"dwuznaczność" lub wieloznaczność języka, tego, iż pod danym słowem rozumiane są różne treści w zależności od kontekstu rodzajów założeń, "gleby" światopoglądowej na pewno TAK, oraz kontrowersje z tym związane, czy negatywne konotacje nawet o charakterze odruchu warunkowego-trzeba by dojść przyczyn co go uwarunkowało lecz nie do końca o tym chcę powiedzieć...
Często jest tak, że patrząc na ten sam widok (obraz), każdy z nas widzi i uwypukla w nim inne aspekty przez własny pryzmat doświadczeń i zasymilowanych poglądów; (jeśli jest on bardzo rozległy tak, iż nie możemy objąć go od trazu w całośći, bo np. stoimy za blisko lub za daleko i nie widzimy wówczas szczegółów, a :diabeł w nich tkwi" ; na zasadzie (upraszczam) cyt. "ta szklanka jest do połowy pełna; ależ nie! Ta szklanka jest do połowy pusta!" co nie zmienia faktu, że szklanka jest i w szklance zawiera się taka sama ilośc płynu.... Reasumując jako rodzaj ludzki podlegamy tym samym oddziaływaniom, uwarunkowaniom, pewnym współnym mianownikom rzeczywistości, lecz są różnice co do sposobów tłumaczenia sobie i jej percepcji ( dla mnie to swoista wieża babel dlatego trudno się dogadywać ), lecz znając własne ograniczenia, można spróbować i z mojego punktu widzenia próby takie są zawsze właściwym wysiłkiem, choć nie za wszelką cenę i nie koniecznie za cenę utraty w tym procesie własnego spojrzenia na rzeczywistość, czy sztucznego rozmydlania istniejących naturalnych granic (to jeden z warunków pewnej autentyczności); (choć trzeba mieć odwagę zakwestionować własne PRAWDY, poprzez empatię spróbować spojrzeć na temat z innego punktu widzenia, spróbować innego modelu zakłożeń i dowodzenia-ciągle się tego uczymy i ja także)... by osiągnąć dojście do tego, potrzebny jest dialog. Trzeba określić i wypracować wpierw wspólny zbiór pojęć i swoisty "język", by był on czytelny dla zainteresowanych, by nie dochodziło do takich sytuacji, że odpowiednio manipulując językiem tudzież różnymi modelami logiki zmieniamy opis rzeczywistośći już na tyle, że szklankę która jest i którą wspólnie widzimy rozbijamy z powodu różnicy zdań, a zawartość się rozlewa - często dziecko z kąpielą, bądź dochodzi do innych jeszcze przypadków zniekształceń związanych z przekazywaniem opisu tej rzeczywistości dalej - (często mamy tu do czynienie ze świadomą manipulacją w celu osiągnięcia korzyści własnych czy to intelektualnych, czy innych; a nie dojśćia do jakiejś PRAWDY OBIEKTYWNEJ lub chociaż KONSTRUKTYWNEJ, bądź chociaż wzajemnego pokojowego nastawienia)....
Dodał bym, że pewne rzeczywistości także niekoniecznie muszą się się zmieniać tylko dlatego, że zmienia się sposób mówienia o nich (z powodu lobby, mody, trendu, koniunktury politycznej, społecznej, ideologicznej itd... itp...), który je opisuje, czy próbuje wyrażać o nich opinie lub zmieniać akcenty w ich przedstawianiu opinii publicznej.
Przykładowo w systemie katolickim jak w każdej innej religii (czy każdym modelu światopoglądowym) są pewne "CONSTANS"-inaczej system nie był by sobą, lecz już czymś innym, które nie ulegają w swym rdzeniu zmianie, mimo, że mogą być wyrażone adekwatnymi dla współczesnośći definicjami, bardziej lub mniej zrozumiałym językiem przybierać taką, czy inną formę i pewnego koniunkturalizmu, czy liberalizmu tu być nie może....
