TWÓJ KOKPIT
0

Tydzień animacji :: Newsy

NEWSY (16) TEKSTY (0)

Tydzień animacji: Gwiezdne Wojny i animacja z innej strony

2018-09-30 21:11:38


Coraz większymi krokami zbliżamy się do końca naszego Tygodnia animacji, w którym staraliśmy się pokazać animacje (i nie tylko) spod znaku Gwiezdnych Wojen. Na sam koniec zostawiliśmy specjalny tekst, o tym jak animacja wszelkiej maści przeplatała się z naszym ulubionym uniwersum praktycznie od samego początku.

Pierwszą starwarsową animacją bez wątpienia jest krótki fragment „Holiday Special”, o którym pisaliśmy między innymi tutaj. Samemu filmowi poświęciliśmy także cały tydzień tematyczny, który znajdziecie w tym miejscu.



Oryginalna Trylogia

Już w „Nowej nadziei” możemy zaobserwować pierwsze przykłady zastosowania animacji, w tym przypadku poklatkowej. Znajdziemy ją w słynnej scenie, podczas, której dowiadujemy się, że nie warto drażnić Wookieego, czyli podczas partii w Dejarika. Scenę z holoszachami otworzono także w Epizodzie VII, oczywiście w tradycyjny sposób.




Do stworzenia takiej sceny twórcy musieli przygotować odpowiednie kukiełki potworów do partii kosmicznych szachów, a następnie nagrać ich ruchy. Było to mozolne, gdyż każdą rękę czy nogę trzeba było odginać i zginać delikatnie, tak aby podczas końcowej sceny wszystko wyglądało na jak najbardziej naturalne. Kolejnym przykładem będą zwykłe, proste animacje, które możemy zaobserwować na praktycznie wszystkich wyświetlaczach ukazanych w Trylogii, w tym m.in. na monitorze celownika w wieżyczce strzelniczej na Sokole, którą widać poniżej.



Podczas prac nad Trylogią filmowcom animacja towarzyszyła zarówno podczas prac nad filmem jak i podczas samych przygotowań. Poniżej możecie zobaczyć między innymi fragment animacji bitwy na śnieżnej planecie Hoth.



Nowa Trylogia

Pomimo faktu, że George Lucas już w Wersji Specjalnej Trylogii pozmieniał dużo dodając wiele efektów i animacji komputerowych, to dopiero w Mroczny widmie zaczęto tej techniki używać na większą skalę. Doszło nawet do tego, że Lucas i spółka mieli wcześniej przygotowane komputerowo całe sceny, aby pokazać aktorom jak ona będzie wyglądała w ostatecznej wersji. W książce Gwiezdne Wojny Cześć I Mroczne Widmo: Jak powstawał film (str. 47, pierwszy akapit) możemy przeczytać:

W Części I mogłem po raz pierwszy wykorzystać animację komputerową, by zobaczyć cały film, zanim jeszcze zaczęliśmy zdjęcia.


Animatyka, bo o niej tu mowa, to uproszczona, ruchoma grafika o niskiej rozdzielczości. Do stworzenie takich animacji Rick McCallum zatrudnił dwudziestoletniego wówczas Davida Dozoretza. Animacje te były również przydatne podczas montażu, gdzie służyły jako prowizoryczne sceny wmontowane do roboczej wersji filmu dając wyczucie ciągłości i rytmu filmu.




Technika ta została wykorzystana również podczas prac nad „Atakiem klonów” oraz „Zemstą Sithów”, co możemy zaobserwować podczas oglądania niektórych wyciętych lub niedokończonych scen, gdzie oprócz aktorów biegających po niebieskim/zielonym tle widzimy w tle proste animacje lub grafiki.

Nowe filmy

Zahaczając lekko o tematykę animacji możemy dojść do pojęcia animatroniki, czyli mówiąc najprostszym językiem wprawianie w ruch za pomocą sygnałów radiowych komputerowych lub radiowych zbudowanych wcześniej modeli. Może i jest to trochę przesada stawiać animację obok animatroniki, ale przymkniemy na to oko. Jednym z powodów, dla których w nowych filmach mamy tak dużo efektów praktycznych to fakt, że fani nie byli za bardzo zadowoleni z faktu, że Lucas za bardzo był zapatrzony w to jak Trylogia Pregueli ma wyglądać, zamiast tym jakimi filmami ma być, jaką historię opowiadać. Gusta jak gusta, ale twórcy postanowili połączyć efekty praktyczne wraz z tymi komputerowymi. I tutaj właśnie kłania się nam animatronika, a jej efekty możemy zobaczyć między innymi w scenie z Happabore w „Przebudzeniu Mocy” czy też w scenach z Vulpteksami oraz Porgami w „Ostatnim Jedi”.





Będąc przy nowych filmach warto również wspomnieć o technice motion capture, czyli przechwytywanie ruchu danej postaci. Mistrzem tej techniki bez wątpienia jest Andy Serkis, który wcielał się w takich bohaterów jak Cezar, Gollum czy oczywiście Snoke. Technika ta pozwala na zarejestrowanie naturalnych i realistycznych ruchów danej postaci, które później znacznie ułatwiają pracę animatorom podczas tworzenia animacji.

Andy Serkis podczas prac na planie Epizodu VII


Andy Serkis jako Gollum



Andy Serkis jako Cezar


W podobny sposób ożyły na ekranie postacie grane przez Lupitę Nyong’o (Maz Kanata) oraz Phoebe Waller Bridge (L3) w „Hanie Solo”.




Na koniec jedna ciekawostka dotycząca filmu fantasy „Ciemny Kryształ”, który został wyreżyserowany przez Jima Hensona i Franka Oza a stworzony przy pomocy animatroniki. Jedna z postaci pojawiająca się w filmie SkekTek, a raczej jej model, ma oko zbudowane z.. kokpitu myśliwca imperialnego TIE. Zatem jak się okazuje po raz kolejny Gwiezdne Wojny i ich wpływ na kulturę masową można znaleźć praktycznie wszędzie.



Przyszłość animacji starwarsowych rysuje się w kolorowych barwach. Animacja pod każdą postacią, zarówno ta tradycyjna jak i komputerowa będzie towarzyszyć zarówno twórcom filmowym jak i tym osobom, które będą dla nas przygotowywać kolejne animowane przygody naszych ulubionych bohaterów z odległej galaktyki. Podczas tego tygodnia przybliżyliśmy Wam po trochę animację, które powstały na przestrzeni lat, a także podeszliśmy do tematu trochę od innej strony - co widać po tekście, którym zamykamy tydzień.


„Tydzień animacji”:


Wcześniejsze tygodnie tematyczne znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (4)

Tydzień animacji: Już 139 tysięcy dislike’ów „Ruchu Oporu”

2018-09-30 17:20:12



Będzie klapa? Tak przynajmniej wygląda na pierwszy rzut oka, zwłaszcza jak poczyta się w sieci, czy wejdzie na YouTube’a. Zwiastun „Ruchu Oporu” nie porywa to fakt. Animacja miejscami jest dziwna, ale interesującym pytaniem jest to, dlaczego tak wielu oglądających (ponad 139 tys. osób) negatywnie oceniło ten film na YouTubie? Podobał się zaledwie 13 tysiącom. Czy faktycznie jest aż tak źle, że nawet Dave Filoni publicznie zdystansowałął się od serialu, tuż przed premierą zwiastuna? Z okazji tygodnia animacji poprzedzającego premierę nowego serialu, postaramy się przyjrzeć trochę szerzej temu zjawisku, zwłaszcza w kontekście poprzednich seriali animowanych.

Teorie o atakach hejterów od razu odrzucamy. Za mała siła rażenia. Błędy, niestety, popełniono gdzieś indziej.

Po pierwsze należy zadać sobie pytanie, co jest celem zwiastuna? Przedstawienie serialu, czy raczej intensyfikacja marketingu. Normalnie powinno to być to drugie, a za zwiastunem powinny zacząć pojawiać się zdjęcia, informacje i wiele innych rzeczy. W przypadku „Ruchu Oporu” mamy ewidentnie duży problem marketingowy, prawdopodobnie wynikający z tego, że Lucasfilm obecnie cały czas próbuje znaleźć miejsce sagi we współczesnym świecie, a premiera nowego serialu wypadając w tym momencie jest z ich punktu widzenia ni w pięć, ni w dziewięć. Z jednej strony podważają stary model marketingowy, z drugiej pracują nad nowym, więc mamy to co mamy, czyli wrażenie dyletanckiego marketingu robionego na kolanie.



Czy problemem jest animacja?


Problem „Ruchu Oporu” to nie tylko kwestia animacji, ale jest bezpośrednio z marketingiem i umiejętnością sprzedaży tego, co stworzono. Zauważymy, że wcześniejsze seriale Lucasfilmu od czasu „Wojen klonów” Tartakovsky’ego były dość starannie przedstawiane. Wykorzystywano do tego konwenty, gdzie najpierw zapowiadano nowy serial i albo jak w przypadku „Rebeliantów” pokazywano szkice, projekty i zamysły, albo jak w przypadku „Wojen klonów” na koniec panelu pojawił się zwiastun. Dokładnie w ten sposób zbudowano marketing do 7 sezonu „Wojen klonów”. Wpierw zapowiadamy panel nostalgicznie traktujący serial, a pod koniec zapowiadamy kolejny sezon i zwiastun. Momentalnie pierwsze reakcje były pozytywne, a to już ciągnie za sobą resztę. To umiejętność budowania napięcia. W przypadku „Ruchu Oporu” dostaliśmy średnio zmontowany zwiastun, od którego odciął się nawet Filoni i tyle. Jeśli jest to nasz pierwszy kontakt z serialem, a widzimy, że to będzie kolejna bajeczka, wiele osób od razu to skreśla. Potem sytuacja się nakręca.

Należy sobie zadać jednak inne pytanie, czy animacja „Wojen klonów” Filoniego czy „Rebeliantów” była porywająca, rzucająca na kolana? Otóż nie. „Wojny klonów” wyglądały jak drewniane klocki. Czy to się podobało fanom? Niekoniecznie, ale zanim zobaczyli obraz, byli na to przygotowani. Ba nawet w pewien sposób zachęceni. Pierwsze obrazki postaci pojawiły się przed zwiastunem. Pierwszy zwiastun pojawił się na ponad rok przed serialem, a w międzyczasie dostawaliśmy artykuły o tym, dlaczego coś wygląda jak wygląda. Np. Kilian Plunkett o projektowaniu postaci. W Dooku ukazywano tym samym nawiązania do dobrze przyjętego serialu Tartakovsky’ego.

Analogicznie było z „Rebeliantami”, tam zanim pokazano zarys postaci wpierw pokazano fanom świętość, czyli szkice Ralpha McQuarriego. Pierwsze odcinki „Rebeliantów” wyglądają wręcz tragicznie w porównaniu z ostatnimi sezonami „Wojen klonów” Filoniego, ale jednocześnie fani byli już trochę do tego przygotowani i nie doznali „szoku”, więc koncentrują się na akcji. W przypadku „Ruchu Oporu” niby próbowano coś wspominać o anime, ale poza pojedynczymi wypowiedziami na tym się skończyło.

Zły czas dla „Gwiezdnych Wojen”


Drugi problem, którego nie wolno bagatelizować to czas. „Ostatni Jedi” podzielił fanów i spowodował, że ruch niezadowolonych przybrał znacząco na sile. Istniał on w fandomie (choćby po skasowaniu dawnego EU), nagle przestał być marginalny. Nie mówimy tu o tak zwanych toksycznych fanach, którzy atakują twórców, tylko o ludziach niezadowolonych z tego, co dostaliśmy i jednocześnie wątpiących w markę oraz coraz bardziej się od niej dystansujących. Przy słabym marketingu „Hana Solo”, jedna z zasad marketingowych, mówiących, iż jeden niezadowolony klient zniechęci 3-4 kolejne osoby, tu okazała się prawdziwa. Można się łudzić, że to efekt bojkotu, ale bardziej mamy problem z rozgrzanym, konkurencyjnym rynkiem, na którym trzeba uważać co się sprzedaje i jak.

Lucasfilm nie potrafił zareklamować swojego produktu, ani tym bardziej przekonać negatywnie nastawionych odbiorców do „Gwiezdnych Wojen”. „Ruch Oporu” cierpi dokładnie z tego samego powodu, co „Solo”. Dostajemy znów jakiś niedorobiony i dla szerokiego odbiorcy niechciany produkt, w dodatku kolejny i... łapki w dół. Zamiast przerywać złą passę, nowy serial wpisuje się w nią. Kolejni ludzie, którzy to widzą, chcąc nie chcąc, często już mają wyrobione zdanie i koło się zamyka.

Czy „Ruch Oporu” jest więc skazany na porażkę? Nie. Warto przypomnieć, że wciąż nie widzieliśmy serialu i niewiele o nim wiemy. Po prostu marketingowcy w LFL zafundowali mu ciężki start. Pozostaje mieć nadzieję, że finalny produkt będzie lepszy niż to, co pokazują nam ludzie zajmujący się jego sprzedażą i będzie możliwość cieszenia się z niego przez kilka sezonów.

Pozostałe atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (30)

Tydzień animacji: Seriale LEGO

2018-09-30 15:09:16



Pewnego razu ktoś stwierdził, że popularną linię klocków LEGO dałoby się odtworzyć w klimatach „Gwiezdnych Wojen”. Następnie ktoś jeszcze sprytniejszy wpadł na pomysł, aby bazując na zabawkach opartych na filmach, stworzyć nową serię filmików i filmów animowanych. Błędne koło? No niezupełnie! Pierwsza animacja – "Revange of the Brick" – zadebiutowała w marcu 2005 roku. Promowała przede wszystkim zestawy bazujące na nadchodzącym wtedy Epizodzie III. Przez dłuższy czas nie pojawiały się kolejne samodzielne „klockowe historie”. Fanów musiały zadowolić pełne gagów animowane przerywniki w dwóch grach komputerowych LEGO Star Wars: The Video Game " oraz "LEGO Star Wars II: The Original Trilogy ". Warto nadmienić, że w 2011 ukazała się jeszcze "LEGO: Star Wars III: The Clone Wars ", a w 2016 "LEGO Star Wars: The Force Awakens ".



Szansa na kolejne animowane shorty wróciła przy okazji premiery "The Clone Wars". W 2009 roku Cartoon Network wyemitowało "The Quest for R2-D2", luźno bazujące na serialowym pomyśle, a rok później "Bobad Bounty", w którym wybrane wydarzenia z okresu oryginalnej trylogii śledzimy oczami Jar Jara Binksa, pracującego na stanowisku konserwatora powierzchni płaskich.





Przez kolejne lata LEGO rozwijało swoją stronę internetową . Dotychczas prezentujące nowe produkty, gify, zostały zastąpione przez króciutkie animacje. Oprócz tego, do dzisiaj firma wciąż produkuje raz na jakiś czas około minutowe scenki z udziałem klockowych bohaterów, które umieszczane są na wyżej wspomnianej stronie, choć już nie z taką częstotliwością, jak w 2013-14.



Początek kanonu telewizyjnego LEGO przypada na dobrą sprawę na rok 2011. W lipcu debiutuje półgodzinny film animowany „Padawańskie widmo”, z udziałem Yody i małego Hana Solo. Jako ciekawostkę warto wspomnieć dodatki do wydania DVD, wśród których znalazły się króciutkie, poklatkowe adaptacje prequeli oraz klasycznej trylogii. W lutym tego roku dostaliśmy podobnego „Ostatniego Jedi”, acz wykonanego już przy użyciu CGI.

Drugą pełnoprawną historią był „Upadek Imperium”, który pojawił się we wrześniu 2012.



Kolejnym znaczącym etapem historii klockowych animacji była premiera „Kronik Yody”. Trzyodcinkowemu mini- serialowi towarzyszył bardzo luźno powiązany z nim zestaw klocków. Historia bazowała głównie na najnowszych produktach firmy, ale urzekła widzów swoją formą i humorem, toteż w 2014 pojawiły się „Nowe kroniki Yody”, na które tym razem składały się cztery odcinki. Obie produkcje wspierane były przez proste gry przeglądarkowo-mobilne.



Pięcioczęściowe „Opowieści drodiów” z 2015 były głównie luźną adaptacją sześciu filmów sagi, zakończoną scenami z udziałem generała Veersa, rozgrywającymi się już po wydarzeniach z „Powrotu Jedi”.



