TWÓJ KOKPIT
0

Rick McCallum :: Newsy

NEWSY (211) TEKSTY (5)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

Z lamusa konwentowego #4: Celebration III

2013-06-07 19:22:53

Trzecie Celebration to przede wszystkim świętowanie wielkiej premiery „Zemsty Sithów”. Odbyło się tym razem trochę wcześniej, bo na prawie miesiąc przed oficjalną premierą – czyli w dniach 21-24 kwietnia 2005. Ponownie zawitano na cztery dni do Indianapolis. Z punktu widzenia historii konwentów, była to powtórka dobrego rozwiązania, z małą liczbą poprawek względem poprzedniej edycji. Zresztą duże rewolucje od tamtego czasu nie nastąpiły. Jednak to właśnie „Zemsta” sprawiła, że to Celebration było wyjątkowe. Niektórzy wierzyli nawet, że to będzie ostatni taki konwent, zwłaszcza, że to miał być ostatni film.

Ta sama lokalizacja, ci sami organizatorzy sprawili, że większość fanów wracających do Indianapolis czuła się tu jak w domu. I przybyli bardzo licznie bo szacuje się, że było 29 tysięcy osób. Są też wyższe szacunki mówiące o 34 tysiącach, mogą one jednak dotyczyć ilości wejściówek, a nie osób. Niektórzy jadąc na dwa dni kupowali dwie jednodniowe wejściówki. Trzymając się jednak tej pierwszej liczby to mamy jakieś dwa tysiące osób więcej niż na Celebration II. Starano się przebić poprzedni konwent i to pewnie się udało. Lepiej zorganizowano panel kolekcjonerski, dodano tam kilka punktów o produkcji figurek. Wykorzystano dość mocno całą masę aktorów, którzy grali ogony w „Zemście Sithów”, wielu z nich pozowało do zdjęć i sprzedawało autografy. Wśród nich była także Bai Ling, wokół której kilka dni później zrobiła się afera w związku z jej sesją w „Playboyu”, tak więc ci, którzy wówczas zainwestowali w autograf mogli go dość szybko odsprzedać z zyskiem. (więcej o sprawie).

Najważniejszy wkład w rozwój konwentu to pojawienie się sekcji dla VIPów. Jeszcze nie były to wejściówki za specjalną (drogą) cenę, a wystarczyło członkostwo w oficjalnym fanklubie (lub subskrypcja Hyperspace, co z czasem stało się jednym i tym samym). Dla tych fanów przygotowano specjalne miejsce, gdzie można było sobie odpocząć. W środku byli konferansjerzy, którzy zabawiali fanów (np. konkursy wiedzowe), ale też była okazja do spotkania niektórych twórców (głównie tych od EU) i pogadania w mniejszym gronie. Zorganizowano też coś, czego niestety już się nie robi – fanklubowe śniadanie z prowadzącymi. Oczywiście były pewne ograniczenia ilościowe, no i można było dokupić bilet dla osoby towarzyszącej.

Członkowie fanklubu mieli też okazję zobaczyć serial „Wojny klonów” Tartakovsky’ego na dużym ekranie, zmontowany w sposób taki jaki potem widzieliśmy na DVD.

Ale na takiej imprezie to goście są najważniejsi. Dość ciekawy manewr wykonano z Haydenem Christensenem, który nie dotarł co prawda na konwent, ale panel z nim się odbył, oczywiście za pomocą wideołącza. Jednak dwie najważniejsze osoby to zdecydowanie Rick McCallum i George Lucas. Ten ostatni miał spotkanie z fanami, na którym odpowiadał na ich pytania przez prawie trzy godziny. W spotkaniu wzięło udział jakieś 10000 osób. To właśnie tam George zapowiedział nowe seriale (zwłaszcza aktorski i coś tam mamrotał o animacji, która potem stała się „Wojnami klonów” Filoniego) oraz Star Tours II.

Starano się także prezentować innego typu atrakcje, jak choćby występy teatralne – Star Wars in 30 minutes czy Star Wars One Man Show, powinny one bawić zarówno starych wyjadaczy, jak i niedzielnych fanów. Taki uniwersalny kurs konwentu stał się już standardem.

No i pewnie najważniejsza atrakcja dla wielu, to fragmenty „Zemsty Sithów” jeszcze przed premierą, ale tym razem tego akurat się spodziewano.

Istotną rolę odegrały też oczywiście Legiony. Zdjęcia grupowe 501 to chyba jedna z najbardziej rozpoznawalnych fotek z konwentu. Generalnie po tej imprezie doskonale widać czym stało się Celebration. To miejsce spotkań ludzi z „Gwiezdnymi Wojnami”, nie fanów, ci oczywiście znajdą wiele dla siebie, ale ludzi. Saga stała się ważnym zjawiskiem kulturowym i tu się to eksploruje. Konwent był bardzo dobrze przyjęty, okrzyknięto go nawet imprezą wszechczasów.

O samym Celebration III pisaliśmy też kilka razy w newsach. Na ICO można przeczytać nawet polska relację z konwentu.

Wcześniej wspominaliśmy Celebration 0
Celebration I
Celebration II

Przygotowując się do CE2
Tym razem wspominaliśmy o dwóch rzeczach. Wejściówkach VIPowskich, te na Celebration Europe II nie sprzedały się jak świeże bułeczki, jeszcze są. Ale ponieważ popyt jest mniejszy niż podaż, organizatorzy postanowili je wycofać, więc jeśli ktoś chce się zdecydować to musi to kupić do 20 czerwca. Potem znikną. Normalne bilety oczywiście będą.

Druga sprawa to autografy, pojawiły się już ceny, jeśli ktoś jest zainteresowany to zapraszamy tutaj, tam są najświeższe informacje. O autografach zaś napiszemy w następnej odsłonie cyklu Jadąc na Celebration Europe II.
KOMENTARZE (0)

ABC o serialu aktorskim

2013-01-11 11:40:07 /film

Holding Disneya to obecnie konglomerat składający się nie tylko z firm produkujących filmy jak Pixar, Lucasfilm, czy Marvel, które w większości i tak są grupami firm, ale także i telewizje – Disney XD i ABC. Niedawno prezes ABC Paul Lee na spotkaniu prasowym organizowanym przez „Television Critics Association” mówił o przyszłości swojej firmy, także w kontekście przejęcia Lucasfilmu i konsekwencjami jakie to niesie.

- Z przyjemnością podjęlibyśmy współpracę z Lucasfilm, ale jeszcze nie wiemy jaką. Nie usiedliśmy jeszcze razem by porozmawiać. Przejrzymy, co przygotowali do serialu aktorskiego i co w ogóle mają, zobaczymy co nam pasuje. Nie mogliśmy rozmawiać na ten temat aż nie zostanie zakończona akwizycja Lucasfilmu, a ta wydarzyła się na dniach. Z pewnością będziemy rozmawiać – Stwierdził Lee.

Dla przypomnienia, George Lucas i Rick McCallum, którzy przygotowywali serial mówili o 50 (a czasem nawet i większej ilości) gotowych scenariuszy do serialu, które musieli odłożyć ze względu na koszty. Prócz scenariuszy do serialu przygotowano także pewne szkice koncepcyjne i inne wytyczne, ale nie rozpoczęto preprodukcji. McCallum wiele razy mówił, że nie wydaje mu się, by jakaś stacja telewizyjna była tym zainteresowana. Teraz wygląda to trochę inaczej, możliwe, że nawet koszty nie będą zabójcze dla serialu, jeśli byłby współprodukowany przez ABC i Lucasfilm. Koszty jednego odcinka wyceniono na 5 milionów USD. Te kalkulacje musiały zawierać także zysk dla Lucasfilmu i różne opłaty stacji, teraz gdy ABC i Lucasfilm należą do jednego właściciela tego typu koszty można minimalizować.

Ale problem serialu to nie tylko koszty. To także nowa trylogia.
- Wiele zależy od tego jak Lucasfilm chce podejść do swojej marki – Kontynuuje Paul Lee. – Mamy specjalne podejście do Marvela, bardzo wyjątkowe. Jesteśmy w ich uniwersum, jesteśmy z nim związani, ale nie ruszamy Avengersów. Choć oczywiście S.H.I.E.L.D. jest ich częścią. Może więc takie podejście byłoby dobre także i do „Gwiezdnych Wojen”?

W sieci pojawił się też nowy opis serialu. Miałby się on koncentrować na rywalizujących ze sobą rodzinach walczących o kontrolę półświatka w uniwersum Gwiezdnych Wojen, a także ludziach którzy żyją na dolnych poziomach oraz w szybach powietrznych planety-metropolii Coruscant. Głównym bohaterem mógłby być łowca nagród, serial zaś osadzono by pomiędzy prequelami a oryginalną trylogią, by mogły się w nim przewijać klasyczne postaci z filmów.

