nikt mi nie będzie mówił, że mam go darzyć sympatią). Może też stąd decyzja o anulowaniu serialu - choć z jednej strony mam wrażenie, patrząc po odcinkach wypuszczonych na oficjalnej (nie oceniam tu strony graficznej), że serial fabularnie trochę się już „przejadł”, czego dowodzi mały odzew choćby tu, na Bastionie. Jednocześnie dystrybucja nowych odcinków (dla „wybranych” na Netfliksie), sposób, w jaki uzupełniane są pozostałe wątki (1. Nie, historia Maula się nie skończyła w komiksie; 2. Kto się założy, że niedokończone odcinki na oficjalnej zostały wypuszone tylko po to, by wyjaśnić wątek z „Rebelsów”?) oraz wydanie na płycie „The Lost Missions” (podobno zrobione na zupełne „odwal-się”, choć to chyba i tak cud, że w ogóle wyszło) sprawiają, że niezbyt dobrze oceniam działania Disneya w tej materii. Zobaczymy jak wypadnie „Dark Disciple”, na które czekam z niecierpliwością.

Nild: W całym tym burdelu cieszy tylko, że same „The Lost Missions” okazały się niezłe, włącznie z odcinkiem, w którym prym wiedli Mace Windu...i Jar Jar Binks!

Shedao Shai: TCW niczym rak, ma swoje przerzuty i nie sposób jest się go pozbyć do końca. Na szczęście, widać już światełko w tunelu. Chociaż z drugiej strony, teraz jest „Rebels”...

Burzol: Jak to dobrze, że zapisałem się na Netfliksa. Co ja mogę więcej powiedzieć. Trzy ostatnie odcinki Zaginionych misji, te z Yodą, to prawdopodobnie najważniejszy kawałek Gwiezdnych Wojen, jaki powstał w ciągu ostatniej dekady.

Lord Bart: Czy kiedyś ożyje taki czy inny format telewizyjny dla wszystkich?

8. Przebudzenie fanów (eksplozja twórczości fanów i memów po zwiastunie, radości, hype’u i hejtu i oczekiwań, a przede wszystkim interakcji).



Lord Sidious: Ta ilość wszystkich memów, przeróbek zwiastuna oraz reakcji, pozytywnych jak i negatywnych na zajawkę, mnie się bardzo podoba. Zresztą liczba wyświetleń robi swoje. Na ten film czekają nie tylko fani, ale i mnóstwo ludzi na całym świecie, a te 88 sekund wśród wielu wywołały eksplozję fanostwa. Ten film, mimo, że jeszcze nie skończony, znów się staje ważnym elementem popkultury i tak trzymać.

Nild: Należy zauważyć, że ta eksplozja aktywności ma swoje jasną i ciemną stronę. Z jednej strony barykady mamy mnóstwo wspaniałych grafik powstałych dzięki paru wyciekom grafik i teaserowi, ciekawe dyskusje, i spekulacje na temat fabuły nowych filmów. Zaś z drugiej...hejt na szturmowca z powodu koloru jego skóry, czy też ludzi ogłaszających się najprawdziwszymi fanami i jednocześnie nie wiedzącymi, że klony od dawna nie służą w ramach sił zbrojnych Imperium. Bez wątpienia jednak o nowych Gwiezdnych Wojnach się mówi, i to dużo, a to podstawowy powód dla którego zbiją one w odpowiednim czasie mnóstwo kasy.

ShaakTi1138: Wreszcie coś się dzieje. W takich chwilach żałuję, że nie umiem dobrze rysować. Ale przynajmniej ożyły fora, wszelkie portale społecznościowe… to druga najlepsza część z oczekiwania na „Przebudzenie”. I podpisuję się pod słowami Nilda o Finnie i hejcie.

Shedao Shai: O Gwiezdnych Wojnach nie mówiło się tak wiele od prawie dekady, czyli od premiery „Zemsty Sithów”. Niektórzy fani wyszli z letargu i ponownie ekscytują się nowinkami dotyczącymi tego uniwersum. Jest też druga strona medalu, czyli ludzie których te nowinki zniechęciły i odrzuciły. Jest to mniejszość, której braku na dłuższą skalę Lucasfilm nie odczuje, mimo że byli to fani „siedzący” w uniwersum Gwiezdnych Wojen niezależnie od tego, czy akurat jest zapowiedziany jakiś film czy nie. Ale to „sezonowców” jest więcej i to na nich zarobi się najlepiej. Z finansowego punktu widzenia, DIsney podejmuje dobre decyzje.

Lord Bart: Czy ja wiem czy byli uśpieni? Każdy większy produkt pobudzał jakieś tam dyskusje, nie rozumiem czemu szał na miliony tweetów miałby trwać non-stop? A to że o SW mówi się teraz sporo z racji EVII to jest oczywiste - charakterystyczna marka, która miała/ma duży udział w części światowej kinematografii.

7. Poważne zapowiedzi spin-offów (reżyserzy, scenarzysta, plotki i brak konkretów).



Lord Sidious: Plotki o spin-offach bardzo cieszyły, w końcu nowy filmy Star Wars. Niemniej jednak wybór twórców, zwłaszcza do pierwszego spin-offa sprawia wrażenie przypadkowego. Gary Whitta, o którego talencie nieprzychylnie wypowiadają się nawet szefowie Sony i Gareth Edwards, który w „Godzilli” prowadził tak dobrze aktorów, że Hayden i Portman w „Ataku klonów” to wzór dobrego aktorstwa. Problem jest taki, że przy tych spin-offach boje się marvelizacji uniwersum. „Iron Man” był świetny, ale późniejsze filmy wypluwane dwa-trzy razy w roku w najlepszym wypadku były średnie, w każdym razie od „Iron Mana” wyraźnie odstawały. Nie chciałbym by „Gwiezdne Wojny” takiego spotkało coś takiego. Niestety brak newsów nie pomaga.

ShaakTi1138: Powtórzę za Sidiousem: nie chcę „marvelizacji” tych filmów; zresztą, przykład z „Iron Manem” jest bardzo dobry. „Star Wars” w kinie do czegoś zobowiązuje. Tak, tak, było TCW (które w ogóle nie miało być filmem), byli i “Rebelianci” (całkiem przyzwoici, ale oni też byli pokazywani tylko nielicznym), ale jak kupuję bilet na coś, co ma dobrze nam znane logo, to chcę, aby ten film pozostał mi w głowie na ładnych parę lat. Powtórzę za ekipą z youtube’owych „Honest Trailers”: „Obejrzyjcie film, który istnieje tylko po to, by wyjaśnić wątki z „Avengersów”. Nie chcę, by coś podobnego było jedynym celem istnienia spin-offów.

Rusis: Z jednej strony plotki o spin-offach cieszą mnie bardzo, mielibyśmy jakąś rozrywkę w oczekiwaniu na kolejne epizody. Z drugiej strony jednak zaczynają mnie też martwić. Dokładniej chodzi mi o to jakich ludzi angażują ponoć do tworzenia tych filmów, ich dorobek nie nastraja pozytywnie i boję się, że wyjdzie jak u Marvela - wiele filmów, z czego większość bardzo przeciętna.

Burzol: A tutaj nadal jeszcze nie jestem przekonany, że możemy dostać aktorski film Star Wars, który nie jest epizodem. Dopóki nie zobaczę zwiastuna pewnie nie uwierzę. Najbliższe miesiące prawdopodobnie rozstrzygną w jakiej atmosferze Lucasfilm pozwala na tworzenie kolejnych filmów. Jak bardzo duży nacisk daje Disney, jak rządzi Kathy Kennedy, a o czym decyduje Story Group. W zależności od tego albo dostaniemy dobre autorskie filmy jakie pozwala produkować Marvel, albo bezduszne, przeprodukowane filmy wielkich studiów (Superman, Transformers). Czas pokaże.

Lord Bart: Tu moje stanowisko jest niezmienne: nie uwierzę dopóki nie zobaczę. Brzmi to pięknie, z dolarowego punktu widzenia Disneya, ale z drugiej strony to są Star Warsy, świat jednak wymagający poważnego zaawansowania technicznego. Stąd m.in. brak do tej pory serialu aktorskiego. Jak mogłyby wyglądać GW w wersji uboższej, z historią upchniętą w dwie godziny taśmy? Wolę o tym nie myśleć.

6. Revan powraca w TORze, czyli „Legendy” jeszcze zipią (plus dodatek Strongholds i Starfighter za darmo).



Lord Sidious: Skasownie EU to dla mnie także cios w TORa. BioWare jednak potrafiło się odnaleźć, sięgnęło po swoją broń ostateczną czyli Revana i chyba w końcu zamknęli jego wątek, jednocześnie pchając historię do przodu. Do tego klimatyczna Rishi i filmowy Yavin, oraz małe misje klasowe. Dla mnie to bardzo dobry ruch i dobry rok TORa, a jeszcze dodają nowe bajery jak dodatek Strongholds. Jednak to co mnie nakręca to fabuła. Jak widać można przy pieniądzach większych niż budżet „Przebudzenia Mocy” wykorzystać kanon i opowiadać własną historię. Dla mnie to ostatni bastion starego uniwersum, tym bardziej cieszy, to co zrobiono.

Nild: Nigdy nie uważałem TORa, za coś co należałoby traktować jako element historii Gwiezdnych Wojen, raczej jako zwyczajną grę MMO opartą na tym świecie i często bardzo luźno podchodzących do pewnych jego kwestii. Gra żyje (chociaż od czasu premiery Revana dostała pewnej zadyszki, w formie lagów) i moim zdaniem ma się całkiem dobrze. Nie jest to World of Warcraft z czasów swojej świetności, ale z pewnością jest w stanie zapewnić mnóstwo dobrej zabawy. Samo przywrócenie Revana skłania tylko ku refleksji na temat tego ile jeszcze razy będzie on ożywał, czy też zmieniał strony konfliktu.

Shedao Shai: TOR obecnie jest ostatnim kagankiem wciąż szerzącym stare EU. Książki już nie wychodzą, komiksy i gry też nie, i całe uniwersum byłoby martwe - gdyby nie TOR. Ta gra wciąż trzyma się “starych zasad”, nie wpłynęło na nią skasowanie kanonu. Tam dalej pojawiają się znane i lubiane postacie, rasy czy organizacje. Jako fan starego EU nie mógłbym przejść koło tego faktu obojętnie. Grałem w TORa od 2012 i gram w niego wciąż, choć już nie tak aktywnie jak kiedyś. I pewnie co jakiś czas będę wracał, szczególnie na nowe dodatki fabularne, takie jak “Shadow of Revan”. “Strongholds” ani mnie grzało, ani ziębiło - dekorowanie własnej fortecy nie interesowało mnie ani nie sprawiło mi frajdy, a wątek gildiowych podbojów planet powstał chyba tylko po to, żeby dać ludziom powód do ponownego robienia misji, których już nikt nie robił bo i po co (flashpointy i operacje na level 50, zbieranie niższych grade’ów materiałów do craftowania itd). “Shadow of Revan” natomiast to już kompletnie inna bajka - najpierw cztery flashpointy wprowadzające do jego fabuły, i dające nam możliwość odwiedzenia znanych i lubianych lokacji, takich jak Manaan czy Lehon, oraz szturmu na znienawidzoną Akademię Jedi na Tythonie/Sithów na Korribanie, później dwie świetnie opracowane planety (Rishi i Yavin IV), dwie nowe, ciekawe operacje, dwa flashpointy, podniesienie level capu do 60… słowem wiele frajdy za niewielkie pieniądze. No i przede wszystkim - kontynuacja wątku Revana, coś koło czego żaden fan KOTORa nie mógłby przejść obojętnie. Dodatkowo, w minionym roku trzy razy pojawił się bardzo klimatyczny event: inwazja Rakghuli (na Alderaanie, Tatooine i Korelii) oraz sympatyczny event hazardowy na Nar Shaddaa. Słowem: rozwój TORa oceniam jak najbardziej pozytywnie, jest to ostatni istniejący posmak “starych” Gwiezdnych Wojen i choćby za to należy mu się wyróżnienie.