Krótko po premierze Przebudzenia Mocy, powróciły kilkuminutowe shorty. Zebrane pod nazwą „Ruch Oporu powstaje”, opowiadały o wydarzeniach poprzedzających te z Epizodu VII.



Rok 2016 to czas, w którym premierę mają „Przygody Freemakerów”. Tym razem nie skończyło się na pojedynczych epizodzikach. Wypuszczono dwa sezony , z których każdy miał trzynaście odcinków. Mimo dosyć ciepłego przyjęcia wśród fanów, na chwilę obecną nie ma żadnych informacji na temat ewentualnej kontynuacji. W „Przygodach Freemakerów” śledziliśmy losy zupełnie nowych bohaterów, ale nie zabrakło też znanych twarzy – zarówno z sagi, kanonicznych seriali animowanych, a pewną rolę odegrał nawet mroczny klon JEK-14, stworzony przez LEGO kilka lat wcześniej, na potrzeby „Kronik Yody”.



Kiedy mówimy o klockowych animacjach, nie sposób nie wspomnieć o tych, które tworzą fani. Każdego roku powstaje masa poklatkowych animacji prezentujących historie tworzone od podstaw przez miłośników serii, klasyczne momenty w nieco innym brzmieniu, a nawet trailery kinowych filmów Star Wars, takie jak chociażby ten poniższy.



Pozostałe atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (4)

Tydzień animacji: Inne animacje Lucasa i Lucasfilmu

2018-09-30 10:24:08



George Lucas był zainteresowany animacją praktycznie od zawsze. W końcu był dzieckiem sobotnich poranków, komiksów, starych filmów i oczywiście kreskówek. Nic dziwnego, że próbował swoich sił w tej materii. Część prac w ILM i Lucasfilmie doprowadziło do powstania Pixara, o czym pisaliśmy przy okazji artykułu cyfrowej rewolucji Lucasa. Wczesny Pixar to nic innego jak pół drogi między efektami specjalnymi, a animacją. Jednak to wcale nie były jedne animacje Lucasfilmu (oczywiście pomijając „Gwiezdne Wojny”). Dziś zajmiemy się tymi, które weszły na rynek.

Twice Upon a Time



Początek lat 80. to dla Lucasa okres szukania swojego miejsca poza „Gwiezdnymi Wojnami”. Te powoli kończył, w serii „Indiana Jones” miał już inną rolę. Próbował swoich sił jako producent, czasem jak to miało miejsce w przypadku nasączonego erotyzmem thrillera „Żar ciała” Lawrence’a Kasdana, czy „Sobowtóra” Akiro Kurosawy, a czasem podpinając to pod Lucasfilm i nie angażując się mocno w projekt. „Twice Upon a Time” to pierwszy film wyprodukowany przez Lucasfilm, nie będący w żadnym stopniu dziełem Lucasa, a zarazem pierwsza ich animacja.



Film stworzył John Korty (późniejszy reżyser „Przygody wśród Ewoków”). Całość została wykonana w animacji typu cut-out, czyli wycinano modele, nakładano je na tło, kręcono, przesuwano, a następnie kręcono kolejny fragment, w ten sposób uzyskując płynny ruch.



„Twice Upon a Time” miał być uroczą baśnią / satyrą o dwóch samozwańczych bohaterach, którzy muszą powstrzymać szaleńca. Film jednak nie miał szczęścia. Raz z powodu problemów dystrybutora, The Ladd Company była na skraju bankructwa, więc wypuszczono film w bardzo ograniczonej ilości kin. Nie przebił się. Stał się jedną z przyczyn upadku tej firmy. Druga sprawa to kwestia odbiorcy docelowego. Na ile miała to być baśń, na ile satyra. W efekcie powstały dwie różne wersje filmu, przede wszystkim z innymi dialogami. Jeden pełen wulgaryzmów dla dorosłych i drugi ugrzeczniony (PG-13). Cóż, to nie jest dobra strategia marketingowa. Obecnie film znajduje się w czeluściach Lucasfilmu, kto wie, może trafi kiedyś na platformę Disneya? Może w dwóch wersjach?

Pradawny ląd



Pracę nad trzecim i przez lata ostatnim „Indianą Jonesem” trwały. Ale w 1988 George Lucas, Steven Spielberg, Kathleen Kennedy i Frank Marshall po raz pierwszy pokazali światu swoje dinozaury. Jeszcze na długo przed „Parkiem jurajskim”. Była to kolejna animacja – „Pradawny ląd” (The Land Before Time). Tym razem jednak to nie Lucas był pomysłodawcą a Spielberg. Chciał wyprodukować film animowany w stylu „Bambi” tylko z dinozaurami. Szybko wciągnął Lucasa do projektu. W dodatku obaj myśleli, by był to film bez kwestii mówionych. Jednak dzieci w latach 80. raczej tego by nie kupiły, więc zrezygnowano z tego pomysłu. Choć tak Amblin jak i Lucasfilm odpowiadają za produkcję pierwszego filmu z serii, LFL jest tu tylko i wyłącznie podwykonawcą. Często nawet jest pomijany ich wkład w ten obraz.



Pierwszy film opowiadał o młodym, osieroconym brontozaurze, który razem z innymi małymi dinozaurami stara się odnaleźć swoje rodziny. Ostatni film z cyklu – XIV trafił na rynek DVD w 2016. Zresztą te filmy nigdy nie trafiały do dystrybucji kinowej, tylko do telewizyjnej lub na rynek wideo. Jednak przy kolejnych produkcjach Lucas, ani Lucasfilm nie byli w żaden sposób zaangażowani. Swoją drogą Lucasfilm udźwiękowiając ten obraz korzystał z biblioteki stworzonej na potrzeby „Gwiezdnych Wojen”, więc można tam się wsłuchać w kilka ciekawych nawiązań.

Dziwna magia



Ostatnią animacją Lucasfilmu jest „Dziwna magia” (Strange Magic), czyli słynny, lub niesławny, musical o wróżkach George’a Lucasa. Jeszcze przed sprzedażą Lucasfilmu George rzucił pomysł, a inni zaczęli go rozwijać. Za sterem animacji stanął Gary Rydstrom, doświadczony montażysta dźwięku od lat współpracujący z firmami George’a. Animacja zaś powstawała swoim trybem i tu ciekawe, bowiem stała się pierwszym nowym filmem Lucasfilmu dystrybuowanym już przez Disneya. Jak łatwo jest się domyślić, Lucas po raz kolejny zabrał się za robienie filmu po swojemu, nie zastanawiając się, kto go wpuści do kin. „Dziwna magia” trafiła na ekrany w ograniczonej ilości, niestety, podobnie jak w przypadku pierwszej animacji, tak i ta nie odniosła sukcesu. Zaś dystrybutor – w oryginale była to firma Touchstone, należąca do Disneya, praktycznie zniknęła z rynku. Choć oczywiście przyczyn takiego stanu rzeczy jest więcej niż tylko ten obraz.



Film jest luźną interpretacją „Snu nocy letniej”, gdzie księżniczka wróżek – Marianne musi stanąć do walki z potężnym wrogiem. Muzycznie zaś usłyszymy tu covery Marleya, Presleya, Deep Purple czy Whitney Houston. Można go u nas było oglądać w serwisach streamingowych. Miejmy nadzieję, że także trafi na disneyowską platformę.

Pozostałe atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (4)

Tydzień animacji: Fanowskie filmiki

2018-09-29 10:48:10 YouTube



Fani w różny sposób ukazują swoje zainteresowanie poszczególnymi elementami świata Star Wars. Część z nich tworzy różnego rodzaju materiały wideo: kompilacje, parodie czy analizy. Najwięcej tego typu materiałów powstało wokół seriali "Wojny klonów" oraz "Rebelianci". Poniżej przedstawiamy zaledwie kilka przykładowych filmików poświęconych gwiezdnowojennym animacjom.

"Wojny klonów" Tartakovsky'ego


"Wojny klonów"


"Rebelianci"


"Siły przeznaczenia"


Ahsoka Tano


Zeb i Kallus


Anakin i Ahsoka


Pary z "Wojen klonów"


"Rebelianci"


"Wojny klonów" vs "Rebelianci"


10 najlepszych momentów serialu "Wojny klonów"


Wszystkie atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (1)

Tydzień animacji: Szanse na emisję „Detours”?

2018-09-29 08:42:04



Nie wszystkie pomysły Lucasfilmu wychodzą poza stadium konceptu. Wiemy o tym dość dobrze. Jeśli chodzi o animacje warto wspomnieć o dwóch rzeczach. Pierwszym z nich był luźny pomysł George’a Lucasa, by po „Mrocznym widmie” wydać film dedykowany na rynek VHS czy rodzący się wówczas DVD z Jar Jarem. Miała to być animacja dla najmłodszych. Jednak poza wstępnym pomysłem nic takiego nie zaistniało. Z czasem „Wielka przygoda Jar Jara” stała się formą powracającego żartu (np. jako tytuł Epizodu II).

Serial o zabawkach



Druga taka niezrealizowana animacja to nienazwany serial o którym mówiono już po premierze „The Clone Wars”. Podobnie jak w przypadku „Wojen klonów” Tartakovsky’ego pewnym inicjatorem powstania była firma Hasbro, która chciała promować swoją serię Galactic Heroes. Zamysł był taki, by była to animacja, niekanoniczna, za to bardziej humorystyczna. Nie została jednak ostatecznie zrealizowana. Pisaliśmy o niej kilka razy, ostatnio tutaj.



Serial komediowy



Natomiast pomysł, by zrobić coś humorystycznego ewoluował. Pomogły mu w tym takie dzieła jak „Family Guy” czy „Robot Chicken”, które zaczęły parodiować sagę. Lucasowi bardzo się to spodobało, więc ostatecznie połączył oba pomysły i chciał mieć własny serial komediowy. Nie ograniczony w żaden sposób kanonem, czasem, a jednocześnie czerpiący mocno z „Gwiezdnych Wojen”.

Do współpracy zaprosił Setha Greena i Matthew Senreicha. Ci zaś dość szybko zebrali ekipę i powstało „Detours”. Tym razem udało się wyjść poza pomysł, koncept czy wstępną animację. Jedynym problemem było to, że Lucas bardzo lubi robić rzeczy po swojemu. Uznał, że wpierw zrobi serial, a dopiero potem zastanowi się komu go sprzedać. W grę wchodziło albo Cartoon Network, albo nawet coś w stylu Comedy Central. W każdym razie tym razem animacja była skierowana do starszego odbiorcy.

Stan obecny i nadzieja na przyszłość



Pierwszy sezon „Detours” został ukończony. Zwiastun się pojawił, panel na Celebration także rozgrzał oczekiwania. Jednak kwestia targetu sprawiła, że wraz z przejęciem przez Disneya Lucasfilmu serial ten, podobnie jak i konwersję 3D epizodów uznano raczej za fanaberię Lucasa, a nie pomysł na realny biznes. Obie rzeczy zawieszono. Według Greena skończono do tego czasu 39 odcinków, zaś scenariusze do 62 kolejnych zostały przygotowane.



„Atak klonów” i „Zemstę Sithów” w 3D pokazano przy okazji Celebration. Jak wygląda kwestia klasycznej trylogii w 3D w ogóle nie wiadomo. Wiemy jedynie, że „Nowa nadzieja” została skonwertowana do 4K (nad pozostałymi filmami pracę pewnie trwają). A „Detours”? Ma podstawowy problem, nie jest dedykowany dla tej publiczności co „Fineasz i Ferb”, którzy także parodiują Star Wars. Disneyowi własna konkurencja nie była potrzebna. Druga sprawa, to pytanie na ile „Detours” wpasowuje się w profil Disney XD.

Serial wiec został odłożony na półkę, do czasu, aż ktoś w Lucasfilmie wymyśli co z nim zrobić i w jakiej formie go sprzedawać. Oficjalnie była mowa, że zawieszono go na czas produkcji nowej trylogii. Ta zaś zmierza ku końcowi.

Natomiast jest jeszcze szansa na „Detours”, a mianowicie nowa platforma streamingowa Disneya. To wręcz idealne rozwiązanie, bo nie ogranicza się do telewizji. Kto wie, może w końcu pojawiłyby się tam też pełne seriale „Ewoks” i „Droids”? „Detours” byłby dodatkowym atutem, jednocześnie de facto zupełnie nową produkcją. Prawdopodobnie nie będzie lepszego momentu i miejsca na jego premierę. Zobaczymy tylko, czy Lucasfilm myśli podobnie, czy raczej jest to dla nich jeszcze jeden produkt Lucasa, z którym nie wiadomo, co zrobić.

Pozostałe atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (2)

Tydzień animacji: Animacje na wesoło

2018-09-28 19:58:54 Przepastny Internet



Animacje z założenia są kierowane raczej do młodszego odbiorcy, dlatego więcej w nich humoru, toteż stanowią świetne (choć dziwnie niewyeksploatowane) źródło memów i śmiesznych obrazków. Dziś, w ramach tygodnia animacji, przedstawiamy Wam kolekcję wysokiej jakości grafik, z których być może się pośmiejecie. Albo i nie.

Dowiecie się z nich o licznych problemach Dave'a Filoniego, który Anakin jest najlepszy i dlaczego nie powinno się przeklinać. Są też oczywiście romanse - te kanoniczne i nie do końca.



Wszystkie atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (9)

Tydzień animacji: „The Clone Wars” oczami fana Legend

2018-09-28 08:49:33 Gunfan



Serial „The Clone Wars” ma obecnie rzesze fanów, ale nie można zapominać, że jego początki nie były wcale takie różowe. W ogniu krytyki znalazła się przede wszystkim niezgodność z ówczesnym kanonem. W ramach tygodnia animacji chcielibyśmy Wam zaprezentować tekst Gunfana, który przybliży Wam tamte czasy oraz udzieli odpowiedzi na pytanie: czy starsi fani też mogą cieszyć się serialem?

Ach, „Wojny klonów” Filoniego. Słynne Te Ce Wu. Ta kultowa (w niektórych kręgach) animacja obchodzi w tym roku dziesięciolecie, a przez ten czas stała się dużą marką, zdobyła serca wielu fanów i ogólnie stanowi ważną część współczesnego uniwersum SW, więc… napiszę o niej co nieco. Tak bardziej osobiście, a zwłaszcza z punktu widzenia wielbiciela skasowanego Expanded Universe.

Ogłoszenie prac nad TCW wywołało reakcje dość różne, bo z jednej strony mieliśmy dostać poniekąd następcę znakomitych „Clone Wars” Tartakovsky’ego, ale z drugiej okazało się nagle, że według twórców Anakin miał przez cały okres wojny padawankę. Anakin! Najmniej nadający się na pedagoga ze wszystkich Jedi będzie miał uczennicę! W dodatku wyjętą z kapelusza, bo przecież w „Zemście Sithów” nie ma po niej śladu. Herezja, skok na kasę, celowanie w dziecięcy (i dziewczęcy) target – to były głosy krytyki już wtedy. I ja byłem wśród marudzących, a i dziś w pewnym stopniu mogę się pod tymi głosami podpisać.



Potem pojawił się film kinowy wprowadzający w realia serialu, a będący zasadniczo zlepkiem pierwszych trzech przerobionych na długi metraż odcinków. I o ile miło było mi przejść się do kina na „Star Wars” po trzyletniej wtedy przerwie (tyle minęło od „Zemsty Sithów”), to filmem, delikatnie mówiąc, zachwycony nie byłem. Nie polubiłem Ahsoki Tano i jej relacji z mistrzem, odrzucił mnie motyw syna Jabby, a także drażnił mnie fakt, że na dzień dobry dostaliśmy tu pojedynek Anakin/Dooku (z którego, jak ze wszystkich późniejszych, nic nie wynikło), ledwie chwilę po „Ataku klonów”. Ten ostatni motyw irytuje mnie, bo ówczesne Expanded Universe starało się nie dopuszczać do zbyt częstych spotkań kluczowych postaci, by nie rozmywało się znaczenie tych spotkań, tymczasem w TCW tego typu akcje (Kenobi/Grievous oraz Anakin/Dooku zwłaszcza) zdarzają się co chwilę.