Wygląda na to, że serial w takiej formie byłby bliski jeszcze innemu dziełu - Star Wars 1313. Pytanie jest tylko takie, czy Kathleen Kennedy będzie chciała mieć jednocześnie serial aktorski w TV i filmy w kinach. Na razie przedstawiciele Lucasfilmu i ABC muszą zacząć ze sobą rozmawiać, co zapewne trochę potrwa.
KOMENTARZE (18)

Niezależna przyszłość Ricka McCalluma

2012-12-14 22:54:57 StarWars.com

Jedną z nieco pomijanych wiadomości, wśród natłoku szokujących wieści o wykupieniu Lucasfilm przez Disneya i przekazaniu Gwiezdnych Wojen w ręce Kathleen Kennedy, była informacja o tym, że Rick McCallum, od lat pracujący w Lucasfilm, producent epizodów 1-3 Gwiezdnych Wojen, wieloletni współpracownik i przyjaciel George'a Lucasa, odszedł na emeryturę. Przy tej okazji oficjalna strona StarWars.com przygotowała mu następująca laurkę:

Podczas gdy Lucasfilm przygotowuje się do przyszłości wypełnionej nowymi filmami Star Wars, Rick McCallum, jeden z najważniejszych talentów odpowiedzialnych za ostatnie 20 lat produkcji Lucasfilm, przygotowuje się na ekscytującą przyszłość wypełnioną własnymi filmami. Zaczynając swoją karierę jako producent filmów niezależnych, McCallum wraca do kina, które tak dobrze zna, ale teraz z wielkim doświadczeniem, jakie otrzymał z ponad dwóch dekad współpracy z Georgem Lucasem.

Profesjonalna współpraca McCalluma z Lucasem zaczęła się przy serialu „Młody Indiana Jones” (1992) i „Zabójcze radio” (1994), i trwała przez Edycję Specjalną, prequele, oraz ostatnio przy „Red Tails”.

Jak wspomina Rick: „Pracą producenta jest, żeby urzeczywistnić wizję reżysera, jaka by ona nie była. George nigdy nie ograniczał swojej wizji limitami otaczającej go rzeczywistości, więc wyzwaniem dla produkcji było zawsze znaleźć sposób, jak je zrealizować, jednocześnie respektując fakt, że sam finansuje swoje filmy. Żeby to zrobić musieliśmy zachować tą mentalność niezależnego robienie filmów, które wymaga ciągłych innowacji i improwizacji, ale podczas kręcenia filmów na wielką skalę.

„Rick jest bliskim przyjacielem, jak i nadzwyczaj utalentowanym producentem” - komentuje George Lucas. „Bez różnicy jak bardzo skomplikowane zadanie mu dałem, Rick potrafił pokonać wszystkie trudności. Nie tylko zebrał wspaniałą ekipę pracowników, dokonywał cudów z budżetem, ale też pomógł wprowadzić kręcenie filmów do XXI wieku. Ma wspaniałą osobowość i uczynił te ostatnie 20 lat podróży z nim świetną zabawą.”

Współpraca Lucasa i McCalluma zaowocowała pojawieniem się licznych innowacji, które do dziś zmieniają biznes filmowy. Aby zapewnić kinową jakość w cotygodniowym formacie telewizyjnym, zespół McCalluma pracując przy serialu „Młody Indiana Jones” opracował nowe techniki cyfrowej postprodukcji, które pozwalały poszerzać sceny z tłumem, poprawiać dekoracje, dopasowywać ujęcia różnych scen, w bardzo różnych warunkach, jednocześnie podróżując do ponad 35 krajów na całym świecie, podczas najdłuższego planu zdjęciowego w historii kina. Te innowacje były potem udoskonalone i rozszerzone, by móc zrealizować epicką wizję prequeli Star Wars.

„Osiągnęliśmy limit w technologii produkcji, więc potrzebowałem kogoś z przekonaniem i pasją, który pomógłby nam przejść w rzeczywistość cyfrową” - wspomina Lucas. „Rick został głośnym wyznawcą nieskończonych możliwości, które dawała filmowcom technologia cyfrowa. Rick i ja przewalczyliśmy wspólnie wiele bitew, ciągle mierząc się z przeciwnikami, którzy byli przekonani, że nigdy nie będziemy mogli uczynić trwałych zmian w biznesie filmowym, które sobie zamierzyliśmy. Nie mógłbym być bardziej dumny z tego co Rick osiągnął. Pracowaliśmy z ponad 60 firmami i setkami wspaniałych inżynierów i artystów, przez ponad dziesięć lat, dzięki czemu udało się przeprowadzić od dawna oczekiwane zmiany: teraz cyfrowe kamery standardowo kręcą obrazy, filmy są dystrybuowane cyfrowo, a cała linia produkcja zachowuje nadzwyczajną jakość, bo pozostaje cyfrowa. Kiedy odchodzę, żeby robić swoje własne eksperymentalne filmy - i mam nadzieję, że będę mógł znów współpracować z Rickiem nad jednym z tych projektów – życzę mu wszystkiego najlepszego i czekam na obejrzenie jego kolejnych filmów.”

Odkąd ukończył „Red Tails”, McCallum przeniósł się do Pragi, żeby żyć w kraju jego żony, a teraz ma w przygotowaniu szereg mniejszych, niezależnych filmów, które bardziej przypominają te projekty, z którymi był związany przed jego współpracą z Lucasfilmem. „Mam rosyjski film o masakrze w Babim Jarze, który będzie wyreżyserowany przez Sergeia Loznitsa. Pracuję ze mną Tomás Masín nad opowieścią o dwóch braciach , którzy uciekli z Czechosłowacji podczas Zimnej Wojny, gdy ścigało ich 28 000 sowieckich żołnierzy, do dziś największy pościg w historii. Pracuję też nad filmem z Davidem Oyelowo, oraz innym filmem z Laurencem Bowenem na temat Chłopców-Żołnierzy z Sierra Leone.”

McCallum podobno bardzo czeka na nowe filmy Star Wars prowadzone przez Kathleen Kennedy. „Jest tylko jedna osoba na świecie, która mogłaby to zrobić i jest nią Kathleen Kennedy. Nie ma nikogo lepszego, kto potrafiłby połączyć świat niezależnego robienia filmów ze światem studia filmowego. Saga Star Wars zawsze będzie bezpieczna pod jej przywództwem. Ona jest jednym z najwspanialszych producentów Ameryki, a także świetnym przyjacielem.”

McCallum zostawia za sobą okres bycia nadzwyczajnie dostępnym dla fanów Star Wars, podczas produkcji filmów, pojawiając się na konwentach Celebration, rozmawiając o tajnikach produkcji z czasopismem Star Wars Insider, oraz uczestnicząc w czatach on-line. Podczas jednej z takich rozmów w 2005 roku, członek fanklubu zapytał czy mógłby kiedyś wziąć udział w muzycznych sesjach nagraniowych do Epizodu III, a McCallum zaprosił go do studia nagraniowego już następnego dnia.

"Dziękuję Wam, że byliście tak serdeczni, pomocni i dobrzy dla mnie" mówi McCallum do wszystkich fanów Star Wars. " Wy wszyscy uczyniliście z tego warte każdego trudu doświadczenie. Mam tylko największą wiarę i zaufanie w Kathleen, to co zrobi z Gwiezdnymi Wojnami, to będzie odważna, ekscytująca i śmiała przyszłość, która będzie warta waszej niezwykłej pasji i lojalności, przez te wszystkie lata. Będzie znakomicie."
KOMENTARZE (5)

Kolejne zmiany w Lucasfilm, będą 2-3 filmy rocznie

2012-11-19 17:24:58

Ostatnio świat obiegła wiadomość, że Lucasfilm planuje wypuszczać dwa-trzy filmy rocznie. Znaczyłoby to, że „Gwiezdnych Wojen” będzie dużo więcej niż się spodziewaliśmy, jednak czasem trzeba sięgnąć do źródła, gdyż zlały się tu dwie informacje. W każdym razie informacje o planach przejęcia Lucasfilmu przez Disneya były utrzymywane w bardzo głębokiej tajemnicy. Z powodu tak zwanego inside trading, czyli nielegalnego handlu informacją poufną, która może mieć wpływ na wyniki giełdowe, o nowych epizodach i sprzedaży LFL wiedziała jedynie garstka osób. 31 października 2012 odbyło się specjalne zebranie pracowników Lucasfilmu, którym oficjalnie przedstawiono nową strategię, większość z nich dowiedziało się o tym dopiero dzień wcześniej... z mediów. To właśnie na tym spotkaniu padły dwie informacje. Pierwsza, że nowe „Gwiezdne Wojny” będą powstawać co 2-3 lata i że pewnie nie skończy się na trylogii. Druga, że Lucasfilm chce wypuszczać 2-3 filmy rocznie (w domyśle tworzyć). Rozważane są różne scenariusze, w tym ten podobny do Marvela, gdzie poza głównymi filmami („Avengers”) są też filmy o poszczególnych postaciach. Prawdopodobnie te dwie informacje zlały się w jedno. Nie należy się spodziewać 2-3 nowych filmów z cyklu „Gwiezdne Wojny” w ciągu roku, ale z pewnością Lucasfilm będzie zdecydowanie bardziej aktywny.