Lord Bart: Tak naprawdę nigdy nie przepadałem za wizją Revana w TORze. A już tym bardziej sprowadzonego do MMOwskiego bossa, którego naklepie 4 neptków. Nie mniej był to jakiś ukłon w stronę fanów KotORa. Równie dobry jak każdy inny by wyciągnąć kasę. Ale teraz, w Legendach… można tym pomiatać jeszcze gorzej. Na szczęście jestem ponad to.
Whenever a meatbag does a thoroughly stupid thing, it is always from the noblest motives.

5. Nowe spójne uniwersum w praktyce (pierwsze książki, pierwsze błędy pierwsze powroty i zmiany względem tego co znaliśmy, oraz nowe podziały wśród fanów).



Lord Sidious: Nowe otwarcie moim zdaniem ma sens, gdy idzie za tym nowa jakość. Kryterium jakościowe jednak odpadło, gdy zobaczyliśmy pierwszych autorów. Poziom książek pozostał bez zmian. Zostało spójne uniwersum, a tu jest większy problem. Na razie mamy jeden komiks, dwie dorosłe książki i jakieś trzy młodzieżowe plus kilka odcinków serialu. Część rzeczy została przywrócona jak choćby wiceadmirał Screed (z „Droidów”) czy bitwa o Murkhanę. Bardziej na zasadzie wspomnienia niż szczegółowego opisania. Część rzeczy, jak Daala zostało pominiętych. Część zostało zmienionych jak wygląd Kessel. Powstają pewne absurdy jak Antonio Motti w kanonie i Conan Antonio Motti w legendach, czyli inne imiona tej samej postaci. Wcześniej czy później ktoś się walnie i znów się wyrówna, więc po co to robić? Zresztą, co tu dużo szukać, błędy w nowym kanonie już są, w dodatku bezsensowne. Chodzi choćby o kwestię świątyni Jedi, która według jednych źródeł została zniszczona, według innych przerobiona na Pałac Imperialny, a w „Powrocie Jedi” jednak ją widać. Jak widać po prawie pół roku działania już potrzebujemy retconów. „Nieźle” jak dla mnie. Owszem nie takie rzeczy retconowano, ale czy Shelly Shapiro nie mówiła, że teraz retcony to przeszłość i ostateczność? Niestety odnoszę wrażenie, że w miejsce potencjalnej nowej jakości dostaliśmy dziwną mieszankę części starych pomysłów, których na razie nikt nie potrafił sensownie zastąpić oraz kilku nowych i zmienionych. Wątpię, by ktoś nad tym panował lepiej niż dotychczas, by było to zamierzone i przemyślane jak zapowiadali PRowcy, więc niestety zmiana na gorsze. Zwłaszcza, jak doda się teraz całą masę kłótni wśród fanów tam gdzie wcześniej podziałów nie było, a jedni i drudzy ze sobą współegzystowali. Ot, kolejny owoc nowego kanonu.

ShaakTi1138: Na razie poczekam aż Amber się ruszy. Nowe książki zawsze mnie cieszą. A kopiuj-wklejów i baboli chyba nie unikniemy. Chciałabym jednak, aby w przypadku takich wątpliwości jak wspomniany wyżej Pałac była możliwość lepszego kontaktu z Grupą Opowieści. Kiedyś było forum na Oficjalnej, były listy do Insidera. Teraz, mimo że mamy o wiele większe możliwości komunikowania się niż te kilkanaście lat temu, to mam wrażenie, że ekipa coraz bardziej zamyka się na fanów. Odpowiedzi na (zazwyczaj oczywiste lub wymagające krótkiego poszperania w Wookieepedii) pytania w filmikach o “Rebelsach” to jednak trochę za mało.

Nild: Niestety, w dużej mierze popieram tutaj Lorda Sidiousa. Póki co Luceno (bowiem Miller dotąd pisał historie dość mocno odcięte od reszty uniwersum) zafundował nam niezłą książkę, jednak pełną copy&paste z Legends. Czy było to konieczne? Z pewnością nie, a mnie samego wywołało to wyłącznie rozgoryczenie i zepsuło nieco radość z lektury Tarkina. Do tego dochodzi kwestia babola, która już zaczęła dzielić fanów. Spierałem się niedawno z właścicielem pewnej strony na twarzoksiażce, że ten błąd w ogóle zaistniał, podczas gdy ten z uporem godnym lepszej sprawy starał się mnie przekonać, że “odnowiona” i “odbudowana” to znaczy dokładnie to samo. Z czasem z pewnością EU 1 i 2 się rozejdą, może nawet wyjdzie z tego coś dobrego, ale póki co nie ma większych, ani tym bardziej znaczących różnić pomiędzy nimi. Czy jest to jednak już teraz zmiana na gorsze? Nie, co najwyżej utrzymanie status quo.

Rusis: Rozpoczęcie nowego książkowego uniwersum od pozycji Johna Jacksona Millera było dla mnie symboliczne. Wybranie jednego ze słabszych autorów ostatnich lat w SW na wielkie otwarcie nie nastawiło bowiem do tego pozytywnie, ale i tak nie zamierzałem po te pozycje już sięgać. Szkoda też, że po wielkich zapowiedziach nowej jakości i spójności już pojawiają się pierwsze błędy...

Shedao Shai: Idea była dobra, dopóki myślałem że chodziło o dbanie o spójność starego EU z nowymi pozycjami. W momencie, gdy okazało się że zamiarem Lucasfilmu jest skasowanie istniejącego kanonu i dbanie o spójność źródeł wychodzących później, zrozumiałem jak bardzo przeceniłem ludzi decyzyjnych w tej kwestii. Gdyby jeszcze za tym resetem szedł skok w jakości nowych książek… ale tak się nie stało.

Burzol: Jak widać w powyższych komentarzach, ja nie znam się zupełnie na Star Wars. (I jestem głęboko przekonany, że John Jackson Miller jest autorem odrobinę lepszym niż James Luceno). Niemniej jestem ciekaw jak uda się Lucasfilmowi tworzenie i utrzymanie jednego spójnego uniwersum...ale na to moim zdaniem musimy poczekać do premiery “Przebudzenia Mocy” i kolejnych powiązanych z filmami źródeł. Niezgodności opisywane przez LSa? Moim zdaniem to mało istotne pierdołki.

Lorn: Baju, baju, będziesz w raju. Nie oszukujmy się, przekaz jest prosty - zarobić jeszcze raz, ile się da, na kim się da. Szkoda nerwów na wylewania nowej ilości żółci.

Lord Bart: Burzolu, zaprawdę powiadam Ci: kiedy w końcu ja, LS i Freedzik zmontujemy Platformę Bastionowiczów, tobie przypadnie teka rzecznika prasowego. Jestem pewien, że czego byśmy nie zrobili, jak by to nie wyglądało i jak bardzo zalatywałoby to chmielem to przed opinią i wyborcami zmontujesz z tego mało istotne pierdołki. Jesteś w tym tak dobry, że gdybyś potrzebował na dziś nerki do przeszczepu - to masz moją. Po prostu żal, by taki talent się zmarnował. A tak w ogóle to nie widziałem o tej Świątyni. Naprawdę? XD

4. Marvel przejmuje komiksową pałeczkę.



Lord Sidious: Cóż, stało się. Wpadki zdarzają się nawet najlepszym.

ShaakTi1138: Nie oceniam komiksu po logu. Będą dobre, przeczytam. Tylko czy naprawdę potrzebujemy kolejnych historii o Wielkiej Trójcy i Vaderze? Moje ukochane komiksy są o postaciach pobocznych, albo wymyślonych specjalnie na potrzeby historii…

Nild: Jeden z elementów transakcji wiązanej przeniesienia własności marki Gwiezdnych Wojen. Czy to źle, czy to dobrze? Pokaże czas, chociaż nie obawiałbym się tutaj za bardzo. Niestety, do czasu premiery najnowszego filmu możemy się spodziewać wyłącznie historii oscylujących wokół klasycznego trylogii, aż do Ep6 i to nie tylko od twórców komiksów.

Shedao Shai: Nie wiem czy powinienem się tu wypowiadać, bo nie czytałbym nowych komiksów, niezależnie od tego o czym by były - aczkolwiek zapoznałem się z zapowiedziami pierwszych tytułów i serie komiksowe o nazwach takich jak “Princess Leia”, “Darth Vader” czy… “Star Wars” sugerują dokładnie tą sztampową tematykę, jakiej się spodziewałem. Nie chcę czytać już nic więcej o przygodach filmowych bohaterów w okresie 0-4 ABY. Najlepsze komiksowe opowieści w uniwersum Star Wars działy się albo tysiące lat wcześniej (Opowieści Jedi), albo w czasie wojen klonów - tych “fajnych”, nim obrzydziło mi je “The Clone Wars” (serie “Republic”, “Jedi” czy “Obsession”), albo po “Powrocie Jedi” - “Mroczne Imperium”, “Karmazynowe Imperium”... Ale wiadomo, wychodzi to, co sprzedaje się najlepiej.

Burzol: Już to mówiłem, ale jestem podekscytowany nad miarę. Marvel w ostatnich latach jest najlepszy w wydawaniu komiksów. Nie wszystko co drukują działa, część tytułów jest nieudana. Ale to zawsze jest komiks autorski i kompetentnie prowadzony przez redaktorów. A do Gwiezdnych Wojen zatrudnili naprawdę najlepszych autorów i rysowników jakich mieli. Będzie pysznie.

Lorn: Strasznie mi z tego powodu wszystko jedno, to już nie jest mój świat. Mam tylko nadzieję, że w najbliższym czasie nie zobaczę na sklepowych półkach komiksów w stylu “Jedi vs X-Men”.

3. „Rebelianci” (nowy serial i premiera także w polskich w kinach).



Lord Sidious: Było TCW jest „Rebels”. Ot zamiana. Szkoda przy tym technologicznego cofnięcia, ale może jeszcze się to rozwinie. Natomiast bez wątpienia cieszy marketing, także w Polsce. Choćby premiera w kinie, w dodatku za darmo.