To wszystko nie nastroiło mnie pozytywnie do serialu, którego emisja rozpoczęła się niedługo później. Ale mimo to oglądałem, i czasem było całkiem fajnie – pierwszych pięć odcinków bardzo daje radę, potem jest różnie, ale trylogia Ryloth i finał sezonu pierwszego znów pokazuje potencjał serii. Jednak pełno było też w tym wszystkim takiej średniości, lub elementów ewidentnie nie skierowanych do mnie (pojedynek droidów, gadające non-stop roboty B1, Separatyści ciągle dostający po czterech literach, podczas gdy głównym bohaterom udawało się wszystko) oraz innych wad, o których niżej. Ale mimo mieszanych uczuć dociągnąłem do początkowych odcinków drugiego sezonu, kiedy to dostajemy drugą bitwę o Geonosis. Bitwę ukazaną niesamowicie, brutalną i bezpardonową, ale… zepsutą przez Anakina i Ahsokę, radośnie się przekomarzających i podliczających skoszone droidy niczym Gimli z Legolasem, podczas gdy wokół masowo giną klony. A potem jeszcze pałę goryczy przegiął odcinek 2x06, gdzie pojawia się Luminara z Barissą i one są tak bardzo, stuprocentowo dżedajowe, podczas gdy ten niewydarzony duet A&A to jakieś marne podróby rycerzy, które każą nam oglądać jako głównych bohaterów…

Po tym odcinku przestałem oglądać TCW. Skumulowały mi się minusy, że tak powiem. Raz, że nie mogłem dłużej patrzeć na relację Ahsoka/Anakin (nasiąknąłem w prequelach i EU tym, jak powinien zachowywać się Jedi i jego padawan, a oni zachowywali się odwrotnie), na używanie tych ich dziecinnych przydomków („Snips”/„Skyguy” a.k.a. „Smark”/„Rycerzyk”) i ogólny brak poszanowania zasad wszelakich. Dwa, że serial zaczął bardzo swobodnie traktować to, co było dotąd kanonem, ignorując lub zmieniając dowolnie elementy Expanded Universe, choć równocześnie twórcy ciągle doń nawiązywali, niekoniecznie wiernie. Narobiło się więc nieścisłości na linii TCW-Expanded Universe i nie były to po prostu drobne wpadki, jakich i wcześniej w obrębie kanonu nie brakowało, tylko świadome olewanie przez twórców serialu tego, co ustalone było przedtem w innych źródłach. A to mi się cholernie nie podobało.

I tak minęło kilka lat. Miałem po drodze krótki moment, kiedy chciałem wrócić do serii i obejrzeć przynajmniej te lepsze, poważniejsze odcinki, ale na dłuższą metę nic z tego nie wynikło. Olałem temat i znów minęło dużo czasu. Aż do pamiętnego kwietnia 2014, kiedy to Disney, nowy właściciel marki „Star Wars”, postanowił skasować całe dotychczasowe Expanded Universe i odtąd traktować je jako niekanoniczne Legendy. Pomijając wszystkie inne konsekwencje tego manewru, miał on duży wpływ na moje obecne podejście do „Wojen klonów”. Kluczowy wręcz.



No bo wiecie: kiedy TCW startowało, kanon był teoretycznie jeden. Nie idealny, ale z grubsza spójny, dlatego wszelkie świadome olewanie go przez twórców serialu irytowało. Mieszało fanom w układaniu sobie wszystkiego w głowie jeszcze bardziej, niż jakieś pojedyncze drobne wpadki i nieścisłości między ówczesnymi książkami, komiksami i grami. Mnie też mieszało, a w dodatku drażniło mnie, że Lucasfilm każe mi za nadrzędne wobec EU uważać motywy, które mi się wcale nie podobały (okoliczności „wskrzeszenia” Maula chociażby). Ale teraz?

Teraz nie ma już jednego kanonu. W obecnych realiach nie ma co się przejmować spójnością TCW z czymkolwiek innym, więc najlepiej nie tracić na to czasu i spojrzeć na ten serial pod innym kątem. Jakościowym mianowicie. Czy to dobry serial? Czy to dobre Star Warsy? Czy starszy fan, również fan ś.p. Expanded Universe, będzie miał z niego jakąś radochę?

No więc – tak. Trzy razy tak. Oczywiście z wieloma zastrzeżeniami, bo „Wojny klonów” są w moich oczach serią diabelnie daleką od doskonałości. Ale ogólnie oceniam je teraz pozytywnie, diametralnie inaczej niż kiedyś.

Zacznę od minusów, to znaczy tych, których dotąd nie wymieniłem, bo powyżej macie już niezłą litanię. Oczywiście wszelkie sprawy związane z niespójnością TCW ze starym EU tu pomijam, bo już ustaliliśmy, że to przestało mieć znaczenie. Pomijam też zarzut, że fabuła niejednego odcinka tego serialu jest… dziecinna. No bo jaka ma być? To serial dla dzieci. I tak ma niemało dojrzałych motywów, więc jak mi wrzucą od czasu do czasu motyw typu „pojedynek droidów” to nie marudzę, tylko idę dalej. Kiedyś marudziłem, owszem, jak wspomniałem na początku. Przeszło mi.

Ale jednak trochę elementów nadal mnie drażni. Początkowa niepokorność Ahsoki chociażby, bo tak zachowująca się panna powinna według mnie szybciutko wylecieć z Zakonu. Niestety trafiła na takiego, a nie innego mistrza i w związku z tym jej (i jego) wyczyny nie uległy długo żadnemu utemperowaniu. I te ich wspomniane już tutaj ksywki, nie licujące moim zdaniem kompletnie z powagą stanowisk, które piastowali, jak i z relacją mistrz-uczeń. „Snips?” „Skyguy?” Trzymajcie mnie, bo nie zdzierżę. Powtarzam się, ale na to mogę marudzić do znudzenia.

Z innych wad serialu wymieniłbym jeszcze rozjazd chronologiczny oraz nudne (w większości) odcinki z akcją na froncie. Ta pierwsza kwestia to skakanie fabuły w tę i we w tę, bo twórcy nagle w sezonie drugim lub trzecim postanawiają zrobić prequel (lub sequel) do jakiegoś odcinka z sezonu pierwszego i widz czasem głupieje kompletnie od tego. Opowieści z frontu zaś są w TCW mocno nudne, niby dużo się dzieje, są bitwy i akcja, klony leją się z droidami, ale jest to wszystko ciągle na jedno kopyto. Autentycznie mocniej ruszały mnie bardziej kameralne, spokojniejsze odcinki, zawierające nieraz o wiele większą dozę kreatywności.



Ale dlaczego właściwie polubiłem ten serial? Bo jest dobry, mimo wszystkich wad. Plusy przeważyły nad minusami. Wiele razy zaskoczył mnie dojrzałością podejmowanej tematyki (relacje między klonami, kwestie tego, jak one postrzegają swój obowiązek wobec Republiki, ukazanie Separatystów jako zwykłych ludzi niekoniecznie chcących wojny), cynizmem politycznych machlojek (poziom rodem z prequeli - intrygi, zamachy, senator Kaminoan chcąca przedłużenia konfliktu, by móc nadal sprzedawać Republice kolejne partie klonów), a czasem po prostu wywoływał zachwyt najróżniejszymi sekwencjami (partia muzyczna na Nal Hutta, łowy na porwanych padawanów w wykonaniu Trandoshan, odbicie Ziro przez Cada Bane’a itd.). Nawet tak słabo wyglądający na papierze odcinek, jak ten o Ahsoce usiłującej odzyskać skradziony miecz świetlny, okazał się świetny i kazał mi nie oceniać już książki po okładce w przypadku TCW.

W dodatku ta seria to chwilami naprawdę znakomite „Star Wars”. Klimat wylewa się po prostu z ekranu, wszędzie pełno znajomych rekwizytów, ras i smaczków. Niemało gwiezdnowojennej filozofii też tu twórcy przemycili. I mimo, że marudzę na niektóre bitwy, to iście filmowego rozmachu nie mogę im odmówić. Design i piękno wykonania niektórych lokacji powalają, wystarczy spojrzeć na wygląd Coruscant (moje ulubione dolne poziomy), Mon Cala, Geonosis, Mortis czy Mandalory. W dodatku na szczęście serial nie kręci się wyłącznie wokół Anakina i Ahsoki, bohaterów jest wielu, co pozwala na ukazanie jeszcze większego skrawka Galaktyki i przeróżnych motywów fabularnych.

A ile radości TCW dostarczy fanowi starego kanonu? Cóż, mnie dostarcza mnóstwo, ale ja mocno wyluzowałem. Obawiam się, że ortodoksyjni wielbiciele Expanded Universe nie mają tu czego szukać, za dużo elementów będzie ich drażnić. Przepisem na sukces jest tu więc pogodzić się z tym, że Legendy są już tylko Legendami, i skupić się na czym innym, niż nieścisłości. Jeśli ktoś potrafi tak podejść do sprawy, a także nie odrzucą go inne wady serialu, to ma szansę polubić dzieło Filoniego i spółki.

Ja po latach krzywego patrzenia na „Wojny klonów” spojrzałem wreszcie na ten serial z sympatią. I choć nadal uważam CW Tartakovsky’ego za lepsze (to się pewnie już nigdy nie zmieni), to jednak - choć ostrożnie - polecam „The Clone Wars” tym, którzy ich jeszcze nie widzieli.

Wszystkie atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (15)

Tydzień animacji: „Wojny klonów” (2003-2005)

2018-09-27 17:00:29



„Mroczne widmo” sprzedało się bardzo dobrze, ale już „Atak klonów” miał pewna zadyszkę. Z różnych powodów, także rosnącej konkurencji na rynku blockbusterów. Przerwa między kolejnymi epizodami, wynosząca trzy lata, nie wszystkim się podobała. Hasbro zaczęło sugerować Lucasfilmowi, iż przydałoby się coś pomiędzy filmami, co podtrzymywałoby zainteresowanie sagą. Lucasfilm zaś szukał sposobu by lepiej promować „Zemstę Sithów”. Pierwszy animowany serial gwiezdno-wojenny tego stulecia (i tysiąclecia) to nic innego jak dobrze przemyślana kampania reklamowa.



Historia „Wojen klonów”



Gdy już pojawił się pomysł, trzeba było pomyśleć o wykonaniu. Hasbro zasugerowało by porozmawiać z Cartoon Network, z którym współpracowało przy serii „Transformers”. Ci zaś wskazali na Genndy’ego Tarakovsky’ego, który akurat skończył pracę nad „Samurajem Jackiem”.

Doszło do spotkania Genndy’ego i Lucasfilmu, w wyniku którego uzgodniono, że będzie to projekt składający się z krótkometrażowych odcinków, od trwających minutę po 3 do 5. Ostatecznie wyszły to mniej więcej 3 minutowe odcinki podzielone na dwie serie.

Tartakovsky miał swoją wizję serialu. Chciał by to było coś w stylu „Kompanii braci”, gdzie każdy odcinek jest o innej bitwie w trakcie Wojen klonów. Chciał też klasycznej animacji, no i pewnego nawiązania graficznego do studia Nelvana. W końcu na ich produkcjach dorastał i dobrze je wspominał. Lucasfilm i Cartoon Network przystały na ten pomysł. Od razu zamówiono dwa sezony.

I tu jedna ciekawostka, która wiąże się z ilością sezonów. Otóż początkowo zamówiono dwa, składające się po dziesięć odcinków. Trwały one sumarycznie koło godziny i były dość jednorodne. Z czasem „zlały” się i zaczęto je traktować jak jeden sezon. Trzeci sezon stał się tym samym drugim. Tak to też jest wydane na DVD, gdzie płyta pierwsza to sezon 1-2, a druga sezon 3 (choć ma numer 2).



Istotny wpływ na sagę



O ile serial początkowo raczej był tylko i wyłącznie sposobem na podtrzymanie zainteresowania sagą, o tyle, końcówka drugiego sezonu zapisuje się na stałe w historii uniwersum. Z dwóch powodów. Pierwszy to bezpośrednie nawiązanie do animacji z „Holiday Special”. Tam wprowadzono Bobę Fetta, tu generała Grievousa, czyli nowy szwarccharakter z Epizodu III. Ale na tym nie koniec. Miało być interaktywnie, więc Cartoon Network zorganizował głosowanie, którego nowego Jedi powinno się wprowadzić w serialu. Do wyboru byli trzej Roron Corobb, Voolvif Monn i Foul Moudama, wygrał Monn. Dwaj pozostali pojawili się w trzeciej serii.

Trzeci sezon to zdecydowana zmiana konceptu serialu. Skoro już robimy wprowadzenie do Epizodu III, dlaczego nie zrobić tego na całego? Tyle, że nie da się tak zrobić w 20 trzyminutowych odcinkach. Zdecydowano się więc na pięć trwających od 12 do 15 minut, ale skoncentrowanych już nie tylko na samej akcji, ale również i fabule.

Było to swoiste wprowadzenie do „Zemsty Sithów”. Zresztą niejedno. Tym razem Lucasfilm dość dobrze skoordynował ten projekt, także książkowo i komiksowo. Na szczególną uwagę zasługuje tu powieść Labirynt zła Jamesa Luceno, która dzieje się w trakcie serialu i niektóre wydarzenia się pokrywają, czasem niestety też różnią. Widać to w szczególności w polskim tłumaczeniu, które niestety nie bazuje na finalnej wersji powieści. Amber chcąc wydać ją przed premierą dał do tłumaczenia wersję roboczą przed ostateczną redakcją. Ostatecznych poprawek w tekście oryginalnym już nie uwzględniono w tłumaczeniu. Choć tu warto przypomnieć, iż Amber nie jest jedynym wydawnictwem (na świecie), które dopuściło się takiego zaniedbania.

Premiera „Wojen klonów” także była naprawdę nowoczesna. Bo oprócz emisji w telewizji, fani na całym świecie mogli oglądać odcinki online, pod warunkiem, że mieli wykupione członkostwo Hyperspace (czyli fanklubie oficjalnej i przy okazji bardzo prymitywnej i raczkującej wówczas pseudo-platformy streamingowej).



Pierwszy sezon wyświetlano pod koniec 2003 roku, drugi wiosną 2004, trzeci zaś w marcu 2005.

Warto dodać, że serial z jednej strony czerpał z tego, co stworzyła Nelvana, z drugiej w pewien graficzny sposób zainspirował kolejną iterację „Wojen klonów” za którą odpowiadał tym razem Dave Filoni. Tam też przetrwała Asajj Ventress jedna z nowych bohaterek, wprowadzona w tym serialu.

„Wojny klonów” zostały wydane na DVD – o czym wspominaliśmy wyżej. Niestety nie w Polsce. Obie części były sprzedawane jako osobne płyty. Przez pewien czas serial był tez do obejrzenia na oficjalnej, ale zniknął w czeluściach dziejów. Kto wie, może wróci z resztą przy okazji platformy streamingowej?

Spis odcinków znajdziecie tutaj. Był też adaptowany w formie fotokomiksu, a także fanowskich adaptacji.

Więcej atrakcji tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (15)

Tydzień animacji: Tatuaże

2018-09-27 09:51:35 przepastny Internet



W przypadku tatuaży inspirowanych Gwiezdnymi Wojnami najczęściej mamy do czynienia z pomysłami zaczerpniętymi z filmowej Sagi. Jednak fani starwarsowych animacji czerpią pomysły także z mniejszego ekranu. Przeglądając zdjęcia tatuaży wrzucone do sieci nie trudno zauważyć, że zdecydowanie największą popularnością cieszą się Rex i Ahsoka. Można jednak znaleźć także inne motywy, przy czym niekiedy ich gwiezdnowojenne pochodzenie nie jest tak oczywiste na pierwszy rzut oka.
Poniżej mały przegląd tatuaży, które powstały pod wpływem animowanych seriali Star Wars.



Wszystkie prezentowane dotychczas na Bastionie tatuaże znajdziecie tutaj.
Temat na forum

Wszystkie atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (4)

Tydzień Animacji - Przygody Freemakerów

2018-09-26 04:55:02





Serial „Przygody Freemakerów”

Dołącz do oddziałów Imperium, zwiedź egzotyczne planety, zanim je zniszczymy

„The Freemaker Adventures” – „Przygody Freemakerów” – powiedzieć o tym serialu, że to takie „Star Wars Lego”, to nic nie powiedzieć. Oczywiście serial bazuje na znanym nam uniwersum Star Wars, postacie to figurki a świat jest zbudowany z klocków. Narracja prowadzona jest w konwencji niekanoniczności w kanonie. Oznacza to, że całe otoczenie, postacie i zdarzenia są kanoniczne, a sama historia bohaterów już nie. Chociaż, jakby się dobrze zastanowić, to niczego bardzo „niekanonicznego” w serialu nie ma.