Ale to nie oznacza, że poza nową trylogią nie będzie nowych obrazów. Podobno Lucasfilm Animation pracuje intensywnie nad nowym filmem, których najprawdopodobniej będzie kolejną częścią „Wojen klonów”. Ta informacja jest nie potwierdzona, ale być może czeka nas powtórka z pilota „Wojen klonów”, który pojawił się w kinach. Nie wiadomo, czy faktycznie byłoby to wprowadzenie do tego serialu, który mógłby przenieść się na kanał Disney XD, czy być może miałby to być wstęp do innego serialu (choćby „Detours”). Oczywiście nowa animacja może nie mieć nic wspólnego z sagą i może będzie to ten obiecany film o wróżkach. Lucasfilm to nie tylko „Gwiezdne Wojny”, może czekają nas próby ruszenia innych marek jak choćby „Willow”, lub nawet coś z gier (choćby „Monkey Island”), a nawet były próby tworzenia własnych serii młodzieżowych książek jak „Siódma wieża” Gartha Nixa. To wszystko czeka na wykorzystanie.

Natomiast kwestia dwóch-trzech filmów na rok zdaje się być sprawą kolejnych lat. Na 2013 zaplanowano dwa filmy „Zemstę Sithów” i „Atak klonów” w 3D, więc klasyczna trylogia najprawdopodobniej trafi do kin w wersji 3D w 2014 (trzy filmy: „Nowa nadzieja”, „Imperium kontratakuje” i „Powrót Jedi”). Może zatem nowa animacja trafi także w 2015 do kin. Czas pokaże. Na razie prawdopodobna data premiery Epizodu VII to 17 lipca 2015.

Na spotkaniu z pracownikami Lucasfilmu zaprezentowano też zmiany personalne w LFL. Cały proces przejęcia przez Disneya Lucasfilmu trwa i ze strony Lucasfilmu odpowiada za niego (negocjacje i doprowadzenie do końca) David Anderman. Z emerytury wrócił Howard Roffman, który ma zostać menadżerem marki „Star Wars”. W sumie na emeryturze nie posiedział zbyt długo. Steve Sanseet nie chciał komentować tego, czy wróci na pełny etat do Lucasfilmu. Wiadomo tylko, że na emeryturę przeszedł Rick McCallum, producent wersji specjalnych, prequeli, młodego Indiany Jonesa i „Red Tails”, a także osoba najbardziej zaangażowana w serial aktorski. Czy oznacza to pogrzebanie serialu aktorskiego, na razie nie wiadomo. Prawdopodobnie zostanie wstrzymany na czas nieokreślony. Kathleen Kennedy będzie nie tylko prezesem Lucasfilmu, ale też i filmowcem, a przede wszystkim producentem wykonawczym nowej trylogii. Rick musiałby pod nią pracować, prawdopodobnie na razie mu to nie odpowiadało, choć kto wie, może jeszcze wróci (jak Roffman).

Kwestię dwóch-trzech filmów rocznie, Kathleen Kennedy potwierdziła także w wywiadzie udzielonym magazynowi Entertainment Weekly. Jeśli po 2015 miałyby to być nowe filmy, to firma będzie musiała się rozrosnąć, niezależnie czy będą to same „Gwiezdne Wojny” czy nie.
KOMENTARZE (21)

Wywiad z Rickiem McCallumem

2012-06-23 14:59:27

Ostatnio w sieci pojawił się wywiad z Rickiem McCallumem, który po premierze „Red Tails” zaczął się trochę mocniej udzielać w mediach. Czyżby szukał pracy? Sam wywiad dotyczy jednak w większości dużo wcześniejszej twórczości Ricka, choć nie zabraknie w nim odniesień do „Gwiezdnych Wojen”.

P: Pracowałeś w bardzo wielu projektach z Dennisem Potterem w latach 80. Trudno sobie wyobrazić by filmy takie jak „Dziecko marzeń” (Potter napisał scenariusz filmu o Lewisie Carrollu, autorze „Alicji w Krainie Czarów” w 1985) powstały dzisiaj.

O: Nie ma szans, by powstały.

P: Jak są twoje odczucia wobec zmian zachodzących w przemyśle filmowym. Dziś nawet taki film jak „Red Tails”, który firmuje Lucasfilm ma trudności z wyświetlaniem?

O: Jest trudniej. Miałem 25 lat, gdy miałem szczęście pracować z Dennisem, ale poznałem go w wieku 23 lat. Dzieliliśmy dwie rzeczy: obaj uwielbialiśmy się spijać, no i byliśmy jedynymi, którzy palili po trzy lub cztery paczki papierosów dziennie. Poznałem go w Los Angeles na imprezie w domu Kena Adamsa. Potter zapytał mnie, czy mógłbym go zawieźć na lotnisko, a po drodze powiedziałem mu, że chciałbym produkować, lecz trudno jest znaleźć dobry materiał.

W każdym razie dał mi kopertę, w której znajdował się scenariusz „Grosza z nieba”. W tym czasie robiłem film z Neilem Simonem, jednym z najlepiej opłacanych scenarzystów. Potter spytał mnie ile zarabia Simon, odpowiedziałem mu, a on powiedział, że jeśli dam mu dolara więcej, pozwoli mi bym w ciągu pół roku sprzedał scenariusz. Jeśli mi się nie uda, scenariusz miał wrócić do niego. Na trzy dni przed terminem sześciomiesięcznym miałem już zielone światło na ten film. I to była jedna z największych katastrof w historii MGM.

P: To wersja ze Stevem Martinem?

O: Rzeczywiście. To naprawdę dobry film i ma 12 nieprzerwanych minut, które są prawie perfekcyjne. Ale rozsadził też MGM i oni nigdy się już nie podnieśli, bynajmniej nie przez nas, ale przez to, że zmagali się z 15 czy 16 filmami, których nie byli w stanie dobrze wyprodukować. To było tuż przed premierą, Dennis i ja byliśmy w Nowym Jorku i jedliśmy obiad z krytykami - Vincentem Canbym i Pauline Kael. Oboje oszaleli na punkcie tego filmu, a Vincent Canby nawet powiedział mi: „Jutro rano się obudzisz i albo okaże się, że jesteś geniuszem, albo nie będziesz musiał już w ogóle pracować”. W noc premiery okazało się, że to kompletna katastrofa. Do tego stopnia, że jak już wróciłem następnego dnia do LA, to już zamalowywali moje imię na miejscu parkingowym.

P: Co się działo potem?

O: Cóż, Dennis powiedział: „Chcę byś pojechał do Anglii, tam porażka to sposób na życie!”. I tak też zrobiłem, by skończyć „Dziecko marzeń”. Kosztowało nas to milion dolarów. Zarobiło 2 miliony dolarów, więc się nie spłukaliśmy do końca, a potem kręciliśmy co roku kolejny film. Robiliśmy nawet film dla BBC z Lee Marvinem i Stingiem, a tam skoro już weszliśmy do BBC Dennis pisał film, który wątpił że kiedykolwiek powstanie – „The Singing Detective”.

I tak jakoś żyliśmy, co było fantastyczne. Ale w roku 1990 świat stał się innym miejscem. Pieniądze stały się o wiele bardziej ważne i tak dalej. Ale to jeszcze był złoty okres, w którym można było pójść do Jonathana Powella, który zarządzał serialami w BBC i dać mu scenariusze na 8 godzin, a on po 8 godzinach po spotkaniu dawał zielone światło. To było nie do pomyślenia i nie było na świecie, żadnego innego miejsca, w którym tak by to wyglądało. Ale tamte dni przeminęły.

P: Co więc Cię trzyma przez te wszystkie lata w tym biznesie?