ShaakTi1138: Gdyby ktoś mnie zapytał: “Co jest lepsze? TCW czy Rebelsi?”, przyznam, że nie wiedziałabym jak odpowiedzieć. Nowy serial ma na pewno przewagę nad starym w postaci braku “skakania” po osi czasu (ale nawet w tej chwili widać pewne braki konsekwencji, choć może wyjaśnią się one z nadchodzącymi odcinkami) oraz skupieniem na jednej grupie bohaterów, których poznajemy małymi krokami (no i kim jest ta Fulcrum?). Na początku TCW narzekano na słabą animację i momentami infantylne/przepełnione polityką odcinki, z czego twórcy wyciągnęli wnioski i w kolejnych sezonach widać stopniowy postęp (choć odcinki infantylno-polityczne zdarzały się nawet w szóstym). A w przypadku “Rebelsów” - że tak brzydko powiem - twórcy cofają się do tyłu. Nie rozumiem celu tworzenia odcinków “wypełniaczowych” w liczącym tylko 13 epizodów sezonie (czy coś przebije wyprawę po owoce?) i chyba tylko brakiem czasu mogę wytłumaczyć cofnięcie się graficzne (tu znowu: “Rebelianci” w pewnych aspektach, zwłaszcza animacji postaci, są lepsi od TCW. Ale strasznie razi pustka Lothalu i mała ilość planet). Acz nawet po tych kilku pierwszych odcinkach widać tendecję wzrostową, choćby w przypadku fantastycznego zakończenia pierwszej połowy sezonu. Wierzę, że tak naprawdę jesteśmy w dopiero w przedmowie serialu. Właściwy pierwszy akt zacznie się zapewne potem.

Nild: Spodziewałem się bajeczki (nie w sensie pejoratywnym), ale już pokaz Iskry Rebelii mnie zaskoczył. Nie spodziewałem się, że ten serial mnie zainteresuje. Wiedziałem, że trafi do swojego targetu (tj dzieciaków) które wyszły w seansu w kinie wyraźnie uradowane i chociaż faktycznie daleko mu do ideału, to tu i ówdzie pojawia się coś, co mnie zachęca do oglądania dalej. Zresztą zdarzały się odcinki, które naprawdę ciekawiły, a nie pamiętam aby się to zdarzało w początkach TCW. Jeśli chodzi o grafikę, to najwyraźniej jestem jedną z niewielu osób której przypadła ona do gustu. Nie przeszkadza mi minimalizm scenerii (i tak nie kole w oczy tak jak ten 1 sezonie TCW), a często działa on nawet na plus. Chciałbym tylko wspomnieć, że w Rebels pojawiają się odbicia, których nijak było szukać w poprzednim serialu animowanym i które bez wątpienia wpływają na długość renderingu pojedynczego odcinka. Jestem pewien, że podobnie jak TCW, puste lokacje będą systematycznie wzbogacane z czasem. Serial może jeszcze się naprawdę zmienić, czy to na lepsze, czy na gorsze, ale z pewnością będę śledził jego rozwój.

Rusis: Nie zabrałem się jeszcze za oglądanie Rebeliantów, więc ciężko mi się wypowiadać o samym serialu - widziałem bowiem tylko filmiki promocyjne. Niestety wystarczyły one do zwrócenia uwagi na jedną rzecz, technologicznie cofnięto się w rozwoju w stosunku do ostatnich sezonów Wojen Klonów. Szkoda, bowiem one były już dopracowane, a przez to Rebelianci jako następca wyglądają ubogo.

Burzol: Rebelianci są lepsi niż Wojny Klonów. Chociażby na poziomie scenariusza i dialogów. Nadal narracja prowadzona jest dość powoli, więc mimo, że tyle już widzieliśmy odcinków, a wciąż stosunkowo niewiele wiemy o załodze Ghosta, ani ogólnym przesłaniu serialu. Niemniej jest nieźle, a animacja jest chyba nawet ładniejsza niż w TCW...o ile oglądacie serial w HD.

Lorn: Rebels to jak dla mnie bardzo pozytywne zaskoczenie niemal pod każdym względem. Wielu mówi, że serial jest technicznie uwsteczniony względem ostatnich odcinków TCW, mnie wydaje się, że to celowy zabieg. Mamy tutaj do czynienia niemal z wprawionymi w ruch rysunkami koncepcyjnymi MCquarrie-go - dla mnie bomba. Do tego oryginalna muzyka a nie jakieś świsty z TCW i jest przepis na sukces. Gdyby tylko fabuła serialu była miejscami “nieco” dojrzalsza.

Lord Bart: Zbierałem się, marudziłem, zaczynałem i wyłączałem, ale w końcu obejrzałem pierwsze cztery odcinki. Czy właściwie trzy i pilota? Nieważne, niedługo opublikuję mały tekst o tym, na który serdecznie zapraszam. Nie mniej optymistycznie: nigdy nie jest tak źle żeby nie mogło być gorzej.

2. Skasowanie EU (w obecnej formie i znaczek Legend na osłodę).



Lord Sidious: Dla mnie to najważniejsze wydarzenie roku. Dlaczego? Bo po raz pierwszy odkąd pamiętam, „Star Wars” napełniło mnie autentycznym smutkiem i rozczarowaniem. Coś we mnie zabito, coś zginęło, coś się skończyło. Zabito uniwersum Star Wars, z trudem budowane i łatane od tylu lat. Mi to uświadomiło jedno, zbyt dużo czasu spędzałem na podróbkach, a nie prawdziwych „Gwiezdnych Wojnach”. Nimi są filmy Lucasa i spółki*. Na razie 6, potem pewnie 7, a potem się zobaczy co wyjdzie. Może będzie trzeba poprzestać na tych pierwszych. Filmom wielkie uniwersum nie jest potrzebne. Bronią się same, bez setek książek, komiksów, seriali czy gier, które często bez marki „Star Wars” mają problem by zaistnieć na rynku. To wydarzenie o tym mi przypomniało. I tak teraz zostanie.
*- o tym kto należy do spółki to wyjdzie z czasem.

ShaakTi1138: Smutne, rozczarowujące i kompletnie niepotrzebne. No dobra, może rzeczywiście skasowanie historii po “Powrocie Jedi” da się jakoś logicznie poprzeć argumentami, ale po co zamiatać pod dywan całą resztę? Minęło już parę miesięcy, jakoś się z tym pogodziłam, bo nikt mi nie zabroni czytać starych komiksów i książek. Najbardziej kuriozalna stała się teraz Wookieepedia, z podziałem na “kanon” i “legends”. Gdzie artykuły różnią się czasem jednym zdaniem. No i nie widziałam żadnego kanonicznego polecanego. A, tak: piersi już nie znajdują się w nowej, disnejowskiej rzeczywistości.

Nild: Smutna konieczność, która strasznie zakotłowała w fandomie i podzieliła go na dwa fronty. Z całego tego problemu to właśnie najbardziej mnie smuci (no i może niedokończeny wątek Jainy, chociaż nigdy za nią nie przepadałem), resztę jestem w stanie przełknąć w imię wyższego dobra zwanego pasją. W pewnym sensie dla mnie osobiście niewiele się zmieniło (a może i dla innych też, o czym dwa słowa gdzieś wyżej), jako że nigdy nie interesowało mnie, co ktoś hen hen daleko próbuje dyktować innym ludziom jako jedyną słuszną wersję. Niestety zawszę są jakieś “ale”, więc i mnie nie ominął smutek związany z tym wydarzeniem. Chociaż rozumiem złość niektórych ludzi, to co zaczęło się wylewać z fanów w pewnym momencie sprawiło, że naprawdę zwątpiłem. Powoli dołącza do tego niestety bałagan, który najwyraźniej ogarnął świat Gwiezdnych Wojen także na wysokim szczeblu…

Rusis: Jak dla mnie jest to najważniejsze wydarzenie nie tylko w mijającym roku, ale i od czasu wyjścia ostatniego filmu kinowego Star Wars. I niestety jest to smutne wydarzenie. Chcąc dać wolną rękę twórcom nowych filmów, wybrano rozwiązanie wymagające najmniejszego wysiłku - unieważniono cały dorobek rozszerzonego uniwersum. Jednocześnie zaoferowano fanom nowe pozycje, które mają w inny sposób przedstawić historię Star Wars zapewniając, że tym razem będzie ona spójna. Dla mnie osobiście było to ważnym i smutnym momentem, jako fan poczułem się oszukany. Można było rozwiązać to na wiele innych sposobów, tak aby i filmowcy mieli w miarę wolną rękę i ludzie poświęcający przez lata swój czas i pieniądze na EU byli zadowoleni - wymagało to jednak odrobiny wysiłku. Decyzja ta sprawiła, że wróciłem do początków swojego fanostwa. Zacząłem swoją przygodę z SW na filmach i teraz się tylko do filmów ograniczyłem - kolejny raz po pozycje z nowego rozszerzonego wszechświata sięgać nie zamierzam.

Shedao Shai: Dla mnie również jest to najważniejsze wydarzenie minionego roku. Najważniejsze i zarazem ostatnie, bo 25 kwietnia 2014 roku Star Wars umarło. Przynajmniej w mojej opinii. Jeszcze przez kilka miesięcy dogorywało, wypuszczając ostatnie książki, komiksy czy artykuły, ale w końcu dokonało swojego żywota. Cokolwiek będzie dalej: czy to filmy, czy kolejne książki, komiksy, gry - nie traktuję tego już jako TYCH Gwiezdnych Wojen. Ezra Bridger, Finn czy Rey to dla mnie postacie z jakichś przykrych fanfików, zdecydowanie nie coś wartego mojego czasu. Przykro mi, że tak umarła największa z moich dotychczasowych pasji, ale spodziewałem się tego od momentu wykupienia Lucafilmu przez Disneya. Na pociechę zostało mi kilkaset książek i komiksów, z których wciąż przeczytałem tylko część - a więc jeszcze przez lata będę mógł odkrywać nowe strony uniwersum Gwiezdnych Wojen.

Burzol: Dla mnie “anulowanie” EU to dość ważne wydarzenie, bo przy tej okazji odkryłem, że jestem odszczepieńcem wśród fanów. Nagle okazało się, że po prostu nie rozumiem fanów Star Wars. Wciąż z resztą trudno mi się pogodzić z filozofią, w której kanoniczność jakiejś opowieści, jest jej najwyższą wartością. A dla mnie ta wiadomość o zamienieniu uniwersum w legendy miała znacznie ważniejsze przesłanie. Startujemy od nowa! Mądrze i poukładanie. Z resztą kolejne plotki z Hollywood, czy komentarze krytyków z Comic-Conu to potwierdzają. Lucasfilm ma plan. To nowy plan opowiadania jednej spójnej historii, przez wiele lat, w wielu różnorakich mediach. Czy się uda nie wiem, ale z radością spróbuję poznania czegoś nowego w Star Wars.