Serial opowiada o trójce rodzeństwa – braciach: Zanderze i Rowanie oraz o ich siostrze, Kordi. Są oni posiadaczami wydanej przez Imperium licencji na zbieranie złomu i regularnie płacą imperialne podatki. Towarzyszy im byłby droid bojowy Federacji Handlowej – R0-GR, w skrócie „Roger”, który jest bardziej przyjacielem rodziny niż służącym. Rodzina wiedzie spokojny żywot na stacji kosmicznej, gdzie prowadzi warsztat. Sprawy komplikują się, gdy Rowan odkrywa w sobie Moc i przekaz o legendarnej broni, a do drużyny dołącza Jedi Naare. Która już w pierwszym odcinku ujawnia swoją prawdziwą tożsamość, jako podległy imperatorowi Sith.



W całym serialu mamy niezłą animację, bogactwo planet, których większość seriali mogą tylko zazdrościć. Wraz z bohaterami znajdziemy się na Bespin zaraz po wydarzeniach znanych z „Imperium kontratakuje”. Odwiedzimy Kashyyyk, Tatooine, pobojowisko na Hoth, Naboo gdzie znajduje się „Muzeum Palpatine'a” z interesującymi eksponatami, czy w końcu Coruscant w czasie „Dnia Imperium” –atmosfera pikniku, baloniki z imperatorem, confetti itp., a pałacu wszyscy będą wręczać Imperatorowi prezenty.



Do tego mamy też masę łatwych do kibicowania bohaterów po obydwu stronach i masę „mrugnięć” do fanów całego uniwersum SW. Oprócz wspomnianego rodzeństwa w pierwszym sezonie mamy duet Vadera i Sidiousa, a ich wzajemne interakcje powodują salwy śmiechu.

Palpatine – Czy ty, Vader, uważasz, że cała galaktyka jest rządzona przez niekompletną osobę?”
Vader - Nigdy nie twierdziłem, że cała.

Mamy łowców nagród – Dengara, gościnnie Bobę Fetta, Leię, Luke'a, Lando, a nawet ducha Obi Wana, który… zasłania widok z kokpitu i przeszkadza w prowadzeniu X-winga. Mamy też bohaterów z TCW – Hondo Ohnakę oraz z nowych filmów – Maz i jej kantynę. Świetni też są bohaterowie oryginalni – wspomniana dwulicowa Naare czy hutt Graballa, marzący o wielkim biznesie, i którego nie przeraża, że okres zwrotu inwestycji to 250 lat. W końcu co to dla Hutta. A jeżeli zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda Hutt w wersji zimowej, w szaliku i czapce z pomponem lub też do czego tak naprawdę służy nakrycie głowy Dengara – to w tym serialu znajdziecie odpowiedź.





Wszystkiemu towarzyszy duża dawka nienachalnego humoru- mamy np. sytuację, gdzie powtarzany trzy razy żart wydaje się już nie śmieszyć, ale za czwartym razem śmieszy ponownie.

W drugim sezonie nasi bohaterowie zajmują się budową super myśliwca. Brzmi oklepanie? Ale jeżeli zastanawialiście się co się stało z potężną flotą Imperium, że poniosła klęskę w bitwie koło księżyca Endora, dlaczego taka wrażliwa cześć Gwiazdy Śmierci jak generator była podczas ataku Landa bez osłony, a nawet co się stało z Palpatinem po upadku do szybu przez barierkę – tutaj znajdziecie odpowiedzi. Nawet jak są one nie do końca kanoniczne. A poza tym jak zwykle masa dobrego humoru, tak dialogowego jak sytuacyjnego.

I mamy nowych bohaterów. Nowym głównym „złym” sezonu jest stworzony przez Palpatine'a droid bojowy, a jego rywalizacja (i słowne przekomarzania) z Vaderem tworzą klimat odcinków. Mamy Herę Syndullę z „Rebeliantów” oraz kolejnych znanych łowców nagród – Bosska, IG-88, 4-LOM-a i Zuckussa, admirała Ackbara i Mom Mothmę z klasycznej trylogii. Znajdziemy też się na planecie Maridun, znanej z miniarcu TCW. Mamy też – po raz pierwszy w chyba wersji SW Lego, mroczne sceny w rodzaju pojedynku Vadera z robotem Palpatine'a czy też sceny, gdy torturuje on Rowana.



Podsumowując - serial dla całej rodziny, przy którym dobrze będzie bawił się tak 6-latek, jak i jego rodzice czy dziadkowie. Pozycja obowiązkowa dla każdego fana Star Wars. Jeżeli jeszcze nie widzieliście, to na co czekacie?

Wykorzystane ilustracje są własnością Lucasfilmu i zostały tutaj użyte jedynie do zobrazowania tekstu w celach edukacyjnych/promocyjnych

Wszystkie atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.


KOMENTARZE (4)

Tydzień Animacji: Serial „ (The) Wojny klonów” – Początki

2018-09-26 04:41:14



Serial „Wojny klonów” – Początki. Od kiedy Anakin miał padawankę?

Informacje o Ahsoce Tano – padawance Anakina Skywalkera, zostały pierwszy raz publicznie ujawnione 29 stycznia 2008 r. (aczkolwiek pierwszy trailer serialu opublikowano już 8 maja 2007 roku). Ogólnie informacja o tym, że przyszły Mroczny Lord miał uczennicę wywołała – delikatnie mówiąc – mieszane uczucia. Przeważał głos niedowierzania, że przecież podczas premiery „Epizodu III” Skywalker nie miał żadnej uczennicy. Jest to opinia na tyleż powszechna, co nieprawdziwa. W głowie Geroga Lucasa Anakin miał już uczennicę od roku 2004 – choć oczywiście jeszcze wtedy nie nazywała się ona Ahsoką i nie była Togrutą. Aczkolwiek w roku 2005, w momencie premiery „Zemsty Sithów”, niesforna pannica Tano była już konkretnym bytem.

„Intersujące, że Wojny Klonów – integralna część sagi Skywalkerów – nie została opowiedziana. Mamy trochę z jej początku w „Epizodzie II” oraz nieco w „Epizodzie III”, lecz nigdy nie weszliśmy w szczegóły co się wydarzyło pomiędzy” – ta wypowiedź Georga Lucasa z 2008 r. zwraca uwagę na dwie rzeczy. Pierwszą jest to, że Lucas nie traktował ani animowanych „Wojen Klonów” Tartakowskiego, ani tym bardziej komiksów z serii „Republic” wydawanych przez „Dark Horse” jako integralnej części sagi (co nie oznacza, że nie korzystał ochoczo z jej najlepszych elementów, jak np. Aayla Secura). Drugą rzeczą, którą możemy wyczytać między wierszami jest taka, że twórca „Gwiezdnych Wojen” miał już koncepcję opowiedzenia tych brakujących historii. Tylko, że w momencie premiery „Zemsty sithów” nie była to już tylko koncepcja. Prace nad serialem trwały bowiem od roku.

Lucas prace nad nowym serialem zaczął od podstaw – stworzenia całkowicie nowego studia odpowiedzialnego za animację – serial miał być bowiem nie produkcją aktorską, lecz opartym o grafikę 3D. Prace nad stworzeniem studia trwały od początku 2004 roku, a w roku 2005 nowy oddział Lucasfilmu - „Lucasfilm Animation Singapore” – został stworzony od podstaw w Singapurze. Studio to dostało całkowitą odpowiedzialność za produkcję nowego serialu.

Jednocześnie z założeniem nowego studia rozpoczęto poszukiwanie dyrektora wykonawczego do nowego serialu. Na ogłoszenie odpowiedział między innymi Dave Filoni. Na początku 2005 roku spotkał się on z Georgem Lucasem. Dyrektor Lucasfilmu był pod tak dużym wrażeniem przedstawionego przez Dave’a portfolio, że jeszcze tego samego dnia zaproponował mu pracę. Filoni szybko zaprezentował własną koncepcję serialu. Miał on opowiadać o statku przemytników pod wodzą kogoś w rodzaju Hana Solo – Cada, z jego dziewczyną Lupe i „mięśniakiem” – Gunganinem Lunkerem. Towarzyszyć im miała dwójka Jedi – Twi`lek Sendak jako mistrz Jedi i jego padawanka Ashla, Togrutanka. Postać bardzo przypominająca znaną nam później Ahsokę z sezonów III-V. Akcja miała koncentrować się na tajnych operacjach, przemycie broni, czarnym rynku. Postacie z Sagi miały się pojawiać tylko epizodycznie.





Koncepcję tę Filoni, razem ze scenarzystą Henrym Gilroyem, przedstawili Lucasowi. Ten od razu dał im do zrozumienia, że jego koncepcja jest inna i że serial ma się koncentrować na postaciach z Sagi – Obi-wanie i Anakinie, i że Anakin ma mieć padawankę. Gilroy i Filoni próbowali jeszcze dyskutować, że może to Obi-Wan powinien mieć nowego padawana, lecz George był tutaj bardzo konkretny i nie pozostawił pola do manewru „ będzie to sposób, aby wytłumaczyć jak Anakin stał się pełnowartościowym Jedi, oraz pokazać jak jego relacje z Obi-Wanem zmieniły się w przyjaźń dwóch równych sobie osób. Aby to osiągnąć, potrzebujemy młodszej postaci, która będzie się uczyć podczas tych historii”. Filoni wspominał, że faktem, iż to przyszły Lord Vader będzie miał uczennicę, był równie zaskoczony jak wszyscy inni.

Z oryginalnego konceptu Filoniego pozostała padawanka Ashla – oczywiście George Lucas również tutaj ingerował w najmniejsze detale przy tworzeniu tej postaci. Po pierwsze odmłodzono bohaterkę (gdyż, wg. Georga wyglądała za bardzo jak „klasyczny obcy z UFO”), robiąc z niej 14-latkę. Nowy koncept Filoniego był bardzo zachowawczy (patrz. Ilustracja), ale znowu interweniował Lucas – skrócił początkowo plisowaną spódniczkę, zmienił bluzkę na wąski top, dodał legginsy. Rozpatrzono też szereg wariantów tatuaży, zanim wybrano ten charakterystyczny, znany z serialu.









Gilroy i Lucas spierali też się o jej osobowość, ostatecznie, wbrew sugestiom Lucasa, nie zrobiono z niej bombastycznej Mary Sue, lecz osobę, która miała uczyć się na błędach i dorastać wraz z serialem.





Ostatecznie zmieniono też jej imię. Z Pierwotną Ashlę, wymyśloną a w zasadzie zapożyczoną przez Filoniego zastąpiła ostatecznie Ashoka (w międzyczasie była też wersja z „Arwin Tano”), będąca nawiązaniem do hinduskich fascynacji Lucasa. Ostatecznie Gilroy przesatawił dwie litery imienia, żeby nie było to takie „ziemskie” – i w ten sposób otrzymaliśmy Ahsokę. Zmiany były robione już w ostatnim momencie, gdy gotowy był scenariusz (w połowie 2005roku), i w którym wydrukowaną „Ashlę” zastąpiono „Ahsoką” ręcznie.





Tak w 2005 roku ostatecznie powstała Ahsoka Tano – owoc „związku” i wytężonej pracy Georga Lucasa, Dave’a Filoniego i Henry’ego Gilorya.





Wykorzystane ilustracje są własnością Lucasfilmu i zostały tutaj użyte jedynie do zobrazowania tekstu w celach edukacyjnych/promocyjnych

Wszystkie atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.


KOMENTARZE (23)

Tydzień animacji: Kogo możemy zobaczyć w „Resistance”?

2018-09-25 16:49:32



„Resistance” zbliża się wielkimi krokami. Część bohaterów już znamy, ale serial zapewne ma dla nas wiele niespodzianek. Zarówno w TCW, jak i „Rebeliantach” pojawiło się dużo znanych bohaterów, więc zapewne i nowe dziecko Lucasfilm Animaton nie będzie wyjątkiem. Poniżej przedstawiamy więc nasze przewidywania - braliśmy pod uwagę również Wasze sugestie na forum. Oczywiście nie wszystkie, bo artykuł rozrósłby się do ogromnych rozmiarów, ale nadal zachęcamy do dzielenia się swoimi pomysłami.

Ruch Oporu i Nowa Republika

Zacznijmy od najważniejszej postaci Ruchu Oporu: Lei Organy. News ten został napisany dość dawno, jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem, że generał faktycznie się pojawi. Teraz oczywiście to już wiemy, ale możemy się pozastanawiać jaka przypadnie jej rola. Być może okaże się, że Kazuda nie będzie na tyle ważny, aby otrzymywać rozkazy bezpośrednio od niej, widać zresztą, że księżniczka pojawia się na razie tylko w formie hologramu. Wydaje się, że Xiono będzie zdecydowanie bliżej Poego, ale być może w dalszych odcinkach rola Lei wzrośnie. Szansę na debiut mają także inni oficerowie. Generał (choć przed TFA major) Caluan Ematt mógłby doskonale sprawdzić się w roli starszego, doświadczonego mentora w kolejnych sezonach, a admirał Statura pochodził z Garelu, planety z „ Rebeliantów”, co stanowiłoby ładne połączenie pomiędzy serialami. A to tego był „kosmicznym Azjatą”, co wpisywałoby się w konwencję anime. Podobną postacią był Idrosen Gawat, który to z kolei wywodził się z Mykapo, ojczyzny Żelaznej Eskadry. Część fanów uważa, że Kazuda - również „Azjata” - będzie wywodził się właśnie z jednego z tych dwóch światów. Ackbar pojawił się w „Wojnach klonów”, ale w „Rebels” był wielkim nieobecnym (jego rolę częściowo przejął Quarrie), a w sequelach nie ma wielkiej roli, także szanse na rozszerzenie jego roli w konflikcie są spore. Tym bardziej, że opowieść o jego porwaniu przez Najwyższy Porządek i ratunku z udziałem Damerona istnieje... ale w większości w formie LEGO w grze „Przebudzenie Mocy”. Porucznik Kaydel Ko Connix w Epizodzie VII miała bardzo malutką rolę, w VIII już większą, ale nadal jest sporo miejsca na rozwój tej postaci, zwłaszcza, że grała ją Billie Lourd, córka Carrie Fisher. Jej obecność mogłaby być formą hołdu dla zmarłej aktorki. Pozostaje pytanie czy twórcy będą chcieli wprowadzić do serialu Amilyn Holdo. Z jednej strony jako wiceadmirał odgrywała ważną rolę, a poza „Princess of Alderaan” nie ma większych wystąpień. Serial byłby doskonałą okazją, aby ukazać jej ekscentryczny charakter (w wyżej wymienionej powieści Holdo co chwilę zmienia kolor włosów i zachowuje się trochę jak Luna Lovegood z „Harry'ego Pottera”). Z drugiej jej postać wzbudziła sporo kontrowersji wśród fanów, zwłaszcza jej decyzja o niewyjaśnieniu planu swoim podwładnym. Część osób mogłaby zareagować na nią alergicznie.


Leia Organa

Caluan Ematt

Statura

Idrosen Gawat

Gial Ackbar

Kaydel Ko Connix

Amilyn Holdo

Wiemy, że Filoni nie miał planów odnośnie dalszych losów Jacena Syndulli, lecz Lucasfilm po premierze finału „Rebeliantów” zaczął się o niego dopytywać. A gdzież indziej mogłaby sprawdzić się osoba z pasją do latania niż w serialu o pilotach? Co prawda Jacen w czasie akcji serialu będzie miał jakieś 34-35 lat, więc raczej w głównej grupie się nie znajdzie, ale z drugiej strony może stać się mentorem jak Kanan. Jego matka, Hera, jako jedna z ulubienic fanów, ma spore szanse na wystąpienie. Jej rola zapewne ograniczy się do bycia na przykład szkoleniowcem (wiemy to na przykład z komiksowej „Aphry”) czy doradcy Lei z racji wieku (ok. 63 lata). Choć z drugiej strony Han był mniej więcej trzy lata od niej starszy, a w „Przebudzeniu Mocy” nadal dawał czadu.