Wrócę tu jeszcze na moment do słowa "święto", to że ma ono swój wymiar laicki (czy potoczny)-to dobrze, że taki posiada (język jest żywy i ewoluuje), nie oznacza jednak, że zatraciło ono swój rzekł bym w cudzysłowiu "pierwotnie religijny głębszy wymiar, czy źródłosłów", a co za tym idzie pewne treści i sposoby interpretacyjne własciwe dla danego system.
Ja bynajmniej nie próbuję deskredytować "laickiego/powszechnego/zwyczajowego" rozumienia, czy narzucać Komuś czegokolwiek (dodam tu, że pod różnymi szerokościami geograficznymi słowo "święto" w rozumieniu zarówno religijnym jak i potocznym zawiera w sobie różne treśći). Staram się tylko zamanifestować również ten "inny niż potoczny" wymiar patrzenia na temat/ty/słowa/a co za tym idzie treśći/ich znaczenia jakie miały (tu konkretnie chodziło o chrześcijaństwo w tym katolickie)-takie jakie miały one np. w takiej czy innej tradycji/religii; także by pobudzić, zwrócić uwagę na to, że są różne warianty treściowe, często nieprzystające do siebie "znaczenia tych słów i ich rozumienia". Jesli bierzemy jakieś słowa wypracowane i właściwe dla danej grupy dajmy na to światopoglądowej i próbujemy za pomocą ich formułowania tłumaczyć coś co jest sprzeczne z wewnętrznym i pierwotnym sensem znaczenia tych słów (w tamtym światopoglądzie, np. mówimy o kościele nie rozumiejąc jego fundamentalnych założeń), to wchodzimy na kruchy lód-manipulacji/relatywizacji, żonglerki pojęciami i całą "filozofią", która za nimi się kryje. Tak jak pojęcia możemy (jak mówi nam logika arystotelesowska) rozumieć w sensie ścisłym, szerokim itd... itp... i wówczas co innego one znaczą..
Zasygnalizuję też, że w tym wszystkim jest problem również dla języka religijnego, który w pewnym miejscu został "w tyle" za ewolucją jego świeckiej wersji w życiu społecznym, stąd główny problem, by dostosować go do współczesnych "standardów" i "znaków czasu" ( w tym rozwoju nauki i kultury), by był bardziej czytelny dla wspólczesnych, by słowa nie zatracały swego pierwotnego znaczenia i nie były "spłycane" przez mowę potoczną. Z drugiej strony można sobie zadać trud i spróbować poznać specyfikę języka religii, takiej czy innej jej "teologii, czy antropologii"), by ją lepiej zrozumieć, zarówno w szerszym jak i szczegółowym zakresie. Dam przykład z teologii niemieckiej "...lepiej zrozumie Biblię ten, kto pozna tzw. ""sitz in leben""- szczególowe realia tamtych czasów, w których spisywano poszczególne księgi, tło historyczne, mentalność hagiografów, rodzaje światopoglądów w których wzrastali, sposobów formułowania myśli, opisu i definijowania rzeczywistośći-(uniknie sie wówczas błędu przeciwstawiania sobie często pozornie sprzecznych prawd jak: teorii ewolucji Darwina i alegorycznego zapisu Księgi Rodzaju"; inny przykład mówiąć o samym człowieku i jego wyzwoleniu od "zła"i osiągnięciu "dobra" przykładowo w: buddyzmie i chrześćijaństwie dojdziemy do zupełnie róznych wniosków operując tymi pojęciami, gdyż kryją one w sobie zupełnie inne treści i założenia, choć powierzchownie rzecz ujmując mówią one o tym samym.
Tak więc mimo, iż wychodzimy ze wspólnego mianownika-człowiek/spoglądanie i opis rzeczywistości-jej odbiór jest różny, tak jak różni my jesteśmy-trzeba tu wspólnej platformy-jest nią dialog....