Lorn: Jak u Sapkowskiego, “Coś się kończy, coś się zaczyna”, smutne to było wydarzenie, które jednak otworzyło mi oczy na kilka spraw. Ktoś stojący obok mógłby słusznie zauważyć, że w sumie nic się nie zmieniło, to co było fikcją, nadal nią jest -tylko bardziej. Dla mnie cała akcja była sygnałem do tego żeby się obudzić, niemal krzykiem podświadomości “Zostaw to! Ktoś robi na tym biznes i nic poza tym, szkoda czasu!”. Tak też teraz do tego podchodzę - z Gwiezdnych Wojen zostanie mi wiele lat wspomnień, sporo nowych znajomości i zalegająca na pólkach kolekcja. Na nowe filmy pójdę - bo to nadal SW, nadal mam zamiar się tym interesować, ale nowe EU - dziękuję, postoję.

Lord Bart: Skoro tylu uznanych Bastionowiczów twierdzi, że to było najważniejsze w 2014-tym to czemu mamy numerek 2? :P Tyle już powiedziano, napisano, narysowano i nagrano na ten temat, że właściwie ciężko być oryginalnym - i to w obydwie strony. 25 kwietnia uświadomił mi dobitnie, bo normalnie tą wiedzę posiadałem z różnych innych dziedzin życia, że Star Warsy to kolejny złoty worek bez dna. Bo przecież można było połączyć EU z filmami, byłoby trudniej zapewne, ale dałoby się. Ale po co, przecież z węzłem gordyjskim poradzono sobie ponad 2300 lat temu. Skutecznie.
To że po zgilotynowaniu będzie się robiło znowu to samo, tylko trochę inaczej - to mogło przejąć osoby pokroju Lorda Sidiousa czy Rusisa. Tylko większość, nawet biorąca udział w różnych akcjach sprzeciwu/protestu, ostatecznie machnie ręką i będzie kupowała dalej. I czy nie o to IM chodzi?
Swoją drogą jakiś czas później uświadomiłem sobie drugą rzecz - po skasowaniu nie tylko książek, ale i gier video czy treści podręczników RPG, zostałem chyba już nie fanem a widzem. Star Warsy skurczyły mi się bowiem do tego od czego zaczynałem - do kinowych filmów. Ciekawe...
(głos z sali: przecież są jeszcze seriale, TCW i Rebelsi, kanoniczne!)
Kto to powiedział?

1. Rok oczekiwania na „Przebudzenie Mocy” (zdjęcia, tytuł, obsada, plotki i zwiastun zajawkowy itp.).



Lord Sidious: Dzieje się, jest na co czekać, a spokojnie podgrzewana atmosfera zwiększa zainteresowanie. Cieszą zdjęcia na lokacjach, cieszy też fenomenalny zwiastun zajawkowy, który ukazuje przede wszystkim nowych bohaterów, którzy pewnie pociągną „Gwiezdne Wojny” dalej. No i najważniejsze, praca nad filmem skończy się w ciągu 9-10 miesięcy, czyli jesteśmy na finiszu.

ShaakTi1138: Co tu dużo mówić? Czekanie jest najlepsze w całym tym interesie. Denerwuje mnie trochę fakt, że Disney na razie jest mało skłonny do ujawniania sekretów, ale z drugiej strony, gdy ostatnio przeglądałam sobie (oficjalne) newsy i artykuły, które pojawiały się przed innymi epizodami, to byłam lekko zszokowana ilością spoilerów. Zobaczymy jak to wszystko ostatecznie wyjdzie.

To kiedy jakiś nowy zwiastun?

Rusis: Od czasu przejęcia Lucasfilmu przez Disneya Gwiezdne Wojny zdawały się być w uśpieniu. Coraz więcej tematów wyciszano w oczekiwaniu na nowy Epizod, a informacje o nim się pojawiały niezwykle rzadko. W tym roku się to zmieniło, dostaliśmy mnóstwo plotek, przecieków z planu oraz oficjalnych informacji. Zdecydowanie jest na co czekać, a w moim odczuciu, świat Star Wars powoli odżywa i się rozkręca do takiego stopnia jak było przed 2005 rokiem. Pozostaje nam czekać na kolejne filmowe informacje.

Shedao Shai: Nie czekam na nic związanego z tym filmem, jak również kolejnymi. Niewiele wiem, bo od ogłoszenia kolejnych epizodów a potem skasowania EU celowo wypadłem z obiegu, ale to z czym miałem styczność tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nowe epizody to już nie będzie Star Wars, które pokochałem już prawie dwie dekady temu. Żenujący teaser trailer bynajmniej nie pomógł zmienić mojego zdania.

Nild: Przez ostatni rok poznaliśmy praktycznie wszystko, co tylko chciałbym wiedzieć o nowych Gwiezdnych Wojnach przed ich obejrzeniem, może poza jakimś pełną zapowiedzią. Przy tym staram się cały czas unikać plotek, żeby zwyczajnie nie zepsuć sobie zabawy z nadchodzącego filmu. Póki co jestem zdecydowanie zaciekawiony tym, co nam prezentuje Lucasfilm i raczej zadowolony. Jeszcze “tylko” niecały rok i będziemy mogli zderzyć nasze oczekiwania, nadzieję i strach, z gotowym produktem!

Burzol: W zeszłym roku po raz pierwszy uwierzyłem, że naprawdę powstaje nowy film Star Wars. Stało się to przy którymś kolejnym oglądaniu zwiastuna, kiedy wreszcie przekonałem się, że możemy na coś czekać. Wcześniejsze plotki, kolejne wieści o obsadzie, a nawet wysyp spoilerów i szkiców koncepcyjnych mnie do tego nie przekonały. A teraz wreszcie jestem pewien i dla mnie Epizod 7 przede wszystkim jest nadzieją na coś nowego. Nowa przygoda, z nowymi bohaterami. Wreszcie coś się dzieje.

Lorn: Największe wydarzenie w świecie SW od czasów …? No właśnie, od kiedy? Na pewno mamy do czynienia ze sprawą większą niż w przypadku prequeli, tam niby też czekaliśmy na coś nowego, ale każdy już mniej więcej wiedział jak historia musi się skończyć. Nowa Trylogia to nowe otwarcie dla świata Gwiezdnych Wojen i już nie mogę się doczekać żeby zasiąść w fotelu kinowym. Z drugiej strony trzeba dać sobie trochę na wstrzymanie, bo nie ma takiego kredytu zaufania, który pokryłby wszystkie oczekiwania jakie mamy względem tego filmu.

Lord Bart: Skoro tak to zostało połączone to właściwie nie pozostaje mi nic innego jak skierować oczy czytelników w kierunku mojej mini-recenzji teaser trailera. To jedyna konkretna rzecz dotycząca TFA, która zrobiła na mnie jakieś wrażenie. Cała reszta to mniej lub bardziej udany marketing i plotki/ploteczki, które najczęściej nie mają żadnego potwierdzenia w kopii trafiającej do kin.
KOMENTARZE (53)

Książki ostatnich dni... starego roku

2014-12-31 16:04:10

Listopad i grudzień w książkach za granicą był zdecydowanie spokojniejszy. Oczywiście mieliśmy premierę Tarkina Jamesa Luceno, ale to nie wszystko. Z nowości młodzieżowych warto wspomnieć o „Star Wars Rebels: Droids in Distress” Michaela Kogge. Jest to kolejna młodzieżowa adaptacja odcinka Droid w kłopotach. Książeczka ma 128 stron, kosztuje 5,99 USD i została wydana przez Disney Lucasfilm Press.



„Star Wars Rebels: The Inquisitor’s Trap” Meredith Rusu jest przeznaczone dla dzieci od lat 6 do 8. Książka w miękkiej oprawie ma 24 strony i kosztuje 4,99 USD. No i najważniejsze, zawiera też naklejki w środku. Wydawnictwo Disney Lucasfilm Press.

„Star Wars Rebels: Beware the Inquisitor” Lisy Stock to książeczka poziomu 2, czyli służąca bardziej do nauki czytania. Oczywiście podobnie jak w przypadku poprzedniej jest mocno powiązana z postacią Inkwizytora. Całość ma 48 stron, skierowana jest do 5-7 latków i kosztuje 3,99 USD. Tym razem wydawcą jest DK Publishing.

Z innych wieści, Disney zaczął wznawiać niektóre serie młodzieżowe, w tym Boba Fett: Fight to Survive Terry’ego Bissona. Tym razem ma ona już logo „Legend”. Ta książka podobno się ukazała, jednak nie trafiła do szerokiej dystrybucji, możliwe że jest jedynie dostępna w parkach Disneya.
KOMENTARZE (5)

Drakula i „Gwiezdne Wojny”

2014-12-10 17:18:33



Kolejny z cyklu artykułów filmowych Bryana Younga dotyczy jednego z filmów wytwórni Hammer, „Horror Drakuli” Terrence’a Fishera. Tym razem nie jest to już aż taka klasyka kina, a autor raczej wskazuje podobieństwa i pewne procesy historyczne, które sprawiły, że aktorzy mieli potem szansę pojawić się w sadze, niż bezpośrednią inspirację. Peter Cushing był ikoną pewnego rodzaju kina, nie stałby się nią, gdyby nie filmy wytwórni Hammer. Podobnie zresztą jak Christopher Lee. Obaj wybyli się głównie na horrorach, a przy tym pokazali jakimi mogą być aktorami. I bardziej o tym jest ten wpis, wspomniane inspiracje natomiast prawdopodobnie są czysto przypadkowym podobieństwem.

Hrabia Dooku i Wielki Moff Tarkin to imiona znane fanom „Star Wars”, ale pewnie trochę mniej już kojarzą oni Christophera Lee i Petera Cushinga. To aktorzy, który dali życie tym postaciom w oryginalnych filmach z cyklu „Gwiezdne Wojny”, choć nigdy nie wystąpili oni w nich na ekranie razem, a powszechnie są uznawani za jeden z największych duetów w historii kina.

Razem wystąpili w 22 filmach, zaczynając od „Hamleta” Laurence’a Oliviera. Zaczęli potem występować w filmach wytwórni Hammer, głównie w horrorach, począwszy od „Przekleństwa Frankensteina” (The Curse of Frankenstein) z 1957 do „The Satanic Rites of Dracula” z 1973. W międzyczasie wystąpili w adaptacjach Sherlocka Holmesa, „Mumii” i wielu innych horrorach jakie tylko można sobie wyobrazić.

Horrory wytwórni Hammer szturmowały wówczas świat, a w wielu z nich z tamtej epoki wystąpił albo Christopher Lee, albo Peter Cushing albo nawet obaj.

Podczas mojego ostatniego sezonu na horrory, ponownie obejrzałem ich drugie wspólne dzieło (wytwórni Hammer), „Horror Drakuli” (Horror of Dracula) z 1958. Film oczywiście jest luźną adaptacją powieści Brama Stokera, który zmienia wiele szczegółów, ale pozostaje wierny duchowi oryginału. Podczas gdy Christopher Lee wcielił się w tytułową postać, Peter Cushing gra doktora Van Helsinga, zaprzysięgłego zniszczeniu Drakuli za wszelką cenę. Van Helsing Cushinga jest czarujący, ukrywa się w cieniach, przechadza się między cmentarzami i kryptami i szuka jak pozbyć się z Ziemi hrabiego Drakuli. Sposób w jaki rozwija się historia, nie jest przeciwieństwem tego jak Obi-Wan Kenobi czai się w cieniach Geonosis, polując samodzielnie na hrabiego. Zarówno Obi-Wan, jak i Van Helsing są samotni w swoim celu, gdy trzeba są subtelni, no i nie boją się uciekać do walki.