Jacen Syndulla

Hera Syndulla

Poe Dameron był jedną z pierwszych ogłoszonych oficjalnie postaci, więc jest całkiem możliwe, że jego Eskadra Czarnych będzie dotrzymywała mu kroku. Największe szanse mamy na Temmina Wexleya, który już w tym momencie ma bogatą biografię. Jego młodość mogliśmy prześledzić w trylogii „Koniec i początek”, a w 28 ABY był jednym z pierwszych, którzy dołączyli do Ruchu Oporu. Co prawda Eskadra Czarnych powstała dopiero podczas poszukiwań Lora Sana Tekki, lecz inni jej członkowie byli oczywiście obecni wcześniej w bazie na D'Qarze. Prócz Temmina należeli do niej: Karé Kun, jego przyszła żona i była pilotka Nowej Republiki; L'ulo L'ampar, Duros, który brał udział w bitwie o Endor i późniejszych kampaniach, a także był dla Poego jak wujek; Oddy Muva, abednedoański technik, który okazał się później szpiegiem, gdyż Najwyższy Porządek porwał jego żonę; czy wreszcie znana z filmów Jessika Pava, fanka Luke'a Skywalkera, która miała wyjątkowego pecha do astromechów. Ciekawą postacią, która dołączyła do eskadry później, jest Suralinda Javos. Była ona dziennikarką, która chciała wyszukać sensacyjną historię - a było nią znalezienie bazy Ruchu Oporu. Wrobiła Damerona, by myślał, że atakuje ją Najwyższy Porządek (do czego później naprawdę doszło), a potem została zabrana na D'Qar. Tam przemyślała kilka spraw i zadecydowała, że dołączy do sprawy. Później pomagała reszcie w misjach. Serial mógłby też rozbudować postaci Rose i Paige Tico, zwłaszcza tą drugą, która nie miała wiele czasu ekranowego. Rose była techniczką, a Paige strzelcem na pokładzie bombowca, toteż możliwości fabularnych jest wiele. No i wątek siostrzanej miłości pasuje do Disneya.


Temmin Wexley

Karé Kun

L'ulo L'ampar

Oddy Muva

Jessika Pava

Suralinda Javos

Rose i Paige Tico

Grupę nowych postaci powiązanych z Ruchem Oporu wprowadził „Battlefront II”, a serce fanów zdobył zwłaszcza Shriv Suurgav - durosjański żołnierz, straszliwy mizantrop i maruda, ale w gruncie osoba o złotym sercu. Na przestrzeni lat wielokrotnie współpracował z Iden Versio i Delem Meeko, byłymi członkami Oddziału Inferno, którzy odeszli z Imperium po zobaczeniu okrucieństwa operacji „Popiół” na Vardosie. Później para miała córkę, Zay. Del zginął, nieskutecznie chroniąc informację o miejscu pobytu Lora Sana Tekki przed Kylo Renem. Po jego śmierci Shriv, Iden i Zay wyruszyli na poszukiwania, podczas których dowiedzieli się o projekcie Odrodzenie, który miał na celu wyszkolenie nowych szturmowców oraz budowę kolejnych statków. Podczas poszukiwań Iden zginęła z rąk byłego kolegi, Gideona Haska, lecz jej córka wraz z Durosem zdołała skontaktować się z Leią w momencie, gdy zaczęła się ewakuacja D'Qar. Księżniczka kazała jej szukać sojuszników w Zewnętrznych Rubieżach. Serial mógłby pokazać co robili przed tymi wydarzeniami, a także ukazać nieco inną perspektywę, w czym na pewno pomogłaby Iden, była imperialna. Może nawet miałaby o czym porozmawiać z Griffem?


Shriv Suurgav

Iden Versio

Del Meeko

Zay

Gdzieś mogliby się przewinąć członkowie Eskadry J, znanej z serii „Join the Resistance”. Choć główny bohater serii, Mattis Banz, dołączył krótko przed „Przebudzeniem Mocy”, to spora część była na D'Qarze już wcześniej. Jedną z ciekawszych postaci jest jej Jo Jerjerrod. Był potomkiem Tiaana, architekta drugiej Gwiazdy Śmierci, toteż podczas trwania akcji pierwszej powieści oczywiście to na niego padły podejrzenia grupy. I faktycznie jego rodzice byli oficerami Najwyższego Porządku, lecz młody Jo nie zgadzał się z nimi, więc udawał, że dołączył do akademii na Ganthelu, by wyszkolić się na oficera. Dyrektor placówki sympatyzował z Ruchem Oporu, więc pomagał mu, a Leia i Ackbar pozwalali na rozmowy z rodzicami. Dec Hansen i jego robotyczny „brat” AG-90 zasłynęli ze sprawiania kłopotów w bazie i to głównie za ich przyczyną eskadra J została później zesłana przez Ackbara na karną misję na Vordanie. Sari Nadle była dość słusznej postury, dlatego większość brała ją za bezmyślną siłaczkę, co nie było prawdą. Zeltronka Lorica Demaris, choć przybyła razem z Mattisem, to przed dołączeniem do Ruchu Oporu zaplątała się w historię ze zniszczeniem nielegalnego składu broni. Niesłusznie uważano, że to ona tego dokonała, więc okrzyknięto ją bohaterką. Dziewczyna, chcąc udowodnić, że naprawdę nią była, przyłączyła się do sprawy Lei. Wszyscy byli w dość młodym wieku, dlatego dobrze sprawdziliby się jako koledzy Kazudy.

Jedna z popularniejszych książek z nowego kanonu to „Utracone gwiazdy” Claudii Gray. W powieści śledzimy losy Thane'a Kyrella i Cieny Ree, których łączyła niezwykle głęboka więź, lecz politycznie poszli w zupełnie inne strony: Thane zdezerterował z imperialnych oddziałów, by dołączyć do rebelii, Ciena pozostała wierna rządowi. Podczas bitwy o Jakku chłopak uratował ją ze spadającego niszczyciela, mimo że kobieta wolała odejść wraz z okrętem. Gdy opadł bitewny pył, Ree zamknięto w więzieniu i poddano leczeniu. Po pewnym czasie odwiedził ją Kyrell, który ponownie próbował ją przekonać do swoim ideałów, tym razem noworepublikańskich. Choć kobieta dostrzegła pozytywne strony nowego rządu, to nadal odmawiała. I w tym momencie ich historia się kończy, ale mogłaby być kontynuowana - choćby w formie wzmianki - w serialu. Oboje byliby co prawda w dość zaawansowanym wieku, lecz nie zmienia to faktu, że fani chcą poznać ich dalsze losy.


Członkowie eskadry J

Ciena i Thane

Gdy mieliśmy jedynie obrazek z Francji, niektórzy doszukiwali się w postaciach ukazanych na nim podobieństwa do Vi Moradi, szpiega z Ruchu Oporu. Oczywiście teraz wiemy, że to nieprawda, niemniej taka bohaterka pasowałaby do tematyki serialu. W powieści „Phasma” kobieta została złapana przez kapitana Kardynała i podała mu informacje o przeszłości Phasmy w zamian za wolność. Z postaci powiązanych z Nową Republiką z pewnością jest szansa na Kanclerza Lanevera Villechama, o ile oczywiście serial zechce zahaczyć choć trochę o tematy polityczne. Jeśli tak się stanie, to możliwe jest, by pojawiła się Korr Sella, wysłanniczka Lei do Nowej Republiki, która nieskutecznie próbowała przekonać władze o zagrożeniu ze strony Najwyższego Porządku. Jedną z ciekawszych postaci książkowych jest też Ransolm Casterfo, były senator Centrystów. Mimo różnic w poglądach pomagał Lei badać sprawy karteli, oczywiście do czasu, gdy intrygi lady Carise nie sprawiły, że oskarżono go o zorganizowanie zamachu i zabójstwo senatora Garra. Po wszystkim osadzono go w więzieniu; księżniczka nie była w stanie mu pomóc, ale upewniła się, że ukarano Carise. Ransolm jest postacią bardzo niejednoznaczną, z jednej strony wyraźnie okazującą swe imperialne sympatie, z drugiej - szczerą i uczciwą. Serial mógłby ukazać czy Leia była w stanie zrobić coś w jego sprawie, no a do tego pokazać jak wyglądał. Claudia Gray podczas pisania wyobrażała sobie go na podobieństwo Toma Hiddelstona, który najbardziej zasłynął z roli Lokiego w MCU.


Vi Moradi

Lanever Villecham

Korr Sella

Ransolm Casterfo (fanart)

Najwyższy Porządek

Na początku otrzymaliśmy wieść, że pierwszą przedstawicielką Najwyższego Porządku będzie Phasma, teraz powoli dołączają do niej nowi bohaterowie. Armitage Hux to pewnik, lecz występuje tu ten sam problem, co w przypadku Lei: czy nasi bohaterowie będą na tyle ważni, by napotkać głównodowodzącego sił zbrojnych. Ma jednak szansę pokazać się w scenach tylko z udziałem ludzi z Najwyższego Porządku, jak to było choćby w przypadku Yularena w „Rebeliantach”. Może to stać się w dalszych sezonach. Jego ojciec, Brendol, mógłby dać nam niezłe spojrzenie na program szkoleniowy nowych szturmowców, lecz w czasie trwania akcji serialu zapewne już nie żył, zamordowany przez Phasmę i własnego syna. Skoro o żołnierzach mowa, to zapewne nie byłoby niemożliwe, gdybyśmy choć raz spotkali Finna. Co prawda starcie z mieszkańcami Jakku było jego pierwszą poważną bitwą, lecz wiemy, że wcześniej w ramach szkolenia zajmował się sprzątaniem. Kazuda, jako szpieg, mógłby na niego wpaść podczas swojej misji.

Serial ma opowiadać o pilotach i na razie wydaje się, że tematy dotyczące Mocy zostaną pominięte. Być może trzeba będzie poczekać do premiery Epizodu IX (czyli drugiej połowy drugiego sezonu, o ile ten powstanie), aby się pojawiły. Kylo Ren zapewne kiedyś wystąpi, ale wedle sugestii może mieć taką samą rolę jak Vader w „Rebels” - to znaczy pojawi się parę razy, bo raczej nasi bohaterowie nie będą mieli szans z doświadczonym użytkownikiem Mocy. Serial mógłby też zdradzić co nieco o Snoke'u, acz tu znowu wszystko zależy co w związku z nim ujawni dziewiąta część Sagi (o ile w ogóle). Seria będzie się działa dość późno, więc raczej nie uświadczymy historii jego dojścia do władzy. No chyba że zobaczymy retrospekcję, acz te rzadko zdarzają się w filmowych „Gwiezdnych Wojnach”. Zresztą, Najwyższy Wódz może, tak jak Imperator, pojawić się dopiero na sam koniec serialu.


Armitage Hux

Brendol Hux

Finn

Kylo Ren

Snoke

Filoni i spółka bardzo często wprowadzają postaci, miejsca czy pojazdy będące fanowskimi ulubieńcami. Dlatego szanse na Rae Sloane są całkiem spore, tym bardziej, że admirał w powieści „Nowy świt” miała starcie z Kananem i Herą, a „Resistance” mogłoby w taki czy inny sposób się do tego odnieść - na przykład jeśli również byłaby w nim obecna generał Syndulla. Seria mogłaby ponadto pokazać jaka rola przypadła jej w Najwyższym Porządku. Na razie wiemy, że to ona poprowadziła niedobitki Imperium w Nieznane Regiony, ale później do władzy doszedł Snoke, rozprawiając się ze wszystkimi przeciwnikami. Sloane się do nich nie zaliczała, lecz była zaskoczona nowym szefem.

Teraz już wiemy, że postać w czerwonej zbroi ma na imię Vonreg, ale swego czasu wielu fanów było przekonanych, że to kapitan Kardynał. Archex, bo tak naprawdę miał na imię, był jednym z sierot z Jakku, które zabrał Brendol Hux w ramach swojego programu szkoleniowego młodych szturmowców. Wkrótce sam został trenerem, lecz po powrocie Brendola z Parnassosa z młodą Phasmą, odebrano mu połowę uczniów - dostał młodszych, natomiast Phasma miała trenować nastolatków i dorosłych. Te i wiele innych rzeczy sprawiły, że mężczyzna zapałał nienawiścią do konkurentki, a po śmierci Brendola zaczął ją podejrzewać o morderstwo. Aby zdobyć o niej informacje, złapał wyżej wymienioną Vi Morandi i usłyszał od niej opowieść o Phasmie. Gdy skonfrontował się z Armitage'em, ten przyznał się, że razem z wojowniczką z Parnassosa zamordowali Brendola. Mężczyzna, załamany stanem Najwyższego Porządku, stanął do pojedynku z Phasmą, lecz go przegrał. Uratowała go Vi i odleciała wraz z nim z pokładu okrętu. Mimo że teraz wiemy, iż postać w czerwonej zbroi to nie Kardynał, to wprowadzenie go nie byłoby niemożliwe, pytanie tylko czy jesteśmy już po wydarzeniach z „Phasmy”. Jeśli tak, to może zobaczymy jego dalsze losy?


Rae Sloane

Kardynał

Jednym z głównych szwarchcharakterów komiksowego „Poe Damerona” jest Terex. Był on szturmowcem głęboko wierzącym w Imperium, który przeżył bitwę o Jakku i zbudował na planecie Kaddak własny gang. Po wielu latach otrzymał od piratów trybut: zbroję szturmowca, która jednakże różniła się od tej, którą znał. Piraci powiedzieli mu, że ukradziono ją z okrętu zawożącego dostawy dla tak zwanego Najwyższego Porządku. Terex zainteresował się możliwością odbudowania rządu, przekazał dowództwo nad gangiem niejakiemu Wisperowi i odnalazł nowe państwo. Ostatecznie otrzymał w nim rangę agenta Biura Bezpieczeństwa, choć wielu oficerów, w tym Phasma, pogardzali nim ze względu na jego pochodzenie. Mężczyzna później wielokrotnie starł się z Poe Dameronem podczas poszukiwań Lora Sana Tekki. W jego biografii istnieje spora dziura, a „Resistance” mogłoby ją załatać. Ponadto instytucja Biura Bezpieczeństwa byłaby tematycznym nawiązaniem do „Rebeliantów”.

Wyżej pisaliśmy o bohaterach z „Battlefronta II” z Ruchu Oporu, ale w oddziale Inferno był jeszcze Gideon Hask. Jako jedyny z grupy nie zdezerterował podczas operacji „Popiół” na Vardosie. Potem zniknął na wiele lat, lecz później pojawił się ponownie, już jako oficer Najwyższego Porządku i zabił swojego byłego kolegę z oddziału, Dela Meeka, na Pillio. Iden, Zay i Shriv śledzili go na pokład jego okrętu, „Retribution”, gdzie Hask trafił Versio zbłąkanym strzałem z blastera, lecz sam zginął, zabity przez nią. O Gideonie, podobnie jak Tereksie, nie wiemy wiele w okresie poprzedzającym czasy tuż przez „Przebudzeniem Mocy”, co daje spore pole do popisu.


Terex

Gideon Hask

Niezależni

W poniższym akapicie przedstawiamy postacie, które albo nie identyfikowały się po żadnej stronie barykady, albo na razie nie wiemy nic na ten temat. Nasi bohaterowie na pewno natrafią na innych wrogów niż tylko szturmowcy i tu całkiem nieźle sprawiliby się piraci, bo, jak donosi przewodnik po „Przebudzeniu Mocy”, ci bardzo rozpanoszyli się w czasach przed akcją filmu. Zresztą, jak się jeszcze przekonamy w późniejszym newsie, ci są już oficjalnie potwierdzeni. Z jednej strony mamy ulubieńca publiczności, Honda Ohnakę, który żył jeszcze podczas trylogii sequeli (jak wiemy z „Sił przeznaczenia”), z drugiej przyszedł już czas na nieco świeższej krwi. Kandydatem, który mógłby bardzo dobrze wprowadzić wątki z „The Clone Wars", jest Sidon Ithano, inaczej zwany Karmazynowym Korsarzem. W „Przebudzeniu Mocy” widzieliśmy go jedynie przez chwilę (Finn chciał zaokrętować się u niego, by uciec z Takodany), ale on i jego załoga zyskali popularność po opublikowaniu jednego z opowiadań wprowadzających do filmu. W nim różne grupy piratów na planecie Ponemah wyruszyły po skarb, który rzekomo miał się znajdować w rozbitym dziesiątki lat wcześniej krążowniku Separatystów. Ithano okręt odnalazł, lecz skarb okazał się nie kosztownościami, lecz zamrożonym w specjalnej komorze żołnierzem-klonem, znanym nam z TCW Kiksem. Jego pojawienie się byłoby miłym ukłonem w stronę fanów starszego serialu. Maz Kanata jest bardzo chętnie wykorzystywana w różnych źródłach, bo jest niejednoznaczną bohaterką - z jednej strony piratka, a więc przestępczyni, z drugiej postać ciepła, może nawet trochę matkująca, która mogłaby nieraz pomóc Kazudzie, zwłaszcza jeśli trafiłby do półświatka. Z mniej znanych postaci mamy Eleodie Maracavanya, istotę płci nieokreślonej, która założyła własne pirackie państwo w Dzikiej Przestrzeni, a także Lassę Rhayme, pantorańską piratkę znaną z powieści Christie Golden. Co prawda do czasu trwania akcji serialu mogła już nie żyć.