O: Nigdy nie zapomnę, jak Dennis napisał scenariusz pt. „Tears Before Bedtime”, do którego - zanim wszystko się namieszało a BBC ukarało nas za stratę pieniędzy - udało się zaangażować Josepha Loseya jako reżysera. On miał 77 lat i to był jego pierwszy film, odkąd umieszczono go na czarnej liście w latach 50. No i musiał wrócić do Stanów by go wyreżyserować. W każdym razie, spotkałem go na King’s Road i udaliśmy się do jego prywatnej biblioteki, pełnej scenariuszy - z trzysta a może i czterysta. Ale tylko osiem z nich oprawiono w skórze, więc spytałem dlaczego tylko tyle. On mi odpowiedział, że te oprawione to filmy, które już zrobił, reszta to filmy które chce jeszcze zrobić.

P: To musi być upokarzające.

O: To łamie ci serce, ale to też to, co znaczy być w tym biznesie. Kocham pracować ze scenarzystami i reżyserami i sprawiać by ich filmy nabierały kształtu, wydarzały się. I tak długo dopóki się o to troszczysz, czy troszczysz się o nich jako ludzi, masz wspaniałe życie. Ale nikt tych filmów nie ogląda. Żaden z tych filmów nie był sukcesem, cóż były wspaniałe i nasi przyjaciele i krytycy je uwielbiali, ale nikt ich naprawdę nie widział. Potem jednak kończysz robiąc filmy popularne dla młodych chłopców, co jest fenomenalnym sukcesem i wynagradza wiele... ale jest też dużo rzeczy, które chciałoby się zrobić poza światami Gwiezdnych Wojen czy Indiany Jonesa.

P: Skoro już przy tym jesteśmy, jak wygląda status serialu Gwiezdno-wojennego?

O: Nad serialem spędziliśmy już trzy i pół roku i mamy już napisanych 50 godzin.

P: Ale czy serial jest już gotów by ruszyć?

O: Cóż, mamy drugą wersję scenariuszy, i zajęłoby nam z jakiś rok by ruszyć ze zdjęciami, tylko dlatego, że wszystko jest tak dopracowane.

P: Skoro rozwój jest już tak zaawansowany, to skąd impas?

O: Odcinki są zbyt drogie... i mamy jeszcze dwa problemy. Po pierwsze wiemy, że telewizja jaką znamy dziś imploduje, zmieni się. Obecnie mamy telewizje sieciową, która jest tą, w której powinniśmy się znaleźć, gdyż ma mnóstwo dolarów i olbrzymią widownię, ale szkopuł tkwi w tym, że daje nam zaledwie 42 minuty z godziny programu, resztę zabierają reklamy. Z drugiej strony jest jeszcze telewizja kablowa, która daje najbardziej prowokacyjne i ciekawe programy, ale ma zaledwie 1 czy 2 miliony widzów. Więc mają też niewiele pieniędzy, które mogliby wydać, zwłaszcza dając wolną rękę i kontrolę nad materiałem, co dla nas jest nie do zaakceptowania.

P: Czy zatem głównym problemem teraz jest to, że telewizyjne Gwiezdne Wojny dawałby wam mniejszą kontrolę niż filmy kinowe?

O: Coś w tym stylu. Nasz największy problem polega na tym, że to dorosłe historie. Coś w stylu „Deadwood” w kosmosie. To coś czego George Lucas jeszcze nie robił z Gwiezdnymi Wojnami. To nie jest dla dzieci. Oczywiście mam nadzieję, że będą oglądały, ale widownią docelową nie są 8-9-letni chłopcy. Sytuacja się komplikuje, że każdy odcinek, a jeśli weźmiemy pod uwagę odcinki łączone, podwójne - jest większy niż każdy z filmów, który robiliśmy. To poziom „Avatara”, a mamy tylko 5-6 milionów USD na każdy odcinek.

P: A co z planami mniejszych i bardziej osobistych filmów George’a?

O: George jest teraz oficjalnie na emeryturze. I myślę, że on potrzebuje teraz z roku by zrozumieć, co chce dalej robić. To jednocześnie klątwa i błogosławieństwo, wiem, że to brzmi dziwnie, ale tak jest. To zupełnie jak z „Avatarem” Jima (Camerona). Chodzi o to, że on mu się nie poświęca do końca życia, ale przynajmniej na 10-15 następnych lat. A to cię zmienia, to co robisz wpływa na twój styl życia, ale nie masz jednocześnie czasu by się tym cieszyć, gdyż ciągle pracujesz. To może nie jest problem, ale swego rodzaju klątwa. Więc myślę, że George faktycznie potrzebuje czasu by zrozumieć, co chce dalej robić, ale jeszcze ważniejsze, co chce przekazać.

Czy wszystko sprowadza się do tego, że ma się głos? Czy można wpaść w ducha swojego czasu czy raczej powiedzieć: nie, dziękuję. To zupełnie jak z Francisem (Fordem Coppolą). Francis, którego znaliśmy i z którym dorastaliśmy zniknął, zgubił swój głos, ale spędza swoje życie robiąc filmy takie jak „Twixt”. Nikt nie wali do kin na ten film, a Francis i tak zarabia dostatecznie dużo na swojej winiarni, że wszystkich traktuje wyjątkowo szczodrze i wszyscy dobrze się bawią. Robią sobie małe filmy drogowe i nawet jeśli jakiś odniesie sukces, to nic z tego nie wyniknie.

P: Czy filmy George’a będą mieć podobny nastrój?

O: Nie, myślę, że one będą nawet bardziej... Jeśli naprawdę chce się zrozumieć George’a to trzeba obejrzeć „THX-1138”. To jego typ filmów. I myślę, że wtedy był najszczęśliwszy. Gdy pierwszy raz go spotkałem, robiliśmy „Dziecko marzeń” w Elstree, a on był w Wielkiej Brytanii i wspierał Waltera Murcha, genialnego montażystę, który reżyserował „Powrót do Oz” i któremu studio groziło zwolnieniem. Więc George się wtrącił i powiedział, że będzie przychodził każdego dnia aż film zostanie skończony. W każdym razie, nasz wspólny znajomy oprowadzał go po studiach i pokazał nas. Miałem 18 pracujących ludzi i żadnej aparatury. Wszyscy chcieliśmy być na planie „Powrotu do Oz” bo oni mieli dźwig i jedzenie, no i kręcili przez 60 tygodni, podczas gdy my mieliśmy na wszystko 3 tygodnie! W każdym razie George przyszedł do nas, był cichy i nieśmiały, usiadł sobie i patrzył cały dzień i jestem pewien że nam zazdrościł tego, jak robiliśmy nasz film, który naprawdę był małym filmem.

P: Ale od „Amerykańskiego Graffiti” istnieje jakieś połączenie między kolejnymi filmami, i właśnie w tym „THX-1138” naprawdę się wyróżnia z kanonu Lucasa.

O: Racja, to Francis, czyli jego mentor od czasu „Deszczowych ludzi”, powiedział mu po premierze „THX”, że musi znaleźć opowieść, która przemówi do wielu ludzi. Więc Lucas napisał scenariusz o tym jak dorastał w swojej rodzinnej miejscowości, Modesto i tak powstało „Amerykańskie Graffiti”.

P: Zakładając że serial Star Wars trafi do produkcji i pamiętając o emeryturze Lucasa oraz tym, że chce robić bardziej osobiste filmy, myślisz, że odetnie się od serialu?

O: Nie, myślę, że zrobi to samo co było z młodym Indym. Wynajmie najlepszych reżyserów, stworzy najlepsze scenariusze i będzie wszystkich wspierał w procesie montażu. Znów, jeśli George chciał być kiedyś znany z czegoś to właśnie z montażu. To jego marzenie i część tego, co najbardziej kocha. Pewnie nie raz to już mówiłem, ale pisanie jest dla niego cierpieniem, i wie, że jest bardzo wiele osób, którym nie podobają się jego scenariusze. Ale to jego historie, i to najlepszy sposób by je pokazać, choć ciężki dla niego.

Natomiast reżyserowanie nie jest jego celem w życiu. On chce tylko zebrać materiał, naprawdę zaś kocha siedzenie w montażowni i robi to. Najlepsze w Młodym Indianie Jonesie było to, że to był dla niego jakby film robiony za pomocą poczty. On sobie montował i dzwonił do mnie, a ja byłem gdzieś gdzie różnica czasu wynosi dziewięć lub dziesięć godzin - i mówi: potrzebuję szerszego ujęcia gdy wchodzą w Szanghaju. Tyle, że byliśmy już we Francji. Więc kończyliśmy prace na lokacji i ruszaliśmy dalej. To było dość złożone tworzenie filmu, bo korytarz kręciliśmy w Paryżu, schody w Pradze a salę balową w Moskwie. I tak dalej.