To może być z pewnością przypadek, ale gdy hrabia Drakula Christophera Lee jest zatroskany i zły, jego oczy stają się krwisto-czerwone i żółte, zupełnie jak u Sithów.

Lee i Cushing byli znakiem rozpoznawczym kina z lat 60. i 70., co sprawiło, że Geroge Lucas chciał, by Cushing zagrał czarny charakter w „Nowej nadziei”. Lucas widział w roli Tarkina silnego aktora, zwłaszcza, że miał grać twardego przy Darthie Vaderze (którego ciało grał inny weteran horrorów Hammer – Dave Prowse). Peter Cushing znalazł się w obsadzie, reszta to historia.

Wraz z wydaniem Tarkina Jamesa Luceno, dodano dodatkowe ujęcie współpracy Christophera Lee i Petera Cushinga. Luceno uchwycił w książce głos Petera Cushinga jako Tarkina, odwołując się do ery horrorów Hammera. W powieści Tarkin myśli o rzeczach w jego życiu sprzed upadku Republiki i wojen klonów, wspomina też scenę w której hrabia Dooku starał się go namówić by dołączył do Separatystów. Jest to błyskotliwie napisane, sam styl języka jest tym czego należy się spodziewać gdyby żeniło się erę prequeli z filmami Hammera.

Stephen Stanton, który podkładał głos Tarkinowi w „Wojnach klonów” także sięgnął po horrrory wytwórni Hammer jako inspirację, gdy przygotowywał się do tego, by odtworzyć to jak Cushing mógłby brzmieć jako młodszy Tarkin. Jego praca jest bez zarzutu i prawie tak mocno zgrywa się z Tarkinem jak Cushing.

Ale bez prac studio Hammer Film bardzo prawdopodobne, że żadna z tych rzeczy nie znalazłaby swojej drogi do odległej galaktyki.

Dla tych którzy chcą oglądać horrory Hammera z dziećmi, „Horror Drakuli” jest dobry na początek. Jest elegancki, trochę suchy, ale ekscytujący. A jeśli jesteście fanami „Star Wars” z pewnością pokochacie Tarkina jako dobrego. Film nie ma rankingu, a przemoc, choć krwawa, jest kreskówkowata w porównaniu do dzisiejszych standardów.


KOMENTARZE (0)

Listopadowe wieści

2014-11-27 21:38:53 Club Jade i inne

W listopadzie pojawiło się kilka newsów książkowych. Jedne są ważne, drugie trochę mniej. Warto przyjrzeć się co tam słychać u naszych ulubionych autorów. Na początku miesiąca swoją premierę miała długo oczekiwana książka pt. Tarkin Jamesa Luceno, który jest jednym z ulubionych autorów wielu fanów. Co ciekawe w swojej powieści odnosi się nie tylko do technologii i lokalizacji ze skasowanego EU, ale też do wydarzeń. Znany z "Maski Kłamstw" i "Dartha Plagueisa" szczyt handlowy na Eriadu pojawia się również i w nowej powieści pana Luceno. Cena 28 USD, okładka twarda, 288 stron.



Dawno, dawno temu w odległej galaktyce...

Weteran Gwiezdnych Wojen, James Luceno, przedstawia Wielkiego Moffa Tarkina, na sposób Dartha Plagueisa, przedstawiając całe, fascynujące, życie legendarnej postaci z "Nowej Nadziei".

Potomek honorowej i znanej rodziny, odznaczony żołnierz i legislator. Zaufany przyjaciel Jedi i Republiki, prowadzony przez bezwzględnego polityka i Lorda Sithów, który został Imperatorem. Gubernator Wilhuff Tarkin brnie przez imperialne stopnie wojskowe, bezwzględnie odciskając swoje piętno gdzie się da, dążąc do jego przeznaczenia jako architekt władzy absolutnej..

Władza poprzez strach przed siłą, niż przed samą siłą to cenna uwaga dla jego Imperatora. Pod przewodnictwem Tarkina, broń ostateczna o niewyobrażalnej sile, zbliża się do przerażającej realizacji. Kiedy tak zwana Gwiazda Śmierci zostaje skończona, Tarkin jest pewien że powstające komórki rebelianckie separatystów nie wyjdą na światło dzienne. Z powodu zastraszenia, bądź... zniszczenia.

Jednak do tego czasu insurekcja pozostaje faktycznym zagrożeniem. Narastające ataki partyzanckie i nowo odnalezione dowody konspiracji Separatystów muszą zostać szybko zniszczone, tak jak każde zagrożenie dla Imperium. By tego dokonać, Imperator zwraca się do swoich najważniejszych agentów: Dartha Vadera, złowieszczego Lorda Sithów, zarówno bezwzględnego jak i tajemniczego, oraz Tarkina, którego taktyczny spryt i zimnokrwista efektowność zapewnią Imperialną supremację, oraz zniszczenie wszystkich wrogów państwa.


Czy w kolejnych powieściach możemy oczekiwać kolejnych odniesień do skasowanego EU? Niektórzy szczęśliwszy nie muszą czekać tak długo na odpowiedź. 24 listopada mieszkańcy Stanów Zjednoczonych mogli dostać pierwszą wersję nowej powieści "Heir to the Jedi". Już np. wiadomo, że Luke Skywalker odwiedzi planetę Llanic i jej gubernator, którzy pojawiają się w podręcznikach RPG z lat 90. Sama planeta pojawia się również w MMO The Old Republic.




Małym zaskoczeniem jest to, że tworzona jest adaptacja książkowa "The Force Awakens", jednak na tę chwilę nie wiadomo kto ją pisze, kiedy zostanie wydana i ile będzie miała stron. Wiemy jedynie, że jest w trakcie pisania i na pewno się pojawi. Patrząc na historię poprzednich adaptacji powinna pojawić się tygodnie przed premierą samego filmu, jednak tym razem może być inaczej. Młodzieżowa adaptacja filmu, która również została zapowiedziana, ma wstępną premierę 22 grudnia w Stanach, czyli kilka dni po premierze filmu. Prawdopodobnie chodzi o ewentualne spoilery, jednak adaptacja dla starszych odbiorców może pokazać się wcześniej.

Z innych książek dla młodzieży pojawiły się zapowiedzi powieści dziejących się pomiędzy Starą Trylogią a Trylogią Sequeli. Są to następujące tytuły:

Journey to Episode VII: Princess Leia Middle Grade Novel (September 2015, Hardcover, Disney-Lucasfilm Press, $12,99 USD, 9781484724972)

Journey to Episode VII: Han Solo Middle Grade Novel (September 2015, Hardcover, Disney-Lucasfilm Press, $12,99 USD, 9781484724958)

Journey to Episode VII: Luke Skywalker Middle Grade Novel (September 2015, Hardcover, Disney-Lucasfilm Press, $12,99 USD, 9781484724965)

Journey to Episode VII: The Fall of the Empire/The Rise of the Rebellion (September 2015, Hardcover, Disney-Lucasfilm Press, $17,99 USD, 9781484724989)


Claudia Gray napisze ostatnią z podanych wyżej książek. Jest to nowa autorka w uniwersum. Znana jest z serii powieści o wampirach "Evernight". Określa się jako wielką fankę Gwiezdnych Wojen. Co ważne powieść, jako jedyna, ma już swój ogólny opis:

Star Wars spotyka Romeo i Julię w tej epickiej książce, opowiadającej o losach dwóch najlepszych przyjaciół. Para ta znajdzie się po dwóch stronach frontu w wojnie między Imperium a Rebelią.

Ta niesamowita książka daje czytelnikom ogólny wgląd na niektóre z ważniejszych wydarzeń wszechświata Star War. Od czystki Jedi w Epizodzie III, poprzez początku rebelii w Star Wars Rebels, kończąc na upadku Imperium w częściach IV - VI. Czytelnik przeżyje te momenty, oczami dwóch najlepszych przyjaciół dorastających w tych ciężkich czasach.

Tak jak i w innych książkach z serii Journey to Episode VII, pojawią się wskazówki co do fabuły kolejnego filmu, jak i oryginalna zawartość opowiadająca o wydarzeniach po Epizodzie VI.


Ponad to w grudniu 2015 ma pojawić się coś o roboczym tytule Star Wars Episode VII Character Novel. Będzie to zapewne powieść z perspektywy któregoś z głównych bohaterów nowego filmu. Niestety poza samą datą nie ma więcej informacji.

W Internecie znaleźć można też pojedyncze tytuły które mogą, bądź też nie, być kolejnymi powieściami Star Wars w 2015 roku. Christie Golden i jej trylogia "The Duelist", "Roundtable Trilogy" Troya Denninga, oraz trzy inne książki z niepodanymi autorami i tytułami. Club Jade pisze, że mogą to być stare dane, niezaktualizowane przez zmiany powiązane z Disneyem. Dlatego też należy te zapowiedzi traktować jako plotki.


KOMENTARZE (8)

Historia „Tarkina”

2014-11-14 08:21:17



Autor James Luceno postanowił napisać na oficjalnej kilka swoich przemyśleń związanych z jego najnowszą powieścią Tarkin, wydanej nakładem Del Rey.

To historia, którą już opowiadałem I myślę, że teraz się powtarzam. To opowieść o mnie i moim najbliższym przyjacielu, zmarłym Brianie Daleyu; działa się w maju 1977 w małym kinopleksie w północnym New Jersey.

Premierowo film zwany „Gwiezdne wojny” grano dla publiczności składającej się z gdzieś 30 osób. To już nigdy się nie powtórzy. Gdyby jakiś podróżnik w czasie ze smartfonem był tam, może zrobiłby film ukazujący Briana i mnie, z oczami i ustami szeroko otwartymi, zadziwionych tym, co widzieliśmy na ekranie. Dźwięk może uchwyciłby elementy niespodzianek, rozkoszy i uśmiechów. Nasze zanurzenie było tak głębokie, że nie sądzę byśmy wymienili więcej niż dwa słowa ze sobą. Ale gdy film się skończył, właściwie nie rozmawialiśmy prawie o niczym innym przez cały kolejny miesiąc, właściwie przez dwie kolejne dekady, ale to już inna historia. Żaden z nas nie latał z jednej strony galaktyki na drugą jak Han Solo, ale obaj dzieliliśmy przygody, jednak nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy czegoś takiego jak „Gwiezdne Wojny”. To było jakby George Lucas zebrał wszystkie najlepsze baśnie, komiksy i filmy popularne na których dorastaliśmy i stworzył fantastykę w taki sposób, że była… prawie prawdziwa. Panienka w opałach, obcy ze święcącymi oczyma, odważne droidy, rycerze dzierżący miecze i Darth Vader, ledwo mogliśmy podziwiać kształt imperialnego niszczyciela, gdy ta ciemna forma wyłoniła się na ekranie.