Hondo Ohnaka

Sidon Ithano

Maz Kanata

Lassa Rhayme

Piraci bardzo często przedstawiani w różnych odcieniach szarości, lecz całej Sadze istnieje wiele innych organizacji o bardziej przestępczym charakterze. W serialu na pewno byłoby miejsce dla Kanjiklubu i Guaviańskiej Bandy Śmierci. Skoro już o tym mowa, to „Resistance” mogłoby rzucić nieco światła na historię Hana i Chewbaccy i obu wyżej wymienionych organizacji, choć raczej na więcej nie należy liczyć. Solo odszedł od Lei i jeśli go kiedykolwiek spotkamy, to raczej w pojedynczym odcinku czy akcie. Interesujące byłoby również zobaczenie co się stało z Cikatrem Vizagiem - w „Rebeliantach” przejął łazik Gildii Górniczej, co mogło być początkiem odbudowy jego przestępczej organizacji, Złamanego Rogu. Jest jeszcze jedna postać wątpliwa moralnie, która stała się ulubienicą fanów - doktor Aphra. Archeolog (choć bliżej jej do złodziejki grobowców), była pomocnica Vadera i ofiara machinacji morderczego droida Triple Zero - można powiedzieć o niej wszystko, ale nie to, że jest nudna. Choć w czasach sequeli byłaby już posunięta w latach, to z całą pewnością jej osoba nadal pozostałaby ciekawa.

Inną neutralną siłą, która ma realne szanse na wystąpienie, są Mandalorianie. Przede wszystkim ze względu na miłość Filoniego do tej grupy, ale nawet jeśli jego udział w tworzeniu serialu nie jest tak duży, to i tak ekipa może się zdecydować na ich pokazanie, przede wszystkim dlatego, że nie wiadomo wiele co się z nimi działo w czasach sequeli. No i dałoby to bardzo dobrą okazję do kontynuowania wielu wątków z poprzednich serii - choćby jak radziła sobie Mandalora pod rządami Bo-Katan, co się stało z rodziną Sabine, mógłby też się pojawić członek jakiegoś innego klanu. Scenarzyści mogliby także wyjaśnić kwestię, która nurtuje fanów od czasu przejścia firmy przez Disneya: czy mandaloriańska zbroja wystarczyła, by Boba Fett przeżył we wnętrzu sarlacca. Oczywiście wszystkimi wyżej wymienionymi wątkami może zająć się serial aktorski, który podobno ma opowiadać właśnie o Mandalorianach. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by Mando pojawili się w kolejnej animowanej odsłonie. Zwłaszcza że Jon Favreau i Dave Filoni doskonale się znają, a symbol Protektorów pojawia się w teaserze.


Han i Chewbacca

Cikatro Vizago

Chelli Lona Aphra

Parokrotnie podkreślaliśmy, że nie wiadomo jak serial potraktuje kwestie Mocy, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że nie zobaczymy w nim Luke'a. Skoro Poe jest już w Ruchu Oporu, to znaczy, że i Skywalker udał się już na wygnanie. Najprawdopodobniej też wątek zagubionych gdzieś w galaktyce Ezry i Thrawna oraz poszukujących ich Ahsoki i Sabine to temat na inny serial czy komiks... ale może w „Resistance” nie zobaczymy ich podróży, a jedynie jej skutki. Tak jak w „Rebeliantach” Tano pojawiła się dość nagle, a jej wątki były raczej poboczne, tak samo może być w nowym dziele Lucasfilm Animation. Dodajmy jeszcze plotki o możliwym pojawieniu się chissańskiego admirała w Epizodzie IX do podgrzania atmosfery. Może zatem w późniejszych sezonach?

Filoni i ekipa lubią powracać do wymyślonych przez siebie bohaterów i ukazywać ich późniejsze losy. Z załogi „Ghosta” pozostał jedynie Zeb. Czy razem z Kallusem opuścił Lira San i dołączył do Ruchu Oporu? A może raczej obaj pozostali na ukrytej przed resztą galaktyki planecie? Serial mógłby stanowić także doskonałe wyjaśnienie nieobecności Landa w pierwszych dwóch sequelach. Tym bardziej, że dzięki „Solo” bohater zyskał na popularności, a do tego pojawi się w Epizodzie IX. Może wrócił do biznesu na Lothalu? A może nadal zajmował się Miastem w Chmurach? Albo ustatkował się ze swoją ukochaną Kaashą?

Artykuł ten, choć rozległy, stanowi i tak tylko ułamek tego, co może nam pokazać serial. Najważniejsze rzecz jasna, to robić to z umiarem i rozsądnie, bo nie chodzi o to, by Kazuda spotkał wszystkich, których tylko można. Najważniejsze, by bohaterowie, którzy pojawią się w historii, mieli w niej swoje odpowiednie miejsce.

Wszystkie atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.

Zapraszamy do dyskusji na forum
KOMENTARZE (17)

Tydzień animacji: Animowany segment z „Holiday Special”

2018-09-24 17:38:04



Dziś mało kto pamięta, że pierwszą animacją gwiezdno-wojenną wcale nie był żaden serial, a segment programu telewizyjnego, niesławnego „The Star Wars Holiday Special”, nadanego prawie dokładnie czterdzieści lat temu. Tam w trakcie mamy przerwę i leci dziesięciominutowy, obecnie nazwany „The Story of the Faithful Wookiee”, wcześniej określany jako „Starlog 3-2-1”. Nazwa z Wookieem jest stosunkowo niedawno ujawniona, a zarazem chyba oficjalna. Wcześniej przez lata segment ten nazywano od pierwszych słów, które w nim padają, czyli właśnie „Starlog 3-2-1”.



Historia „The Story of the Faithful Wookiee”

Za animowaną część wyemitowanego w 1978 „The Star Wars Holiday Special” odpowiada studio Nelvana. Tym razem w przeciwieństwie do aktorskiego programu, George Lucas miał minimalnie większy wpływ na animację. Nadal był zajęty „Indianą Jonesem” i „Imperium kontratakuje” więc niewiele czasu mógł poświęcać na tę produkcję. Wykorzystał to David Acomba, który pokazał Lucasowi film produkcji Nelavany – „A Cosmic Christmas”. George uznał, że jest to całkiem niezłe i znalazł czas na spotkanie się z Nelvaną. Dał im też pomysł, które Clive A. Smith i Frank Nissen zamienili na scenopisy. Lucas je zatwierdził, zaś Smith zajął się już rozwojem historii. Bezpośrednim wkładem Lucasa jest też umieszczenie nowego bohatera, którego mieliśmy zobaczyć dopiero w „Imperium kontratakuje”. To pierwsze pojawienie się Boby Fetta. Wówczas istniały już koncepty zbroi zrobione przez Joe Johnsotna oraz nagranie Bena Burtta na VHS w testowym kostiumie. Lucas bardzo chciał, by ta animacja była częścią czegoś, co niesie dalej „Gwiezdne Wojny” w oczekiwaniu na film. Ten pomysł będzie przewijać się także przez kolejne produkcje.

Jak na lata 70. animacja jest całkiem przyzwoita. Nelvana przede wszystkim spróbowała poszukać swojego stylu, nadać własną interpretację sadze. Nie zawsze udaną. Han nie przypomina Hana, zaś R2-D2 ma bardzo ciekawe umiejętności, no i jest wyjątkowo elastyczny. Styl animacji, a także niektóre modele postaci zostały wykorzystane prawie dekadę później w serialu „Star Wars: Droids” a także w mniejszym stopniu „Star Wars: Ewoks”. Jeśli chodzi o „Droids” to powiązań jest sporo więcej, niektórzy wręcz uznają ten serial za spin-off lub kontynuację tej kreskówki. Ale dziś taka kategoryzacja nie ma znaczenia. Ważne jest to, że to była pierwsza przymiarka Nelvany do „Gwiezdnych Wojen” i gdy pojawiła się druga szansa, to bazowali na tym, co już stworzyli. Zbudowali tym samym swój także wizualny kanon.



Dziedzictwo „Starlog 3-2-1”

Lucas jak to miał w zwyczaju bardzo lubił nawiązywać do innych dzieł w uniwersum. Ta kreskówka przede wszystkim miała wpływ na „Atak klonów” i Jango Fetta. Nie tylko jej fragmenty pojawiają się w dokumentach związanych z II Epizodem, ale nawet blaster Jango bardzo przypomina ten, który używał tu Boba Fett. Zresztą sposób wymowy imienia Boba z kreskówki słychać też w głosie Taun We.

Do kreskówki nawiązywał też w pewien sposób Genndy Tartakovsky w swoich „Wojnach klonów”. Choć tam trudno rozróżnić, czy to bardziej ta, czy „Droids” jest głównym źródłem inspiracji. Głównie chodzi o sposób poruszania się C-3PO i jego oczy, a także planetę Nelvaan, która wprost nawiązuje do Nelvany.

Kreskówkę można dziś obejrzeć na wydaniu sagi na Blu-ray. Jest ukryta. Na wydaniu zbiorczym BD na dysku z dodatkami do oryginalnej trylogii (8 dysk) wchodzimy w „Imperium kontratakuje” a tam „Pursued by the Imperial Fleet”, następnie wybieramy „The Collection” i „Boba Fett Prototype Costume”. Tam kreskówka jest ukryta pod przyciskiem „First Look”. Nie ładuje się od razu, trzeba poczekać.



W kreskówce głosów użyczyli – Anthony Daniels, Carrie Fisher, Harrison Ford, James Earl Jones, Mark Hamill i Don Francks jako Boba Fett.
Za dźwięki i montaż odopowiada Ben Burtt, a za animację odpowiadają Jenn de Joux i Elizabeth Savel.

Zaś przy okazji o samym „Holiday Special” mieliśmy cały tydzień, tworzony przy współpracy z Jedi Order. To dobra okazja, by sobie przypomnieć tamte artykuły.

Zaś pozostałe atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (11)

Tydzień animacji: Historia po Endorze

2018-09-24 16:29:17 Różne



Premiera „Resistance” zbliża się wielkimi krokami i mimo że wiemy już co nieco o realiach serialu, to w ramach tygodnia animacji chcielibyśmy przybliżyć czasy, w których będą się działy przygody pilotów Ruchu Oporu. Innymi słowy, będzie to skrócona wersja nowokanonicznych wydarzeń po bitwie o Endor.

„Powrót Jedi” przedstawia moment wiktorii Sojuszu Rebeliantów - oto Imperator poniósł śmierć na pokładzie drugiej Gwiazdy Śmierci, która zresztą później została zniszczona przez buntowników. Vader odkupił swoje winy w oczach Luke'a, lecz dla wielu mieszkańców galaktyki jego śmierć oznaczała koniec jednego z symboli terroru. W wyniku euforii po zwycięstwie na Endorze wiele istot postanowiło dość intensywnie świętować wraz ze swoimi partnerami w alkowach - pokolenie spłodzone w tym czasie nazwano „dzieciakami zwycięstwa”, choć termin ten odnoszono również do maluchów urodzonych nieco wcześniej, na przykład Poe Damerona. Generacja ta nie zaznała wojny, dlatego często miała na jej temat inne wyobrażenie, niż te należące do ich rodziców. Widziała bohaterskie walki, a nie okrucieństwo i śmierć.



Naiwnością byłoby myśleć, że śmierć Palpatine'a oznaczałaby koniec wojny, bo mimo że Sheev był dla wielu symbolem i ojcem narodu, to na Imperium składały się przede wszystkim rozległa maszyna biurokratyczna oraz armia, a zwłaszcza ta druga nie miała zamiaru się poddać. Na Endorze większość sił albo skapitulowała, albo uciekła (między innymi Iden Versio i jej oddział Inferno), lecz część pozostała, by nadal walczyć. Rankiem po bitwie po drugiej stronie księżyca odkryto imperialną placówkę, którą rebelianci postanowili zdobyć. Atak poprowadził Han Solo wraz z Kesem Dameronem i Sharą Bey, rodzicami Poego, którzy odkryli w budynku dane z imperialnymi planami. Dalsze dochodzenie doprowadziło do odkrycia operacji pod kryptonimem „Popiół”.

Akcja ta była częścią tak zwanego Planu Awaryjnego Palpatine'a. Sheev był zdania, że był najważniejszą osobą w państwie, a zatem jeśli miałby zginąć, to istnienie Imperium nie miało już sensu. Sith przewidział, że imperialni oficerowie spróbowaliby przejąć władzę i wdaliby się w walkę między sobą, dlatego jego zdaniem Imperium mogło jedynie umrzeć, by potem odrodzić się na nowo, czyste i kierujące się pierwotnymi ideałami. Realizację Planu Palpatine powierzył Galliusowi Raksowi, chłopcu, którego znalazł kiedyś na Jakku. W chwili śmierci Imperatora z kilkoma wybranymi oficerami - między innymi Garrickiem Versiem - skontaktowały się droidy-posłańcy, przybrane w czerwone szaty i posiadające holograficzną twarz Sheeva na wyświetlaczu. Maszyny powierzyły im przeprowadzenie operacji „Popiół”, która polegała na umieszczeniu na wybranych światach satelitów wywołujących burze elektryczne siejące zniszczenie na powierzchni. Celem ataku stały się między innymi Naboo (gdzie satelity zniszczyły Leia i królowa Soruna), Abednedo, Commenor oraz Vardos, ojczyzna Iden i Garricka. Przywódczyni oddziału Inferno oraz jej kolega Del nie mogli zrozumieć czemu Imperium miałoby atakować własny świat i nie dali się przekonać słowom admirała Versio, który twierdził, że w ten sposób pokażą rebeliantom kto nadal rządzi w galaktyce. Oboje zdezerterowali i po pewnym czasie dołączyli do rebelii. Operacja „Popiół” trwała kilka miesięcy.



W okresie pomiędzy bitwą o Endor a Jakku rozegrało się wiele podobnych konfliktów. Chyba najistotniejszym z nich była tak zwana coruscańska wojna domowa. Rozpoczęła się ona tuż po scenie, którą znamy z edycji specjalnej „Powrotu Jedi” - tłumy świętujące na placu zaczęły obalać pomniki Palpatine'a i atakować szturmowców, co nie pozostało bez brutalnej odpowiedzi. Wkrótce rozpoczęły się walki, a społeczeństwo ogromnej planety-miasta było tak podzielone pod względem poglądów, że potyczki przeistoczyły się w regularną wojnę domową. Po stronie rebeliantów walczyli między innymi przestępcy i gangi osieroconych dzieci, natomiast siłom Imperium przewodził Mas Amedda, lecz jego władza była jedynie symboliczna, gdyż Rax nie pozwolił na wysłanie mu posiłków. Faktycznie nad wszystkim czuwało Biuro Bezpieczeństwa, a Chagrianin ukrywał się w imperialnym pałacu. Z powodu chaosu panującego na planecie, na stolicę świeżo utworzonej Nowej Republiki wybrano Chandrilę, ojczyznę Mon Mothmy.

Obawy Palpatine'a o próby przejęcia władzy przez oficerów nie były bezpodstawne. Jednym z nich był gubernator Adelhard, który ustanowił tak zwaną Żelazną Blokadę wokół sektora Anoat (gdzie znajdowały się między innymi Bespin i Hoth). Mężczyzna twierdził, że pogłoski o śmierci Imperatora są kłamstwem, a galaktyka poza sektorem to niebezpieczne miejsce, dlatego najlepiej było pozostać na miejscu. Sojusz nie był w stanie dostarczyć posiłków, więc mieszkańcy sami rozpoczęli powstanie. Niestety historia ta nigdy nie została skończona, gdyż gra „Uprising”, w której się działa, została przedwcześnie skasowana. Niemniej aluzje do niej znajdują się w innych źródłach.