Ważnym jest też, by mieć świadomość tego, iż proces ten prowadzący do wzajemnego "wzajemnego zrozumienia, poszanowania i tolerancji" jest czymś złożonym, a gdy dotyka jeszcze wielowiekowych tradycji a co za tym idzie przyzwyczajeń, różnic programowych ideowych, to bez odpowiedniego przygotowania się do rozmowy, staje się ona jedynie SŁOWNĄ PRZEPYCHANKĄ i prowadzi z powrotem do punktu wyjścia, bo zaczynają wówczas do głosu dochodzić emocje, a te prowadzą do uogólnień, które niosą w sobie zalążek zniekształcenia wielowątkowej i złożonej PRAWDY/PRAWD światopoglądowej....
Dlatego mój Przyjacielu Sebastiannie są dwa wyjścia, albo dialog, albo jego brak, by jednak go rozpocząć trzeba ustalić pewne jego warunki (akceptowalne dla obu stron) m.in.: wzajemne poszanowanie, wyzbycie się uprzedzeń, określenie pewnych granic i zakresu, uściślenia języka właśnie, metod, płaszczyzn/y spotkania, pewnego rodzaju otwartośći, empatii, gotowośći do zakwestionowania własnych prawd, umiejętności słuchania (czego Tobie raczej nie brakuje jak zauważyłem ) itd...
Wiesz, mimo wszystko "nie zaklinam rzeczywistośći", mogłeś nie do końca mnie zrozumieć, ona zawsze była niejednorodna-nihil novi dla mnie, jednak samo to, że ludzie "niereligijni" używają na okreslenie swoich zwyczajów określenia "świętowania" terminologii o "rodowodzie"o charakterze religijnym, jest paradoksem samym w sobie - i pewną przesłanką do twierdzenia, że istota ludzka z natury swojej jest mimo wszystko religijna (Marks kiedyś powiedział, za jednym z niemieckich filozofów, że jeśli nie było by Boga to należało by go wymyśleć), tworzy sobie ona rozmaite systemy odniesienia tej " religijnej przypadłośći" choćby nawet w asymilacji pewnych pojęć i budowania pewnych zchowań, które zasadzają się na pewnych modelowychschematach znanych od dawna, bądź na zasadzie odcięcia się od nich, a odcinanie sie tzw. "laickośći" od "nielaickośći" nabiera często charakteru mocno zdogmatyzowanego łącznie z całymi "antystrukturami" itd...
Jeśli dobrze zrozumiałem Twoje intencje końcowe to zgadzam się z Tobą, że są w społeczeństwach (dodam wszystkich) religii i kultur są ludzie niereligijni, są też tacy, którzy przykładowo są antyreligijni lub są antyteistami; ale nawet ich postawa negacji jest często swego rodzaju "wiarą opartą na kontestacji i ""negatywnych"" założeniach" podpierających ich własny punkt widzenia . Moim zdaniem mają do tego takie samo prawo jak wierzący, a i jednych i drugich wolność w tym zakresie kończy się w momencie, w którym wcielane przez nich ich zasad życia i norm- i ich realizacja nie staje się działaniem krzywdzącym realnie inne grupy ludzi...
Gdyby wspólną płaszcyzną dialogu stało się budowanie POKOJU na świecie, by żyć razem jak w mozaice w jednośći (dla pokoju jako ludzkość), a zarazem w różnorodności i poszanowaniu odrębności (bo i tak jesteśmy na siebie skazani: różnie wierzący i niewierzący), to żyło by się lepiej wszystkim bez względu na opcje i przekonania światopoglądowe, choć niezbędne są do tego dobra wola, wspólny wysiłek w działaniu i uczciwość/rzetelność w dialogu, wyzbycie się zapędów dyktatorskich i chęci dominacji jednych nad drugimi, narzucania czegokolwiek. Tym "optysemistycznym" akcentem (za S. Lemem) kończę i DOBRANOC.