Był tam też Tarkin – wówczas gubernator Tarkin – dowódca Gwiazdy Śmierci. Zimny jak lód, złowieszczo kalkulujący, szybko odpowiadający na zaczepki dzielnej księżniczki. Brian i ja zastanawialiśmy się kim był ten koleś, który tak zwyczajnie rozkazał zniszczenie planety w jednym momencie a następnie zwracał się do Vadera, jak do szczerego przyjaciela. Z pewnością Tarkin nie był jednym z tych rycerzy Jedi o których wspominał stary, szalony Ben, ale może choć walczył w tych tak zwanych wojnach klonów. Może nawet zwracał się po imieniu do samego Imperatora!

Jak dziwne było, gdy okazało się, że zastanawiam się nad tymi samymi pytaniami 35 lat później, a nigdy wcześniej nie rozmyślałem nad nimi tak głęboko jak ostatniego lata, gdy Lucasfilm poprosił mnie o napisanie powieści koncentrującej się na Tarkinie. Wspominałem o nim w kilku poprzednich powieściach, nawet pojawił się w kilku scenach na jego domowej planecie Eriadu. Telewizyjne „Wojny klonów” potwierdziły to, że walczył podczas galaktycznego kryzysu, a inne powieści uchwyciły Tarkina w latach przed „Nową nadzieją”. Ale moim zadaniem było ukazać jak Tarkin stał się człowiekiem, którego spotkaliśmy na Gwieździe Śmierci, no i jak dowiedział się tak dużo o swoim szczerym przyjacielu, Darthie Vaderze. I o tym właśnie jest ta nowa powieść. Cóż o tym i jeszcze o jednym interesującym szczególe, że faktycznie Tarkin i Imperator są po imieniu. Mam nadzieję, że zaciągniecie się na pokład tej przygody.


KOMENTARZE (21)

Tajemnice nowego kanonu: imię Palpatine’a

2014-10-17 19:20:01 Wookiepdia

Jedną z największych tajemnic starego kanonu było imię najważniejszego czarnego charakteru, czyli imperatora Palpatine’a. Znaliśmy jego nazwisko lub imię, w zależności jak to sobie tłumaczono. Oficjalnie zmierzył się z tym tematem Steve Sansweet w ramach serii Zapytaj radę Jedi. Dla przypomnienia, wówczas Sansweet powiedział, że możliwe iż Palpatine ma jeszcze jakieś imię, ale nie zostało ono ujawnione, ale możliwe też, że miał tylko i wyłącznie jedno imię, jak to bywa choćby w Indonezji.

W starym kanonie James Luceno w powieści Darth Plagueis musiał także odnieść się jakoś do tego zagadnienia. Właściwie wykorzystał obie odpowiedzi Steve’a. Czyli Palpatine miał imię, ale postanowił go nie używać i sprawić, by zostało zapomniane. Używał tylko nazwiska swojego rodu.



Teraz jednak mamy nowy kanon i nowe porządki, a tu Palpatine ma imię o które właśnie zostało ogłoszone. Może bez pompy, ale jednak. Pojawia się ono w powieści Jamesa Luceno pt. Tarkin i brzmi... Sheev.

Prawdę mówiąc to kończy wszystkie spekulacje, które przez lata narosły. W fanonie często pojawiało się imię Cos, pochodzące od postaci Cos Dashit, która występowała we wcześniejszych wersjach scenariusza i ostatecznie stała się Palpatinem. Swoją drogą pewne nawiązania do tych insynuacji można znaleźć we wspomnianym „Plagueisie”.

Niektórzy mogą być zwiedzeni, że kanoniczne imię nie jest lekko zmodyfikowanym imieniem Charles. A dlaczego Charles? Ano dlatego, że jak wieść gminna niesie, imię Palpatine Lucasowi przyszło do głowy dopiero, gdy obejrzał „Taksówkarza” Martina Scorsese. Tam występuje postać Charles Palantine i to właśnie jej nazwisko Flanelowiec przerobił i użył.

Na razie czekamy kiedy imię pojawi się oficjalnie w serialu „Rebelianci” oraz nowych filmach.

I małe uzupełnienie. Jak podała Jennifer Heddle na swoim twitterze to imię pochodzi od George'a Lucasa, podobno miał je w głowie ale nigdy wcześniej nie użył. Jen nie podała okoliczności w jakich je wyjawił.
KOMENTARZE (26)

NYCC 2014: Książkowe wieści

2014-10-12 12:43:11 Underworld

W weekend odbyła się impreza New York Comic Con 2014, gdzie nie zabrało osób odpowiedzialnych za książki Star Wars. Panel na którym opowiadano o Gwiezdnych Wojnach przyciągnął uwagę osób zainteresowanych również przyszłością Legend. Oto czego się dowiedzieliśmy:

  • "Tarkin" porównywany jest klimatem i rozwojem postaci do innej książki Jamesa Luceno - "Darth Plagueis",
  • We wspomnianej książce autor wyjawi jak naprawdę miał na imię Imperator. Będzie to oficjalna wersja, która później może pojawić się w nowych filmach z racji wspólnego kanonu.
  • W "Heir to the Empire" pojawi się wątek Luke'a Skywalkera, który musi pogodzić się ze śmiercią swojego nauczyciela, co nie będzie proste,
  • Tytuł książki o Luke'u nawiązuje do "Dziedzica Imperium" jako książki które w pewien sposób zapoczątkowały Expanded Universe,
  • Edytorka Del Rey, Shelly Shapiro, ma nadzieję że słowo "retcon" już nigdy więcej się nie pojawi,
  • Vanesa Marshall przyznała, że przygotowując się do roli Hery, czytała książkę "A Ne Dawn",
  • Na tę chwilę nie planuje się kontynuowania "Legend", ale nie jest to decyzja ostateczna,
  • Członkowie spotkania przyznali, że planowane są książki o osobach niewładających Mocą,
  • Oprócz tego w planach są powieści z kobietami jako główne bohaterki,
  • Jennifer Heddle przyznaje, że póki co ciężko jest stwierdzić kiedy dostaniemy książki w innych erach, takich jak np. Stara Republika. Nikt jednak nie mówi, że nie postaną,
  • Pani Heddle powiedziała również, że nikt z Disneya nie kazał "udziecinniać" ich książek,
  • Na panelu nie zapowiedziano nowych książek, jednak rzekomo już wkrótce zostaną wyjawione kolejne tytuły.


  • Jak widać w książkach również musi opaść kurz związany ze zmianami z Disneyem, oraz że póki co to era Rebelii i Mrocznych Czasów będzie promowana w wydawnictwach książkowych.



    Przy okazji wspominanej kilka okazji książki "Tarkin" i jej autora Jamesa Luceno, warto wspomnieć że ostatnio na stronie scifinow.co.uk ukazał się wywiad z autorem "Dartha Plagueisa", gdzie ten odnosi się do Expanded Universe w jego nowej książce.

    James Luceno, po pierwsze i chyba najważniejsze, nie wie o czym będą nowe filmy. Story Group podpowiada mu jedynie w następujący sposób na jego pomysły do książki: "lepiej nie", "to nie pasuje do tej powieści", "może kiedy indziej". Wygląda na to, że Story Group zna scenariusz i instruują czego autorzy nie powinni ruszać. Wciąż jednak są inne źródła z których już można brać pomysły. Wiele elementów z książki będzie się łączyć z historią ze "Star Wars: Rebels", gdyż dzieje się w podobnym okresie. Jest to odwrotna sytuacja, gdy pisał np. "Labirynt Zła" miał dostęp do wielu informacji odnośnie "Zemsty Sithów. Obecnie nie ma takiego przywileju.

    Luceno przyznaje, że jego książka stoi w sprzeczności z niektórymi "Legendami". Podmienia np. elementy z The Force Unleashed i innych źródeł powstałych w okolicach tych gier.

    Autor opisując postać Tarkina przygotował się bardzo dobrze, gdyż wzoruje się na starych filmach z Peterem Cushingiem, próbując wyłapać jego styl i charakter. W większości ogląda stare horrory z wytwórni Hammer, które oglądał jako małe dziecko. Fascynuje go też to, że to Tarkin dowodzi Gwiazdą Śmierci, nie Darth Vader i to jak "trzyma Vadera na smyczy". Chce to rozwinąć i pokazać jak doszło do dowództwa i jego spotkania z Czarnym Lordem.

    James Luceno wie, że Expanded Universe jest ważne dla wielu fanów i próbuje pisać wokół niego, zamiast go nadpisywać, ale nie zawsze jest to możliwe. Stara się nie odnosić zbyt wiele do EU, ale są pewne elementy które po prostu wybrał. I tak w jego książce pojawia się np. Eriadu, skąd pochodził w rozszerzonym wszechświecie Gubernator Takin. Wspomina się też, że nie zabraknie "imperialnego myślenia", ale czy będą odniesienia do Doktryny Tarkina, tego już nie wiemy.

    Autor boi się, że taki duży reboot sprawi więcej złego niż dobrego. Przyznaje się, że ma on sens w pewien sposób z marketingowego punktu widzenia. Martwi się jednak, że wieloletni fani odwrócą się od ich ulubionego uniwersum. Z drugiej strony Luceno podaje przykłady gdzie wiele razy pojawiały się retcony, postaci umierały, a potem powracały. Świetnym przykładem jest powieść "A New Dawn", która tak naprawdę nie ingeruje wiele w stary kanon, poza kilkoma fragmentami.

    Luceno liczy na to, ze jego nowa książka przypadnie do gustu starym czytelnikom, jak i nowym, gdyż pisze ją w starym stylu w całkowicie nowym świecie.

    W Internecie można przeczytać pięćdziesiąt pierwszych stron powieści, która będzie miała premierę już za niecały miesiąc, szóstego listopada. Znajduje się pod tym adresem. Wystarczy kliknąć na "look inside", by przejść do preview.





    Dawno, dawno temu w odległej galaktyce...

    Weteran Gwiezdnych Wojen, James Luceno, przedstawia Wielkiego Moffa Tarkina, na sposób Dartha Plagueisa, przedstawiając całe, fascynujące, życie legendarnej postaci z "Nowej Nadziei".

    Potomek honorowej i znanej rodziny, odznaczony żołnierz i legislator. Zaufany przyjaciel Jedi i Republiki, prowadzony przez bezwzględnego polityka i Lorda Sithów, który został Imperatorem. Gubernator Wilhuff Tarkin brnie przez imperialne stopnie wojskowe, bezwzględnie odciskając swoje piętno gdzie się da, dążąc do jego przeznaczenia jako architekt władzy absolutnej..

    Władza poprzez strach przed siłą, niż przed samą siłą to cenna uwaga dla jego Imperatora. Pod przewodnictwem Tarkina, broń ostateczna o niewyobrażalnej sile, zbliża się do przerażającej realizacji. Kiedy tak zwana Gwiazda Śmierci zostaje skończona, Tarkin jest pewien że powstające komórki rebelianckie separatystów nie wyjdą na światło dzienne. Z powodu zastraszenia, bądź... zniszczenia.