Ważnym momentem kilka miesięcy po Endorze było spotkanie imperialnych oficerów na Akivie, którzy mieli zadecydować o kolejnych ruchach. Swą energię poświęcili jednak przede wszystkim na walki pomiędzy sobą. Konflikt zarysował się zwłaszcza pomiędzy admirał Rae Sloane a samozwańczym wielkim moffem Valkiem Pandionem. O spotkaniu dowiedziała się grupa pod dowództwem Norry Wexley i jej syna Temmina (późniejszego członka Eskadry Czarnych Poego Damerona), która zainspirowała powstanie na planecie. Imperialni przywódcy albo zginęli, albo zostali pochwyceni przez Nową Republikę i jedynie Sloane zdołała zbiec. Spotkała się w odległym zakątku galaktyki z Raxem; okazało się, że to on doprowadził do spotkania, które miało na celu - zgodnie z Planem Awaryjnym - wyeliminowanie słabych elementów z przyszłego odrodzonego Imperium. Tymczasem Akiva stała się pierwszym światem Zewnętrznych Rubieży, który oficjalnie dołączył do Nowej Republiki.

Rok 5 ABY zaczął się przede wszystkim od wyzwolenia niezwykle istotnych stoczni na Kuacie oraz Kashyyyka, na czym bardzo zależało Hanowi, gdyż do jednego z więzień na planecie trafił Chewbacca. Wraz z Norrą i jej drużyną przemytnik wyzwolił uwięzionych Wookieech i inne osoby, nieświadomy, że była to pułapka zastawiona przez Raksa. Gallius zainstalował więźniom bioczipy, które miały zmusić ich do zaatakowania przywódców Nowej Republiki podczas planowanych rozmów pokojowych na Chandrili. Chewie spłacił swój dług życia wobec Hana, więc został na planecie, gdzie podczas późniejszych walk oswobodził swojego syna, Lumpy'ego, z obozu pracy.



Tymczasem na Chandrili zorganizowano rozmowy pokojowe pomiędzy Nową Republiką a Imperium. Rax zgodził się, aby to Sloane reprezentowała ich państwo, lecz zanim do czegokolwiek doszło, zaatakowali więźniowie z Kashyyyka. Mon Mothma została poważnie ranna, generał Madine prawdopodobnie zginął, a inni oficjele Nowej Republiki opowiedzieli się stanowczo przeciwko rozwiązaniu konfliktu metodami pokojowymi. Stolicę przeniesiono na Nakadię, planetę w Środkowych Rubieżach. Rae była zszokowana metodami stosowanymi przez Galliusa, które zbyt mocno przypominały jej te rebelianckie - a zatem nie mogła zgodzić się, by stosowano je w nowym, idealnym Imperium. Admirał udało się uciec z Chandrili, lecz pod drodze odkryła, że na jej statku znalazł się pasażer na gapę - Brentin Wexley, ojciec Temmina i jeden z więźniów, którzy zaatakowali polityków. Choć stali po przeciwnych stronach barykady, zgodzili się, że Rax był ich wspólnym wrogiem. Tymczasem imperialny dowódca przybrał tytuł Kanclerza i zgromadził flotę nad Jakku, gdzie miało dojść do ostatecznej bitwy.

Obie strony były przekonane, że nadarza się okazja, by raz na zawsze unicestwić przeciwnika. Imperialni mieli nadzieję, że wróg albo ucieknie, albo dozna znaczących strat; ponadto Jakku, choć ekonomicznie nie była istotna, to stanowiła bramę do Zachodnich Rubieży. Dla Nowej Republiki sytuacja była idealna, bo przeciwnik zgromadził niemal całą flotę w jednym miejscu. Odtworzenie pełnego przebiegu bitwy jest dość problematyczne, gdyż ukazana jest w bardzo wielu źródłach i z różnych perspektyw, dlatego przedstawimy ją tylko bardzo ogólnikowo. Generał Rieekan, który był sfrustrowany słabymi wynikami w produkcji okrętów przez Republikę, wpadł na pomysł, by podczas batalii wysłać na pokład niszczycieli grupy złożone z absolwentów imperialnych akademii, by ci, wykorzystując swoją wiedzę, przejęli maszyny. Jednakże siły dowodzone przez wielkiego moffa Randda stawiły bardzo silny opór w przestrzeni kosmicznej i początkowo to one dominowały na polu bitwy. Po pewnym czasie zaczęły wszak coraz bardziej oddawać pola i coraz więcej okrętów zaczęło spadać i rozbijać się na powierzchni Jakku. Legiony szturmowców i kilka AT-AT zgromadziły się wokół dawnej placówki badawczej Palpatine'a i rozpoczęły walkę partyzancką, lecz niewiele to dało: żołnierze Nowej Republiki zdobywali coraz więcej terenu.



W kosmosie „Ravager” Randda (okręt, przez który Rey i Finn przelatują na pokładzie „Sokoła” w „Przebudzeniu Mocy”) i „Concord” komodor Kyrsty Agate starły się i ostatecznie zniszczyły nawzajem. Plan Rieekana dotyczący przejęcia niszczycieli udał się jedynie średnio; przykładowo, republikański pilot Thane Kyrell zawiódł, gdyż dowodząca „Inflictorem” Ciena Rae (jego ukochana) rozbiła maszynę, ale ostatecznie została przezeń uratowana (i osadzona w więzieniu). W tym samym czasie Sloane i Brentin dotarli do Obserwatorium, w którym Rax przeprowadzał rytuał ciemnej strony, który miał zdestabilizować jądro planety, co by zniszczyło ją wraz ze wszystkimi uczestnikami bitwy. W starciu z nim zginął pan Weaxley, ale Sloane dopięła swego i śmiertelnie raniła samozwańczego Kanclerza. Ten w swych ostatnich słowach nakazał jej uciec do Nieznanych Rejonów wraz z wybranymi przez niego oficerami (między innymi Brendolem Huksem i jego synem Armitagem) oraz przygotowywanymi od lat dziecięcymi żołnierzami, którzy mieli stanowić trzon przyszłej armii. Admirał uszanowała jego życzenie. Bitwa o Jakku ciągnęła się przez kilka tygodni, ale tylko dlatego, że resztki imperialnych sił odmawiały poddania się. Republika odniosła zwycięstwo.

Po śmierci Raksa Mas Amedda wydostał się z Coruscant z pomocą członków jednego z tamtejszych dziecięcych gangów i wybłagał Mon Mothmę o spotkanie, podczas którego oficjalnie uznał porażkę Imperium. Wkrótce podpisano tak zwaną Ugodę Galaktyczną (tuż po tym wydarzeniu Leia zaczęła rodzić). Zakładała ona, że Imperium ma zaprzestać wszelkiej walki, Akademie kończyły swoją działalność, nie można było szkolić nowych szturmowców, oficerowie, którzy się nie poddali, zostali uznani za zbrodniarzy wojennych, a Coruscant zostało przyznane Nowej Republice. Imperialnych rozlokowano w światach Jądra i Środkowych Rubieżach, i ci zachowywali się dość pokojowo, natomiast część nie chciała uznać Ugody, aczkolwiek nie dochodziło do większych walk. Zresztą większość po pewnym czasie dołączyła do uciekinierów pod wodzą Sloane, która po bitwie o Jakku wędrowała przez kilka miesięcy w Nieznanych Regionach, aż trafiła na krążownik „Eclipse”, gdzie przyjęła tytuł Wielkiego Admirała i stała się pierwszą przywódczynią nowego państwa, które później będzie znane jako Najwyższy Porządek.

Lata 6 ABY-28 ABY nie są niestety tak dobrze opisane, ale wiemy, że na początku tego okresu będzie się dział serial aktorski. Tak czy siak, w galaktyce nastały nastroje pacyfistyczne. Mothma, która jeszcze podczas wojny odwiedzała pola bitew, wpadła na pomysł, by zdemilitaryzować państwo i tak też uczyniono - na przestrzeni lat zlikwidowano dziewięćdziesiąt procent sił zbrojnych. Pozostałe dziesięć procent było i tak największą siłą zbrojną w galaktyce, lecz był to jedynie ułamek niegdysiejszej potęgi Starej Republiki. Zdecydowano również, że stolica będzie ruchoma, by zapobiec faworyzowaniu Światów Jądra. Rząd zajął się przede wszystkim odbudową i handlem, a w Senacie zaczęły kształtować się dwie opozycyjne (choć nieoficjalne) ugrupowania: Centryści i Populiści.

Ci pierwsi bardzo często wywodzili się z byłych typowo imperialnych planet (np. Coruscant, Kuat, Arkanis) i w tajemnicy podziwiali Palpatine'a, choć głównie za jego siłę i stanowczość, a nie brutalność. Opowiadali się za silną, scentralizowaną władzą (stąd nazwa), zwiększeniem liczebności wojska (odłam skrajnie prawicowy głosował za wzmocnieniem obrony indywidualnych planet, a nie wspólnej armii) oraz za bezwzględną egzekucją prawa. Populiści z kolei mieli bardziej liberalne podejście w kwestiach społecznych i ekonomicznych, aczkolwiek było to ugrupowanie niezwykle zróżnicowane. Odłam skrajnie lewicowy chciał na przykład, by w ważnych sprawach dla galaktyki wprowadzić otwarte głosowanie dla każdego obywatela. Politycy skrajnie prawicowi mieli zaś pomysł, by rozwiązać Senat, aby każda planeta stała się prawdziwie niezależna. Tymczasem Republika powoli rozszerzała swoje wpływy, jest to zatem dobry moment, by spojrzeć na wszystko, co wiemy o jej geopolityce.



Bardzo dobry, choć nieco już zdezaktualizowany artykuł na ten temat znajduje się na Eleven-Thirty Eight, jeśli ktoś jest szerzej zainteresowany, tutaj przedstawimy jedynie jego ogólny zarys. Wbrew temu, co można by sądzić, Nowa Republika nie stała się galaktyczną potęgą jak swoja poprzedniczka czy też Imperium. W owym okresie sporo planet pozostało neutralnymi, pojawiło się też kilka innych frakcji. Nowa Republika była bardzo silnie obecna w Jądrze (Coruscant, Chandrila, Kuat, Honsian Prime), Koloniach (Abednedo, Devaron) i Środkowych Rubieżach (Naboo, Kashyyyk), dziwnie natomiast brak danych na temat planet w Obszarze Ekspansji. Zewnętrzne Rubieże, region, w którym obok biednych globów można znaleźć te opływające w bogactwa, również został bardzo silnie skolonizowany. Dotyczy to zwłaszcza światów położonych wokół szlaków handlowych, a także byłych zwolenników rebelii, takich jak Kalamar. W „Propagandzie” Pabla Hidalga wspomina się jednak, że sporo planet wspierało Republikę, lecz nie chciało być jej członkami. Jedną z takich był Ryloth, który bardzo ucierpiał podczas wojen klonów oraz galaktycznej wojny domowej i choć miał swojego oficjalnego reprezentanta w Senacie w osobie Yendora, to pragnął pozostać neutralny.

W książkach Chucka Wendiga (i na razie tylko tam) wspomina się o powstaniu Nowej Unii Separatystów i Konfederacji Systemów Korporacyjnych - nazwy, które od razu przywodzą na myśl dawnych Separatystów z okresu wojen klonów. Choć nie ma na ten temat zbyt wielu danych, to najprawdopodobniej wchodziły w ich skład planety, które niegdyś z własnej woli przystąpiły do Dooku i myśl o łączeniu sił z nowym wcieleniem dawnego wroga nie była im w smak. Mon Mothma próbowała ich nakłonić do dołączenia, nakazując swoim ludziom tworzenie plakatów propagandowych mówiących o sile, jedności, a zwłaszcza odrodzeniu - to była bowiem Nowa Republika, nie ta stara. Ciekawie sytuacja przedstawia się z Huttami - po śmierci Jabby zaczęli oni walczyć między sobą, co dało zniewolonym przez nich rasom (takim na przykład jak Niktowie) okazję do wszczęcia buntu. W półświatku przestępczym zaczyna powoli królować Kanjiklub czy (ponownie) Czarne Słońce. Ciekawym tworem wydaje się tak zwana Suwerenna Strefa Maracavanyi - pirackie „państwo”w gruncie rzeczy bez żadnego terytorium, składające się głownie z porwanych w Dzikiej Przestrzeni statków, w tym superniszczyciela. Zastanawiające, że w nowym kanonie nie wiemy niemal nic, co się działo z Mandalorianami w okresie sequeli, także jest tu ogromne pole do popisu - choć raczej dla serialu aktorskiego.

Najwyższy Porządek to przypadek szczególnie interesujący, bo skoro Kazuda będzie szpiegował dla Ruchu Oporu, to zapewne będzie robił to tam, gdzie rozwijało się nowe państwo. Wiele światów wyżej wspomnianych Centrystów tak naprawdę było powiązanych z rosnącym w siłę w Nieznanych Regionach Porządkiem, a ostatecznie odeszło od Republiki. Na razie nie mamy za wiele danych, ale w „Before the Awakening” jest wzmianka, że obie frakcje rozdzielała strefa buforowa, którą stanowiło tak zwane Pogranicze Transhydiańskie na północnym wschodzie galaktyki. Co oznacza, że Najwyższy Porządek najprawdopodobniej kontrolował sporo światów na północy - co ciekawe, dokładnie w tym samym miejscu, w którym w Legendach miały swą siedzibę pozostałości po Imperium Palpatine'a. Na razie mamy potwierdzone tam dwa centrystyczne światy, Comrę i Orindę. Jest to ciekawy obszar, w którym znajduje się wiele planet, które mogłyby stanowić interesujące tło wydarzeń dla akcji serialu. Są to na przykład: Dathomira (ojczyzna Ventress i Sióstr Nocy), Mygeeto (jedno z wielu pól bitew wojen klonów, na którym zginął Ki-Adi Mundi), Dantooine (gdzie przez krótki czas znajdowała się baza rebelii, a w KOTOR-ze odwiedził ją Revan), Bastion (w Legendach stolica Resztek Imperium) czy Kalee (ojczyzna Grievousa).



Historia galaktyki w Sadze niejednokrotnie związana jest z historią głównych filmowych bohaterów. Zacznijmy od Hana, który wkrótce po narodzinach Bena musiał się ustatkować, ale nieszczególnie sprawdzał się w roli ojca. Zatem gdy tylko do jego mieszkania wpadł Lando Carlissian i poprosił o pomoc w walce z zamachowcem, nie trzeba było wiele, by go przekonać. Razem zebrali ekipę (w tym Kaashę Bateen, twi'lekańską ukochaną Landa) i rozpoczęli śledztwo, które doprowadziło ich do droida-transmitera zwanego Phylanksem, zbudowanego lata wcześniej przez szalonego Pau'anina o imieniu Fyzen Gor. Naukowiec planował użyć maszyny, by wysłać sygnał do wszystkich droidów w galaktyce, który sprawiłby, że podniosłyby rękę przeciwko swoim panom. Jego plan niemalże się udał - sygnał został wysłany, a jednym ze zbuntowanych robotów była niania małego Bena - lecz załodze udało się zniszczyć Phylanksa. Po wszystkim Lando, który przeżywał liczne dylematy czy rozpocząć poważny związek z Kaashą, ostatecznie to zrobił.

O Luke'u wiemy jeszcze mniej, bo jak do tej pory Lucasfilm nie chce ujawniać za wiele - może to się zmieni w okolicach Epizodu IX. Wkrótce po bitwie o Endor poczuł wezwanie na planetę Pillio, gdzie wraz z Delem Meeko, członkiem oddziału Inferno, zdobył tajemniczy kompas, a potem wraz z Sharą Bey uratował zalążek Wielkiego Drzewa, które rosło niegdyś na dziedzińcu Świątyni Jedi. Po narodzinach Bena odwiedził Leię i zaczął uczyć ją podstaw Mocy, ale ta ostatecznie stwierdziła, że woli zająć się polityką. Skywalker odwiedzał dziesiątki światów, na których poznawał różne religie skupione wokół Mocy, aż ostatecznie przyjął grupę padawanów, w tym Bena, i zbudował świątynię.