P: Czy nie używaliście tego modelu produkcji przy prequelach?

O: Owszem, bo to była jedyna możliwość by zrobić to za takie pieniądze. Znów musieliśmy to zrobić o 60-70% taniej niż studia. I jedynym sposobem jest proszenie ludzi o poświęcenie się, to działa, a wynagradzamy ich w sposób którego sobie nigdy nie wyobrażali.
KOMENTARZE (2)

Rick dalej o Underworld

2012-03-22 18:19:00

Przy okazji promocji "Red Tailes", Rick McCallum jak dobry producent, nie zapomniał reklamować swojego kolejnego dzieła, czyli serialu aktorskiego. O samych kulisach produkcji już słyszeliśmy (więcej). Warto natomiast przeczytać, co nam przygotował Rick i jego ekipa w scenariuszach.

- Serial będzie o wiele mroczniejszy od filmów. Jest dojrzalszy. Moim zdaniem, gdy mówimy o temacie, postaciach i tym, co one będą przechodziły, będzie to najlepsza część całego uniwersum Gwiezdnych Wojen, zwłaszcza, że George tego chce. Nazwałbym to "Imperium kontratakuje na sterydach". W serialu zobaczymy poważne kreacje, skomplikowane relacje postaci, władzę, chciwość, korupcję, próżność, pychę i to wszystko będzie odbiciem naszego świata, tylko że podkręconym. Taki "Ojciec chrzestny". Zobaczymy jak Imperium buduje władzę w galaktyce, dowiemy się, co się wyprawia na Coruscant, która przestała być stolicą Republiki. Poznamy też bossów półświatka, którzy handlują narkotykami i kontrolują prostytucję.

Nie ma co, Rick zawsze miał gadane. A co wyjdzie? Zobaczymy.
KOMENTARZE (0)

Uroczysta premiera "Red Tails" za nami...

2012-01-12 11:02:01

W nowojorskim kinie Ziegfeld Theater miała miejsce uroczysta premiera najnowszej produkcji Lucasfilm - wyreżyserowanego przez Anthony'ego Hemingwaya dramatu wojennego Red Tails. Na czerwonym dywanie pojawili się reżyser, główni producenci obrazu: George Lucas i Rick McCallum, a także członkowie obsady: Terrence Howard, Cuba Gooding jr i muzyk Ne-Yo. Nie zabrakło także innych znamienitych gości. Na imprezę przybyli bowiem m.in. Samuel L. Jackson, James Earl Jones, Francis Ford Coppola i Spike Lee. Po pokazie filmu goście bawili się na przyjęciu zorganizowanym w jednym z hoteli.





Przy okazji premiery filmu gościem Johna Stewarta w "Daily Show" był pomysłodawca Red Tails i jego główny producent: George Lucas. "Flanelowiec" podzielił się z widzami informacjami o trudnościach, z którymi borykał się poszukując studia gotowego zająć się produkcją i dystrybucją Red Tails. Lucas stwierdził, że żadna z wielkich wytwórni nie chciała zrealizować tego obrazu, ponieważ główne role grają w nim wyłącznie czarnoskórzy aktorzy (Terrence Howard, Cuba Gooding jr.), a nawet na drugim planie nie ma pierwszoligowej białej gwiazdy (w drugoplanowej roli pojawia się Bryan Cranston znany z Breaking Bad i Drive). Lucas wyjawił też, że studia filmowe nie chciały sfinansować filmu o afroamerykańskich lotnikach, w dodatku reżyserowanego przez kinowego debiutanta, bo nie miały pomysłu na promocję takiego obrazu. Ostatecznie ponad 50 mln USD wyłożył Lucasfilm, a dystrybucją zajął się 20th Century Fox.


KOMENTARZE (8)

Serial aktorski to ''Star Wars Underworld''

2012-01-10 01:30:45 Club Jade

Rick McCallum, znany producent i współpracownik George'a Lucasa, przy okazji rozmowy z IGN na temat „Red Tails”, nowego filmu produkowanego Lucasfilm, wypowiedział się też o oczekiwanym przez fanów serialu aktorskim. W czasie rozmowy Rick wygadał się, że roboczy tytuł serialu to "Star Wars Underworld''.

Na pytanie o to, czy oczekujące na realizację scenariusze nie zestarzeją się, McCallum odpowiedział : "Te scenariusze są ponadczasowe, dzieją się między epizodem trzecim i czwartym, w dwudziestoleciu gdy Luke dorasta. Serial nie jest o Luku, ale o Imperium, które usiłuje zdobyć władzę w całej galaktyce, oraz o podziemiu. (...) Underworld to roboczy tytuł, chodzi o to, co się dzieje pod tym wszystkim, chodzi o kryminalistów, gangi, które rządzą, jak Wall Street rządzi Stanami Zjednoczonymi”.

To był jednak dopiero początek interesującego wywiadu, później w wywiadzie Rick McCallum wypowiedział się na temat kwestii finansowych serialu: „Scenariusze staną się tylko lepsze, ale nam chodzi o budżet. Niewielu ludzi wie, że prequele kosztowały tylko 100 mln, co jest rekordowo nisko jak na Hollywood. (…) Teraz chcemy zrobić takie same efekty w godzinnym filmie, ale co tydzień, i to za mniej niż 5 milionów dolarów na odcinek. (…) Normalna osoba poszłaby do HBO, oni daliby nam 8 mln, przejęliby wszystkie prawa, kazali decydować o obsadzie. Ale to nie jest sposób, w jaki chcemy pracować, to ostatnia rzecz jaką George zrobi. Musimy znaleźć sposób jak nie stracić pieniędzy, to nie chodzi o robienie wielkich pieniędzy, ale o wyjście na zero.”

Producent po raz kolejny obiecał fanom kinematograficzny rozmach w telewizyjnym zaciszu, oraz mrok:„Mamy pięćdziesiąt nieprawdopodobnych scenariuszy, każdy jednogodzinny odcinek jest większych niż jakiekolwiek prequel, są skomplikowane, są mroczne, dorosłe, ale technologicznie nie możemy tego zrobić za 5 mln na epizod, ponieważ jest tam dużo komputerowej animacji, w tym dużo cyfrowych postaci. Poczekamy czy pojawią się wielkie przełomy technologiczne w ciągu 2-3 lat, zobaczmy jak zmieni się technologia...jeśli jeszcze będziemy żywi.”

Na koniec McCallum wypowiedział się na temat filozofii Lucasfilm odnośnie telewizji: realizacja własnych pomysłów w obecnym systemie telewizyjnym jest bardzo trudna, bo rentowność seriali oceniana jest według błędnych danych, z kolei seriale nadawane w kablówce mają wyższy budżet, ale przynoszą zysk znacznie, znaczeni wolniej. Grozy sytuacji dodaje zanikający rynek DVD, coraz droższe kino, oraz nadal nierentowne wirtualne wypożyczalnie. McCallum jest przekonany jednak, że ”...istnieją sposoby, żeby 50 mln jednocześnie osób mogło obejrzeć film”, a jego twórcy mogli natychmiast otrzymać za to wynagrodzenie. Cały klip z wywiadem można obejrzeć poniżej:


KOMENTARZE (37)

Rick McCallum: Serial aktorski Star Wars może być kręcony w Czechach

2011-06-11 10:37:03 CzechPosition.Com

Producent Rick McCallum, który współpracuje z George'em Lucasem od czasu serialu Kroniki młodego Indiany Jonesa, udzielił wywiadu czeskiemu portalowi CzechPosition.Com. Stwierdził w nim, że gdy serial aktorski Star Wars w końcu wejdzie w stadium produkcji, wówczas wielce prawdopodobne jest, że Lucasfilm zawita do Pragi. McCallum chwalił czeskie ekipy filmowe za olbrzymią efektywność, której niekiedy brakuje ekipom ze Stanów Zjednoczonych.

Rick powtórzył ponadto znane od jakiegoś czasu informacje. Gotowych jest ok. 50 scenariuszy godzinnych odcinków. Każdy ze skryptów jest na etapie trzeciej wersji. Niemniej jednak zdjęcia do serialu nie ruszą, dopóki technologia produkcji telewizyjnej nie umożliwi realizacji zdjęć cyfrowych i efektów komputerowych na poziomie znanym z filmów pełnometrażowych, ale za o wiele mniejsze pieniądze. Może to zająć od trzech do czterech lat. Opóźnieniem w realizacji serialu może również - zdaniem McCalluma - skutkować obecna sytuacja amerykańskich sieci telewizyjnych, którą nazwał on mianem "bliskiej implozji".