    Jednak do tego czasu insurekcja pozostaje faktycznym zagrożeniem. Narastające ataki partyzanckie i nowo odnalezione dowody konspiracji Separatystów muszą zostać szybko zniszczone, tak jak każde zagrożenie dla Imperium. By tego dokonać, Imperator zwraca się do swoich najważniejszych agentów: Dartha Vadera, złowieszczego Lorda Sithów, zarówno bezwzględnego jak i tajemniczego, oraz Tarkina, którego taktyczny spryt i zimnokrwista efektowność zapewnią Imperialną supremację, oraz zniszczenie wszystkich wrogów państwa.



    KOMENTARZE (23)

    Czerwcowe wieści książkowe

    2014-06-30 16:40:12

    Zaczynamy od Polski. Amber opublikował nowe daty premier z dawna zapowiadanych powieści. Kenobi Johna Jacksona Millera miałby się ukazać się 24 lipca, a Świt Jedi: W nicość Tima Lebbona 29 lipca. Czy tym razem uda się dotrzymać tych dat, zobaczymy.

    Powody do zadowolenia ma natomiast wydawnictwo Egmont. Zamknęło niedawno rok 2013 i może się pochwalić 13,8% wzrostem przychodów ze sprzedaży książek. Wdali łącznie 650 tytułów z tego 515 to nowości, w sumie sprzedano 5265082 egzemplarzy, w cenie średniej 7,10 PLN. Przychody wyniosły 37,43 mln PLN.

    W USA natomiast Del Rey zapowiedział małe przesunięcia. „Heir to the Jedi” Kevina Hearne’go ukaże się dopiero 17 lutego 2015, a „Lords of the Sith” Paula Kempa 21 kwietnia 2015. Sam czerwiec okazał się miesiącem mało ciekawym w premiery, nie licząc tych związanych z LEGO, ale już 1 lipca to się zmieni. Wtedy wyjdzie Crucible Troya Denninga już w legendarnej okładce. Pierwsze kopie już są w wydawnictwie.



    Tymczasem Del Rey ujawniło jak będzie wyglądać tył okładki powieści „Tarkin” Jamesa Luceno, która ukaże się 4 października 2014.



    Swoją drogą Del Rey szykuje się także do Comic Conu, gdzie będzie rozdawana powieść „A New Dawn” Johna Jacksona Millera, pierwsza powiązana z serialem „Rebelianci”. Gdzie jest kruczek? Ano taki, że to nie jest jeszcze finalna wersja książki, tylko bardziej testowa. Oznacza to, że jest ona napisana i zredagowana, ale nie uwzględniono jeszcze wszystkich poprawek w łamaniu i składzie, przez to zawiera dużo więcej literówek. Wydano ograniczoną liczbę egzemplarzy by właśnie móc ocenić skład, więc kiedyś będą to z pewnością białe kruki, zwłaszcza ze względu na specjalną okładkę. Książki będzie też podpisywał Miller.



    U nas tymczasem ukazało się „Star Wars. Niech moc będzie z tobą!” wydawnictwa Ameet.

    Witaj w niesamowitym świecie Gwiezdnych wojen! Ruszaj do walki o wolność wraz z rycerzami Jedi i pomóż ocalić galaktykę przed podstępnymi Sithami. Rozwiązuj zadania, koloruj fantastyczne obrazki, a dołączone naklejki wykorzystaj na stronach książki lub w inny wymyślony przez siebie sposób.

    Całość kosztuje 7,99 PLN i jest to kolejna książeczka dla dzieci.



    Nie ukazał się natomiast „Zagadkowy Wookie” ukaże się w późniejszym terminie.
    KOMENTARZE (22)

    P&O 72: Czy E.T. jest częścią galaktycznego Senatu?

    2014-05-25 08:26:48



    Niektóre z pytań potrafią nurtować fanów zarówno kiedyś jak i dziś. Oto taki przykład.

    P: W Epizodzie I jest scena w senacie, w której widać dziwne przypominające E.T. stwory w prawym dolnym rogu ekranu. Czy E.T. jest częścią galaktycznego Senatu?

    O: To, co zauważyłeś to był mały żart między reżyserami, którego umieszczenie wcale nie miało powodować jakiś fanowskich obaw. Trzy komputerowo wygenerowane E.T. w Senacie to nawiązanie Lucasa do twórczości Stevena Spielberga. Właściwie było wiele teorii na ten temat, w tym te, które mówiły, że E.T. może być Jedi. Ważna jest natomiast scena w filmie Spielberga z 1982, w której E.T. rozpoznaje Yodę w scenie z Halloween jako coś kojarzącego się mu z domem.

    Ale nie ma co się martwić, książka „E.T. The book of the Green Planet” jest całkowicie niekompatybilna z Gwiezdnymi Wojnami, utwierdza przy tym, że to tylko takie filmowe aluzje. W każdym razie wygląda na to, że zarówno w naszej galaktyce, jak i odległej galaktyce, rasy przypominające ludzi czy E.T. występują powszechnie. Nie ma więc powiąząnia między wszechświatami.

    Ale żarty nie ograniczyły się jedynie do reżyserów. James Luceno w Masce kłamstw opisuje senatora Grebleipsa i jego trzech wielokokich z dużymi stopami delegatów z Brodo Asagi. Ten senator został potem wspomniany w HoloNet News (E15).

    K: Luceno także się zabawił. Grebleips czytane wspak da nam Spielberg. Sama scena w „E.T.” wygląda mniej więcej tak:



    No i odpowiedź w „Mrocznym widmie”:



    A że temat wciąż żyje wśród fanów można sprawdzić na forum.
    KOMENTARZE (10)

    Nowy program wydawniczy Del Reya, stare EU do śmieci!

    2014-04-26 03:26:33 StarWars.com i Star Wars Books

    Po wielu miesiącach braku jakichkolwiek informacji o kolejnych książkach dla dorosłych, a także o tym, czy najnowsza trylogia filmowa Disneya podąży za wykreowaną przez Expanded Universe historią, dziś w końcu dostaliśmy oficjalne odpowiedzi. Z pewnością nie spodobają się one wieloletnim fanom, wychowanym na powieściach wydawanych przez ostatnie lata. Z drugiej strony sporo osób zapewne spodziewało się tego, co ostatecznie przed kilkoma godzinami potwierdził Lucasfilm w oficjalnym komunikacie na StarWars.com. Nowy kanon "Gwiezdnych Wojen", w tym także kolejne filmy i seriale, nie będą tworzone na podstawie Expanded Universe, czyli książek i komiksów z ostatnich trzydziestu sześciu lat. Od dnia dzisiejszego oficjalna, kanoniczna opowieść "Gwiezdnych Wojen" składa się z sześciu pierwszych epizodów, a także z całości materiału zawartego w serialu "Star Wars: The Clone Wars" (włączając w to komiks Darth Maul: Son of Dathomir). Oficjalny kanon będą tworzyły także wszystkie kolejne filmy kinowe, serial "Star Wars Rebels", oraz książki i komiksy wydawane począwszy od września 2014 roku. Wszystkie powieści wydane do tej pory, zostaną zebrane pod szyldem "Legends" i będą wciąż sprzedawane jako infinities.


    Komunikat ze StarWars.com brzmi następująco:
    Przez ponad 35 lat Expanded Universe wzbogacało wszechświat "Gwiezdnych Wojen" fanom, szukającym kontynuacji historii znanej z ekranu. Tworząc "Gwiezdne Wojny", George Lucas zbudował uniwersum poruszające wyobraźnię oraz inspirujące innych do pracy. Następnie otworzył to uniwersum, by stało się przestrzenią dla kreatywności innych ludzi, aby mogli opowiedzieć w nim także swoje historie. Wszystkie te historie (książki, komiksy, gry komputerowe itd.) stworzyły Expanded Universe.

    Podczas gdy Lucasfilm zawsze starał się utrzymywać historie z EU w zgodzie z filmami i serialami, ale także z innymi pozycjami EU, George Lucas wciąż przypominał, iż nie jest przywiązany do Expanded Universe. Ustalił jako kanon jedynie stworzone przez siebie filmy - to znaczy sześć kinowych epizodów, ale i godziny materiału tworzące serial "Star Wars: The Clone Wars". To właśnie te historie są nieodłącznymi elementami wszechświata "Gwiezdnych Wojen", a do postaci i wydarzeń w nich zawartych, wszystkie pozostałe opowieści muszą się podporządkować.

    W najbliższej przyszłości będziemy mieli okazje zobaczyć kolejne kinowe części sagi "Gwiezdnych Wojen", zatem wszystkie aspekty opowiadania gwiezdnowojennej historii muszą zostać połączone. Pod przewodnictwem Kathleen Kennedy, Lucasfilm po raz pierwszy stworzył grupę, mającą za zadanie dbać o zgodność i koordynować całą twórczość związaną z sagą.

    - Mamy przed sobą bezprecedensowy okres gwiezdonowojennej rozrywki - mówi Kennedy. - Przywracamy "Gwiezdne Wojny" na wielki ekran i zamierzamy kontynuować przygodę z nowymi grami, książkami, komiksami oraz nowymi formatami. Ta przyszłość opowiadania połączonej historii pozwoli fanom poznać tę galaktykę w głębszy sposób, niż kiedykolwiek do tej pory.

    W celu zapewnienia maksimum wolności dla twórców nowych filmów, a także w celu stworzenia elementu zaskoczenia dla publiczności, "Gwiezdne Wojny: Epizody VII-IX" nie opowiedzą tej samej historii, co Expanded Universe po "Powrocie Jedi". O ile znane czytelnikom uniwersum z pewnością się zmieni, nie zostanie też do końca odrzucone. Twórcy nowych "Gwiezdnych Wojen" mają pełny dostęp do dotychczasowego EU, którego elementy pojawią się między innymi w serialu "Star Wars Rebels". Inkwizytor, Imperialne Biuro Bezpieczeństwa, czy Sienar Fleet Systems to elementy pojawiające się w nowej animacji, a swoje początki mają jeszcze w grach RPG z lat 80-tych.

    Jeśli zaś chodzi o wszystkie poprzednie powieści z Expanded Universe, będą one nadal drukowane i sprzedawane pod nowym logiem "Legends".



    Niedługo po wypuszczeniu powyższego komunikatu ogłoszono, iż Del Rey Books nadal będzie się zajmował wydawaniem książek Star Wars dla dorosłych, a także zaprezentowano pierwsze zapowiedzi wydawnicze składające się na nowy, jedynie słuszny kanon. Wszystkie zapowiedziane poniżej książki powstały pod pieczą Lucasfilm Story Group, czyli grupy trzymającej kontrolę nad kanonem, a zaczną się ukazywać od września 2014, w dwumiesięcznych odstępach.

    STAR WARS: A NEW DAWN
    John Jackson Miller
    Data wydania w USA: 2 września 2014


    Książka dziejąca się tuż przed wydarzeniami z serialu "Star Wars Rebels" opowie nam jak skrzyżowały się ścieżki dwojga głównych bohaterów serii, Kanana Jarrusa i Hery Syndulli. Przy jej pisaniu Miller współpracował z Dave'em Filonim, Simonem Kinbergiem i Gregiem Weismanem, którzy wspólnie zdecydowali, iż stanie się ona pierwszą z nowego kanonu. Premiera w twardej okładce, którą zaprojektował Doug Wheatley.