Około 21 ABY Najwyższy Porządek zaczął przygotowywać się na poważnie do nadchodzącej inwazji. Potrzebował w tym celu przede wszystkim finansów, więc za pomocą Centrystów podjął współpracę z kartelem Rinnrivina Di i wojownikami amaxińskimi. Dzięki temu mógł zacząć budować potężną flotę. Tymczasem Brendol Hux, który jeszcze w czasach Imperium miał pomysł, aby indoktrynować przyszłych szturmowców praktycznie od narodzin, skutecznie realizował swoją strategię - Finn również został poddany takiemu programowi szkoleniowemu. W pewnym momencie (bo oficjalnej daty jeszcze nie ma) Brendol wyruszył na kolejną misję rekrutacyjną, lecz rozbił się na Parnassosie, gdzie natrafił na wojowniczkę imieniem Phasma i jej plemię. Kobieta, która jak nic pragnęła wyrwać się z planety, dostrzegła w tym swoją szansę i wraz ze swoimi współplemieńcami pomogła mu dostać się do statku. Gdy przyjęto ją w szeregi Najwyższego Porządku, Brendol był tak zadowolony z niej, że powierzył jej połowę żołnierzy do treningu - ku wielkiemu niezadowoleniu kapitana Kardynała, który również szkolił przyszłe wojska. Phasma zaczęła współpracę z Armitagem i wspólnie doszli do wniosku, że nadszedł czas, by żywot Huksa starszego dobiegł końca. Młody generał, który jako dziecko był bity i poniżany przez ojca, nakazał kobiecie, by zabiła go tak, by morderstwa nie dało się wykryć, więc ta użyła jadu żuka z Parnassosa. Powodował on, że tkanki ofiary traciły łączność - Brendol po prostu rozpuścił się w zbiorniku z bactą.



Rok 28 ABY to czas przełomu, a jednocześnie coraz większego kryzysu w Senacie. Wówczas kartel Rinnvirina począł sobie coraz śmielej poczynać w sektorze Rylotha, dlatego Twi'lekowie zwrócili się o pomoc do Nowej Republiki. Sprawę zgodziła się zbadać Leia, która była członkinią partii Populistów, oraz jej młodszy kolega z Centrystów, Ransolm Casterfo. Mimo różnic w poglądach udało im się odkryć, że kartel przekierowuje pieniądze na podejrzane konta. Oboje wezwali Senat do dalszego zbadania tej sprawy, lecz Centryści nieoczekiwanie zaproponowali wybory na Pierwszego Senatora, który miałby większe uprawnienia niż Kanclerz. Populiści nalegali, by to Organa startowała z ramienia ich partii, a ta niechętnie się zgodziła. Wkrótce doszło do zamachu, nazwanego później „serwetkowym”, który zorganizowali Amaxinowie na senatorów. Choć nikomu nic się nie stało, to był to pierwszy taki atak od długiego czasu, więc spowodował on jeszcze większy chaos w rządzie. Zamach dał jednak Lei i Ransolmowi możliwość kontynuowania śledztwa. To jednak zostało przerwane przez intrygi lady Carise z Centrystów.

Kobieta znalazła stare nagranie Baila, w którym mówił on o prawdziwym ojcu Lei. Wiedząc o nienawiści Casterfo do Vadera, lady przekazała mu tę informację, a ten zaprezentował to całemu Senatowi. Przyparta do muru, Leia przyznała, że to prawda, a wówczas wielu przyjaciół się od niej odwróciło. Jej kariera legła w gruzach, więc zrezygnowała z kandydatury na Pierwszego Senatora. Z ramienia Populistów wystartował senator Tai-Lin Garr, lecz został zamordowany przez przywódczynię Amaxinów, Arliz Hadrassian. Kobieta popełniła samobójstwo, nim ktokolwiek zdołał wydobyć od niej jakiekolwiek informacje. Tymczasem Leia na planecie Sibensko zdobyła kolejne dowody obciążające Amaxinów i kartel Rinnvirina. Choć zostali oni pokonani, to ostrzegła Senat, że to nie jedyne zagrożenie. Mało kto brał jej słowa na poważnie, gdyż w rządzie zapanował jeszcze większy nieład: Lady Carise oskarżyła Casterfa o współpracę z Amaxinami, za co wydalono go z partii. Wstrzymano głosowanie na Pierwszego Senatora, a wiele światów Centrystów (w „Propagandzie” nazywa się ich już otwarcie Najwyższym Porządkiem) odłączyło się od Republiki, co wielu powitało wręcz z ulgą. Leia, pozbawiona złudzeń, zwołała tajne spotkanie w hangarze budynku Senatu, gdzie z zaufanymi ludźmi ogłosiła powstanie Ruchu Oporu.

To jest punkt, do którego z pewnością będzie nawiązywał serial - to sześć lat, które nie są zbyt szczegółowo przedstawione. Wiadomo wszak, że Nowa Republika próbowała desperacko nie powtarzać błędów Imperium, dlatego nadal optowała za demilitaryzacją, mimo licznych ostrzeżeń ze strony Ruchu Oporu. Politycy wierzyli, że Najwyższy Porządek będzie wierny postanowieniom Ugody Galaktycznej, choć ludzie Organy (w tym wysłanniczka do Nowej Republiki, Korr Sella, a zapewne i Kazuda) donosili o zbrojeniach, działających akademiach czy szkoleniach szturmowców. Leię oskarżano o podżeganie do wojny i machanie szabelką, choć niektórzy sympatyzujący z nią senatorzy finansowali jej działania. Na szlakach handlowych zaroiło się od piratów, co wykorzystywał Najwyższy Porządek, który przedstawiał się jako zbawca. W nieznanym czasie do władzy doszedł Snoke, co spotkało się ze zdumieniem ze strony Sloane. Najwyższy Wódz przeciągnął Bena Solo na swoją stronę, a ten spalił świątynię Luke'a i zabrał ze sobą kilku jego uczniów. W 33 ABY wybrano Lanevera Villechama na Kanclerza.

W 34 ABY Poe Dameron, jeszcze jako pilot Nowej Republiki, na własne oczy zobaczył jakie zagrożenie stanowi Najwyższy Porządek, i dzięki skontaktowaniu się z Leią, dołączył do Ruchu Oporu. Tu możemy zadać pytanie jak długo będzie trwał serial, skoro już będzie w nim Poe, a do wydarzeń z „Przebudzenia Mocy” nie zostało wiele. Dameron wkrótce uratował porwanego admirała Ackbara, zbadał sprawę senatora Erudo Ro-Kiintora i wraz ze swoją eskadrą Czarnych wyruszył na serię misji, które miały na celu odnalezienie Lora Sana Tekki, który miał mapę do Luke'a Skywalkera. Krótko przed wydarzeniami z „Przebudzenia Mocy” do Ruchu Oporu dołączył Mattis Banz, wrażliwy na Moc sierota. Wraz z grupą innych nastolatków rozpoczął szkolenie pod okiem Jo Jerjerroda (potomka Tiaana, architekta drugiej Gwiazdy Śmierci). Eskadra J, jak nazwano ich drużynę, początkowo nie trzymała się razem (Jo oskarżano o zdradę), a dodatkowo spowodowała wyłączenie bazy na D'Qarze, za co admirał Ackbar zesłał ją na Vodran. Rutynowa misja przerodziła się w spotkanie ze szturmowcami Najwyższego Porządku. Resztę wydarzeń znamy z nowych filmów, warto jednak dodać ciekawą informację z przewodnika po „Ostatnim Jedi”: po zniszczeniu układu Hosnian większość planet w galaktyce po prostu poddała się Najwyższemu Porządkowi z obawy, że spotka je podobny los. Może kolejne sezony serialu jakoś się do tego odniosą.

Powyższy artykuł jest oczywiście jedynie skrótem, lecz powinien dawać dość dobre spojrzenie na stan galaktyki w czasach serialu. Możemy się jednak spodziewać, że jego akcja przekroczy nowe filmy, gdyż - jak pisaliśmy wyżej - nie będzie za wiele czasu przed „Przebudzeniem Mocy”. Zapewne będzie to możliwe bliżej Epizodu IX, a Kazuda, ze szpiega, przerodzi się w żołnierza.

Źródła: „Battlefront II”, „Rozbite Imperium”, trylogia „Koniec i początek”, „Uprising”, „On the Front Lines”, „Utracone gwiazdy”, „Więzy krwi”, „Phasma”, „Last Shot”, „Propaganda”, „Before the Awakening”, seria komiksowa „Poe Dameron”, „Join the Resistance”, Wookieepedia, Biblioteka Ossus, Star Wars Explained, Eleven-Thirty Eight.

Wszystkie atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (12)

Tydzień animacji: News otwierający

2018-09-24 07:15:31



Animacje to bez wątpienia drugie najważniejsze gwiezdnowojenne medium, zaraz po filmach. Przynajmniej tak jest współcześnie, bo kiedyś nie odgrywały tak doniosłej roli jak teraz. Na ich podstawie powstają książki i komiksy, a stworzeni komputerowo bohaterowie, tacy jak Saw Gerrera, mają swoje aktorskie wersje. Już za niecałe dwa tygodnie będziemy mogli rozpocząć dyskusję na temat nowych odcinków „Resistance”, zatem z tej okazji postanowiliśmy przybliżyć Wam wybrane aspekty ze świata kreskówkowych „Gwiezdnych Wojen”.

Trudno uwierzyć, ale w listopadzie tego roku starwarsowe animacje będą obchodziły swoje czterdziestolecie. Mowa oczywiście o niesławnym „The Holiday Special” z 1978 roku. Choć film jest, delikatnie mówiąc, nielubiany przez fanów, to jednak większość zgadza się, że segment animowany wypada całkiem dobrze. Znany jako „The Story of the Faithful Wookiee" i stworzony przez studio Nelvana - do którego później aluzję uczyni Tartakovsky wraz z planetą Nelvaan - opowiada historię Luke'a ruszającego na pomoc Hanowi i Chewbacce. Filmik jest znany przede wszystkim jako debiut Boby Fetta.



Lucasowi animacja się spodobała, więc w 1984 dał zielone światło do rozpoczęcia produkcji kolejnej, stanowiącej jej swoisty spin-off: „Droids: The Adventures of R2-D2 and C-3PO”. Serial opowiada o przygodach wyżej wymienionych droidów, które co rusz zmieniają panów (gdyż nie zdążyły wrócić do kapitana Antillesa), przy okazji pakując się w kłopoty. Kilka aluzji do „Droids” pojawia się w prequelach, ale poza tym nie wywarły wielkiego wpływu na kanon - bo i cóż można zrobić z jednym tylko sezonem, liczącym 13 odcinków. Więcej szczęścia miały produkowane jednocześnie „Ewoki”, które kontynuowały wątki przedstawione w „Powrocie Jedi” i telewizyjnych filmach o mieszkańcach Endora. A były to wątki bardzo, bardzo fantastyczne: możemy spotkać tam wróżki, wiedźmy i magię. Mimo kiepskiej oglądalności, seria doczekała się dwóch sezonów z 35 odcinkami, a aluzje do niej pojawiają się także w nowym kanonie, choćby w „Battlefroncie II” czy „Siłach przeznaczenia”.

Trzeba było potem czekać aż do 2003 roku, by na ekrany telewizorów powróciły animowane „Gwiezdne Wojny”. Za dwa lata miał się pojawić ostatni (jak wówczas myślano) film Sagi, więc Hasbro poprosiło Lucasfilm o stworzenie czegoś, co by podkręciło sprzedaż figurek. Taka jest geneza „Wojen klonów” Genndy'ego Tartakovsky'ego, legendarnego twórcy „Laboratorium Dextera” i „Samuraja Jacka”. Serial przedstawia konflikt pomiędzy Separatystami a Republiką jedynie fragmentarycznie: widzimy jego początki w pierwszych dwóch sezonach i koniec w trzecim. To tutaj zadebiutował łowca nagród Durge, dowiedzieliśmy się skąd Anakin miał bliznę, a także kiedy generał Grievous po raz pierwszy pokazał się publicznie. Mimo krótkiej formy (3-15 minut) serial pokochali fani - może za mroczną atmosferę, może za swego rodzaju oszczędność przekazu połączoną z epickością. Tak czy siak, jest to ważny kamień milowy w historii, bo gdyby nie on, nie miebyśmy tego wszystkiego, co mamy dziś.



To właśnie dzięki wpływowi Tartakovsky'ego serial „The Clone Wars” ma taki kształt, a nie inny. Choć prace nad nim rozpoczęły się już w 2005 roku, to trzeba było czekać do 2008, by zadebiutował film kinowy w reżyserii Dave'a Filoniego, którego dziś uważa się za ojca współczesnej starwarsowej animacji. TCW pod wieloma względami stanowi swoisty koniec, a zarazem początek ery. Początkowo nielubiany przez wielu ze względu na momentami toporną animację, styl, postać Ahsoki, a przede wszystkim zaprzeczanie ustalonemu kanonowi, wraz z kolejnymi sezonami zyskał sobie rzeszę fanów. Jako jedyna animacja, która przetrwała zdekanonizowanie niemal całego ówczesnego starwarsowego dorobku, stała się także swego rodzaju furtką, dzięki której elementy Legend mogły pojawić się w nowym kanonie. Przejęcie Lucasfilmu nie obyło się jednak bez echa: TCW zostało skasowane. Nikt tak naprawdę nie wie dlaczego, lecz wówczas mówiono z jednej strony o niechęci Disneya do Cartoon Network (mimo że stacja była otwarta na współpracę), z drugiej o wczesnej polityce firmy, która skupiała się niemal wyłącznie na okresie Oryginalnej Trylogii. Całe szczęście głos setek fanów został usłyszany i w przyszłym roku dostaniemy nowe odcinki, które zamkną niedopowiedzianą historię.

Dzieckiem wyżej wymienionej polityki firmy stali się wprowadzeni na miejsce TCW „Rebelianci”, którzy skupiają się na początkach ruchu oporu przeciwko Imperium. Filoni mógł tu zrealizować swoją wizję serii w bardziej kameralnym klimacie, ze stałą, sześcioosobową drużyną, latającym „domem”, jakim był statek „Duch”, czy wreszcie miejscem akcji, czyli planetą Lothal. Tak oczywiście było na początku, bo z każdym kolejnym sezonem przybywało i miejsc, i bohaterów. Choć serial zakończył się zgodnie z planem po czterech sezonach, to została w nim otwarta furtka - i to otwarta na całą szerokość, bo wątek zaginionych Ezry i Thrawna do tej pory rozpala wyobraźnię fanów. Filoni parokrotnie podkreślał już, że chciałby dokończyć opowiadać tę historię.



Na razie ostatnim kanonicznym serialem są „Siły przeznaczenia”, które w krótkich, 3-minutowych opowieściach skupiają się głównie (choć nie tylko) na postaciach kobiecych z Sagi, no i stanowią reklamę lalek firmy Hasbro. FoD nie spotkały się ze zbyt ciepłym przyjęciem, ale też nie wnoszą za wiele ani do kanonu, ani do indywidualnych historii bohaterów. Podobno możemy spodziewać się kontynuacji, choć na razie twórcy milczą.

Wszystko powyższe stanowi (lub stanowiło) kanon, natomiast nie możemy zapominać o produkcjach komicznych. Tu prym wiodą przede wszystkim serie LEGO, począwszy od krótkich filmików wrzucanych jedynie na stronę producenta klocków, jak te z „Zemsty Sithów”, aż po pełnoprawne serie: „Kroniki Yody” (2013) opowiadające o perypetiach tytułowego mistrza i jego padawanów, „Opowieści droidów”, czyli spojrzenie na Sagę z perspektywy Artoo i Threepio, czy wreszcie „Przygody Freemakerów”, ładnie nazwane przez jednego z twórców „kanoniczną parafrazą” i opowiadające historię rodziny złomiarzy-mechaników. Co jakiś czas daje znać o sobie „Detours”, komedia Setha Greena, która jest już ukończona, ale na razie ją „odłożono”. Podobno ma się pojawić na platformie streamingowej, choć na razie to tylko plotka.

A skoro o platformie mowa, to ta z pewnością da Disneyowi wiele możliwości stworzenia kolejnych opowieści z wykorzystaniem animacji, więc z pewnością będziemy mieli na co czekać. A tymczasem zapraszamy Was do zapoznania się z naszymi artykułami.

Wszystkie atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (6)
Loading..