McCallum uchylił również rąbka tajemnicy i zdradził, czego możemy się spodziewać w serialu. Akcja rozgrywać się będzie między epizodami trzecim i czwartym, gdy Luke Skywalker jest nastolatkiem, ale serial nie będzie dotyczył jego postaci - stwierdził. Rick porównał fabułę projektu do Ojca chrzestnego. Twórcy chcą ukazać powolny proces przejmowania przez Imperium władzy nad galaktyką oraz bratobójcze walki między szefami przestępczego półświatka na Coruscant.

Rozmowa dotyczyła również planowanej na luty przyszłego roku konwersji Mrocznego widma do formatu 3D. McCallum stwierdził, że jest ona traktowana jako swego rodzaju test. Jeżeli pomysł przeniesienia Sagi do trójwymiaru chwyci, wówczas kolejne epizody trafią do kin w rocznych odstępach. Jeżeli nie, wówczas TPM będzie jedyną częścią, która trafi do kin w wersji trójwymiarowej.

Oryginalna wiadomość dostępna jest tutaj.

Warto przy okazji wspomnieć, że kilka dni temu przybył do stolicy Czech również "The Maker" we własnej osobie. Lucas doglądał realizacji ścieżki dźwiękowej do Red Tails, którą skomponował muzyk jazzowy i stały współpracownik Spike'a Lee - Terrence Blanchard. Nagrania odbywały się sali Rudolfinum. Utwory wykonała FILMharmonic Orchestra Prague.
KOMENTARZE (27)

Lucas: Premiera "Red Tails" najwcześniej w przyszłym roku - PRIMA APRILIS

2011-04-01 12:15:40 War Movie Blog

Smutna wiadomość dla tych z Was, którzy z niecierpliwością oczekują na premierę najnowszego dzieła ze studia Lucasfilm. Jak dowiedział się serwis War Movie Blog, George Lucas postanowił przesunąć premierę Red Tails. Opowiadający o słynnych Tuskagee Airmen (walczących w czasie II wojny światowej czarnoskórych lotnikach USAAF) film miał wejść na ekrany kin w tym roku, chociaż nie podano nawet przybliżonej daty premiery. Lucas zdecydował jednak, że obraz zawita w kinach najwcześniej w drugiej połowie przyszłego roku. Powód? "Flanelowiec" wraz z drugim producentem Rickiem McCallumem zadecydowali, że film zostanie przekonwertowany do wersji 3D. W "Red Tails" mamy kilka naprawdę zapierających dech w piersiach sekwencji walk powietrznych, które aż proszą się o to, aby pokazać je w trójwymiarze. Dzięki temu film Anthony'ego [Hemingwaya, reżysera "Red Tails" - przyp. red.] będzie jeszcze wspanialszy. Dlatego musimy to zrobić. Mamy możliwości, a to świetna okazja, aby je wykorzystać - powiedział dziennikarzom Lucas. Można więc przypuszczać, że do konwersji wykorzystana zostanie ta sama technologia, której LFL używa do przeniesienia Gwiezdnej Sagi w trzeci wymiar.

Na tym nowiny się nie kończą. George Lucas zdradził, że namawia Johna Williamsa do napisania muzyki do Red Tails. Johnny to wielki kompozytor, którego twórczość jak ulał pasowałaby do kina wojennego - stwierdza Lucas. Pamiętam jego muzykę do "Midway". Chciałbym, aby stworzył coś w podobnym stylu.

KOMENTARZE (6)

Zdjęcia z planu "Red Tails"...

2010-05-10 18:14:39 TheForce.Net

Jak donosi TheForce.Net w sieci pojawiły się zdjęcia z planu najnowszej produkcji Lucasfilm pt. Red Tails.

Możemy na nich zobaczyć zarówno makiety, jak i prawdziwe samoloty z epoki, które wykorzystywane są do zdjęć (m.in. P-40, P-51 Mustang i B-17 Flying Fortress) oraz sprzęt filmowy i ekipę przy pracy. Na jednej z fotografii pojawiają się George Lucas i Rick McCallum. Do strony internetowej, na której opublikowano zdjęcia dotarł portal magazynu Empire.

Zdjęcia można oglądać w tym miejscu.

Przypomnijmy, że obraz ten ma opowiadać o losach Tuskagee Airmen, czyli walczącej podczas II wojny światowej 322. Grupie Myśliwskiej USAAF, w której służyli wyłącznie czarnoskórzy piloci. Produkowany i współreżyserowany przez Lucasa Red Tails nie jest jedynym obrazem poświęconym tym lotnikom. W 1996 telewizja HBO zrealizowała film Tuskegee Airmen w reżyserii Roberta Markowitza. W głównej roli występuje w nim Laurence Fishburne.

KOMENTARZE (14)

Wieści o serialu aktorskim

2010-03-23 11:28:00

Wciąż niewiele wiemy o serialu aktorskim i postępie prac, czasem pojawiają się plotki i informacje tak odgrzebane (jak ta), jak również nie wnoszące wiele. Przy okazji rozważań na temat przyszłych seriali fantastycznych, Chicago Tribune wspomniało właśnie nowy projekt Lucasa, który obok „Gry o tron” ma szansę spodobać się największej publiczności. Na razie wiadomo tylko tyle, że produkcja serialu nie rozpocznie się zanim, Rick McCallum nie dostanie wszystkich scenariuszy do pierwszego sezonu. A te już są podobno w zaawansowanym stanie, co nie dziwi, zważywszy na to, że prace nad nimi trwają prawie dwa lata. Dotyczy to także startu castingu, zatem ten oficjalnie się jeszcze nie rozpoczął.
KOMENTARZE (0)

Lipcowy news filmowy

2009-07-16 22:53:00

Red Tails update

Zdjęcia na planie filmu "Red Tails" dobiegły już do końca. Film, którego producentem jest George Lucas, kręcono w Chorwacji i Czechach, teraz zaś zaczyna się faza postprodukcji. George jest nie tylko producentem, ale też napisał opowiadanie, będące podstawą do scenariusza, choć warto pamiętać, że cała historia bazuje na faktach. Zdjęcia trwały 48 dni. Na razie nie wiadomo, kiedy należy oczekiwać premiery, prawdopodobnie dopiero w przyszłym roku

"Indiana Jones 5" na 69. urodziny Harrisona Forda?

Zgodnie z informacjami pojawiającymi się w sieci development piątego filmu o Indianie Jonesie postępuje szybciej niż mogłoby się wydawać.

Według serwisu The Insider prace na planie filmu rozpoczną się już w przyszłym roku, a jego premiera odbędzie się w roku 2011, kiedy Harrison Ford, odtwórca głównej roli, skończy 69 lat.

Anonimowy donosiciel serwisu The Insider informuje, że Harrison Ford "znajduje się w znakomitej formie fizycznej i osobiście wykona wiele scen kaskaderskich".

Producenci planowanego filmu nie potwierdzają na razie żadnej z tych informacji.


Ewan McGregor z misją uratowania Winstona Churchilla

Ewan McGregor, Timothy Spall i Rosamund Pike użyczą swych głosów animowanym postaciom w brytyjskiej komedii "Jackboots On Whitehall".

Projekt inspirowany jest obrazem "Ekipa Ameryka: Policjanci z jajami". Za realizację "Jackboots On Whitehall" odpowiadają debiutanci Edward i Rory McHenry. Film opowie o tym, co by się stało gdyby Niemcy wygrali bitwę o Anglię i ostatecznie zostali powstrzymani dopiero przez szkocką armię.

Ewan McGregor wystąpi w roli wieśniaka Chrisa, który dostaje misję uratowania Premiera Winstona Churchilla. Miłość jego życia, Daisy, zagra Rosamund Pike. Timothy Spall podkładać będzie głos pod postać Churchilla.

W obsadzie znaleźli się również Alan Cumming, Tom Wilkinson, Richard E. Grant, Richard Griffiths, Richard O'Brien, Stephen Merchant, Pam Ferris, Hugh Fraser i Sanjeev Bhaskar.

Produkcja filmu już trwa. Za realizację odpowiada londyńskie Three Mills Studios.

McGregora polscy widzowie mogą zobaczyć w kinach w filmie "Anioły i demony". Pike ostatnio zagrała w obrazie "Devil You Know", a Spalla będzie można zobaczyć w "Harrym Potterze i Insygniach Śmierci".


Natalie Portman dołączyła do obsady "Thora"

Natalie Portman zagra główną rolę żeńską w przygotowywanej przez Kennetha Branagha ekranizacji komiksu Marvela pt. "Thor".