    STAR WARS: TARKIN
    James Luceno
    Data wydania w USA: 4 listopada 2014


    W drugiej z nadchodzących powieści, weteran Expanded Universe, James Luceno, ożywi znanego wszystkim z "Nowej nadziei" moffa Tarkina tak, jak niegdyś Dartha Plagueisa. Okładkę książki zaprojektował David Smit.


    STAR WARS: HEIR TO THE JEDI
    Kevin Hearne
    Data wydania w USA: 13 stycznia 2015


    Zupełnie nowa przygoda osadzona pomiędzy "Nową nadzieją" i "Imperium kontratakuje", dodatkowo - po raz pierwszy - napisana w całości z perspektywy Luke'a Skywalkera. Początkowo miała być częścią serii "Empire and Rebellion", jednak w związku z działaniami Lucasfilm Story Group, seria została zarzucona, a powieść stała się jednostrzałowcem. Autorem okładki jest Larry Rostant.


    STAR WARS: LORDS OF THE SITH
    Paul Kemp
    Data wydania w USA: marzec 2015


    Imperator i jego znany uczeń, Darth Vader, utknęli na niegościnnym świecie podczas akcji powstańczej. Aby zwyciężyć, muszą polegać wyłącznie na sobie, swoich niesamowitych umiejętnościach walki, oraz na Mocy. Okładkę zaprojektował Aaron McBride.


    O wszystkich zmianach i nowościach będziemy informować na bieżąco, tymczasem jednak zapraszamy do dyskusji na forum:
    Koniec kanonu
    A New Dawn
    Tarkin
    Heir to the Jedi
    Lords of the Sith



    KOMENTARZE (143)

    P&O 47: Dwóch Sithów?

    2013-12-01 10:02:45



    Znów wracamy do starych pytań, które tłumaczyły „Mroczne widmo”, w czasach, zanim tak na poważnie zrobiło to EU.

    P: Dlaczego może być tylko dwóch Sithów? Nie mieliby większej szansy walcząc o galaktykę, gdyby mieli armię wyszkolonych wojowników?

    O: Próbowali już. Dawno, dawno temu, Sithowie byli legionem, ale ich wewnętrzny głód władzy prowadził tylko do porażek przy każdym przedsięwzięciu. Po kolejnej, krwawej i wyniszczającej bitwie o Ruusan, ostatni ocalały Lord Sithów, Darth Bane stwierdził, że już dość. Odtworzył Zakon Sithów w myśl zasady, że jednocześnie w galaktyce może być tylko dwóch - mistrz i uczeń.

    Metodologia ta okazała się być o wiele lepsza niż poprzednia. Zakon Bane’a w końcu podbił galaktykę.

    Warto dodać, że termin „Sith” oznacza tylko wybraną grupę istot posługujących się pewną specyficzną częścią dziedzictwa Ciemnej Strony. Ale jak ilustruje nam EU w galaktyce istnieją inni wyznawcy Ciemnej Strony, którzy nie są Lordami Sithów.

    Więcej informacji o bitwie o Ruusan znajduje się w komiksie Jedi vs Sith wydanym przez Dark Horse Comics.

    K: W tamtych czasach można było wspomnieć jeszcze o opowiadaniu Kevina J. Andresona - Darth Bane: Odrodzenie Zła. Dopiero z czasem EU zaczęło głębiej eksplorować ten temat. Warto tu wspomnieć choćby o powieściach Czarny Lord: Narodziny Dartha Vadera Jamesa Luceno, gdzie pojawia się reguła dwóch w sposób łatwy do zapamiętania:

    Będzie ich dwóch, jeden który posiądzie Moc i drugi, który będzie jej pragnął.

    Potem temat zaczął eksplorować Drew Karpyshyn, który na nowo opowiedział historię Bane’a w swoich powieściach (Droga zagłady, Zasada Dwóch i Dynastia zła), które dość mocno krążą wokół historii tej zasady. James Luceno także ponownie do niej wrócił, pokazując ją w praktyce w powieści Darth Plagueis. Swoją drogą dzięki grze „The Old Republic” doczekaliśmy się też czasów, w których Sithowie mają armie, jednak każdy kto trochę pograł dobrze zrozumie zdanie o ich wewnętrznym głodzie władzy, który doprowadził ich do porażki.
    KOMENTARZE (3)

    P&O 43: Dlaczego właściwie Sithowie się mszczą?

    2013-11-03 08:57:38



    Kolejne stare pytanie od osoby nie obeznanej z książkami. Tym razem dotyczy „Zemsty Sithów” i jednej z najważniejszych kwestii, tytułu i motywu, który za tym stoi.

    P: Dlaczego Sithowie chcą się mścić?

    O: Sithowie są naturalnymi wrogami Jedi. George Lucas opisuje ich, że Sithowie kiedyś (tysiąc lat wcześniej) kontrolowali galaktykę. Ale ich głód podboju stał się przyczyną ich upadku. Zbyt wielu Lordów Sithów miało zbyt wielką kontrolę nad swymi siłami, a to prowadziło do rozwoju ich ambicji i wzajemnych animozji. W rezultacie zostali pokonani przez Rycerzy Jedi, którym udało się przechylić ostatecznie szalę na swoją stronę i wygrać z Sithami.

    Jak mówi Ki-Adi-Mundi w Epizodzie I, Sithowie zostali wybici przed millenium, ale nie wszystkich wymordowano. Jeden pozostały przy życiu Lord Sithów odbudował zakon, który miał odbić galaktykę i dokonać zemsty. Sithowie zrozumieli niebezpieczeństwo wynikające ze zbyt wielkiej liczby członków w zakonie, więc pozostawili swą obecność w sekrecie. Przez wiele lat starannie planowali spisek prowadzący do zemsty. I trzymali się pewnych reguł, z których najważniejsza z nich, to taka, że w jednym czasie będzie tylko dwóch Lordów Sithów, mistrz i uczeń, pracujący w tajemnicy, zasiewający spiski mające na celu ich ponowne powstanie.

    W Epizodzie III, Sithowie są już gotowi się ujawnić, nie muszą więcej kryć się w cieniu, ani tym bardziej trzymać zasady dwóch. Darth Sidious, Lord Sithów i mózg operacji, sprawił, że knuty przez tysiąc lat spisek ostatecznie przybrał formę, zakon Jedi upadł, wybito Rycerzy, a także przejęto władzę nad galaktyką.

    K: Dużo na ten temat także napisano w Expanded Universe. Przyczyn zemsty należy szukać w trylogii Dartha Bane’a (Droga zagłady, Zasada dwóch oraz Dynastia zła) Drew Karpyshyna, natomiast realizacji całego wielkiego planu w powieści Darth Plagueis Jamesa Luceno. Jednak, co warto zaznaczyć, te pozycje powstały już wiele lat po nakręceniu trzeciego epizodu.
    KOMENTARZE (6)

    Drugi Tydzień Powrotu Jedi: Książki

    2013-05-27 17:49:59



    Książkowych adaptacji „Powrotu Jedi” było kilka. Oczywiście ta najważniejsza to na pewno Powrót Jedi Jamesa Kahna, czyli oficjalna książkowa wersja. Jak to z nimi zawsze było, bazuje ona na scenariuszu, niekoniecznie na skończonym filmie, stąd pojawiają się pewne rozjazdy, ale z tego doskonale sobie zdajemy sprawę. Powieść ukazała się po raz pierwszy 12 maja 1983, czyli jeszcze przed filmem. Z jednej strony rozwijała ona uniwersum, z niej dowiedzieliśmy się o pojedynku nad jeziorem lawy, ale też o tym, że Owen Lars to brat Obi-Wana.

    Prawdziwe bogactwo adaptacji to książki młodzieżowe. Return of the Jedi Rydera Windhama powstała stosunkowo późno, ale może dzięki temu dość wiernie odwzorowuje nie tylko scenariusz, ale i sam film. Windham nie poprzestał na jednej adaptacji, „Powrót Jedi”, acz w formie okrojonej pojawia się także w jego The Rise and Fall of Darth Vader. Istnieją też adaptację skierowane do młodszego odbiorcy. Wydawnictwo Chronicle opublikowało wersję z serii Mighty Chronicles, powstały także dwie opowieści filmowe. Ta z 1997 J.J. Gardnera została wydana także w Polsce. Poprzednią wersję napisaną przez Joan D. Vinge wydało Random House jeszcze w 1983.

    Jest też kilka albumów dedykowanych VI epizodowi. Najważniejszy to oczywiście Powrót Jedi – Album, wydany także w Polsce, zawierający scenariusz. Inne, niestety, najczęściej są łączone w pakiety klasycznej trylogii. Choćby Słownik obrazkowy Rydera Windhama, Niesamowite przekroje Davida Westa Reynoldsa, czy choćby niewydane w Polsce Complete Locations Jamesa Luceno (część dotycząca „Powrotu Jedi”).

    Nie można nie wspomnieć o albumie o powstawaniu filmu. „The Making of Star Wars: Return of the Jedi” Johna Philipa Peechera ukazał się w sierpniu 1983. Książka ta nie była wznawiana, acz jesienią tego roku ukaże się „The Making of Return of the Jedi” J.W. Rinzlera. Podobnie jak to miało miejsce z „Imperium kontratakuje” oryginalny album zostanie potraktowany jako część danych źródłowych, jednak całość zostanie napisana na nowo. Właściwie to już została, bo Rinzler skończył pracę nad tym dziełem.



    „Powrót Jedi” miał dość dużo szczęścia w EU, napisano kilka książek, które bezpośrednio odnoszą się do wydarzeń filmowych. Pierwsze są oczywiście Cienie Imperium Steve’a Perry’ego, które są łącznikiem między „Imperium kontratakuje” a szóstym epizodem, no i oczywiście wprowadzeniem. Podobnie jest z Paktem na Bakurze Kathy Tyers, której akcja rozpoczyna się jeszcze na Endorze, tuż po zwycięstwie. Prawdziwe bogactwo EU mamy w sidequelach do „Powrotu”. Cała trylogia „Wojen łowców nagród” (Mandaloriańska zbroja, Spisek Xizora i Polowanie na łowcę) K.W. Jettera dzieją się w trakcie wydarzeń filmowych, acz oczywiście istotne są tam także retrospekcje. Nie można zapominać także o Opowieściach z Pałacu Jabby, czyli antologii pod redakcją Kevina J. Andersona. Również Opowieści łowców nagród opisują nam losy niektórych postaci wchodząc wprost w szósty epizod.

    „Powrót Jedi” był związany także z wysypem książeczek dla dzieciaków, ale tu trzeba podchodzić ostrożnie, gdyż wszystkie książeczki związane z Ewokami początkowo wydawano z logiem „Powrotu Jedi”. Dobry przykład to The Adventures of Teebo Joe Johnstona, gdzie akcja już jest związana z serialem i filmami, logo jeszcze nie. Jedną z takich typowych książek związanych stricte z ROTJ był z pewnością „Han Solo’s Rescue” Kay Carrol, książeczka typu pop-up, czyli rozkładówka.

    Wszystkie atrakcje Drugiego Tygodnia Powrotu Jedi znajdziecie w tym miejscu.
    KOMENTARZE (0)
    Loading..