Portman zagra w filmie rolę Jane Foster, pielęgniarki, która pojawiła się we wczesnych częściach komiksowej serii, i w której zakochał się tytułowy bohater. Producenci ze studia informują, że w filmie Jane pojawi się wersji nieco zmodyfikowanej i będzie prezentowała "typ pani naukowiec".

- Jane będzie też jedynym "ludzkim" głównym bohaterem tego filmu, więc jej zadaniem będzie podtrzymywanie jego realności - wyjaśnia Kevin Feige, jeden z producentów z Marvel Studios.

Scenariusz filmu autorstwa Marka Protosevicha to opowieść, której akcja rozgrywała się będzie zarówno w Asgardzie, mitycznej krainie nordyckich bogów, a także w czasach współczesnych na Ziemi. Głównym bohaterem będzie Thor, nieustraszony i arogancki wojownik z Asgardu, który doprowadził do wybuchu wielkiej wojny. Za karę zostaje zesłany na Ziemię i zmuszony do życia między ludźmi. Tutaj przekona się co oznacza bycie prawdziwym bohaterem, kiedy jeden z najbardziej niebezpiecznych łotrów z jego świata, wyśle na Ziemię mroczne siły Asgardu.

W roli głównej w filmie wystąpi australijski aktor Chris Hemsworth (na ekranach naszych kin ostatnio jako George Kirk w "Star Trek").

Udział w "Thorze" to kolejna rola Portman w produkcji fantasy po tym jak zagrała w między innymi trzech częściach "Gwiezdnych wojen" i "V jak Vendetta".

Niedługo aktorka rozpocznie prace na planie "Your Highness", którego reżyserią zajmie się David Gordon Green, a jesienią ma w planach zdjęcia do "Black Swan", thrillera z elementami nadprzyrodzonymi, który wyreżyseruje Darren Aronofsky.


George Lucas zarabia najlepiej w Hollywood

Magazyn "Forbes" opublikował listę najlepiej zarabiających mężczyzn w Hollywood. Na pierwszym miejscu nie ma niespodzianki - zwyciężył George Lucas, którego dochody za ubiegły rok wyniosły 170 mln dolarów.

Twórca "Gwiezdnych Wojen" pokonał m.in. swojego serdecznego przyjaciela, Stevena Spielberga. Autor "E.T." wzbogacił się w 2008 r. "tylko" o 150 mln dol. Dalej różnica jest już większa, bo okupujący trzecią pozycję na podium Jerry Bruckheimer wypracował dochód w wysokości 100 mln dol. W czołówce zestawienia znaleźli się też m.in.: komik, reżyser i producent Tyler Perry (75 mln dol.), Harrison Ford i Adam Sandler (obaj po 65 mln dol.).

"Forbes" przed kilkoma tygodniami opublikował podobne zestawienie, ale dotyczące zarobków kobiet w Hollywood. Triumfatorkę tamtego rankingu również można było bez większych problemów przewidzieć. Wygrała Angelina Jolie, ale jej dochód wygląda bardzo mizernie przy zarobkach męskiej części Hollywood, gdyż żona Brada Pitta zainkasowała jedynie 27 mln dol.

KOMENTARZE (0)

Serial aktorski kręcony w Czechach?

2009-06-02 18:09:28 Girdun

Serwis filmowy Stopklatka opierając się na informacji Francuskiej Agencji Prasowej opublikował taką intrygującą wiadomość:

George Lucas chce nakręcić nową, niezatytułowaną jeszcze serię telewizyjną na podstawie "Gwiezdnych wojen", w Czechach. Spełniony musi zostać jednak jeden warunek: tamtejsi politycy muszą opracować i przyjąć atrakcyjny dla filmowców rządowy system wspierania produkcji filmowej.

- Wasi politycy powinni zareagować na obecną sytuację - mówił Lucas w rozmowie z czeskim dziennikiem "Mlada fronta Dnes" podczas wizyty na planie realizowanego w Pradze "Red Tails", którego jest producentem. Lucas był już w czeskiej stolicy w latach 90. kiedy powstawało tu kilka odcinków serialu "Kroniki młodego Indiany Jonesa". - Znaleźliśmy tu tyle talentów i zawsze chętnie tu wracam - wspomina Lucas. - Czeski rząd zapomniał jednak, że świat bardzo się zmienił od tamtego czasu.

- Kryzys finansowy wywołuje w przemyśle filmowym wiele problemów, nic więc dziwnego, że filmowcy szukają jak najlepszych warunków do produkcji swoich filmów. Znaleźć je można dziś w wielu krajach Europy - mówi Lucas.
Reżyser zaprzecza także informacjom jakoby nowy serial rozgrywający się w świecie "Gwiezdnych wojen" zmierzał nakręcić w Australii. Zapewnia, że dołoży wszelkich starań aby produkcja miała jednak miejsce w Czechach. Chce na nią przeznaczyć siedem lat i zatrudnić do produkcji 700 tamtejszych fachowców.

- Czescy politycy powinni pamiętać, że tracą nie tylko pieniądze na produkcję filmową: my przecież wynajmujemy hotele, płacimy za możliwość korzystania z różnych lokalizacji, wypożyczanie samochodów i inne usługi, a 70% filmowego budżetu zawsze zostaje w kraju, w którym film jest produkowany.


Ocenę tej wiadomości pozostawiamy szanownym czytelnikom, wcześniej przypominając tylko, że dotąd wszystkie oficjalne jak i nieoficjalne źródła mówiły o produkcji serialu aktorskiego w Australii. To tam najchętniej pracuje Rick McCallum, to tam filmowa agencja rządowa przygotowuje się do produkcji serialu. Czas pokaże, które z informacji były prawdziwe.

Temat na forum.
KOMENTARZE (23)

George Lucas i Harrison Ford - plany na przyszłość

2008-10-04 11:49:00 Stopklatka

Lucas wybrał reżysera swojego filmu o II wojnie światowej

A jednak nie! George Lucas nie wyreżyseruje przygotowanego od 15 lat filmu "Red Tails". Za kamerą tej wojennej opowieści stanie Anthony Hemingway. Można jednak spodziewać się, że Lucas będzie "czuwał" nad prawidłowym przebiegiem realizacji.

Lucas pozostawił sobie funkcję producenta wykonawczego i sfinansuje cały film w swojej firmie produkcyjnej Lucasfilm. Za powstanie scenariusza odpowiada John Ridley, a produkcją zajmą się Rick McCallum i Charles Floyd Johnson. Zdjęcia ruszają w marcu przyszłego roku, a będą one kręcone we Włoszech, Pradze i Chorwacji.

Jest to oparta na autentycznych wydarzeniach historia amerykańskich czarnoskórych lotników, którzy w czasie II wojny światowej musieli stawić czoła rasowym uprzedzeniom w armii Stanów Zjednoczonych. Umożliwiło im to stanie się jedną z najlepszych eskadr amerykańskiego lotnictwa myśliwskiego znaną jako Tuskegee Airmen. Ich samoloty miały na czerwono wymalowane ogony i stąd tytuł filmu.

Hemingway ma na swoim koncie kilka odcinków seriali: "CSI: Kryminalne zagadki Nowego Jorku", "Herosi" oraz "The Wire".


George Lucas gwiazdą Broadwayu?

George Lucas zamierza spróbować swoich sił na Broadwayu. Niewykluczone, że w najbliższym czasie twórca "Gwiezdnych wojen" wyreżyseruje w jednym z nowojorskich teatrów spektakl "Bricktop - Queen of the Night". Gwiazdą tego musicalu ma być Whoopie Goldberg.

W produkcji spektaklu, którego główną bohaterką ma być Ada "Bricktop" Smith, wieloletnia właścicielka paryskiego kabaretu, udział ma wziąć należące do Lucasa studio Industrial Light and Magic. Na razie jednak niewiele wiadomo na temat prowadzonych rozmów. Gazeta "New York Daily News" donosi tylko, że Goldberg i Lucas chcą wykorzystać w przedstawieniu kubistyczne obrazy i muzykę jazzową z lat 20..

"New York Daily News" jest też przekonana, że udział Lucasa w pracach nad broadwayowskim musicalem może dać efekty, których Broadway nigdy wcześniej nie oglądał.


Harrison Ford powróci do roli Jacka Ryana?

Wygląda na to, że po Indianie Jonesie Harrison Ford powróci do jeszcze jednego bohatera, z którym miał wcześniej do czynienia. Jak donoszą zachodnie serwisy aktor prowadzi rozmowny na temat ponownego wcielenia się w postać Jacka Ryana.

Ford wcześniej ogrywał tę postać w filmach "Czas patriotów" i "Stan zagrożenia", a jak dobrze wiadomo Ryan to bohater serii książek napisanych przez Toma Clancy'ego.

Na razie są to niepotwierdzone jeszcze plotki, ale dobrze przyjęta rola aktora w czwartym "Indianie Jonesie", może przekonać producentów od ponownego zatrudnienia Forda. Za kandydaturą Forda jest producent Mace Neufeld, ale sprzeciwia się temu pomysłowi studio Paramount, które woli zatrudnić do roli młodszego aktora, wiążąc z nim nadzieję na sukces nowego filmu o Ryanie.

Wiele zmieni zapewne sukces filmu "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki". Okazać bowiem może się, że Harrison Ford to ponownie bardzo dochodowy "towar" i "dobra inwestycja".


Lucas ma pomysł na kolejnego Indianę

W wywiadzie dla Los Angeles Times Harrison Ford powiedział, że trwają prace nad pomysłem na piąty film o przygodach Indiany Jonesa. Według aktora George Lucas ma już dla tej historii przygotowany temat i główny wątek.

To jest szalone, ale wspaniałe - powiedział 66-letni aktor w rozmowie i dodał George właśnie teraz pracuje nad tym pomysłem.

14 października w USA a 23 października w Polsce pojawi się na DVD i Blue-ray "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki". Ten film na całym świecie wygenerował wpływy sięgające 783,7 miliona dolarów. W Polsce zgromadził ponad 900 tysięcy widzów.

Harrison Ford bardzo cieszy się, z powodzenia IV części i nie kryje swojej radości z planów nakręcenia kolejnego filmu. Generalnie "Indiana Jones" to ciągle "kura znosząca złote jajka", bo przy produkcyjnym budżecie 185 milionów dolarów zyski z jego wyświetlania na wszystkich nośnikach będą znaczące.

KOMENTARZE (0)

Powrót do Sydney?

2008-08-20 19:50:00

George Lucas, twórca Gwiezdnych Wojen ostatnio znów wprowadził pewien zamęt, gdy ogłosił, że zamierza kręcić serial aktorski w Sydney. Problem tkwi w tym, że dotychczas nie udało się potwierdzić tych informacji, co dla administracji jest dość frustrujące, gdyż od dłuższego czasu poszukuje ona pozytywnych informacji. Cały problem Sydney polega na tym, że jeszcze parę lat temu wszystko szło tu w dobrym kierunku, w studiach Foxa produkowano nie tylko Gwiezdne Wojny ale i też wiele innych blockbusterów powstało w tym mieście. Warto wymienić choćby sequele Matrixa i koniunktura trwała kilka lat. Lecz teraz gdy „X-Men Origin: Wolverine” (z Hugh Jackmanem) oraz „Australia” Baza Luhrmanna są na ukończeniu całość nie wygląda zbyt wesoło, a studia Foxa będą świecić pustkami.

Warto jednak zauważyć, że prawa ręka Lucasa, producent Rick McCallum regularnie przebywał w studiach Foxa w Sydney a to już powinno samo w sobie być pewnym znakiem, że Gwiezdne Wojny powrócą do tego miejsca. W końcu w praktyce w 2003 zakończono tu pracę. Inną wskazówką jest wypowiedź Lucasa z 2005: "Nie mogę się doczekać powrotu i dalszej pracy za jakiś czas". Dodał także, że Sydney ma jedną z najwspanialszych ekip filmowych na świecie, z którymi dane było mu pracować. Przypomina mu to San Francisco, a on w dodatku określa to australijskie miasto jako najmniej obce, obce miejsce w jakim był.

Tymczasem w zeszłym tygodniu na swoim ranczu Big Rock, nieopodal San Francisco, Lucas potwierdził, że jego serial aktorski nabiera tempa. Obecnie trwa pisanie scenariuszy. I choć pewnie produkcja nie ruszy przed 2009-2010, australijski przemysł filmowy nie może czekać. Gwiezdne Wojny pomogły osiągnąć rekord produkcji - 449 milionów $ australijskich w latach 2003-2004, a wielosezonowy serial dałby zatrudnienie na dłuższy okres czasu. Prawda jest jednak taka, że choć przy AOTC zatrudniono 700 osób a przy ROTS kolejne 300, to saga opuściła Sydney w 2003. Obecnie trwają negocjacje, a lokalna administracja musi upewnić się, że Lucas będzie usatysfakcjonowany.

Na razie Lucas i McCallum zatrudnili troje australijskich scenarzystów do pierwszych 22 odcinków serialu (w oryginalnym tekście pada informacja, że to aktorski serial Wojny Klonów - ale to nigdzie nie zostało to potwierdzone, może to być pomyłka). Co ważniejsze, cała trójka nie jest związana z SF, a są to Tony MCNamara, Fiona Seres i Louise Fox. Cała trójka ma doświadczenie w serialach dla dorosłych, najbardziej znani są z tego, że są współtwórcami serialu "Love My Way".

McNamara jest także znany ze swojej pracy scenicznej dla Sydney Theatre Company, a także jako reżyser "The Rage in Placid Lake". Seres może się poszczycić pracą przy serialu "Dangerous and Satisfaction", a Fox przy sit-comie "Full Frontal" i "Comedy Inc." a także serii dla dzieci "Round the Tiwst". Ich udział w Gwiezdnych Wojnach wskazuje, że serial będzie odmienny od filmów ale i animowanych serii. Owszem Sydney stało się znane w Hollywood jako miasto doskonałe do pracy nad SF - głównie dzięki ekipie wychowanej na Gwiezdnych Wojnach, Matrixie i Farscape, ale cała trójka scenarzystów nie ma doświadczenia w SF. Ale szybko się uczą. Cała trójka była ostatnio w USA na konwencie, acz zabroniono im zdradzać czegokolwiek.

Jedną z największych przywar Gwiezdnych Wojen były dialogi, najczęściej dzieło Lucasa. Oczywiście trzeba przyznać mu rację, galaktyka zamieszkana przez roboty, obcych, ludzi i coś zwane Mocą jakoś nie sprawia wrażenia miejsca pełnego błyskotliwych dialogów. Ale z drugiej strony pojawiły się plotki, że George chciałby ukazać mroczniejsze Gwiezdne Wojny w serialu. Na pewno jednak nie ma złudzenia, że napisanie tego będzie łatwe. "To nam trochę zajmię, bo to na prawdę ciężka rzecz do zrobienia", mówi.

W ostatnim tygodniu zadebiutował film animowany "Wojny Klonów", kolejny krok w rozszerzaniu wszechświata. "Wojny Klonów" to prequel do "Zemsty Sithów" i zarazem dodatek do serialu planowanego na 100 odcinków. Całość już została zakupiona przez stację Cartoon Network, natomiast sam Lucas już w 2002 mówił o serii pomiędzy drugim i trzecim epizodem, która by odeszła od rodziny Skywalkerów i rozszerzała wszechświat wykorzystując inne postacie z filmów. Wtedy rozpoczął tworzenie Lucasfilm Animation w Kalifornii i Singapurze, produkując pierwsze 22 odcinki nim jeszcze podpisano jakikolwiek kontrakt z nadawcą. Czy to był akt wiary w sukces, czy głupoty, trudno stwierdzić, w każdym razie według pogłosek budżet wyniósł od 750 tys. do 1,5 mln USD, więc jest to pewne ryzyko. Ale pomimo drewnianej animacji, która jak tłumaczy Lucas jest sztuką, a fotorealistyczne to są filmy, znalazł się kupiec - Warner Bros, właściciel Cartoon Network. W ramach kontraktu George dostarczył im także kinowy film animowany. Z pewnością jest to raczej zagrywka na przyszłość, Warner ostrzy swoje ząbki na smakowity kąsek jakim ma być serial aktorski, który podkradnie wieloletniemu partnerowi Lucasa - 20th Century Fox. Tymczasem sam Lucas w jednym z wywiadów stwierdził, że Wojny Klonów są testem przed serialem aktorskim. I powtórzył, że chcą produkować godzinę przygody, która normalnie kosztowałaby 50 mln $ za cenę 2 mln $. A jest to ciężkie wyzwanie, zwłaszcza jeśli się chce by wszystko wyglądało podobnie. Ciężko będzie George'owi powtórzyć sukces filmów, niektórzy twierdzą, że obecnie pełni on rolę kuratora w muzeum doglądającego swoich starych gratów. Może trójka australijskich scenarzystów wprowadzi w świat Gwiezdnych Wojen jakiś powiew świeżości.
KOMENTARZE (0)
Loading..